31.08.2014

Rozdział 8

Wstałam z łóżka i spojrzałam jeszcze raz na śpiącego Michała. Uroczo wyglądał taki nieogarnięty. Jesteście pewnie ciekawi, czy coś między nami doszło. Otóż nie, nie doszło. Nie jestem gotowa, a Kubiak nie naciskał, za co byłam mu wdzięczna. Udowodnił, że naprawdę mu na mnie zależy. Zaimponował mi. Martwiło mnie tylko to, że musimy się ukrywać.
Wzięłam prysznic i się ubrałam (link). Włosy związałam w koka. Skierowałam się do kuchni w celu zrobienia śniadania. Gdy przygotowywałam kanapki, to usłyszałam czyjeś kroki w mieszkaniu. Po chwili ręce przyjmującego znalazły się na moich biodrach. Pocałował mnie w skroń.
 - Dzień doberek – wyszczerzył się.
 - Głodny? – spytałam, kładąc plasterki ogórka na kanapki.
 - Bardzo – oblizał się. – Skoczę szybko się ogarnąć i zaraz wracam.
Skradł mi całusa i wyszedł. Uśmiechnęłam się pod nosem. To było takie piękne, że aż ciężko było mi uwierzyć, że prawdziwe. Po krótkim czasie kanapki były gotowe, więc pełen ich talerz położyłam na stole. Zaczęłam jeść, a po kilku minutach dołączył do mnie przyjmujący. Było już za dziesięć ósma, więc ubraliśmy kurtki i zeszliśmy na dół.
 - Ciekawe, ile Zbyszek się spóźni na trening – pokręcił głową siatkarz, otwierając mi drzwi od swojego Infiniti.
 - Mogę mieć do ciebie prośbę? – spytałam, gdy zajął miejsce obok mnie.
 - Możesz – uśmiechnął się i odpalił silnik.
 - Załatw Zibiemu karne okrążenia – uśmiechnęłam się łobuzersko. – Tak ze specjalnymi pozdrowieniami ode mnie.
 - Bardzo chętnie – puścił mi oczko. – Wredna jesteś, wiesz?
 - Obiło mi się o uszy.
Misiek podwiózł mnie pod szkołę. Pożegnałam go tylko buziakiem w policzek, bo ktoś jednak mógłby nas zauważyć. Na chodniku czekała na mnie Gabi. Przywitałam się z przyjaciółką.
 - Ty dziś nie z bratem? – pytała trochę zdziwiona.
 - Brat śpi, bo w nocy jakoś nie mógł – zaśmiałam się. – Dziewczynę sobie w końcu znalazł.
 - To ty masz szansę się do Kubiaka zbliżyć – szturchnęła mnie, a ja spojrzałam na nią dziwnie.
 - To jest tylko przyjaciel. W dodatku Zibiego też – odparłam.
 - A ja nadal sądzę, że ciebie do niego ciągnie – puściła mi oczko.
 - Bo jesteś chora – wzruszyłam ramionami. Ściągnęłam kurtkę w szatni i ruszyłam do klasy. Starska podążyła za mną.

Dzień, jak co dzień. Oczywiście byłam wykończona psychicznie. Standard. Nie znosiłam szkoły, a dokładniej lekcji. Uczyliśmy się masy niepotrzebnych przedmiotów, by potem i tak iść w kompletnie innym kierunku. Gdzie tu logika drodzy państwo? Miałam tylko nadzieję, że nie skończę w Biedronce, czy Mc Donald’s. Najwyżej Zbyszek będzie mnie do końca życia utrzymywał.
Wróciłam do domu, obwieszczając swoje przybycie głośnym trzaśnięciem drzwiami.
 - Drzwi rozwalisz – krzyknął mój brat z salonu. Zignorowałam jego uwagę i się rozebrałam. Poszłam do niego. Nie wyglądał za ciekawie. Był jakiś taki strasznie zmęczony.
 - A ty co taki niemrawy? – spytałam.
 - Nawet mi nie mów – syknął. – Zajebie kiedyś tego Kubiaka.
I w tym momencie przypomniałam sobie moją poranną prośbę do przyjmującego. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
 - Co ci takiego Kubiaczyna zrobił? – zaśmiałam się.
 - Spóźniłem się trochę na trening, a on od razu poleciał do Lorenzo żeby mi wlepił kilka kółek za karę.
Parsknęłam śmiechem.
 - Oj nie jemu Zbysiu dziękuj, nie jemu – pokręciłam głową. Brunet spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili skumał, o co mi chodziło. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, to leżałabym martwa.
 - Gdybym miał siłę, to bym cię zabił – warknął.
 - To kara, braciszku – wyszczerzyłam się.
 - Niby za co? Znowu Michał ci kazał horror oglądać, czy co?
 - Michał przypadkowo wygadał się, że mnie oszukałeś – wbiłam w niego wzrok. – Wcale nie grozi mi wywalenie ze szkoły.
 - Ja pierdolę. No zabije go – uderzył lekko głową o oparcie kanapy.
 - Tknij go, a zginiesz – pogroziłam mu palcem.
 - Co, teraz się będziecie solidaryzować? – prychnął.
 - A żebyś wiedział – puściłam mu oczko. – Zrobiłeś jakiś obiad?
 - No chyba śnisz, dziecko.
 - To zamawiam pizze – westchnęłam.


Dni mijały w dość szybkim tempie. Nawet się nie zorientowałam, a nadszedł 14 styczeń. W tym oto dniu odbyć się miała moja studniówka, czyli impreza, której wyczekiwali wszyscy licealiści. Od rana byłam  trochę zestresowana, bo w części artystycznej miałam wystąpić. Na podstawie jakiegoś kabaretu zrobiliśmy skecz o naszej klasie i nauczycielach. Zawsze się denerwowałam przed publicznymi występami. Miałam jednak nadzieję, że nie popełnię jakiejś strasznej wpadki i wszystko pójdzie zgodnie z planem. 
Gdy tylko wstałam, to zaczęłam się przygotowywać. Miałam umówioną wizytę u kosmetyczki, gdzie zajęła się mną przemiła pani. Zrobiła mi manicure i pedicure. Makijaż miała mi zrobić przed samym wyjściem, bo zamówiłam wizytę do domu. Około 16 przyszła fryzjerka, która zrobiła mi cudo na głowie (link). Po prostu nie mogłam wyjść z zachwytu, że z moich drutów da się coś takiego zrobić. Tona lakieru powinna zrobić swoje i w takim stanie moje włosy miały dotrwać do końca, czyli do rana. Następnym krokiem było ubranie się. Sukienkę miałam już od dawna (link). Byłam bardzo z niej zadowolona. Makijażystka zrobiła mi delikatny makijaż i byłam gotowa. Wyszłam z pokoju. Zbyszek zagwizdał na mój widok. Michał natomiast otworzył szeroko oczy.
 - Może być? – spytałam i okręciłam się wokół własnej osi.
 - Siostra, wyglądasz jak chodzący milion – stwierdził.
 - Popieram – dodał Misiek, puszczając mi oczko. Zarumieniłam się.
 - To jedźcie już, bo się spóźnicie. Tylko, Misiek, łapy przy sobie – Zibi pogroził przyjmującemu palcem. Szatyn zaśmiał się tylko. Biedny, nieświadomy Bartman. Założyłam żakiet i płaszczyk. Wyszliśmy z mojego mieszkania. Gdy byliśmy piętro niżej, to Michał przycisnął mnie do ściany i namiętnie pocałował. Zamruczałam zadowolona.
 - Nie słuchasz mojego brata – stwierdziłam z uśmiechem.
 - Od zawsze taki buntownik byłem – puścił mi oczko i ostatni raz wpił się w moje wargi. Po chwili siedzieliśmy już w Infiniti przyjmującego i pojechaliśmy w kierunku miejsca, gdzie mieliśmy spędzić najbliższą noc i świetnie się bawić.
Studniówka okazała się oczywiście małym pokazem mody. Każda dziewczyna chciała mieć sukienkę lepszą od drugiej. Było wiadome, kto przegra – Iza. Jej ‘’kreacja’’ najbardziej rzucała się w oczy z powodu swojej tandetności. Tragedia po prostu.
 - Ja pierdolę, co to jest? – skrzywił się Michał, patrząc na Izkę. Zaśmiałam się. W dodatku blondi musiała zaliczyć niedawno wizytę w solarium. Ludzie, skąd się takie cudaki biorą?
 - Nasz klasowy plastik – odparłam.
 - Współczuję – pokręcił głową.
Bal rozpoczął się tradycyjnie polonezem. Nie lubiłam tego tańca, ale co poradzić – taki zwyczaj. Potem była część artystyczna i w końcu impreza właściwa. Po przebraniu się wróciłam do Miśka. Świetnie się bawiliśmy w towarzystwie moich znajomych. Oczywiście alkoholu nie zabrakło, bo uznaliśmy, że lepiej żeby był, bo potem by wszyscy gdzieś latali po to aby się napić.
 - Dobrze się bawisz? – zapytałam Michała, gdy tańczyliśmy któryś już raz.
 - Fantastycznie – wyszczerzył się. – Czuję się jak na własnej studniówce, a to dawno temu było.
 - Co poradzić. Starość – wystawiłam mu język. Okręcił mną w tańcu.
 - Niedobra ty – pokręcił głową. – Chodź w jakieś ustronniejsze miejsce – szepnął mi do ucha. Zgodziłam się. Wynajęty lokal był jednocześnie domem weselnym, który posiadał na górze pokoje do wynajęcia. Ukradkiem wymknęliśmy się na pierwsze piętro. Gdy upewniliśmy się, że nikt nas nie widzi, to Michał od razu przyssał się do moich warg.
 - Już nie mogłem wytrzymać – zaśmiał się lekko.
 - Ja też – uśmiechnęłam się i ponownie go pocałowałam. W tym momencie usłyszeliśmy jakieś dźwięki z pokoju obok. Nie trudno było się domyślić po tych jękach i stękaniu, co owi ludzie robili. Ale żeby aż tak się nie pohamować? Damski głos wydawał się być dla mnie bardzo znajomy. Dziewczyna wręcz krzyczała imię jakiegoś chłopaka. Wtedy już byłam pewna.
 - O kurde, to Izka – oderwałam się od Kubiego.
 - Ten plastik? – spytał dla pewności. Kiwnęłam głową. Siatkarz parsknął śmiechem.
 - Ciiiszej – upomniałam go.
 - Aż dziwne, że takie coś kogoś ma – pokręcił głową rozbawiony.
 - Niektórzy ludzie lubią duże cycki i tapetę na twarzy – wzruszyłam ramionami.
 - Ale prawdziwi faceci wolą te naturalne piękności – wyszeptał mi do ucha. – Jak np. ty.
 - Za bardzo mi dziś słodzisz – objęłam go za szyję i spojrzałam mu w oczy.
 - Bo ślicznie wyglądasz – pogładził mój policzek i ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Tak się w  tym zatraciliśmy, że aż odskoczyłam wystraszona, gdy usłyszałam, ze Iza otwiera drzwi. Szybko pociągnęłam Michała do jakiegoś pokoju, który o dziwo był otwarty. Odetchnęłam z ulgą, bo blondynka nas nie zauważyła.
 - Blisko było – zaśmiał się Michał.
 - Ma się ten siatkarski refleks – puściłam mu oczko. – Wracamy?
 - Mam ochotę potańczyć – wyszczerzył się.
Wyszliśmy więc z ukrycia i wróciliśmy na salę. Praktycznie ani na moment nie zeszliśmy z parkietu. Bawiłam się doskonale. Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Około 4 zostali już nieliczni. Nie było sensu żebyśmy zostali tu sami, więc też wezwaliśmy taksówkę i wróciliśmy do naszego bloku. Miałam już skręcać do siebie, ale powstrzymał mnie Michał.
 - Chcesz im przeszkodzić? – pokręcił głową.
 - Im?
 - No chyba nie myślisz, że Zibi by przepuścił taką okazję, że ma wolną chatę – zaśmiał się.
 - No fakt – uderzyłam się w czoło, bo przyjmujący miał rację.
 - Chodź, przygarnę cię do siebie – puścił mi oczko i splótł swoje palce z moimi. Skierowaliśmy się więc do mieszkania przyjmującego. Byłam zmęczona, ale znalazłam w sobie dość siły żeby wziąć prysznic. Kubiak użyczył mi swojej koszulki, która sięgała mi nieco za tyłek. Wysoki wzrost robi swoje. Wróciłam do sypialni, gdzie leżał już przyjmujący. Położyłam się obok i wtuliłam w jego tors. Pocałował mnie czule na dobranoc. Po chwili oboje już byliśmy w krainie Morfeusza.

Obudziłam się około godziny 13. W łóżku byłam sama. Przeciągnęłam się i wyszłam z sypialni. Swojego chłopaka znalazłam w kuchni. Objęłam go od tyłu.
 - Wyspana? – zapytał, odwracając się w moją stronę. Pocałował mnie namiętnie. Zamruczałam zadowolona.
 - Nawet, nawet – odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.
 - Siadaj, zaraz będzie gotowa jajecznica.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i 10 minut później byłam już po śniadaniu. Przebrałam się we wczorajsze ubrania, pożegnałam z Miśkiem i wróciłam do swojego mieszkania.
 - No w końcu wróciłaś – zaśmiał się mój brat.
 - Nie chciałam wam wczoraj przeszkadzać – wyszczerzyłam się.
 - Skąd wiesz, że nie byłem sam? – uniósł pytająco jedną brew.
 - Jestem twoją siostra, głupku – wystawiłam mu język. Okej, troszkę nagięłam prawdę.
 - Jak studniówka? Udana?

 - Bardzo – uśmiechnęłam się szeroko. – Poczekaj, przebiorę się i pogadamy.

_____________________

I oto kolejny rozdział, ale jest on z cyklu tych, które najmniej mi się podobały. nie wyszedł ;/
Ale na pocieszenie macie wczorajszy wspaniały mecz <3
raaany, aż nie wiem jakich słów użyć żeby opisać jak zajebiście się czułam na stadionie! Atmosfera genialna! Medżik<3
Pozdrawiam ;*

24.08.2014

Rozdział 7

Cały weekend przesiedziałam w domu, a dokładniej w swoim pokoju. Byłam w złym humorze i lepiej dla ludzkości było zostawienie mnie w spokoju. Zbyszek na drugi dzień już ochłonął i chciał mnie gdzieś wyciągnąć, ale nie miałam ochoty. Nie uśmiechało mi się iść w poniedziałek do szkoły, bo byłam pewna, że gdy zobaczę tą wytapetowaną buźkę Izy, to się zacznie we mnie gotować. Nikt mnie tak nie wkurzył, jak ona. A najgorsze było to, że nie mogłam już przegiąć. Nigdy nie byłam aniołkiem i nie łatwo się ze mną żyło. W dodatku mój brat zachowywał się tak, jakby nigdy nie był w moim wieku. A był i zachowywał się identycznie.
W niedzielę zostałam w mieszkaniu sama, ponieważ po południu Zbyszek wyszedł. Umówił się z Asią i raczej nie zanosiło się żeby tego dnia szybko wrócił. Wzięłam więc laptopa do salonu i podłączyłam do telewizora. Zrobiłam sobie miskę popcornu. Szykowało mi się filmowe popołudnie. Może nawet i wieczór. Jak miło. W połowie fajnej komedii ktoś zaburzył mój spokój. Niechętnie zatrzymałam film i poszłam otworzyć drzwi. Na wycieraczce stał Michał.
 - Zbyszka nie ma – powiedziałam na wstępie.
 - Wiem – uśmiechnął się. – Wiem też, że od piątku masz zły humor, więc oto zjawiam się ja, żeby ci go poprawić.
 - Yhym – mruknęłam. – To cześć.
 Chciałam mu zamknąć drzwi przed nosem, ale był szybszy i wślizgnął się do środka.
 - Ubieraj się – powiedział stanowczo.
 - Po co?
 - Idziemy na łyżwy – wyszczerzył się.
 - Nie chce mi się – stwierdziłam. – Poza tym nie umiem jeździć.
 - To cię nauczę. Nie przyjmuję odmowy. Ruszaj dupsko – pchnął mnie w kierunku mojego pokoju. W sumie, to chętnie bym się gdzieś przeszła, bo faktycznie przez cały weekend przesiedziałam w mieszkaniu, odizolowana od całego świata. Poszłam więc do siebie żeby zmienić dres na coś bardziej wyjściowego i ciepłego. Po kilku minutach wyszłam już kompletnie ubrana (link).
Skierowaliśmy się z siatkarzem w kierunku lodowiska. Wykupiliśmy wejście i wypożyczyliśmy łyżwy. Lodowisko było kryte, więc temperatura nie była aż tak niska, jak na zewnątrz, jednak odpowiednia, by lód się nie roztopił. Uznaliśmy, że wygodniej będzie jeździć bez kurtek. Kubiak wszedł już na płytę, a ja nadal stałam, jak sierota na brzegu, czy jak to nazwać. Przyjmujący spojrzał na mnie wyczekująco.
 - No? Na co czekasz? – zapytał.
 - Nie wiem, jak bezpiecznie wejść, żeby się na wejściu nie wywalić – skrzywiłam się.
 - Nie bój się i właź – zaśmiał się i podał mi rękę. Chwyciłam ją, a drugą przytrzymałam się bandy. Tak, udało się! Stałam na lodzie! Tylko co dalej?
 - To jedziemy –stwierdził z uśmiechem Kubi.
 - To ty tam sobie jedź, a ja tutaj koło bandy sobie postoję, czy coś – próbowałam się wymigać.
 - No nie bądź ofiarą i chodź – pociągnął mnie, ale mocno trzymałam się barierki. Westchnął zrezygnowany. – Pozwalam ci zrobić jedną rundkę koło bandy żebyś się oswoiła z lodem, a potem jedziemy razem na środek.
 - Muszę? – jęknęłam.
 - Nie musisz. Możesz od razu na środek – wyszczerzył się.
 - Okej, wybieram jedno okrążenie koło bandy – wycofałam się. Siatkarz oddalił się, a ja powoli zaczęłam się kierować do przodu. Nie było to znowu takie trudne, ale bezpieczniej czułam się przy bandzie. Niestety lodowisko nie było jakieś duże, więc szybko się ta moja rundka skończyła. Przyjmujący od razu znalazł się przy mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
 - A może jeszcze jedno okrążenie? – spytałam z nadzieją.
 - Nie wykręcisz się, mała – pokręcił głową.
 - Wielki się odezwał – prychnęłam.
 - Wyższy od ciebie, a to starczy. Chodź – wyciągnął w moim kierunku dłoń. Uścisnęłam ją i puściłam się bandy. Odetchnęłam głęboko. Ruszyliśmy powoli. Cały czas patrzyłam się w dół żeby się nie wywalić. Niestety upadki były nieuniknione i kilka razy leżałam na lodzie. Ciągnęłam wtedy Michała za sobą żeby nie leżeć sama jak debil. Dużo śmiechu przy tym było Świetnie się bawiłam i po godzinie już w miarę ogarniałam, jak się jeździ. Nawet jechałam bez trzymania się Michała. To był dla mnie wyczyn! Niestety zaraz potem wpadło na mnie jakieś dziecko i upadłam. Ale liczyło się to, że kilka sekund jechałam sama.
Półtorej godziny zleciało nam jak z bicza strzelił. Wróciliśmy do naszego bloku, wspominając różne śmieszne sytuacje z lodowiska.
 - To teraz zapraszam na ciepłą herbatę, bo trzeba się rozgrzać – uśmiechnął się, gdy zbliżaliśmy się do mojego mieszkania.
 - Raczej ja cię powinnam zaprosić w ramach podziękowań – odwzajemniłam gest.
 - Zbyszek mi pisał, że mamy im nie przeszkadzać, więc raczej skorzystamy z mojej propozycji – puścił mi oczko. Poszliśmy zatem do jego mieszkania. Ściągnęłam kurtkę oraz buty i skierowałam swoje kroki do salonu. Po chwili w rękach trzymałam kubek z gorącym napojem.
 - W sumie, to powinnam się odgryźć Zbyszkowi i wrócić jednak do siebie – doszłam do wniosku.
 - Przestań – machnął ręką. – Wkurzył się po prostu, a że oboje macie ciekawe charakterki, to rozpętała się wojna.
 - To naprawdę nie moja wina, że ta Iza tak mnie irytuje i podpuszcza – jęknęłam. – Jak widzę tą jej wytapetowaną buźkę, to mi się rzygać chce.
 - Jak pójdziemy na tą studniówkę, to muszę tą pokrakę zobaczyć – parsknął śmiechem.
 - Uwierz, nie przeoczysz jej.
 - Nie wątpię.
 - W dodatku teraz mam ją jeszcze bardziej ochotę zabić, bo mogę przez nią wylecieć ze szkoły – warknęłam.
 - Nie wylecisz – pokręcił głową.
 - Taa – mruknęłam. – Ona na pewno już wszystko wie i specjalnie coś wykombinuje żeby mnie udupić.
 - Nie grozi ci usunięcie ze szkoły, spokojnie.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Co?
 - Zbyszek mnie zabije, że ci powiedziałem – westchnął.
 - Michał, mów, co wiesz! – popędzałam go.
 - Twoja nauczycielka dzwoniła i się skarżyła, że zwiałaś zamiast iść do dyrektora. Zibi się wkurzył i wymyślił to, że ci grozi usunięcie, bo myśli, że dzięki temu się uspokoisz.
Zacisnęłam pięści z wściekłości.
 - Zabiję go, po prostu go zabiję – wysyczałam przez zęby. Już miałam wstać z kanapy, ale przytrzymał mnie Kubiak, kręcąc głową.
 - Daj spokój. Już i tak jest zły, że się 2 dni do niego nie odzywasz.
 - Teraz to będzie miał piekło – rzuciłam.
 - Na razie daj mu chwilę spokoju. Chyba w końcu zmądrzał i chce się ustatkować – zaśmiał się.
 - Oświadcza się Aśce?!
 - Co? Nie! Przynajmniej nie teraz – zaprzeczył od razu. – Ale chce żeby w końcu byli parą.
 - Najwyższa pora – wyszczerzyłam się. – Ale i tak ma przejebane.
 - Ej Bartmanówna, Bartmanówna – pokręcił głową.
 - Coś się nie podoba? – uniosłam jedną brew.
 - Skądże – zaprzeczył. Zmieniliśmy temat. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Tym razem stanęło jednak na komedii, bo Michał nauczył się, że ze mną horrorów się nie ogląda. Film jednak nie okazał się być rewelacyjny, bo śmieszny był tylko na początku. Zajęliśmy się zatem rozmową.
 - Przeszedł bym się na imprezę – westchnął przyjmujący.
 - Co za problem – wzruszyłam ramionami. – Klubów masz w okolicy pełno.
 - Ale nie taką – pokręcił głową. – Taką jak ostatni Sylwester, w znajomym gronie.
 - Urodziny masz niedługo, to się coś wykombinuje – puściłam mu oczko.
 - Nie wytrzymam – jęknął.
 - A w ogóle ty coś pamiętasz z Sylwestra? – zaśmiałam się.
 - Tu cię zdziwię, ale pamiętam wszystko – spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja parsknęłam śmiechem. – No co?
 - Szczerze wątpię. Zalałeś się w trzy dupy – stwierdziłam. Wiedziałam, że chce mi to tylko wmówić, żeby nie wyjść na głupka. Wiedziałam jednak, że prawda była inna.
- Może i miałem małe problemy z koordynacją ruchową, ale nic więcej – odparł pewnie. Spojrzałam na niego z politowaniem. – Przepraszam.
 - Za c… - nie skończyłam pytania, ponieważ nagle poczułam jego wargi na swoich. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam pieszczotę. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, ale czułam się tak cudowanie, że nie chciałam żeby przestał. Przyciągnął mnie bliżej siebie, obejmując w talii. Wplotłam palce w jego włosy. Jego język penetrował moją jamę ustna i idealnie współgrał z moim. Kompletnie się zatraciłam w tym pocałunku, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. W końcu odsunęliśmy się od siebie, próbując unormować oddech. Michał spojrzał niepewnie w moje oczy.
 - Przepraszam. Musiałem – szepnął.
 - Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam, bo to nurtowało mnie najbardziej.
 - Musiałem.
 - Ale dlaczego? – dopytywałam.
 - Bo się w tobie zakochałem – powiedział niepewnie i popatrzył mi głęboko w oczy. Na mojej twarzy malowało się zaskoczenie. Chciałam powiedzieć, że ja w nim też, ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Chyba milczałam zbyt długo. – Przepraszam, zapomnij o tym.Wygłupiłem się tylko...
Objęłam go za szyję i pocałowałam. Zdziwiła go moja reakcja, ale nie zaprotestował. Czułam nawet, że się uśmiecha.
 - Ja też się w tobie zakochałam – wyszeptałam prosto w jego wargi.
 - Naprawdę? – spytał z nadzieją. Kiwnęłam głową. – To dlaczego nie porozmawiałaś ze mną po Sylwestrze?
 - Dziwisz mi się? Bałam się, że to wszystko zniszczy, a nie chciałam się od ciebie oddalać – spuściłam wzrok. Siatkarz przytulił mnie i pocałował w czoło.
 - W sumie ja też udawałem, że tego nie pamiętam, bo się bałem. Przemyślałem sobie potem jednak wszystko i już w czwartek chciałem zaryzykować, ale nie udało mi się, bo wrócił Zbyszek.
 - No właśnie, Zbyszek – westchnęłam.
 - On się nie może dowiedzieć – pokręcił głową.
 - Ciebie zabije, a mnie zamknie w klasztorze.
Zaśmialiśmy się, choć to nie była zabawna sytuacja.

 - Czyli zachowamy się, jak jakieś dzieciaki i będziemy to ukrywać – uśmiechnął się i musnął moje wargi. Jeden dzień zmienił moje życie. Jeszcze wczoraj coś takiego pozostawało w sferze marzeń. A teraz? Teraz byłam z Michałem, ale niestety w ukryciu.

___________________

Zepsułam końcówkę ;/ Ale jakoś musiałam ich połączyć. To główny element mojej koncepcji, której po tym rozdziale możecie się już domyślić ;)
Wiecie, że następny rozdział będzie tu już podczas trwania MŚ? ^^
Pozdrawiam ;*

17.08.2014

Rozdział 6

Czwartek. Pół nocy nie mogłam zasnąć. Strasznie się stresowałam egzaminem praktycznym na prawo jazdy. Słyszałam opinie znajomych, którzy nie zdali od razu, bo egzaminator oblał ich za jakieś naprawdę głupie błędy. Musiałam więc jechać niemal idealnie, żeby zdać. Będzie ciekawie, zdecydowanie. Zbyszek odwiózł mnie na plac, z którego miałam wyruszyć. Życzył mi z Kubiakiem powodzenia. Siatkarze pojechali na trening, a ja miałam przeżyć najprawdopodobniej najgorszą jazdę w moim życiu. Mój egzaminator wydał się być w porządku człowiekiem, bo już na wstępie rzucił mi tekstem, że mam się nie stresować, bo on nie gryzie. Uśmiechnął się przy tym uroczo. Dodam, iż był młodym i dość przystojnym mężczyzną. Wsiedliśmy do samochodu. Zapięłam pas i sprawdziłam, czy lusterka są odpowiednio ustawione. Kątem oka zauważyłam, że egzaminator zanotował coś w swoim notesiku. W końcu ruszyliśmy. Jechałam z prawidłową prędkością, zatrzymywałam się na światłach, okrążyłam rondo, dobrze zachowałam się w sytuacji na skrzyżowaniu, na którym świateł nie było. Mimo to jednak bałam się, ze w końcu się na czymś wyłożę. No i chyba zaraz miało się to stać. Parkowanie równoległe. Na chodniku stały auta, a ja miałam zaparkować miedzy dwoma. Miejsca była na tyle, że samochód spokojnie się zmieści. Wzięłam głęboki oddech i starałam się nie uszkodzić żadnego pojazdu. Uff, udało się. Taką miałam nadzieję.
 - Koniec egzaminu – powiedział w tamtym momencie mój towarzysz. Spojrzałam na niego z nadzieją. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. – Gratulacje, zdała pani za pierwszym razem.
Aż pisnęłam z radości i z tych emocji przytuliłam egzaminatora. Zaśmiał się tylko i pokręcił głową. Musiałam teraz dostarczyć potrzebne dokumenty i wyrobić sobie prawko. Byłam strasznie szczęśliwa, bo rzadko zdarzało się, że ktoś zdał za pierwszym razem. Ja byłam tym nielicznym wyjątkiem.
Postanowiłam pochwalić się od razu bratu. Poszłam więc pod halę, bo za niedługo siatkarze kończyli trening. Znajomy ochroniarz bez problemu wpuścił mnie do środka. Usiadłam w korytarzu na ławce. Po kilku minutach siatkarze zaczęli opuszczać salę. Przybrałam grobowy wyraz twarzy, żeby nie skumali od razu, o co chodzi. Gdy Zbyszek mnie zauważył, to natychmiast pociągnął za sobą Michała i podeszli do mnie.
 - No i jak? – zapytał wyższy. Spojrzałam na niego z nieciekawą miną. – Aha… nie przejmuj się. Ja też nie zdałem za pierwszym razem i żyję. Za drugim ci się uda.
Objął mnie troskliwie ramieniem, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, jak jakaś psychiczna.
 - Zwariowałaś, czy co? – zapytał Kubiak.
 - Wkręcam was, głupki. Zdałam! – wyszczerzyłam się.
 - Ładnie to tak brata wkręcać? – oburzył się Zibi.
 - Patrz, twojej siostrze się udało zdać za pierwszym razem, a tobie nie – nabijał się przyjmujący. Mój brat zgromił go spojrzeniem. – Gratulacje, Zuza.
Siatkarz przytulił mnie mocno.
 - Dzięki, chłopaki – uśmiechnęłam się.

Wieczorem urządziliśmy takie małe świętowanko. Zaprosiłam Gabi, Asię i Michała. W takim oto gronie oblaliśmy zdanie przeze mnie egzaminu. Oczywiście wszystko z umiarem. Wypiliśmy po jednym kieliszku wina. Spędziliśmy miły wieczór. Zbyszek nie tknął jednak alkoholu i potem odwiózł dziewczyny do ich mieszkań. Michał natomiast został i zaproponował pomoc w sprzątaniu. Zgodziłam się, bo szczerze nie uśmiechało mi się samej siedzieć. W sumie to od Sylwestra nie byliśmy jeszcze sam na sam, ale jakoś się tym nie przejmowałam.
 - To kiedy zabierasz mnie na przejażdżkę? – zagadał siatkarz.
 - A kto powiedział, że kiedykolwiek cię wezmę? – uniosłam jedną brew.
 - Przecież to jasne, że mnie zabierzesz – wyszczerzył się, a ja parsknęłam śmiechem.
 - Jaki pewny siebie – pokręciłam głową.
 - Jak zawsze – puścił mi oczko. – W sumie to i tak mi się nie chce z tobą jeździć, bo baby zawsze jeżdżą powoli.
 - Coś ty powiedział?! – oburzyłam się i położyłam sobie dłonie na biodrach.
 - Nie znam jeszcze żadnej kobiety, która by jeździła więcej, niż 40 na godzinę.
 - Jak widać mało kobiet znasz, Michałku.
 - Chcesz mi powiedzieć, że ty jesteś jedną z nich? – spytał kpiąco i podszedł blisko mnie. Mierzyliśmy się wzrokiem.
 - Chcesz się ścigać? – walnęłam prosto z mostu.
 - No patrzcie – prychnął. – Jeszcze prawka nie odebrała, a już chce się ścigać.
 - Chcę ci tylko udowodnić, że się mylisz – skrzyżowałam ręce na ramionach.
 - Ścigać się z tobą nie będę, bo Zbyszek by mnie zabił, ale chętnie przetestuję twoje możliwości.
 - Kiedy i gdzie?
 - Zaraz jak odbierzesz prawko. Gdzieś za miastem, żebyś mogła się wykazać.
 - Umowa stoi – przytaknęłam.
 - Ostra z ciebie zawodniczka – odgarnął kosmyk z mojej twarzy i włożył go za ucho. Znowu przeszył mnie dreszcz.
 - Jakbyś nie zauważył, to nie jestem już dzieckiem i przez ostatnie kilka lat zdążyłam się zmienić – spojrzałam w jego oczy.
 - Zauważyłem właśnie – uśmiechnął się łobuzersko.
 - Cieszę się.
Nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
 - Lubię takie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do mieszkania wszedł Zibi. Siatkarze zajęli się rozmową o jutrzejszym meczu, a ja nie potrafiłam wyrzucić z głowy tego, co stało się przed chwilą. W co ten Michał pogrywał? Zachowywał się tak, jakby mnie podrywał. Ale dlaczego? Przecież nigdy nie dawał mi żadnych znaków, a raczej podkreślał, że każdy nieodpowiedni ruch może sprawić, że mój brat go zabije. O ostatnim pocałunku nie pamiętał, więc mógł się czuć bezpiecznie. Ale to przed chwilą? Nie ogarniam.

Wstałam rano i jak zwykle musiałam ścigać się z Zibim o to, kto pierwszy zajmie łazienkę. Tym razem ja wygrałam, bo mój braciszek potknął się o własne buty, których nigdy nie może włożyć do szafki, tylko są rozwalone po korytarzu. Zaśmiałam się, gdy zaklął pod nosem. Umyłam się, ubrałam (link) i poczesałam włosy. Postawiłam na kłosa. Do tego przejechałam rzęsy tuszem, a usta pomadką. Gotowa wyszłam z pomieszczenia, które po mnie zajął siatkarz. Zrobiłam sobie tosty, które od razu zjadłam. Narzuciłam kurtkę, wzięłam swoja torbę  i wyszłam ze Zbyszkiem z mieszkania. Podwiózł mnie pod szkołę, a sam pojechał na trening. Zostawiłam kurtkę w szatni i poszłam do odpowiedniej sali.
Nic ciekawego się nie działo. Matematyka i dwie biologie dość szybko mi zleciały. W końcu nadeszła moja ulubiona lekcja i w dodatku jedyna, na której mogę się odprężyć. Był to mianowicie WF. W końcu miałam na nazwisko Bartman, więc sport nie był mi obcy. Rozmawiając z Gabi poszłyśmy do szatni. Zaczęłyśmy się przebierać. Założyłam swój standardowy strój (link) i aż się wzdrygnęłam, widząc Izkę, która ubrała różowe, cekiniaste i błyszczące ubranie. To jest WF, czy promocja w lumpeksie? Poprawiłam swojego kłosa i ruszyłam z przyjaciółką w kierunku hali. Czekała już na nas nauczycielka. Sprawdziła obecność i wybrała osobę, która miała przeprowadzić rozgrzewkę. Tym razem padło na Klaudię. Po krótkim i byle jakim rozciąganiu nadeszła pora na grę. 90% naszych zajęć to była siatkówka i tym razem też tak było. Jak zwykle zostałam wybrana jedną z kapitanek. Na drugą zgłosiła się Iza. Wywróciłam oczami. Nie była ona jakaś wybitnie zła w tej dyscyplinie, ale były lepsze. Wybrałyśmy składy i rozpoczęła się gra. Stanęłam pod siatką i naprzeciwko było znienawidzona przeze mnie blondynka. Uśmiechnęłam się ironicznie w jej kierunku. Odpłaciła się tym samym. Nie znosiła mnie tak samo, jak ja jej. Na początku roku szkolnego było inaczej. Za wszelką cenę chciała stać się moją najlepszą koleżanką, tylko ze względu na mojego brata. Ja jednak nigdy nie miałam w zwyczaju zadawać się z plastikami, więc i tym razem nie było inaczej. Kilka kłótni, pocisków rzucanych w jej stronę wystarczyło, by zapałała do mnie szczerą nienawiścią.
Jako, iż wybrałam najlepsze dziewczyny z naszej grupy, to moja drużyna prowadziła. Iza aż zabijała mnie wzrokiem. Nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, gdy zepsuła zagrywkę. Chyba ją to wkurzyło, bo wbiła w następnej akcji dość ładnego gwoździa, którego nie obroniłam. Zaklęłam pod nosem. Nie lubiłam takich sytuacji. Blondi tylko uśmiechnęła się z wyższością. Postanowiłam zagrać tak, jak ona i gdy ruszyłam na zagrywkę, to użyłam swoich genów i zaserwowałam z wyskoku, posyłając Mikasę idealnie w Izę. Nie zdążyła jej odbić, ani się odsunąć i piłka uderzyła ją w głowę. Upadła z jękiem. Natychmiast nauczycielka przerwała grę i podbiegłą do dziewczyny. Inne osoby także zebrały się koło niej. Jedynie ja się uśmiechałam i krzyżując ręce na piersi obserwowałam całą tą sytuację z rozbawieniem. Przykro mi, nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką. Oczywiście Iza musiała trochę przeaktorzyć, udając, że strasznie cierpi, ma zawroty głowy, czy inne takie, a nasza naiwna wuefistka się na to nabrała. Pomogła blondynce wstać i usiąść na ławce. Wiola przyniosła od pielęgniarki woreczek z lodem i dała blondi, żeby sobie przyłożyła do głowy. Karkowska natychmiast do mnie podeszła, a jej mina mówiła sama za siebie.
 - Czy ty zwariowałaś?! – naskoczyła na mnie.
 - Ja tylko zaserwowałam – wzruszyłam ramionami.
 - Akurat nagle z taką mocą i precyzją? – warknęła.
 - Źle, że się staram? – prychnęłam.
 - Masz w tej chwili iść do Izy i ją przeprosić  - nakazała, a ja się zaśmiałam.
 - Nie mam zamiaru jej za nic przepraszać .
 - W takim razie idziesz do dyrektora.
 - Ale za co?! – oburzyłam się. – To był wypadek, a jej nic nie jest. Udaje, żeby mi dojebać.
 - Wyrażaj się – zgromiła mnie spojrzeniem. – W tej chwili idziesz do dyrektora.
 - W tej chwili, to ja sobie idę do domu, bo mam dość szkoły na dziś – warknęłam i skierowałam się do wyjścia.
 - Zuza, możesz być pewna, że nie ominie cię kara! – krzyknęła jeszcze za mną. Spojrzałam na ‘’pokrzywdzoną’’ i zauważyłam na jej twarzy triumfalny uśmieszek. Nic jej nie było i wszyscy, oprócz naszej nierozgarniętej nauczycielki o tym wiedzieli. Zacisnęłam dłonie w pięści i opuściłam salę. Przebrałam się w szatni i wyszłam ze szkoły. Zastanawiałam się przez chwilę, gdzie się udać. Skierowałam się do mieszkania. Pogoda była ładna i nie było aż tak zimno, więc postanowiłam się przejść żeby ochłonąć. Miałam ochotę rozszarpać tego plastika. Kolejny raz przez nią obrywałam. Zawsze zgrywała ofiarę, a ja wychodziłam na tą najgorszą i w dodatku bez skrupułów. Ale ja po prostu nie dam sobą pomiatać i zawsze się odpłacam za wszystko.

Weszłam do mieszkania i się rozebrałam. Usłyszałam głosy w salonie, wiec tam się udałam. Na kanapie siedział Zbyszek z Michałem. Zamilkli na mój widok.
 - Co ci znowu odwaliło? – zaczął niemiło mój brat.
 - Co mi niby miało odwalić?
 - Dzwoniła twoja nauczycielka –wyjaśnił.
 - No i?
 - Czemu znowu zrobiłaś coś tej Izie?
 - Bo mnie wkurwiła – wzruszyłam ramionami.
 - Wyrażaj się – warknął. – Ile razy przerabialiśmy ten temat? W każdej szkole musisz mieć z kimś na pieńku?
 - Sorry, nie moja wina, że nie trawię plastików – wywróciłam oczami. – Poza tym nie oberwała tak mocno i bezczelnie symulowała, żeby mnie udupić.
 - Ale jednak ty zaczęłaś, jak zwykle – prychnął.
 - Odczepisz się ode mnie? – mruknęłam znudzona.
 - A ty możesz w końcu się zachowywać, jak normalny człowiek?
 - Nie, bo to nudne – stwierdziłam i poszłam do kuchni. Zbyszek ruszył za mną.
 - Nie skończyłem…
 - Ale ja tak – przerwałam mu i nalałam sobie soku do szklanki.
 - Zbyszek, weź wyluzuj i daj mi spokój – westchnęłam i upiłam łyk napoju.
 - Nie wyluzuję, bo grozi ci wyrzucenie ze szkoły – warknął wściekły.
 - Że co proszę? – spojrzałam na niego zdziwiona.
 - To, co słyszysz. Jeszcze jeden wybryk i cię wyrzucą.

 - No chyba ich pojebało – mruknęłam i wyminęłam siatkarza. Poszłam do swojego pokoju, gdzie położyłam się na łóżku, zakładając słuchawki na uszy. Puściłam głośno muzykę i próbowałam się uspokoić, ale targały mną różne emocje. Najchętniej to zabiłabym kilka osób. Jak zwykle zostałam sprowokowana i jak zwykle ja obrywam. Zapewne Izka już opijała swoje zwycięstwo. Na pewno obiło jej się o uszy, że jak coś zrobię to wylatuję. Zdarzały mi się już obniżane zachowania, czy nagany, ale ze szkoły mnie jeszcze nie wyrzucili. Co ja zrobię, że jak kogoś nie lubię, to denerwuje mnie nawet, jak oddycha? 

____________

Wyszedł charakterek Zuzy. Jak widzicie aniołek to z niej nie jest :D
Smutno mi z powodu wczorajszej przegranej, ale nie ma co sie załamywać. Dawno nie grali, dużo siłowni. Myślę, że na MŚ już tyle błędów popełniać nie będą. I dobrze, że kontuzja Wlazłego jednak nie jest taka poważna! :)
Pozdrawiam ;*

13.08.2014

Rozdział 5

Święta minęły bardzo miło. Do domu dziadków zjechała się prawie cała rodzina. Dostałam dużo prezentów, w tym głównie pieniądze. Najzabawniejsze było to, że wszyscy chcieli mnie upić, a skończyło się na tym, że to moi wujkowie byli pijani. Śmieszny widok. Niestety w pierwszy dzień po świętach siatkarze Jastrzębskiego Węgla mieli już trening, więc drugiego dnia świąt po południu opuściliśmy z Zibim Warszawę. Oczywiście babcia zapakowała nam jedzenia na pół roku, więc nie będę musiała sterczeć przy garach. Poza tym wyroby babci są pyszne, więc nie ma na co narzekać.

Ostatni mecz w 2011 roku Jastrzębski Węgiel rozegrał z AZS Częstochową. Bez problemu wygrali 3:0, a MVP został mój brat. Cieszyłam się wtedy podwójnie z tej wygranej. Zasługiwał na tą nagrodę w 100%. Dni leciały i ani się nie obejrzeliśmy, a nadszedł ostatni dzień roku. Dokładnie w Sylwestra wyprawiałam swoją osiemnastkę. Szykowała się świetna impreza. Bałam się jedynie bicia o północy, bo Zbyszek z Michałem już zapowiedzieli, że taryfy ulgowej nie dostanę i muszą się odpłacić za te wszystkie moje humorki i wredny charakter. Oj, tyłek będzie boleć. Od kilku miesięcy miałam już zarezerwowany klub dla siebie. Dlatego załatwiałam to tak wcześnie, bo dużo lokali organizowało Sylwestra i nie byli chętni do wynajmowania. Jednak status mojego brata zdziałał cuda. Nawet DJ mi zorganizował. Muszę zacząć być dla niego bardziej miła. Impreza zacząć się miała o 20. Przygotowywać zaczęłam się już dużo wcześniej. Rano wydepilowałam sobie nogi i pomalowałam paznokcie. Po południu się natomiast ubrałam. Założyłam tą sukienkę od Zbyszka. Dzięki czarnym szpilkom moje nogi wydawały się być dłuższe i bardziej szczupłe. Gabi przyszła do mnie wcześniej, żeby mnie uczesać (link) i zrobić makijaż, bo w tym była świetna.
 - Wyglądasz jak seks bomba – wyszczerzyła się, a potem puściła mi oczko. – Wszyscy faceci twoi!
 - Taa, na pewno – mruknęłam. – Ale muszę cię pochwalić. Faktycznie wyglądam jakoś do zniesienia.
 - Kochana, jesteś taką laską, że ja pierdole – wyznała z uśmiechem.
 - To nie pierdol, bo rodzinę powiększysz – zaśmiałam się. – A teraz chodź. Nie mogę się spóźnić na własne urodziny.
Wyszłyśmy z mojego pokoju. W korytarzu natknęłyśmy się na Bartmana.
 - No nareszcie – odetchnął, a następnie na mnie spojrzał. Otworzył szeroko oczy. – O ja cię pierdolę… Siostra! Jak ty zajebiście wyglądasz!
Aż zagwizdał, cały czas mi się przyglądając.
 - Weźcie przestańcie mi tak mówić, bo jeszcze w to uwierzę – skrzywiłam się. Ubraliśmy się i ruszyliśmy w kierunku klubu. Około 20 zaczęli się schodzić goście. Dostałam masę prezentów, ale rzecz jasna nie poszłam od razu je rozpakowywać, bo nie wypada. Wypiłam pierwszy kieliszek i potem już poszło. Ludzie podzieli się na mniejsze grupki, siedząc przy stolikach. Zibi zniknął na chwilę, bo pojechał po tą swoją Asię. Gdy tylko się zjawili, to poszłam się zapoznać z tą dziewczyną.
 - Cześć. Jestem Zuza, siostra Zbyszka – przywitałam się. Uścisnęłyśmy sobie dłonie.
 - Hej. Asia – przedstawiła się, a następnie wręczyła mi małą torebeczkę. – A to taki mały drobiazg.
 - Jejku, dziękuję – uśmiechnęłam się. – Nie musiałaś.
 - Na urodziny nie przychodzi się z pustymi rękami – zaśmiała się. Kątem oka spojrzałam na brata. Był w blondynkę wpatrzony jak w obrazek. Przyjrzałam się dokładnie dziewczynie. Była szczupła i wysoka. Wyższa ode mnie nawet. Jednak do wzrostu siatkarza to jej jeszcze trochę brakowało. Miała ładną buzię i wydawała się być bardzo sympatyczna. Wysłałam tą dwójkę na parkiet żeby się zabawili.
Dopiero po kilku kolejkach niektórzy zaczęli się pojawiać na parkiecie. Impreza rozkręciła się około 22. Moi koledzy z klasy sprawiali wrażenie, że już zaczynają być pijani. No, ale pili dość szybko, więc co się dziwić. W pewnym momencie, gdy sobie tańczyłam ktoś pociągnął mnie za rękę.
 - Mam dla ciebie niespodziankę – usłyszałam głos Zbyszka. Ruszyłam za nim. Wyszliśmy z sali. Nie wierzyłam własnym oczom. Od razu na twarzy pojawił mi się wielki banan.
 - No nie wierzę! – pisnęłam z radości.
 - Wszystkiego najlepszego! – krzyknęli na raz: Igła, Iwona, Damian Wojtaszek, Kinga oraz Kuraś. Podbiegłam do nich i przytuliłam każde z osobna.
 - Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że jesteście – uśmiechnęłam się. – Ale mówiliście, że nie dacie rady wpaść…
 - No wiesz, czasem trzeba trochę zbajerować – Krzysiu puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową ze śmiechem. Wręczyli mi ogromne pudło i złożyli życzenia. Wróciliśmy na salę. Siatkarze wzbudzili niemałą sensację. Szybko się jednak wszyscy zapoznali i razem bawili. Koło 23 wszyscy chórem odśpiewali mi ‘’Sto lat’’, a w tym czasie siatkarze mnie podrzucali. Nieźle się nagimnastykowałam żeby nikt przy tym nie widział mojej bielizny. Potem zgodnie z tradycją musiałam nadstawić pośladki, w które miałam oberwać 18 razy. Zgodnie z obietnicą Kubiak i Zibi tak mi przyłożyli, że będę to odczuwać chyba przez następne pół roku. Inni na szczęście byli łaskawsi. Po tej części zabawa rozpoczęła się na nowo. Wódki przybywało i z każdym musiałam się napić. Skończyło się na tym, że strasznie kręciło mi się w głowie i miałam problemy z równowagą. Byłam jednak świadoma, więc o najebaniu nie było mowy. Aha, nie udało im się mnie tak całkowicie opić! Dużo osób było jednak w gorszym stanie. Widziałam jednak, że świetnie się bawią, a to było najważniejsze.

Wyszłam z sali, ponieważ odczułam potrzebę skorzystania z toalety. Gdy wyszłam, to usłyszałam głos za sobą.
 - O, tu jesteś – uśmiechnął się Michał. Podszedł do mnie chwiejnym krokiem.
 - We własnej osobie – wyszczerzyłam się. – Widzę, że ktoś tu wypił za dużo.
 - Nie wiem o kim mówisz – zaśmiał się. Już na odległość czułam od niego opary alkoholu. – Nie dałem ci jeszcze prezentu.
 - Przecież dałeś mi takiego dużego pluszaka – zdziwiłam się. Doskonale pamiętam, jak mi go wręczał.
 - Ale ja mam coś jeszcze – sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął mały, czerwony woreczek. Wyjął z niego łańcuszek z zawieszką w kształcie serduszka. Aż mi własne serce zaczęło szybciej bić. – Odwróć się, to ci zapnę.
Zrobiłam to, co kazał. Poczułam na szyi chłodny materiał wisiorka. Dotyk Kubiego przyprawił mnie o dreszcze. Żebym tylko w tym stanie nie zrobiła nic głupiego. Akurat w tym momencie na sali DJ puścił wolny kawałek (link).
 - Śliczny jest. Dziękuję – odwróciłam się w jego stronę.
 - A czy piękna jubilatka ze mną zatańczy? – zapytał z błyskiem w oku.
 - Tutaj? – zdziwiłam się.
 - Dla chcącego, nic trudnego – wyszczerzył się. Zgodziłam się. Zbliżył się do mnie, obejmując mnie w talii. Ja natomiast swoje ręce ułożyłam na jego karku. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Właściwie, to nie było między nami żadnej przestrzeni. Położyłam swoją głowę na jego ramieniu. Kołysaliśmy się powoli do rytmu. Chciałam żeby ta piosenka się nie kończyła, bo w tej pozycji było mi tak cudownie. Niestety już po chwili rozbrzmiała w głośnikach ‘’Bałkanica’’.
 - Dziękuję za taniec, madame – ukłonił się.
 - To ja dziękuję – zachichotałam.
 - To w takim razie, proszę o tu całować – wskazał palcem na swój policzek. Stanęłam więc na palcach, ponieważ jakiś czas temu zamieniłam szpilki na baleriny. Poczułam jego rękę, jak obejmuje mnie w pasie, bo mi też ciężko było utrzymać w takiej pozycji równowagę. Gdy już moje usta miały dotknąć jego policzka, to zwinnym ruchem przekręcił głowę tak, że trafiłam na jego usta. Wpił się w moje wargi, a ja przymknęłam oczy. Całował bardzo delikatnie, a gdy zobaczył, że się nie opieram, to pozwolił sobie na więcej. Przycisnął mnie do ściany i dłońmi błądził po moich plecach. Ja natomiast wplotłam palce w jego włosy. Jęknęłam, gdy przygryzł moją wargę. Oderwaliśmy się jednak gwałtownie od siebie, ponieważ usłyszeliśmy, że ktoś wychodzi z sali. Był to Wojtek. Był jednak tak wstawiony, że nie zauważył naszych przyspieszonych oddechów. Chwiejnym krokiem ruszył do toalety, mówiąc jeszcze, że jest zajebista impreza. Gdy znowu zostaliśmy sami, to spojrzałam niepewnie na Michała. Odgarnął mi kosmyk z twarzy i włożył za ucho. Puścił mi oczko i jak gdyby nigdy nic poszedł do reszty. Stałam tak w osłupieniu i przez chwilę miałam wrażenie, że ta cała sytuacja była tylko wymysłem mojej wyobraźni. Jednak smak ust przyjmującego był tak realny, że nie mogłam sobie tego wymyślić. Mimowolnie przejechałam palcem po swoich wargach i się uśmiechnęłam. Alkohol szumiał mi w głowie, więc nie myślałam o tym, co będzie później.

W końcu zaczęła dochodzić północ. Wszyscy narzucili na siebie kurtki, czy płaszcze. Wyszliśmy przed budynek. Ci najmniej wstawieni poszli rozłożyć fajerwerki. Odliczaliśmy od 10 do 0. I tak proszę państwa weszliśmy w 2012 rok, który rzekomo według przepowiedni miał być ostatnim , gdyż naszą planetę czekała zagłada. Fascynujące. Zaczęliśmy sobie składać życzenia z okazji Nowego Roku. Myślałam, że z kieliszkiem szampana obeszłam już wszystkich, ale się pomyliłam.
 - Chyba o kimś zapomniałaś – usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się w kierunku siatkarza.
 - Gdzieżbym śmiała – uśmiechnęłam się. – Szczęśliwego Nowego Roku, Michałku.
 - Tobie również szczęśliwego – puścił mi oczko, a następnie przytulił.

Impreza ponownie została kontynuowana. Moim gościom udało się osiągnąć cel, gdyż niestety większości tej nocy nie pamiętałam. Obudziłam się rano z kacem tak wielkim, jak z Żor do Los Angeles. Zbyszek miał ze mnie niezły ubaw. Nie codziennie widział swoją siostrę w takim stanie. W dodatku dowiedziałam się ciekawych rzeczy. Razem z Kingą Wojtaszek oraz Gabi tańczyłyśmy na ladzie barowej Macarenę. W dodatku wypiłam kilka sporych łyków wódki prosto z butelki. Potem podobno śmiesznie rzuciłam się na Pepsi. Rany, jaka kompromitacja. Jednak było coś, co wzbudziło we wszystkich podziw. Mianowicie mimo wypicia ogromnej ilości alkoholu NIE RZYGAŁAM. Może i urwał mi się film, ale przynajmniej nie wymiotowałam gdzieś pod stołem, bądź kulturalnie w łazience. Wszyscy mi ponoć tego gratulowali, gdy rano wychodzili. Oczywiście ci, co byli w stanie mówić i być przytomnym. No cóż, urodziny to mi się udały, nie ma co. Przypomniałam sobie jednak coś ważnego, a mianowicie pocałunek z Michałem. On jednak nie pokazywał, żeby cokolwiek pamiętał, więc ja nie miałam zamiaru mu tego przypominać. To była zapewne jego chwila słabości, a ja niepotrzebnie myślałam sobie za dużo. Uśmiechnęłam się jednak pod nosem, przypominając sobie smak jego ust. Całować to on umiał. Spokojnie mogłam mu dać 11 w dziesięciopunktowej skali. Zapewne wiele dziewczyn w mojej sytuacji żałowałoby, że chłopak czegoś takiego nie pamięta. Ja jednak nie chciałam psuć naszej przyjaźni. Niech zostanie tak, jak jest.

________________

Ktoś przewidywał, ze coś sie wydarzy i proszę - wydarzyło! Zapewne nie chcieliście żeby potem Michał nie pamiętał o pocałunku, ale ja uwielbiam być wredna! Spokojnie, jeszcze chwila i poznacie moją koncepcję opowiadania i wtedy zacznie się jazda. Taką mam nadzieję :)
Muszę was zmartwić, ale od najbliższej niedzieli rozdziały będą raz w tygodniu, gdyż mam ich jednak napisane mniej, niż myślałam... tak to jest jak się nie umie liczyć i pomyli numerację. Genialna Aga (y). Tutaj nie mam takiego luzu jak na blogu u Blanki, ze mam 40 rozdziałów do przodu. Tutaj jest ich około 5.... Nie lubię pisać pod presją, że muszę napisać, bo dawno nic nie było. Te dziewczyny, które piszą doskonale to pewnie znają. Wtedy nie wychodzi ;/ Dlatego nie gniewajcie się :) Już niedługo rozdziały będą dłuższe!
Pozdrawiam ;*

10.08.2014

Rozdział 4

Obudziły mnie jakieś szmery w pokoju. Po chwili słyszałam już ‘’Sto lat’’ odśpiewane przez kilka osób. Otworzyłam oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Obok łóżka stali moi dziadkowie i Zbyszek. No tak, to dziś mija 18 lat odkąd się urodziłam. Stałam się pełnoletnia i już nie byłam taką małolatą. Podniosłam się do pozycji siedzącej i słuchałam tego występu.
 - Wszystkiego najlepszego, Zuziu – zaczął dziadek.
 - Przede wszystkim zdrowia– dodała babcia. – Żebyś dobrze maturę zdała.
 - No i żebyś była szczęśliwa, siostra – powiedział Zbysiu.
 - Żebyś znalazła sobie jakiegoś porządnego kawalera – puściła mi oczko staruszka.
 - Babciu, ona jest za młoda na chłopaków – oburzył się siatkarz, a ja zaśmiałam.
 - Braciszku, młodsze ode mnie w ciążę zachodzą – pokręciłam głową.
 - Dobra, dobra. One to one, a ty to ty. Jak ma być jakiś chłopak, to ja najpierw muszę go poznać i z nim porozmawiać.
 - Umrę jako stara panna – westchnęłam.
 - Oj przestańcie – machnął ręką dziadek, uspokajając nas. – A oto taki drobiazg od nas.
Staruszek podał mi ozdobną torebkę. Zajrzałam do środka i znalazłam tam śliczne buty do siatki (link).
 - Rany, dziękuje wam! – ucieszyłam się. – Są świetne.
 - Zbyszek nam doradził, bo wiesz, że my się nie znamy – zaśmiała się babcia.
 - A oto prezent ode mnie – powiedział atakujący i podał mi pakunek. Zerknęłam do środka i znalazłam tam prześliczną sukienkę (link), w której natychmiast się zakochałam. Zdziwił mnie fakt, że jest taka piękna, a Zbyszek przecież nie ma gustu do takich rzeczy.
 - Jest wspaniała – wyznałam. – Kto ci pomagał?
 - Asia – puścił mi oczko.
 - Muszę jej podziękować – uśmiechnęłam się.
 - Będziesz mieć okazje w Sylwestra, bo się zgodziła ze mną przyjść.
 - Zbysiu, czy ty masz dziewczynę, a my tego nie wiemy? – zdziwiła się babcia.
 - Asia nie jest moją dziewczyną niestety – pokręcił głową.
 - Ale Zibi by chciał żeby była – wyszczerzyłam się.
 - Dobrze, to ty się Zuziu teraz ubierz i zejdź na śniadanie. A ty, Zbysiu, opowiesz mi w tym czasie o tej twojej Asi.
No to się babcia wkręciła. Teraz mój braciszek nie będzie miał spokoju. W sumie trochę tak jakby ja go wkopałam. Trudno, mam urodziny, musi mi to wybaczyć. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, zgarniając po drodze ubrania (link). Ogarnęłam się i zeszłam na dół w celu zjedzenia śniadania.

Z racji Wigilii cały dzień spędziłam z babcią w kuchni. Wczesnym popołudniem dołączyła do na ciocia Basia, siostra taty oraz Patrycja, czyli moja kuzynka. Była ode mnie rok starsza i dzięki tej niewielkiej różnicy wieku miałyśmy bardzo dobry kontakt. Zbyszek tymczasem wraz z naszymi kuzynami Romkiem i Szymonem mieli ubrać choinkę. Trochę się obawiałam, co to wyjdzie, ale świąteczne drzewko wyglądało bardzo ładnie. Aż się zdziwiłam, że to oni je ubrali. Wieczorem nastała pora, że wszyscy razem zasiedliśmy do stołu, by spożyć wspólny, kilkudaniowy posiłek. Tak wiele jedzenia, a tak mało miejsca w brzuchu. Aż mi się niedobrze robiło, jak widziałam ile Zbyszek zjadł. No tak, trener nie widzi, więc Zibi harcuje.
Po kolacji jak co roku usiedliśmy wszyscy w salonie przy herbacie. Dostałam prezent od cioci i wujka, którym była bluza (link) oraz książka Marcina Prusa ‘’Wszystkie barwy siatkówki’’. Bardzo mi się obie rzeczy podobały.
 - To, co – szturchnął mnie Romek – za tydzień się bawimy!
 - No na to wygląda, Romuś – uśmiechnęłam się.
 - Kiedy masz egzamin na prawko? – zapytała Pati. Od 3 miesięcy chodzę na kurs prawa jazdy i egzamin teoretyczny już mam za sobą na szczęście. Pozostała już tylko praktyka.
 - 5 stycznia – odpowiedziałam.
 - Będziemy trzymać kciuki.
 - No ja myślę – zaśmiałam się.
 - Rany, jak ten czas leci – westchnął Zbyszek.
 - Noo – potwierdziłam. – Skoro ja już jestem taka stara, to co dopiero ty.
Zgromił mnie spojrzeniem, a ja posłałam mu całusa w powietrzu.
 - Jeden dzień byś mogła być miła – pokręcił głową.
 - Przecież wiesz, że nie umiem – wyszczerzyłam się.
 - Już masz 18 lat, a ja do dziś pamiętam, jaka byłaś malutka – wspominała babcia. Oho, zaczynają się ckliwe historyjki. A imprezę osiemnastkową dla rodziny mam dopiero jutro.
 - Taka mała, pomarszczona – śmiał się Szymek.
 - Bo ty od razu taki piękny byłeś – mruknęłam.
 - Się wie – przeczesał swoje przydługie włosy. Przydałaby mu się wizyta u fryzjera.
 - Pamiętam, że wtedy na święta chciałem dostać Lego, a rodzice przynieśli ciebie – zaśmiał się Zbyszek. – Nawet się ucieszyłem, ale jak zaczęłaś pierwszy raz płakać, to powiedziałem, żeby cię na klocki wymienili.
 - Co?! – oburzyłam się.
 - Hallo, super wypasiony zestaw sobie wypatrzyłem – wywrócił oczami. – Do tej pory nie mogę tych klocków przeboleć.
 - Wyrodne rodzeństwo – warknęłam. – Czemu nie mogłam mieć takiego bardziej normalnego i kochającego brata?
Aż dla efektu wzniosłam wzrok ku górze.
 - Masz mnie, powinnaś być zaszczycona – poruszył zabawnie brwiami.
 - Taa.
 - Też cię kocham – objął mnie ramieniem i pocałował siarczyście w policzek. Wytarłam go natychmiast.
 - Fuj – jęknęłam.
 - Uwielbiam was – zaśmiała się Patrycja.

Ciocia z wujkiem oraz nasi kuzyni pojechali do siebie koło 22. Poszłam wtedy się umyć i przygotować do snu. Jednak nie położyłam się tak od razu. Zahaczyłam jeszcze o salon. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej pudełko. Usiadłam sobie wygodnie na kanapie i zaczęłam przeglądać fotografie. Były to głównie zdjęcia z mojego oraz Zbyszka dzieciństwa. Nie brałam tego pudełka do naszego mieszkania, choć babcia uważała, że przy mnie będzie im lepiej. Ja jednak wolałam żeby były w Warszawie. Uśmiechałam się, widząc niektóre kompromitujące zdjęcia. Jednak częściej w oczach miałam łzy, bo na większości fotografii byli moi rodzice. Tęskniłam za nimi i choć już pogodziłam się z ich śmiercią, to jednak czasem łapię takie dołki, gdy rozmyślam, co by było gdyby. W dodatku w tym dniu osiągnęłam pełnoletniość. Jako dziecko zawsze zastanawiałam się, jak rodzice mnie będą wtedy traktować, ale niestety nie zostało mi dane to poznać. Otarłam łzy, ponieważ przez nie widziałam wszystko niewyraźne.
 - Mi też ich brakuje – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam Zbyszka, który opierał się o framugę drzwi i mi się przyglądał. Usiadł koło mnie na kanapie i mnie objął. Wtuliłam się w niego mocno. – Nie płacz, Zuza.
Pocałował mnie czule w czubek głowy.
 - Przepraszam – szepnęłam. – Tak sobie po prostu wspominałam i to tak samo…
 - Rozumiem. Czasu nie cofniemy. Stało się, a my musimy żyć dalej.
 - Ty i tak mogłeś się nimi nacieszyć dłużej.
 - Ej, mała, nie rozklejaj się – podniósł mój podbródek. – Rodzice nie byliby zachwyceni, jakby się dowiedzieli, że płaczesz w urodziny.
 - Bardzo bym chciała, żeby dziś ze mną byli – otarłam mokre policzki.
 - Są z tobą, choć ich nie widzisz – uśmiechnął się. – A teraz uśmiechnij się ładnie.
Zrobiłam to, o co prosił.
 - Pięknie – wyszczerzył się. – A teraz idź spać.
Pocałował mnie w czoło i pomógł mi chować zdjęcia do pudełka. Poszliśmy do góry i każdy rozszedł się do siebie. Przyłożyłam głowę do poduszki i przykryłam dokładnie kołdrą. Już prawie zasypiałam, gdy rozdzwoniła się moja komórka. Zaklęłam pod nosem. Zegarek na półce wskazywał 23:59. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Michał.
 - Spać nie możesz? – zaczęłam niemiło.
 - Zuza, specjalnie czekałem żeby ci życzenia w ostatniej minucie złożyć – odparł, a ja się mimowolnie uśmiechnęłam. – A więc nie przerywaj mi, bo czas leci, a ja tu mam całą listę życzeń. Życzę ci więc zdrowia, szczęścia, żebyście się z Bartmanem nie pozabijali, żebyś zdała maturę i zdobyła prawko, najlepiej za pierwszym razem, bo w innym wypadku uprzedzaj mnie, jak masz zamiar gdzieś jechać, to ubiorę zbroję przed wyjściem. No i czego ci jeszcze życzę… a tak! Żebyś dalej robiła takie zajebiste zdjęcia i grała w siatkę. Zastanów się, czy może nie chcesz iść w ślady brata i twojego ulubionego siatkarza, czyli mnie, tak precyzując. I na sam koniec życzę ci dużo miłości i faceta, który wytrzyma nie tylko z twoim charakterkiem, ale takiego, który przeżyje przesłuchanie Zbyszka. A jeśli cię skrzywdzi jakiś, to możesz być pewna, że straci kilka zębów – powiedział niemal na jednym wdechu. – Północ! Tak, wyrobiłem się! Fuck yea!
 - Byłam zła za telefon w środku nocy, ale wszystko mi przeszło po tych życzeniach – zaśmiałam się lekko. – Dziękuję, Misiek. I cieszę się, że w ogóle pamiętałeś.
 - No chyba nie myślisz, że mógłbym zapomnieć o urodzinach najbardziej zajebistej dziewczyny na świecie?
 - Chwilkę myślałam – powiedziałam słodkim głosikiem. – Ale to tylko tak bardzo króciutko!
 - No wiesz co? – jęknął. – O tobie, Zuzka, to ja zawsze pamiętam.
 - Zapamiętam tą informację.
 - Dobra, to do zobaczenia za kilka dni. Nie spij się jutro, bo to ja pierwszy mam cię upić!
 - Łudź się, łudź – pokręciłam głową.
 - Zobaczysz, maleńka, zobaczysz. A teraz dobranoc. Kolorowych snów.

 - Nawzajem – uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie. Ucieszył mnie ten jego telefon. Przez moment naprawdę myślałam, że zapomniał o moich urodzinach, a on czekał do ostatniej minuty. W dodatku jego życzenia, to chyba mi się najbardziej podobały. Najbardziej końcówka. Bardzo bym chciała, żeby to właśnie on był tym facetem, który wytrzymałby ze mną i przeżył przesłuchanie Zbyszka. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, bo po pierwsze on traktował mnie tylko jak siostrę najlepszego kumpla, ewentualnie przyjaciółkę, a po drugie Zibi by go zabił na miejscu. Eh..

____________________

Okej, jednak tych krótszych rozdziałów jest więcej, niż myślałam... więc znów nowy w środę. Potem będę się martwić, jak mi rozdziałów braknie xD
Dziś jak widzicie trochę śmiechu, ale też smutny element z życia Zuzy. Od razu mówię, że motyw rodziców będzie się jeszcze pojawiał i niestety nie będzie Zuzie wesoło, tak jak w tym fragmencie u góry.
Słyszeliście hymn na MŚ? Tutaj macie LINK. Mi się osobiście podoba. Posłuchałam kilka razy i jestem zadowolona. Wreszcie coś Margaret mi się spodobało :D A jak w teledysku będą siatkarze to już w ogóle będę szczęśliwa. Nie zanudzam i do zobaczenia !
Pozdrawiam :*

6.08.2014

Rozdział 3

Wzięłam prysznic i owinęłam się swoim słodkim, różowym ręcznikiem. Po wysuszeniu się ubrałam ubrania, które służyły mi za piżamę, czyli za dużą koszulkę Zbyszka i spodenki (link).  Włosy związałam w luźnego koka, bo tak miałam w zwyczaju spać i opuściłam pomieszczenie. W mieszkaniu było strasznie ciemno. Tylko z salonu biło jakieś światło, ponieważ był wciąż włączony telewizor. Pomyślałam, że pewnie za długo siedziałam i Kubiak zasnął. Poszłam go więc obudzić, bo musiałam wiedzieć, gdzie mam spać. Weszłam do pokoju i od razu pisnęłam przerażona. Michał siedział na kanapie, w takiej pozycji, w jakiej go zostawiłam, ale na twarzy miał krew. Oczy mi się natychmiast zaszkliły. W dodatku w tym momencie nagle wyłączył się sam telewizor. Aż podskoczyłam ze strachu i znowu krzyknęłam. W tym momencie usłyszałam znajomy śmiech. Lęk natychmiast wyparował, a zastąpiła go złość. Poszukałam dłonią włącznika światła i go nacisnęłam. Od razu zrobiło się jasno, a siatkarz zwijał się ze śmiechu na kanapie. Spojrzałam na niego tak, że gdyby mój wzrok mógł zabijać, to leżałby już martwy na podłodze. Zacisnęłam pięści z wściekłości.
 - Żałuj, że nie widziałaś swojej miny – otarł łzę, która mu aż wypłynęła z tego śmiechu.
 - Ty jesteś psychiczny! – warknęłam.
 - Po prostu zrobiłem ci świetny dowcip. Nie sądziłem, że dasz się nabrać na zwykły ketchup – parsknął śmiechem ponownie.
 - Jesteś najgłupszym stworzeniem na ziemi!
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam do sypialni siatkarza. Nie obchodziło mnie, gdzie on mi spanie przygotował. Niech on gnije na podłodze, ja będę spać tam. Wkurzył mnie na całego. Przykryłam się jego kołdrą i zamknęłam oczy. Aż we mnie buzowało. Aż zdążyłam na moment zapomnieć, że się boję spać sama po horrorach. Miałam ochotę zamordować tego siatkarzyka! W dodatku jak szedł do łazienki, to ciągle się śmiał. Bezczelny.
Próbowałam zasnąć, ale marnie mi to szło. Gdy zamykałam oczy, to miałam w głowie różne sceny z tego filmu. Aż się skrzywiłam na same wspomnienia. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi do pokoju.
 - Ej, ale to moje łóżko – powiedział Michał.
 - Dziś nie – warknęłam.
 - To śpimy razem – stwierdził radośnie i chciał się wpakować koło mnie. Odepchnęłam go tak, że spadł na podłogę.
 - Wypierdalaj, Kubiak – mruknęłam.
 - No weź, dalej jesteś zła za tą akcję? – jęknął.
 - TAK – krzyknęłam i ponownie owinęłam się kołdrą. Westchnął tylko i wyszedł z pokoju. I dobrze, niech teraz żałuje. Niestety dla mnie ta noc nie była kolorowa. Cały czas miałam wrażenie, że w tym mroku są jakieś straszne postacie. W dodatku wielka szafa naprzeciwko tylko pobudzała mój strach. Zbyszek pewnie świetnie bawił się z tą Asią na dole, a ja tu umierałam ze strachu. Brawo, braciszku, świetnie się spisujesz. Ciągle wydawało mi się, że słyszę jakieś dziwne dźwięki. Ciemność tylko pobudzała moją chorą wyobraźnię. Chciałam za wszelką cenę zasnąć, ale mi to nie wychodziło. W końcu się postanowiłam przełamać i iść poszukać Michała. Rano i tak będę na niego nadal wściekła, ale w chwili obecnej potrzebowałam czyichś bezpiecznych ramion, które obronią mnie przed moimi chorymi wymysłami. Jego mieszkanie nie było małe, więc wchodziłam do każdego pomieszczenia, szukając go. Był w pokoju gościnnym, gdzie zapewne spać miałam ja. Właściwie, to po co ja go szukałam w kuchni i łazience? Wiadomo, że na kafelkach by nie spał. 
Usiadłam na łóżku i go szturchnęłam. Mruknął coś pod nosem niezrozumiałego i spał dalej. Ponowiłam próbę, ale tym razem mocniej. W końcu się obudził i spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Co się stało? – spytał zaspany i podniósł się do pozycji siedzącej.
 - No bo.. no bo to przez ciebie – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.
 - Ale co przeze mnie?
 - Boję się spać sama po horrorach – wyznałam w końcu. On tylko się uśmiechnął i odsunął kołdrę.
 - Wskakuj – zachęcił mnie, a ja bez wahania się położyłam koło niego. Po chwili przyjmujący spał już jak zabity, obejmując mnie jedną ręką w pasie. Nie muszę wam chyba opisywać motyli w brzuchu, jakie czułam w tamtym momencie. Wtuliłam się w niego i próbowałam zrobić to, co on. W końcu mi się udało.

Obudziłam się rano i byłam w łóżku sama. Przetarłam zaspane oczy. Wstałam leniwie z posłania i skierowałam się do kuchni. Na stole stał talerz z kanapkami, a obok jakaś karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.
Mam nadzieję, że nie jesteś już zła.
Oto kanapki na zgodę.
Michał
Uśmiechnęłam się pod nosem. Na pewno nie puszczę mu płazem wczorajszej akcji, ale to miłe z jego strony. Zrobiłam sobie herbaty i zjadłam przygotowane przez siatkarza śniadanie. Jastrzębianie mieli dziś ostatni trening przed świętami i zaraz po nim mieliśmy ze Zbyszkiem jechać do Warszawy, do babci. Szybko więc się ogarnęłam w łazience przyjmującego. Wzięłam jego klucze, które mi zostawił i zamknęłam mieszkanie. Zeszłam do siebie, gdzie się przebrałam od razu (link). Zaczęłam się pakować. Nie zajęło mi to długo, bo to tylko kilka dni. Zbyszek nie dostał zbyt dużo wolnego od klubu, bo kilka dni po świętach mieli już grać mecz. Przeciwnik nie był trudny, ale nie można nikogo lekceważyć, bo siatkówka jest sportem nieprzewidywalnym.
Po godzinie 15 Zibi wrócił do mieszkania. On już był spakowany, ponieważ zrobił to wcześniej.
 - Jak tam noc z Michałem? – zapytał, śmiejąc się jak głupi.
 - Już ci opowiedział? – warknęłam.
 - Cały trening się śmiałem, jak nienormalny aż Lorenzo za karę dał mi dodatkowe okrążenia na koniec – odparł.
 - To nie było śmieszne! Ja się naprawdę bałam!
 - Ej Zuza, Zuza – pokręcił głową i objął mnie ramieniem. Od razu zepchnęłam jego rękę i spojrzałam gniewnie. – Oho, będzie foch.
 - A żebyś wiedział – mruknęłam i zaczęłam ubierać kurtkę (link). Westchnął zrezygnowany.
 - To mam przejebane.
Wyszliśmy z mieszkania. W tym momencie z góry schodził Michał z walizką. Jak co roku jechał do Wałcza. Był cały uśmiechnięty. A ja wciąż byłam na niego zła. Nawet chyba bardziej, niż wcześniej, po tym, jak się dowiedziałam, że wszystko już wypaplał Zibiemu.
 - O, Bartmany – zaczął wesoło. Zignorowałam go i szłam na dół. Mój bagaż taszczył brat. – A tej co?
 - Foch – odparł Zbyszek.
 - Nadal? –jęknął.
 - Powiedziałem jej, że cały trening się śmiałem i się obraziła.
 - Jesteście debilami – warknęłam tylko. – Oboje siebie warci. Zgnijecie bez dziewczyn, bo żadna was nie będzie chciała.
 - Ciebie z takim charakterkiem tym bardziej – odgryzł się Bartman.
 - Ja przynajmniej jestem ta ładna w naszej rodzinie.
 - Jak dla mnie to Patrycja jest najładniejsza – uśmiechnął się.
 - Wal się – mruknęłam i wsiadłam do samochodu. Zbyszek zaczął pakować nasze walizki do bagażnika. W tym momencie Kubiak zapukał w szybę. Opuściłam ją kawałek.
 - Czego? – naskoczyłam na niego.
 - Kultura wymaga się pożegnać – wyszczerzył się. No nie, czy on nie kuma, że jestem na niego zła i nie zamierzam się z nim żegnać?
 - Jak widać nie jestem kulturalna.
 - Nie fochaj się, Zuza, bo mi się Zbysiu będzie żalił przez telefon, jak on ma ciężko – puścił mi oczko, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Pokręciłam głową z politowaniem i wyszłam jednak z samochodu. Przytuliłam się do przyjmującego. Zamknął mnie szczelnie w swoim ramionach.
 - Bądź dla niego łaskawa – zaśmiał się.
 - Nie obiecuję – odparłam z uśmiechem. – Cześć, Kubiaczyna.
 - Na razie, Bartmanówna.
Stanęłam na palcach i musnęłam jego policzek. Potem ponownie wsiadłam do auta. Siatkarze uścisnęli sobie dłonie i Zbyszek zajął miejsce kierowcy. Zapięliśmy pasy.
 - Już nie jesteś zła? – spytał z nadzieją.
 - Jestem nadal – wyjaśniłam, a on spochmurniał.
 - A Misiek czemu ma jakieś specjalne traktowanie? – zapytał z wyrzutem.
 - Bo jest od ciebie przystojniejszy – stwierdziłam , ot tak.
 - Nie powiedziałbym – mruknął pod nosem i odpalił silnik.

Większość drogi jak zwykle przespałam. W stolicy byliśmy po 20. Uśmiechnęłam się na widok rodzinnego miasta. Od śmierci rodziców bywałam tu rzadko i głównie tylko na święta, czy wakacje.  Wspaniale było tu znowu wrócić. Zibi podjechał na osiedle naszych dziadków i zaparkował na podjeździe. Dom (link) wyglądał tak samo, jak zwykle. Jedynie w oknach widziałam inne firanki. Wzięliśmy nasze walizki i ruszyliśmy odśnieżoną ścieżką do wejścia. Weszliśmy do środka i od razu do moich nozdrzy dobiegł znajomy zapach pieczonych babcinych ciast. Aż ślinka ciekła.
 - No nareszcie jesteście! – ucieszyła się babcia, pojawiając się w korytarzu. Od razu nas oboje wyściskała i wycałowała. Z racji tego, że oboje byliśmy wysocy, to ona ze swoim 1,50m miała problem. Dziadek natomiast był wysokim człowiekiem i te jego geny odziedziczył nasz ojciec, a potem my. Ja i tak byłam niższa, bo miałam 1,78m. Zbyszek zebrał większość tych genów i był najwyższy w całej rodzinie.
 - Rozbierzcie się, a ja nałożę wam kolację. Zrobiłam waszą ulubioną zapiekankę – powiedziała uśmiechnięta. Na nasze twarze także wkradły się uśmiechy. Ziemniaczana zapiekanka naszej babci była najlepszym daniem pod Słońcem! Ściągnęliśmy szybko buty i nasze okrycia wierzchnie, co wywołało śmiech na twarzy dziadka. Pokręcił tylko głową i przepuścił nas w drzwiach. Usiedliśmy przy stole i po chwili już zajadaliśmy te pyszności. Babcia uwielbiała patrzeć, jak innym smakują jej potrawy.
 - Zuziu, chcesz może jeszcze? Strasznie schudłaś, kochanie. Zbyszek, jak ty siostry pilnujesz? – zaczęła jak zwykle.
 - Spokojnie babciu – zaśmiałam się. – Dajemy sobie radę i wcale nie schudłam, a wręcz przeciwnie!
 - No nie widać – pokręciła głową. – Chudzinka taka z ciebie…
 - Nie dramatyzuj – wywróciłam oczami.
 - Patrz, ile tu tłuszczu jest – wyszczerzył się Zibi i pokazał na mój brzuch. Zgromiłam go spojrzeniem.
 - Patrz na siebie, grubasie – warknęłam.
 - To są mięśnie, kobieto! – oburzył się.
 - Moje też! Tylko jeszcze nie wiem, jak je napiąć.
 - Jak ja się cieszę, że przyjechaliście – klasnęła w dłonie staruszka. – Bez was tu tak cicho jest.
Zaśmialiśmy się oboje.

 - Będziesz nas miała dość po tych kilku dniach – puściłam jej oczko.

_________________________

Troszkę zabawniejszy rozdział, a co, wolno mi :D
Następny w niedzielę!
Pozdrawiam ;*

3.08.2014

Rozdział 2

W końcu mogłam wstać sobie odrobinę później. Z racji Wigilii szkolnej mieliśmy przyjść dopiero na 11 żeby się połamać opłatkiem z kolegami, koleżankami i iść do domu, ciesząc się najbliższymi wolnymi dniami. Niestety do szkoły musiałam jechać autobusem, bo Zbyszek był już na treningu. Wstałam sobie spokojnie o 9 i ruszyłam do łazienki się umyć i wysuszyć włosy. Następnie się ubrałam (link) i zjadłam śniadanie. Nie nosiłam często takich wysokich butów, więc szłam powoli żeby się nie skompromitować. Na przystanku wsiadłam do odpowiedniego autobusu, który zatrzymał się niemal pod samym budynkiem mojej szkoły. Przy wejściu przywitałam się z Gabi i Wojtkiem. Razem ruszyliśmy do szatni zostawić kurtki. Następnie skierowaliśmy się do klasy, gdzie było już dość sporo osób. Były ciasta, ciastka, napoje. Grubo. A tak ogólnie, to śmiesznie było. Szczególnie przy życzeniach. Musiałam się nieźle ugryźć w język żeby nie życzyć Izce lepszego gustu i mózgu pod choinkę. Uśmiechnęłam się sztucznie, wysłuchałam jej także sztucznego monologu i odparłam ciche ‘’nawzajem’’. Wszystko trwało około godziny. Potem parę osób zostało, aby posprzątać, a ja wraz z ludźmi z mojej grupy, z którą się trzymałam poszliśmy sobie do kawiarni. Zajęliśmy stolik, przy którym stała kanapa, bo na niej pomieściło się więcej ludzi.
 - To w Sylwestra się bawimy – wyszczerzyła się Klaudia, puszczając mi oczko.
 - Upijemy naszą nowicjuszkę – zaśmiał się Wojtek.
 - Tu se jebnij – pokazałam mu na czoło. – Ja się nie upiję, ale upiję was i będę mieć ubaw.
 - Mnie się, kochana, upić nie da – stwierdził Jarek.
 - Jeszcze zobaczymy – wyszczerzyłam się.
 - A siatkarze jacyś będą ? – zaciekawiła się Gabi.
 - Raczej tylko Zibi z Miśkiem – odpowiedziałam. – Pytałam innych, których tak lepiej znam i lubię, ale mają inne plany.
 - Kurde, ale i tak jakiś poznamy – ucieszyła się Klaudia.
 - A weźcie – machnęłam ręką. – Ludzie, jak ludzie. Gorzej, niż dzieci czasem.
 - A tam, pieprzysz.
 - Dobrze, że Izuni nie będzie, bo by zarywała do dwóch na raz – parsknął śmiechem Wojnarowski.
 - Po moim trupie bym ją zaprosiła – skrzywiłam się.
 - Co ty, śmiesznie by było. Ponabijalibyśmy się!
 - Dobra, dobra, ty się nie zapędzaj.
Spędziliśmy miło 2 godziny, a potem trzeba było się rozejść. Gdy ubierałam płaszcz, to rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pisało ‘’Zibi’’. Odebrałam połączenie.
 - Słucham cię, braciszku – zaczęłam.
 - Jesteś już w domu, czy cię zgarnąć po drodze, bo z treningu wracam? – spytał.
 - Nie uśmiecha mi się jechać autobusem, więc podjedź po mnie.
 - A gdzie jesteś?
 - W tej kawiarni na Leśnej.
 - To zaraz będę. Czekaj na mnie – zakończył rozmowę. Wyszłam ze znajomymi z budynku i pożegnałam się z nimi. Oni rozeszli się w swoje strony, a ja czekałam na siatkarza. Zjawił się po kilku minutach. Usiadłam z tyłu, bo miejsce pasażera zajął Michał.
 - I jak w szkole? – zagadał Bartman.
 - Normalnie – wzruszyłam ramionami. – Nawet Leszczyńska była dla nas miła.
 - Dzień dobroci dla zwierząt miała – zaśmiał się Kubiak.
 - Ja też sobie taki zrobię i ci nie odpowiem – uśmiechnęłam się złośliwie. Mój brat tylko pokręcił głową, słysząc naszą rozmowę.

Gdy weszłam do mieszkania, to od razu skierowałam się do swojego pokoju żeby przebrać się w coś wygodniejszego (link). Potem poszłam do kuchni, bo poczułam głód. Otworzyłam lodówkę, ale nie znalazłam nic interesującego. Postanowiłam wyciągnąć z zamrażalnika porcję pierogów z truskawkami i sobie ugotować. W tym momencie dołączył do mnie Zbyszek.
 - Zuza, mam sprawę – zaczął, a ja mu przerwałam.
 - Też ci ugotuję – odparłam.
 - Nie o jedzenie chodzi.
Spojrzałam na niego zdziwiona i przerwałam nalewanie wody do garnka.
 - Nie? Coś nowego. Zamieniam się w słuch.
 - Bo chodzi o to, że umówiłem się dziś z tą Asią, o której ci kiedyś wspominałem – podrapał się po karku. – Załatwiłem z Michałem, że możesz nocować u niego.
 - A ta Asia na pewno jest fajna? – uniosłam pytająco jedną brew.
 - Jest genialna – uśmiechnął się szeroko.
 - To w takim razie, o której mam się ulotnić? – zaśmiałam się.
 - Koło 7. Dzięki, siostrzyczko – cmoknął mnie w policzek. – A pierogi też mi możesz ugotować.
 - Wiedziałam – westchnęłam.

Zaraz przed godziną 19 tak, jak to było ustalone wyszłam z mieszkania. Wzięłam do torby parę potrzebnych rzeczy i ruszyłam piętro wyżej do mieszkania przyjmującego. Zadzwoniłam kulturalnie dzwonkiem, bo ja to nie on żeby się pakować z butami bez pukania. Otworzył mi po chwili i wpuścił do środka.
 - Jaką pizze zamawiamy? – zapytał, wyciągając telefon z kieszeni. – Nie mogę pozwolić żebyś głodowała.
 - Jakąkolwiek – wzruszyłam ramionami.
 - Ta, jakąkolwiek – mruknął pod nosem. – A potem będzie, że oczywiście zła.
 - To weź hawajską, ale bez ananasa – wyszczerzyłam się.
 - O widzisz, od razu lepiej – uśmiechnął się i zamówił nam posiłek. Następnie usiadł obok mnie na kanapie.
 - To co robimy? – spytał, patrząc na mnie.
 - Ja jestem gościem, to ty masz mnie zabawiać – wystawiłam mu język.
 - Pewnie poczęstowałbym cię jakimś trunkiem, ale ty nieletnia jesteś – wyszczerzył się, a ja wywróciłam oczami.
 - Jeszcze mi powiedz, że wierzysz w moją abstynencję – prychnęłam.
 - Wiem, że święta nie jesteś, ale i tak by mnie Zbyszek zabił. W Sylwestra cię opiję – puścił mi oczko.
 - Oho, kolejny – mruknęłam. – Nie uda wam się.
 - Dobra, dobra. Każdy tak mówi – machnął ręką.
 - Ty lepiej włącz jakiś dobry film – szturchnęłam go.
 - A na jaki mój gość ma ochotę? – uśmiechnął się i podszedł do swojej szafki z filmami.
 - A co gospodarz proponuje?
 - Dobry horror – wyszczerzył się, a ja skrzywiłam. – Po twojej minie wnioskuję, że to świetny pomysł.
 - Ej nie, nie włączaj horroru – jęknęłam.
 - Czyżby mała Bartmanówna się bała? – parsknął śmiechem.
 - Ja po prostu nie lubię takich filmów – próbowałam wybrnąć z tej sytuacji.
 - Nie lubię u dziewczyny równa się z lękiem – nabijał się dalej i włożył do odtwarzacza jakąś płytę.
 - Co włączyłeś?
 - ‘’Wzgórza mają oczy’’ – wyszczerzył się.
 - Michał, no weź, proszę cię – próbowałam dalej.
 - Czyli jednak się boisz – klasnął w dłonie i usiadł obok.
 - Nie – warknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
 - Jeszcze zobaczymy, cwaniaro – puścił mi oczko i rozsiadł się wygodnie. Przełknęłam ślinę tak, żeby tego nie zauważył. Szykuje się ciekawa noc. Zawsze po oglądnięciu horroru bałam się zasnąć, a jak już mi się udało to miałam koszmary. Zwykle przychodziłam wtedy do Zibiego i spałam z nim, bo to sprawiało, że czułam się bezpieczna. Teraz niestety nie było go w pobliżu.
Początek filmu był jeszcze do zniesienia. Potem dostawca przyniósł pizze, więc skupiłam się na jedzeniu. Niestety później było gorzej. Początkowo starałam się nie pokazywać strachu, ale przy niektórych scenach po prostu nie potrafiłam. Podciągnęłam kolana pod brodę i zasłoniłam sobie twarz rękoma. Aż podskoczyłam i pisnęłam, gdy naprawdę się przestraszyłam. Michał zaśmiał się cicho, a po chwili objął mnie i mocno przytulił. Wtuliłam twarz w jego tors i nie spoglądałam już w stronę ekranu. Gdyby nie okoliczności, to moje wnętrzności robiłyby fikołki ze szczęścia, że znajdowałam się tak blisko niego.
W końcu nasz seans dobiegł końca.
 - I po filmie – powiedział Kubiak. Odsunęłam się od niego niechętnie. Patrzył na mnie rozbawiony.
 - No i co się gapisz? – warknęłam.
 - Słodko wyglądasz, jak jesteś przerażona – puścił mi oczko i poprawił zabłąkany kosmyk. Moje ciało przeszedł dreszcz po tym geście.
 - Zobaczysz, jakie cyrki będę w nocy przez ciebie odwalać – mruknęłam niezadowolona.
 - Zabrzmiało dwuznacznie – poruszył charakterystycznie brwiami. Uderzyłam go za to w ramię, a on tylko się zaśmiał.
 - Zboczeniec – skwitowałam.
 - Trzeba było lepiej to w słowa ubrać. A poza tym wiesz, że żartowałem. Zbyszek by mnie zabił, jakbym cię tknął – pokręcił głową.
 - No i dobrze – odparłam, co nie było zgodne z prawdą. – Pierwsza zaklepuję łazienkę!
 - Tylko nie siedź za długo, bo tu zasnę – skrzywił się.

 - Nie obiecuję – wystawiłam mu język i wstałam z miejsca. Wzięłam swoją torbę z korytarza i ruszyłam do odpowiedniego pomieszczenia. 

_______________________

Następny powinien być dłuższy :)
Podoba się to wam w ogóle?
Pozdrawiam ;*