27.07.2014

Rozdział 1

 - Młoda, wstawaj! – usłyszałam nad sobą, a po chwili poczułam, jak wielkie łapska mojego brata zdzierają ze mnie kołdrę.
 - Spadaj i daj spać – wymamrotałam w poduszkę.
 - Zuza, codziennie odstawiasz takie cyrki – westchnął. – Jak nie wstaniesz teraz, to do szkoły pójdziesz z buta.
Okej, ten argument na mnie podziałał. Zwlekłam się z cieplutkiego łóżeczka i doczołgałam do łazienki. Zimna woda mnie pobudziła. Ogarnęłam się jakoś i ubrałam (link). Połowa grudnia, więc temperatura była niska. W dodatku tej nocy po raz pierwszy spadł śnieg. Pocieszał mnie fakt, że niedługo moje urodziny. Szykowała się duża i świetna impreza! Już się doczekać nie mogłam. W końcu miałam stać się pełnoletnia. Dużo osób na to czekało i ja także byłam w tym zacnym gronie. Czułam jednak, że to i tak niewiele zmieni w moim życiu.
Wyszłam wraz ze Zbyszkiem w mieszkania, wcześniej zamykając je na klucz. Gdy wyszliśmy z bloku i Zibi skierował się na parking w celu wyjechania autem, ja zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam szperać w mojej torebce, ponieważ nie byłam pewna, czy włożyłam do niej telefon. Po chwili zorientowałam się, że cały czas mam go w kieszeni. Nieogarnięta ja – normalka.
 - Orientuj się, Bartmanówna! – usłyszałam gdzieś z oddali i poczułam na swojej twarzy śnieżkę. Zacisnęłam usta w cienką linię i przetarłam rękawiczką twarz.
 - Nie żyjesz, Kubiak – warknęłam w stronę przyjmującego, który śmiał się w najlepsze. Postanowiłam się mu odpłacić pięknym za nadobne. Wykorzystałam moment, że zwijał się ze śmiechu i wzięłam w garść trochę śniegu. Szybko ulepiłam z niego jakby kulkę, zamachnęłam się i rzuciłam w siatkarza. Teraz to ja byłam górą, bo śnieżna wylądowała mu centralnie na środku twarzy. Widziałam, że już się zbiera żeby mi oddać, ale w tym momencie podjechał Zibi, więc odetchnęłam z ulgą i szybko wsiadłam do samochodu. Śnieżka wylądowała na szybie. Mój brat spojrzał na przyjaciela, jak na niedorozwiniętego. Michał usiadł z tyłu.
 - Pojebało cię, czy jak? – zaczął od razu brunet.
 - Sorry, to w Zuzę miało być – wyjaśnił. Po chwili uśmiechnął się łobuzersko i nachylił trochę do przodu. Nie zdążyłam nawet zareagować, bo wrzucił mi śnieg za kołnierz. Pisnęłam i aż podskoczyłam w miejscu. Jakie to było zimne!
 - Ty debilu – syknęłam, wyciągając resztki, które nie zdążyły się roztopić.
 - Ej, nie róbcie mi syfu w aucie – upomniał nas mój braciszek.
 - Musiałem się odpłacić – wyszczerzył się szatyn, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
 - Jesteś nienormalny – wywróciłam oczami i przez resztę drogi pod moją szkołę się do niego nie odezwałam. Jak foch, to foch.
 - Młoda, chcesz jutro siedzieć na trybunach, czy na dole? Bo muszę dla ciebie przepustkę jak coś załatwić – zapytał Zbyszek, gdy już miałam wychodzić.
 - Porobię trochę zdjęć, więc załatw mi miejsce. Pa – cmoknęłam go w policzek i otworzyłam drzwi.
 - A mi buziaka?! – oburzył się przyjmujący.
 - Sam się w nos całuj – mruknęłam i zamknęłam drzwi. Usłyszałam jeszcze wielki śmiech Bartmana. I dobrze, niech wie, że mnie się nie wkurza, bo jestem tą samą mieszanką wybuchową, co mój brat. Gdy zostawiałam kurtkę w szatni przyszła moja przyjaciółka. W Jastrzębiu mieszkam od wakacji i to ją poznałam tu jako pierwszą. Od słowa do słowa stwierdziłyśmy, że mamy dużo wspólnego i tak zaczęła się nasza znajomość. W dodatku okazało się, że chodzimy do tej samej klasy. Zapisałyśmy się obie na kurs fotografii, bo obie to kochamy.
 - Hej, Zuz – przywitała się ze mną i zaczęła ściągać swoją kurtkę.
 - Hej, hej – uśmiechnęłam się i zawiesiłam sobie torebkę na ramieniu. – Chcesz jutro cykać ze mną fotki na meczu?
 - Tam zaraz przy boisku? – spytała dla pewności. Kiwnęłam głową. – No jasne, że chcę!
 - To już pisze do Zibiego żeby ci też wejściówkę załatwił – powiedziałam i wyciągnęłam komórkę. Wystukałam kilka słów i wysłałam do brata. Odpisał niemal od razu, że załatwi bez problemu. Ten to tam kurde gwiazdorzy. Co chce, to ma. Ale akurat ja na tym korzystałam, więc niech będzie. Czasem brat siatkarz się przydaje.
Ruszyłyśmy na lekcje. Pierwsza miała być matematyka, której szczerze nie znosiłam. Po prostu rzygałam już tymi wszystkimi pierwiastkami, czy logarytmami. Zajęłyśmy z Gabi naszą ławkę, czyli przedostatnią w rzędzie pod ścianą. Wyjęłam zeszyt i zaczęłam powtarzać ostatnie lekcje, bo po nieprzewidywalnym Grabarczyku można się spodziewać, że wyskoczy nagle z jakąś kartkówką zaraz przed przerwą świąteczną.
 - A co nasza Zuza odwala? – zapytał Wojtek, siadając na krześle za nami. – Uczysz się?
 - Pewnie kartkówkę zrobi – wyjaśniłam, nie odrywając wzroku od kartki.
 - W sumie…. Fuck, nie umiem – jęknął.
 - Czego tym razem? – spytał Jarek, zajmując miejsce obok kumpla.
 - Matmy.
 - Nic nowego –wzruszył ramionami. – Dziewczynki macie już partnerów na studniówkę? Bo wiecie, my jesteśmy jeszcze wolni, jak coś.
Blondyn poruszył zabawnie brwiami, a my parsknęłyśmy śmiechem.
 - Jak nie znajdę nikogo, to się do ciebie zgłoszę – powiedziała Gabryśka.
 - A ty, Zuzka? – spytał Wojnarowski.
 - Muszę cię, Wojtuś rozczarować, ale mam z kim iść – wystawiłam mu język.
 - Kurde, to w takim razie muszę szukać dalej – westchnął teatralnie.
 - Izkę zaproś – zaśmiał się Dębski.
 - Wolałbym już iść z tobą i udawać geja – wzdrygnął się.
 - Sorry, jestem hetero – wykrzywił się blondyn.
Zaśmiałyśmy się ze Starską. Iza była klasowym plastikiem, bo chyba w każdej takowe się zdarzają. Ona jednak była po prostu taką Barbie identyczną, jak na wiocha.pl . Białe kozaczki, różowa mini, tapeta na twarzy i tlenione włosy. Przecież to woła o pomstę do nieba! Naszą rozmowę przerwało przyjście matematyka do klasy. Wszyscy wrócili na swoje miejsca, a nauczyciel otworzył dziennik i zaczął uzupełniać te wszystkie rubryczki.
 - Idziesz z bratem? – spytała szeptem Gabi. Pokręciłam przecząco głową.
 - Oboje uznaliśmy, że to nie jest dobry pomysł – zaśmiałam się cicho. – Za to Michał od razu się zgodził.
 - Matko, iść na studniówkę z samym Michałem Kubiakiem – westchnęła rozmarzona.
 - Facet, jak każdy inny – stwierdziłam, wzruszając ramionami. Rzecz jasna minęłam się ciut z prawdą, bo dla mnie Michał nie był taki, jak każdy inny. To był naprawdę wyjątkowy facet. Pomijając już jego świetny wygląd zewnętrzny, to miał naprawdę genialny charakter. Imponował mi szczególnie swoją walecznością. Jak to powiedział mój braciszek: Walczak, jakich mało. W dodatku był zabawny, przyjacielski, ale też uparty i złośliwy. Uwielbialiśmy sobie nawzajem dokuczać i dogryzać. Pamiętam, jak byłam mała, to strasznie mnie denerwował, bo Zbyszek zamiast bawić się ze mną, wolał spędzać z nim czas. Ale po śmierci rodziców był dla mnie tak wielkim wsparciem, jak Zibi i wtedy zaczęła się także nasza przyjaźń. Z czasem zaczęłam patrzeć na niego inaczej i stało się. Zakochałam się, ale wiedziałam, że nic z tego nie będzie, więc nawet się nie łudziłam. Było dobrze tak, jak było. Czasami zastanawiałam się, jak by to było gdybyśmy byli razem, ale szybko odganiałam te myśli, bo po co się niepotrzebnie dołować? Nie byłam przecież masochistką.
Niestety sprawdził się mój czarny scenariusz i pisaliśmy niezapowiedzianą kartkówkę. Wyczuwałam złą ocenę, ale i tak na koniec nie liczyłam na więcej, niż 3. Zawsze byłam kiepska z matmy. Wolałam przedmioty humanistyczne, dlatego wybrałam taki właśnie profil. Lubiłam też trochę biologię, a musiałam zdać z niej rozszerzoną maturę, aby się dostać na psychologię. Na szczęście Kubi w razie czego mi pomaga, bo akurat z tego jest dość dobry. Jak dobrze, że mieszka blisko.
Wróciłam do domu i się rozebrałam. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Zbyszek miał wrócić z treningu za godzinę i pewnie przywlecze ze sobą Michała, więc postanowiłam im i oczywiście sobie coś ugotować. Mistrzem nie byłam, ale nauczyłam się dość sporo przez ostatnie lata. Wyciągnęłam więc warzywa, z których ugotować miałam sos do spaghetti, a do garnka nalałam wodę i wsypałam makaron. Godzinę później danie było gotowe. Ubrałam swoją porcję i z talerzem ruszyłam do salonu. Włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka ostatniego meczu Jastrzębskiego Węgla z Politechniką Warszawską. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i jakieś gadanie. Chłopcy wrócili.
 - Coś tu ładnie pachnie – uśmiechnął się Zibi.
 - W kuchni jest. Weźcie sobie – powiedziałam, nie odrywając nawet wzroku od telewizora.
 - Jesteś wspaniała – ucieszyli się i jak na skrzydłach polecieli po jedzenie. Wywróciłam tylko oczami i oglądałam dalej. Za chwilę ci dwaj się do mnie przysiedli, miażdżąc mnie z każdej strony.
 - Powiem ci, że dobre – wyszczerzył się Michał.
 - Co nie, że mam utalentowaną siostrę? – zaśmiał się mój brat i zmierzwił mi włosy, za co oberwał od razu.
 - Powinieneś o mnie dbać, bo jestem skarbem – stwierdziłam z błyskiem w oku.
 - Masz rację, będę o ciebie dbać. Dlatego zero facetów do trzydziestki.
 - Że co proszę? – zrobiłam mniej więcej taką minę: o.O 
Kubiak aż się zaczął krztusić jedzeniem ze śmiechu.
 - Żartowałem – puścił mi oczko. – 25 lat wystarczy.
 - Tu Se jebnij – pokazałam mu na czoło. – To, że nikt mnie nie chce teraz, to nie znaczy że niedługo mnie ktoś nie zechce.
 - Błagam cię, nie rozmawiaj ze mną o facetach – skrzywił się.
 - I tak wiesz braciszku, że twoją opinię mam gdzieś – posłałam mu buziaka w powietrzu.
 - Ah, uwielbiam was, Bartmany – stwierdził Dziku, jak go niedawno nazwano.
 - Tylko ty tu Kubiak nie pasujesz – wyszczerzyłam się.
 - Więc zabieraj dupsko z kanapy obcy człowieku! – powiedział Zbyszek.

 - Zawijam kiece i lecę – odparł tylko i jadł dalej. Nie dane mi było na spokojnie oglądnąć tego meczu, bo chłopaki wciąż komentowali swoje akcje. A to zrobili źle, a tamto. Tu źle zaserwował jeden, tu drugi. Boże, zwariować można z dwoma siatkarzami. 

___________________

No to ruszamy! ;) Rozdziały będą w każdą niedzielę. Długość na razie jest taka jak na poprzednim blogu, ale za bodajże 2 rozdziały będą dłuższe, więc myślę, że będziecie usatysfakcjonowani ;) Czekam na wasze opinie.
Pozdrawiam ;*

22.07.2014

Prolog

Kim jestem?
Opowiem wam, iż Zuzanna Bartman, czyli ja to zwykła nastolatka z wybuchowym charakterkiem. W końcu miałam go po kochanym braciszku. Niemal w każdym calu jestem wierną kopią Zbyszka. Tak, moim bratem jest sam Zbigniew Bartman, przyjmujący reprezentacji Polski oraz od niedawna Jastrzębskiego Węgla. Kocham go, jak nikogo innego, ale serio, często mam ochotę go zabić. Tak to już w rodzeństwie bywa. Odkąd zostaliśmy sami jesteśmy dla siebie wszystkim. Nasi rodzice zginęli w wypadku, gdy miałam 12 lat. Od tamtej pory minęło sporo czasu i przyzwyczaiłam się do tego, lecz nadal brakuje mi mamy i taty. Gdy mam doła, to przeglądam stare fotografie i uśmiecham się przez łzy, widząc małą dziewczynkę, która siedzi na kolanach jej kochanego taty, bądź w objęciach mamy, dla której była oczkiem w głowie. Zibi był już pełnoletni i został moim prawnym opiekunem. Z początku było ciężko, ale teraz dajemy radę. Dość szybko ochłonęłam po tych traumatycznych przeżyciach. Wystarczyły 2 wizyty u psychologa. Jak na dziecko, to byłam dość mądra. Wiedziałam, że stało się i nic tego już nie zmieni. Przyjęłam taktykę z siatkówki. Siatkarze po zakończonym meczu nie myślą już o nim, ale o następnym. Więc nie patrzę w przeszłość, tylko z podniesioną głową idę dalej. W sumie w życiu mi się układało. Irytowały mnie trochę te przeprowadzki, ale każdą zmianę klubu brat ze mną konsultował. Nie chciałam go ograniczać. Ucieszyłam się, gdy w końcu wróciliśmy do ojczyzny. Plusem mieszkania za granicą było to, że umiałam się w miarę posługiwać kilkoma językami. Może nie na poziomie perfekcyjnym, ale zawsze coś. Tak, jak Zbyszek interesowałam się siatkówką. Nie grałam zawodowo, ale hobbystycznie w szkolnych klubach. W przyszłości i tak najbardziej chciałam zostać fotografem lub psychologiem. To pierwsze jest pewnie banalne, bo w dzisiejszych czasach, co druga osoba z aparatem uważa się za fotografa, ale ja naprawdę to uwielbiałam i dużo doświadczonych osób mówiło mi, że mam dobre oko. W końcu uczyłam się od najlepszych, czyli klubowych fotografów. Dzięki Zbyszkowi, kiedy tylko chciałam mogłam być w miejscu dla prasy i fotografować z tej perspektywy.

Teraz rozpoczynam kolejny etap swojego życia. Niedługo skończę 18 lat i nie będę już zależna od Zibiego. Będę mogła sama zamieszkać i decydować o sobie. Nie odwrócę się jednak od brata. Co to, to nie. Był najważniejsza osobą  moim życiu i nic tego nie zmieni. Nawet jakiś mały kartonik, dzięki któremu będą mi mogli sprzedać alkohol w sklepie. Zbyszek był jednocześnie moim bratem, rodzicem, wrogiem, jak i najlepszym przyjacielem. Mówiłam mu niemal wszystko. Pomijałam jednak czasem fakty dotyczące mojego życia uczuciowego, bo w tym nie miałam wsparcia. Miałam w życiu dwóch chłopaków i każdego dokładnie musiał przepytać i dowiedzieć się dosłownie całego życiorysu. To chronienie mnie wziął sobie za bardzo do serca. Dlatego właśnie pod żadnym pozorem nie mogłam mu powiedzieć jednej rzeczy. Właściwie nikomu nie mogłam tego powiedzieć. A czym ta sprawa była? Otóż jestem zakochana w Michale Kubiaku, najlepszym kumplu mojego brata. To nie mogło wyjść na jaw. 

_____________________________

Tak jak kiedyś mówiłam, startuję z czymś nowym. Od razu mówię, że nie wiem kiedy zaczną pojawiać się rozdziały. Na razie zostawiam wam w skrócie garść informacji, o czym to może być i kim są główni bohaterowie. Skupiałam się głównie na historii Blanki, która wciąż jest nieskończona, więc nie pisałam dużo tego opowiadania. Mam nadzieję, że poczekacie, a potem polubicie Zuzę oraz jej znajomych ;) Dodam jeszcze na koniec, że akcja toczy się w pierwszym sezonie Bartmana i Kubiaka w Jastrzębskim Węglu, czyli 2011/2012.
Pozdrawiam ;*