24.02.2015

Rozdział 24

W nocy znowu nie mogłam zasnąć. Przez to słyszałam komórkę Zbyszka w srodku nocy. To musiało być cos ważnego, bo od razu wyszedł. Zmartwiłam się i przez to także nie mogłam spać. Nie zmrużyłam oka na dłużej, niż 10 minut i od razu się przebudzałam spanikowana. Wrócił dopiero nad ranem, więc od razu do niego podeszłam.
 - Co się stało, że tak wyszedłeś? – zapytałam przejęta.
 - Michał się upił – pokręcił głową.
 - Co?! Jak to? – zdziwiłam się.
 - Jakaś laska złamała mu serce  - westchnął. – I to nie ta Aldona. Nawet nie wiedziałem, że był w kimś zakochany.
 - Ja też – szepnęłam. – Ale wszystko z nim okej?
 - Tak, tak. Od razu się walnął do wyra, jak go odprowadziłem -  wyjaśnił. – Masakra, co wy robicie z facetami.
 - No od razu zwalaj na mnie! – wkurzyłam się. Chyba za bardzo, bo się zdziwił.
 - Ej, no spokojnie, przecież nie o tobię mówię, siostra – uniółsł ręce.
 - Sorry, zmartwiłam się, ze tak wyszedłeś i teraz jeszcze ten Michał – pokręciłam głową.
 - Duży jest, poradzi sobie – puścił mi oczko.
Wróciliśmy oboje do naszych łóżek i w końcu zasnęłam. Nie trwało to długo, bo już o 8 byłam na nogach, mimo, ze to była niedziela. Zrobiłam sobie swoją herbatę odchudzającą i usiadłam na blacie, przyglądając się miastu za oknem. Miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie Michał się tak upił. Martwiłam się o niego. Nie sądziłam, że jego to też zaboli. Myślałam, że po takiej małolacie jak ja się szybko pozbiera. Uznałam, że pocieszy się Aldoną…
 - Już nie śpisz? – ziewnął Zibi, stając w progu kuchni.
 - Jak widać – odparłam.
 - Zaskakujesz mnie coraz bardziej – pokręcił głową i podszedł do lodówki. – Co chcesz jesć, bo robię?
 - Nic nie chcę, dzięki – upiłam łyk zimnego już napoju.
 - Kolejny dzień nie jesz śniadania. Jesteś na rozszerzonej biologii i to ja cię mam uczyć, że to jest najważniejszy posiłek dnia?
 - To jest moje śniadanie – wskazałam na kubek.
 - To jest jakaś herbata, która na dodatek śmierdzi – mruknął.
 - Sam śmierdzisz – odpłaciłam się.
 - Nie wiem, co ci odbija, ale zacznij jeść normalnie, albo cię do psychologa zapiszę!
 - Nie panikuj – przewróciłam oczami.
 - W anemię wpadniesz, zobaczysz – pogroził mi palcem.
 - Może jeszcze w anoreksję na dodatek – prychnęłam.
 - Nawet mnie nie strasz…
 - Spokojnie, do anoreksji to mi akurat daleko – spojrzałam na niego z politowaniem.
 - No właśnie nie. Sama skóra i kości.
 - Plus kilka kilo za dużo.
 - Ja pierdole, jest za wcześnie na takie rozmowy, bo mało ogarniam po tej nocnej eskapadzie, ale ja nie odpuszczę, młoda.
 - Jak sobie chcesz – wzruszyłam ramionami i dopiłam resztę herbaty. Czułam się po niej nasycona, więc spokojnie mogłam ją nazwać śniadaniem. Nie wiem, co on ode mnie chciał. Znowu mu ta troska mózg i wzrok przyćmiewa.

Dowiedziałam się w późniejszej części dnia, że Kubiaka męczy kac morderca. Szkoda mi się go zrobiło. Bałam się jednak go odwiedzić i uznałam przed Zbyszkiem, że wolę mu nie przeszkadzać, bo pewnie cisza mu teraz potrzebna. Wieczorem Ziębi jednak do niego poszedł. Wrócił i opowiedział mi co nieco. Michał opowiedział mu, że zakochał się w pewnej dziewczynie, ale nie mówił nic o niej, bo bał się, że wykracze i się nie uda. W sumie fajnie to obmyślił. Ale mniejsza o to. Dodał, że sądził, ze on też nie jest jej obojętny, a wręcz jest tego pewny, jednak coś sprawiło, ze ta dziewczyna złamała mu serce i powiedziała wprost, ze z tego nic nie będzie. Brat nazwał mnie suką. Znaczy tą dziewczynę, a ja przecież wiedziałam, że wszystkie te obelgi mi się należą. A żeby było ciekawiej to ja też na siebie najeżdżałam. Nie ma co, szpital psychiatryczny prędzej, czy później się mną zainteresuje, bo równo pod sufitem to ja nie mam.


W poniedziałek jedyne o czym myślałam to o wyścigu. Nie mogłam się doczekać, aż wsiądę do samchodu i będę się ścigacz z Hubertem. Już za pierwszym razem wywołało we mnie ogromną euforię. Poczułam niesamowitą adrenalinę. Bardzo chciałam znów poczuć tą prędkość. W końcu nadeszła 20 i pojawiłam się na tym malowniczym w sumie zadupiu. Podeszłam od razu do Bola.
 - Cześć, księżniczko – uśmiechnął się zadziornie.
 - Pojedziemy na jakąś dłuższą przejażdżkę po wyścigu? Mam ochotę na trochę szaleństwa – powiedziałam od razu.
 - Oo, a cóż jest tego przyczyną?
 - Zerwałam z Michałem – rzuciłam bez ogródek. Z deka się zdziwił.
 - No no – zagwizdał. – Zaskoczyłaś mnie.
 - Nie gadajmy o tym. Otwórz mi drzwi lepiej.
- Jak sobie życzysz – puścił mi oczko i nacisnął odpowiedni przycisk.
Wyścig nie zajął długo i zakończył się wygraną mojego towarzysza. Obstawiałam, ze w okolicy jest on tu najlepszy. W sumie ciekawa byłam jego reakcji, jakby raz przegrał. Ale nie miałam teraz tego w głowie.
 - Chcesz zobaczyć, co ta bryka potrafi? – spojrzał na mnie, gdy wyjechaliśmy z miasta.
 - Widziałam na wyścigu – wzruszyłam ramionami.
 - Na wyścigu jest krzywa droga i zakręty co chwilę. Patrz na to – uśmiechnął się cwaniacko i nacisnął pedał gazu chyba do samego podłoża. Aż wbiło mnie w fotel. Na liczniku miał ponad 200 km/h . Zaczęłam piszczeć i śmiać się jednocześnie. W końcu zaczął zwalniać, aż zatrzymał się na poboczu.
 - Podobało się? – zaśmiał się.
 - I to jak! – wyszczerzyłam się. – Czemu tu stanąłeś?
 - Bo teraz chcę nagrodę za wygraną i podziękowanie za przejażdżkę.
 - Hmm, czyli co dokładnie?
Wziął mnie w pasie i przeciagnął, usadawiając na jego kolanach okrakiem.
 - Ty już dobrze wiesz, kochanie – wymruczał i przyssał się do moich warg. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on ściagnął ze mnie kurtkę. Następnie zaczął odpinać mi guziki od koszuli. Jego język wirował z moim w tańcu namiętności. Błądziłam dłonią po jego torsie. Ręką  złapał mnie z a tyłek i przybliżył. Gdy zaczął rozpinać mi spodnie, to się odsunęłam.
 - Nie tutaj – pokręciłam głową. – I nie dziś.
 - Czemu? Nieładnie tak – pokręcił głową. – Najpierw mnie rozpalasz, a potem mówisz nie.
 - Nie chcę po prostu teraz –westchnęłam i oparłam swoje czoło o jego.
 - Dobrze, rozumiem – puścił mi oczko.
Po jakimś czasie wróciliśmy do Jastrzębia.

Przez następne dni starałam się unikać Michała na tyle, na ile to było możliwe. Jeszcze sam jego widok nic mi nie robił, jednak przebywanie w jedynym pomieszczeniu było ciężkie. Przed Zbyszkiem udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Czasem miewałam momenty, że wydawało mi się, że Asia coś zauważyła, ale słowem się nie odezwała, więc póki co było dobrze. Przez większą połowę dnia byłam w szkole, później 2 razy w tygodniu treningi, fotografię i wyścigi oczywiście. Taki tryb życia sprzyjał mojemu odchudzaniu. Zauważyłam zmianę w swoim wyglądzie. Waga też pokazywała kolejne kilogramy mniej, co mnie cieszyło. Spotykałam się z Hubertem, ale do niczego poza pocałunkami między nami nie dochodziło. Trudno mi zdefiniować nasze relacje. Były dziwne. W jednym momencie się wyzywaliśmy, by po chwili tracić oddech wpijając się w swoje wargi. Nie byliśmy razem i nie będziemy. Nie czułam nic do niego, lecz wciąż trudno mi było zdefiniować ten dziwny pociąg.
 - Musimy zrobić jutro jakąś fajną kolację – oznajmił w czwartek Zibi.
 - Jak co wieczór – odparłam.
 - Ale jutro zapraszam Asię i Michał ma z Aldoną wpaść.
Ukuło mnie w sercu.
 - Michał jest z tą Aldoną? – zdziwiłam się.
 - Gdyby był, to bym nam powiedział – poczochrał mnie po włosach. – Ale to pewnie kwestia czasu.
 - Już się bałam, że ta menda ma przede mną tajemnice – pokręciłam głową, udając rozbawienie.
 -Ty się nic nie bój. Powie – puścił mi oczko. – To co robimy?
 - Coś wymyślę i dam ci znać. A teraz lecę pobiegać z Bobkiem.
Tak, biegać też zaczęłam. W tym momencie był to idealny sposób na odreagowanie tych rewelacji. Kolację bym z nim jeszcze przeżyła. Ale ta Aldona? Gdyby faktycznie była nikim, to by jej nie zapraszał. Wychodziło na to, że Hubert rzeczywiście miał rację. Westchnęłam i pozwoliłam psu załatwić swoją potrzebę. I na co mi się było zakochiwać?

W piątek byłam nieźle poddenerwowana. Prawie przypaliłam roladę, ale na szczęście w porę sobie o niej przypomniałam. Zrobiłam też dwa rodzaje sałatek, a Zbyszkowi kazałam ogarnąć przystawkę. Nie chciałam robić wszystkiego sama, a przynajmniej przy stole będzie mógł się pochwalić wszystkim jakim to on jest genialnym kucharzem. Poszłam się przygotować. Umyłam i wysuszyłam włosy, dodatkowo lekko je podkręcając lokówką, co dawało efekt fajnych fal. Ubrałam się ładnie (link) i umalowałam. Potem poszłam przygotować stół. Rozłożyłam obrus, talerze, sztućce, serwetki. Skoro miała być lepsza kolacja, to będzie. Na środku położyłam świecznik, a dodatkowo kilka mniejszych świeczek poukładałam na stole. Byłam zadowolona z efektu.

W końcu Zibi pojechał po swoją dziewczynę, a ja tylko modliłam się żeby Michał z tą swoją nie przyszli przed jego powrotem. Oczywiście nadzieja matką głupich. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Od kiedy on taki kulturalny? Otworzyłam i zobaczyłam Kubiaka w koszuli i bardziej eleganckich spodniach, niż jeansy oraz tą jego piękność. Wpuściłam ich do środka. Przyjmujący przytulił mnie na powitanie, szeptając do ucha, ze ładnie wyglądam. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 - Jestem Aldona, koleżanka Michała – dziewczyna jako pierwsza wystawiła w moim kierunku dłoń, więc ją uścisnęłam.
 - Zuza – przedstawiłam się. Usłyszałam w głębi mieszkania swój telefon. – Rozgośćcie się, a ja tylko odbiorę.
Michał zaprosił Aldonę do salonu, a ja poszłam odebrać. Dzwonił Hubert. Jeszcze jego mi teraz brakowało.
 - Jesteś w domu, księżniczko? – zapytał od razu.
 - Tak, ale…
 - To czekam na ciebie. Kupiłem nowego Daniels’a – czułam, ze się uśmiecha cwaniacko.
 - Nie mogę – westchnęłam. – Zbyszek zaprosił parę osób na kolację. Muszę być.
 - Parę, czyli? Mam się bać, ze kogoś zamordujesz? – zaśmiał się.
 - Asię, Michała i Aldonę.
 - Widzę, ze skaczesz z radości – znowu śmiech.
 - Czy ty musisz się zawsze śmiać? – mruknęłam.
 - Bez spiny, kochanie. Skoro nie wpadniesz, to informuję cię przez telefon, że jutro idziemy do klubu.
 - I myślisz, że mi się chcę? – chciałam się choć trochę z nim podroczyć.
 - Ja to wiem. Bądź gotowa o 20. Miłej zabawy, księżniczko – pożegnał się i rozłączył. Pokręciłam głową i mruknęłam sama do siebie ‘’debil’’.
Wróciłam do znajomych i przeprosiłam za nieobecność. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Zbyszek uratował mnie od rozmawiania z nimi sam na sam. Tyle wygrać! Ten mój brat to jednak czasem się na coś przydaje. Przywitałam się z jego wybranką i poszłam do kuchni.
Atmosfera była dość dobra. Miałam wrażenie, ze to tylko ja czuję się tu odosobniona. Aldona świetnie się z wszystkimi dogadywała. Michał także nie wyglądał, jakby siedział jak na szpilkach. Jak ja. Czekałam tylko, aż to się skończy i będę miała święty spokój.
 - Michał dużo mi o was opowiadał – przyznała Aldona. – Więc mam wrażenie, ze ja też się z wami przyjaźnię.
 Zaśmiała się tak słodko, że miałam ochotę się porzygać.
 - Ja również o tobie słyszałem – wyszczerzył się mój brat.
 - A ja właśnie niewiele – chciałam żeby zabrzmiało to miło, ale już sam sens chyba taki nie był.
 - Nic nie straciłaś – wzruszyła ramionami, nie przestając się uśmiechać.
 - Nalać wam jeszcze wina? – Kubiak chciał chyba wybrnąć z sytuacji. Kiwnęłam głową, tak samo jak reszta.
 - Zuza, ty masz 18 lat? – zdziwiła się nowa znajoma.
 - Tak wyszło.
 - Wybacz, nie wiedziałam – uśmiechnęła się. Czułam sztuczność na kilometr. Oho, ktoś tu mnie nie polubił. Jak mi z tego powodu strasznie wszystko jedno.
 - A i przy okazji, Zbysiu, jutro idę na imprezę. To tak żebyś wiedział i nie panikował – popatrzyłam na brata.
 - Ze znajomymi? – zapytał dla pewności.
 - Nie, z terrorystami – odparłam ironicznie.
 - A to możesz – zaśmiał się.
 - Dzięki, na ciebie można liczyć – dołączyłam do niego.

Ku mojej uciesze dość szybko minęło to jakże miłe spotkanko. Posprzątałam, wyprowadziłam zniecierpliwionego już Bobka, wzięłam prysznic i mogłam położyć się spać.
Obudziłam się z mega ochotą zaszalenia. Dlatego cieszyła mnie perspektywa wypadu do klubu. Zaraz po meczu Jastrzębskiego Węgla zabrałam się za przygotowania. Tym razem wyprostowałam włosy, dzięki czemu sięgały mi w najdłuższym fragmencie do pasa.  Założyłam coś idealnego na imprezę (link) i zrobiłam mocniejszy makijaż. Miałam plan żeby dobrze się bawić. Wyszłam z pokoju w celu oznajmieniu bratu, iż wychodzę. W korytarzu natomiast wpadłam na innego siatkarza.
 - Przepraszam – rzucił Michał, a po chwili otworzył szeroko oczy. – Wow, pięknie wyglądasz.
 - Dzięki – speszona spuściłam wzrok. – Zbyszek w salonie?
 Kiwnął głową, więc udałam się w kierunku tamtego pomieszczenia. Brat siedział, skacząc po kanałach w telewizji.
 - Ja wychodzę – oznajmiłam mu. Nawet na mnie nie spojrzał.
 - Tylko grzecznie.

 - Okej, okej – odparłam i założyłam płaszczyk. Wyszłam z mieszkania i powoli skierowałam się na sąsiednią ulicę, gdzie była już zaparkowana niebieska honda.

_________________________

W końcu coś nowego. Raczej wszyscy tutaj czytają mój blog o Blance więc wiecie czemu mnie tak długo nie było. A jeśli jednak nie czytacie to odsyłam tam i przeczytacie wpis informacyjny ;)
Tak na marginesie, to nie przejmujcie się jeśli nie ogarniacie Zuzy, jej zachowania, myśli i tego dziwnego pociągu do Bola. Sama tego nie ogarniam, bo mam chorą wyobraźnię XD ale mimo to mi się podoba ten bieg wydarzeń, bo nie jest słodko i cukierkowo i wreszcie nie mam wrażenia, że Zuza zamienia się w druga Blankę :D
Pozdrawiam ;*