28.01.2015

Rozdział 23

 - Nie przeszkodziłam ci w niczym? – zapytałam od razu po wejściu do pojazdu.
 - Ty? Zwariowałaś? – zaśmiał się. – Już myślałem, że nigdy nie napiszesz.
 - To gdzie masz procenty? Muszę się napić.
 - Mam dobrze zaopatrzony barek – puścił mi oczko i odjechał z piskiem opon.
Dojechaliśmy na dość ładne osiedle. Było ono nowe, bo bloki wyglądały bardzo nowocześnie. Mieszkanie Bola również dobrze się prezentowało. Urządzone było z gustem. Rozejrzałam się dookoła. Panował tu porządek. Idealnie nie było, ale jak na samotnie mieszkającego faceta, to było dobrze.
 - Rozgość się – powiedział, więc tak zrobiłam. – Wybierz sobie coś, księżniczko.
Pokazał mi swój barek. Nie kłamał, był dobrze zaopatrzony. Sięgnęłam po coś czego jeszcze nie piłam, a dawno chciałam spróbować.
 - Jack Daniel’s? Dobry wybór – uśmiechnął się i poszedł po szklanki. 

Z kolejnymi wypitymi szklankami język coraz bardziej mi się rozwiązywał. Wyżaliłam się obcemu w sumie człowiekowi. Hubert wysłuchał mnie dokładnie i stwierdził, że Michał jest zwykłym dupkiem, bo nie dość , że się bał mojego brata, to jeszcze mnie zdradzał. Tak, Bolo powiedział mi wprost, ze on mnie zdradza, co mnie załamało jeszcze bardziej.
 - No sorry, nie będę ci owijał w bawełnę, ale to tak widze – wzruszył ramionami. Cała zapłakana oparłam głowę o jego ramię.
 - Muszę być w takim razie całkowicie beznadziejna, skoro znalazł sobie inną – pociagnęłam nosem.
 - Daj spokój – wywrócił oczami. – Czemu takie zajebiste laski szukają tylko winy w sobie?
 - Nie jestem zajebista – mruknęłam.
 - Jesteś, ksieżniczko, tylko tego nie widzisz – pogładził mnie po policzku.
 - Tylko mi nie pierdol, że się we mnie zakochałeś, bo chyba zwariuję.
 - Ja i miłość to śmiertelni wrogowie – parsknął śmiechem. – Ale stwierdzam, że z wyglądu to niezła z ciebie laska.
Przejechał dłonią po moim udzie. Podniosłam się i nie wiem czemu, ale usiadłam mu okrakiem na kolanach.
 - Serio tak myślisz? – zapytałam.
 - Serio. W dodatku słodka, gdy jesteś pijana – zaśmiał się.
 - Pewnie – prychnęłam. – Pewnie myślisz, ze słodka do porzygu i miękkie kluchy ze mnie.
 - A nie jest tak? – uniósł jedną brew. Objął mnie w pasie, a jedną rękę wsunął mi pod bluzkę.
 - Gwarantuję, ze nie – szepnęłam i wpiłam się w jego wargi. Odwzajemnił to i sam przejął inicjatywę. Chwycił mnie za tyłek, a ja wplotłam ręce w jego włosy. Jednym gestem położył mnie na sofie i zawisł nade mną, nie przestając całować.
 - Nie mogę – jęknęłam, gdy przgeryzł mi wargę.
 - Ale to robisz, ksieżniczko – szepnął. Mimo to nie przestawałam go całować. Nie zareagowałam nawet, gdy wsunął mi rękę do spodni. Sprawiał mi tym nieziemską przyjemność.
 - Nie przestawaj – mruczałam, więc rozpiął mi rozporek i zsunął spodnie. Nie mogłam wytrzymać i sama pozbyłam się reszty swoich ubrań, więc on też nie czekał i po chwili byliśmy tylko w bieliźnie. Całowaliśmy się zachłannie, robiąc krótkie przerwy na zaczerpnięcie powietrza.
 - Chcesz tego, księżniczko? – zapytał w pewnym moemcnie.
 - Chcę – szepnęłam, bo byłam już na granicy wytrzymałości.
 - A Michał? Kochasz go?
 - Kocham – przytaknęłam i zaczęłam płakać. Całował mnie w miejscach, w których płynęły mi łzy.
 - To nie rób tego – pokręcił głową.
 - Przepraszam.
Pomógł mi się ubrać i dojść do swojej sypialni. Połozył się koło mnie. Wtuliłam się w niego mocno, a on mnie objął ramieniem. Wciąż płakałam, bo docierało do mnie, że zycie mi się sypie na kawałki. Podejrzewałam Michała o zdradę, a sama to zrobiłam. Czułam się żałośnie.
 - Nie myśl o tym – szepnął mi do ucha.
 - Nie umiem – popatrzyłam mu w oczy.
 - On nie ma wyrzutów sumienia, więc ty też nie miej – puścił mi oczko. Musnął moje wargi. Tym razem zrobił to delikatnie i czule. Nie wiem, co mnie do niego ciągnęło, ale znów odwzajemniłam gest. Jednak skończyło się tylko na całowaniu. W końcu udało mi się zasnąć.

 - Śpiąca królewna wstała – obudził mnie głos Huberta. Otworzyłam oczy i jęknęłam z bólu. Myślałam, ze rozsadzi mi głowę. Mój towarzysz się zaśmiał.
 - Chodź, dam ci coś, co ci przyniesie ulgę.
Pociagnął mnie za rękę i zaprowadził do kuchni. Usiadłam przy stole ledwo żywa. Podał mi szklankę wody, do której wcisnął cytryne. Oprócz tego podał mi kilka tabletek witaminy C.
 - Popij duszkiem, a za parę minut poiwnno być lepiej – oznjamił. Kiwnęłam głową i zrobiłam, to co powiedział. Faktycznie po jakimś czasie zaczęłam wracać do siebie.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko. Dokładnie pamiętałam, co się wydarzyło poprzedniego wieczora i byłam wdzięczna Hubertowi, ze nie wykorzystał okazji żeby mnie przelecieć.
 - A teraz trzymaj, bo się brat dobija – podał mi komórkę. Skrzywiłam się, widząc tyle nieodebranych połączeń. Wykręciłam numer i spokojnie czekałam na kazanie.
 - Gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! Odchodzę tu od zmysłów! Nie wspominałaś, ze wychodzisz!
 - Przepraszam. Koleżanka nagle zadzwoniła, że robi mała imprezkę, a ty byś nie odebrał na tym spotkaniu. Później już mi to z głowy wyleciało.
 - Ale jesteś cała, tak?
 - Nie, nie mam ręki – mruknęłam.
 - Podjechać po ciebie?
 - Nie trzeba.
 - A kiedy będziesz?
 - Niedługo. Nie martw się.
Pożegnałam się z nim i odłożyłam telefon. Westchnęłam, a Bolo się zaśmiał.
 - Co cię tak śmieszy? – zapytałam.
 - To, ze pewnie będziesz mieć niezłe kazanie po powrocie – odparł.
 - Jakbym nie wiedziała – mruknęłam.
 - Odwiózłbym cię, ale jeszcze w moim organizmie krąży alkohol, a nie chcę stracić prawka.
 - Dam sobie radę. Dzięki za wszystko – wstałam z miejsca. – Będę się zbierać.
 - Śniadania nie chcesz?
 - Jestem skacowana, a ty myślisz, ze coś przełknę? – uniosłam jedną brew.
 - Co racja, to racja.
Odprowadził mnie do drzwi i patrzył jak się ubieram.
 - Jakby co, to pisz. Chętnie cię jeszcze poratuje, jak będziesz mieć problem – rzucił.
 - Wiesz co ci powiem? Jesteś dziwny – stwierdziłam.
 - Uznam to za komplement – uśmeichnął się w ten swój sposób.
 - Każdy na twoim miejsu nie zawachałby się na moment i zaciagnął mnie do łóżka, a ty tego nie zrobiłeś – pokręciłam głową.
 - Jak to nie? Przecież spaliśmy w jednym łóżku – puścił mi oczko.
 - Nie w tym sensie – wywróciłam oczami. – Dlatego dzięki, że mnie ogarnąłeś.
 - Nie ma sprawy. Przejedziesz się ze mną w poniedziałek?
 - Chętnie – uśmiechnęłam się.
Pożegnałam się i chciałam wyjść, ale przytrzymał drzwi nogą, więc spojrzałam na niego pytająco.
 - Brzydko się pożegnałaś – pokręcił głową. Stanęłam więc na palcach, chcąc cmoknąć go przelotnie, ale oczywiście mi na to nie pozwolił. Przytrzymał mnie w pasie i pogłebił pieszczotę, badając językiem moje podniebienie. Nie wiem czemu, ale zamruczałam zadowolona. To nasze pożegnanie trwało chyba kilka minut. W końcu zabrakło nam powietrza, więc się od niego oderwałam.
 - A takie może być? – zapytałam, patrząc mu w oczy.
 - O wiele bardziej takie mi się podoba – powiedział, owtierając mi drzwi. Zachowywałam się skandalicznie, ale w jego obecncości nie umiałam nad sobą zapanować. Pociągał mnie swoim wyglądem i sposobem bycia. Nie, nie czułam nic do niego. Nie umiałam określić, co to było, ale na pewno nic więcej niż sympatia. Wciąż zakochana byłam w Michale, ale jak widać nadal było to uczucie beznadziejne. Podjęłam ważną decyzję. Obym tylko później tego nie żałowała. Chciałam żeby był szczęśliwy. Byłam totalną idiotką i zimną suką.

Wróciłam do mieskzania. W kuchni zastałam Zbyszka i na moje nieszczęście Kubiaka. Obaj się poruszyli, gdy mnie zobaczyli.
 - Wiem, wiem, czeka mnie kazanie – wyprzedziłam ich. Ściągnęłam kurtkę i buty.
 - Wiesz, ze powinnaś mi powiedzieć, że znikasz na całą noc – mruknął wkurzony Zibi.
 - Wiem, mój błąd – westchnęłam. Podeszłam do blatu i sięgnęłam po butelkę wody mineralnej.
 - Martwiliśmy się – Misiek spojrzał na mnie troskliwie. Nie mogłam znieść tego spojrzenia, więc skupiłam się na wodzie. Było mi strasznie wstyd.
 - Widze, ze impreza udana – Bartman trochę odpuścił. –Saharę wyczuwam.
 - Nawet mi nie mów – mruknęłam. – Już i tak jest lepiej.
 - Dużo osób było?
 - Osób nie, picia już tak – wyjaśniłam. – Pójdę się położyć, bo padam.
 - Siostra mi się rozpiła – brat pokręcił głową rozbawiony.
Poszłam do siebie i położyłam się na łóżku. Nie wiedzialam, co ze sobą zrobić. Zaczęłam mieć potworne wyrzuty sumienia. I mimo to, gdybym miała druga okazję, to zrobiłabym to samo. To było chore. Co Hubert miał w sobie takiego, ze m nie do niego ciągnęło? Byłam mu jednak wdzięczna, że uświadomił mi parę kwestii. Zrobił to dość brutalnie, gdyż oznajmił wprost, ale przynajmniej wiedziałam, na czym stoję.
Moje rozmyślania w pewnym momencie przerwał SMS. Uśmiechnęłam się, czytając co napisał mi Hubert: Żyjesz księżniczko? Czy brat Cię zamknął w wieży? :P Pokręciłam głowa i oznajmiłam, że miał ze mnie taki sam ubaw, jak on. Chwilę popisaliśmy. Myślałam, że dostałam kolejną wiadomość od Bola. Była na jednak od Michała. Chciał, abym do niego wpadła, bo nie chciał rozmawiać przy Zbyszku. Wahałam się chwilę. Nawet dłuższą. Zniecierpliwiony Kubiak napisał, że dzieje się z nami coś niedobrego i bardzo nalega na to spotkanie. Odpisałam, że się ogarnę i przyjdę. Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Podczas wycierania mokrego ciała ręcznikiem znowu zaczęłam się sobie przyglądać w lustrze. Skrzywiłam się, widząc grube uda i warstwę tłuszczu na brzuchu. Nigdy wcześniej nie brzydziłam się aż tak swoim ciałem. Westchnęłam i załozyłam bieliznę. Owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju. Założyłam pierwsze lepsze ubrania (link). Nie chciałam jeszcze iść do góry. Wolałam mniej więcej przewidzieć przebieg rozmowy i ułożyć sobie w głowie, co mogłabym powiedzieć. Wzięłam do reki laptopa i zaczęłam chodzić po różnych stronach. Nie wiem czemu, uznałam, ze to mnie dopręży. Będąc na stronie Jastrzębskiego Węgla odniosłam jednak odwrotny skutek. Klub dodał zdjęcia z tego wczorajszego spotkania. Widząc objętych Michała z tą całą Aldoną czułam jak rozsypuję się coraz bardziej. Nie wyglądali na zwykłych znajomych. Na tych zdjęciach ona patrzyła na Michała, jak na bóstwo. On również wzrok miał nie gorszy. W dodatku prawie ciągle przytuleni. Zamknęłam leptop i postanowiłam załatwić to szybko i bezboleśnie. Jasne, oszukiwałam samą siebie. Będzie mnie boleć, jak cholera.
Wyszłam z mieskzania, wcześniej informując Zbyszka, gdzie idę. Nie był zdziwiony, bo przecież jako przyjaciółka mogłam ot tak odwiedzić przyjaciela. Dobrze, że nie wiedział jaki jest cel tej wizyty. Zapukałam i nieśmiało weszłam do środka. Michał od razu stanął w korytarzu, jakby tylko nasłuchiwał, czy idę. Uśmiechnął się lekko.
 - Chciałeś pogadać – powiedziałam cicho.
 - Chodź, usiądziemy – pociągnął mnie za rękę do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Uśmiechnęłam się w głowie na wspomnienie, ile razu się tu całowaliśmy, czy po prostu siedzieliśmy beztrosko wtuleni.
 - Zbyszek powiedział ci, ze idę z Aldoną na to spotkanie, imrpezę, czy jak to tam nazwać. Wiem, zawaliłem, powinienem ci powiedzieć, bo na pewno sobie pomyślałaś Bóg wie co – zaczął, drapiąc się po karku.
 - Spoko – wzruszyłam ramionami.
 - Masz prawo być na mnie zła, ale przysięgam ci, że to tylko koleżanka – złożył ręce jak do modlitwy. – Uwierz mi.
 - Tylko, że ja wiem, ze się spotykacie od jakiegoś czasu – uśmiechnęłam się sztucznie.
 - To nie jest to, na co wygląda – próbował się tłumaczyć.
 - Ale ja cię rozumiem – przerwałam mu. – Ona jest ładniejsza ode mnie, zapewne fajniejsza i starsza. Nie chcesz być z takim gówniarzem, to zrozumiałe.
 - Zuza, co ty bredzisz? Kocham cię i żadna Aldona się dla mnie nie liczy!
 - Michał, ale to nie ma sensu – wreszcie spojrzałam mu w oczy. – Oboje popełniliśmy błąd.
 - Jaki błąd? O czym ty mówisz? – miał przestraszony wzrok.
 - O nas. Nie chcę cię ograniczać…
 - Nie ograniczasz mnie – zaprzeczył od razu. – Zuza, zrozum, ze ja cię naprawdę kocham. Jeteś według mnie ideałem.
 - Nie utrudniaj mi tego – zacisnęłam powieki.
 - Chcesz to zakończyć? – zapytał wręcz szeptem. Kiwnęłam twierdząco głową, choć przyszło mi to z ogromnym bólem.
 - Chcę zebyś był szczęśliwy, a ze mną nie możesz – oznajmiłam, patrząc na niego zaszklonymi oczami.
 - Zuza, nie wierzę, ze ty tak sama na to wpadłaś – kręcił głową. – Jeżeli ktoś ci coś nagadał, to..
 - Uważam, ze się pospieszyliśmy. Poza tym, co to w ogóle za związek? Nikt o nas nie wie. To bez sensu!
 - Aha, czyli uważasz, ze moje uczucie jest bez sensu – powoli się chyba denerwował.
 - Uważam, ze ten związek jest bez sensu. A uczucie.. może pomyliliśmy to z miłością – spuściłam wzrok. – Pójdę już.
 - Nie wyjdziesz, dopóki nie pwoiesz mi prosto w oczy, ze mnie nie kochasz – odparł stanowczo.
 - Przepraszam – wyszeptałam i szybko wstałam. Jego siatarski refleks i szybkośc sprawiły, ze był przy mnie już w korytarzu. Chwycił mnie za nadgarstek i obrócił twarza w jego stronę. Nie czekając na moją reakcję pocałował mnie namietnie, co sprawiło, ze się w ogóle rozkleiłam.
 - Proszę, zostań – szeptał, a ja tylko pokręciłam głową. – Wiem, że też mnie kochasz.
 - To nie ma sensu, Misiek – powiedziałam.
 - Czemu kurwa nie ma sensu?! Nie rozumiesz, ze ciękocham i nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie?! – spojrzał na mnie z wyrzutem.
 - Nie jestem w stosunku do ciebie do końca fair. Nie mogę cię tak ranić..
 - Wytłumacz mi to – poprosił ciepłym głosem.

 - Nie teraz – wyznałam i wyrwałam mu się. Wyszłam z mieszkania zanim zdążył zareagować. Nie mogłam wrócić taka zapłakana do siebie, bo Zbyszek od razu by zaczął wypytywać. Nie miałam też kurtki, więc nie mogłam wyjsć na zewnątrz. Postanowiłam isć na wyższe piętro i posiedzieć na schodach, czekając aż się uspokoję. Spędziłam tak może z pół godziny. W końcu uznałam, ze mogę wrócić i tak też zrobiłam. Od razu jednak wybyłam, biorąc Bobka na spacer. Pochodzilismy po całym parku, z czego psiak był bardzo zadowolony. Choć on jeden był szczęśliwy. Nie to, co jego pani, która niszczyła sobie życie na własne życzenie.

_______________________

Dodaję na szybko, więc przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że nie jesteście źle, że takie opóźnienie ;/
Pozdrawiam ;*

19.01.2015

Rozdział 22

Nie mogłam zmrużyć w nocy oka. Tyle różnych myśli na raz to ja jeszcze nie miałam. Najpierw Michał z tą dziewczyną, przez którą poczułam się, jak paskudny wieloryb. Potem był Hubert, który chyba nie jest taki, jak sobie o nim pomyślałam. Jak to mówią: nie oceniaj książki po okładce. A na koniec jeszcze Zbyszek, który jak się okazało zachowuje się tak, jak się zachowuje, bo boi się, że mnie straci. Czy to normalne, żeby osiemnastolatka miała tyle problemów? Pomyślmy. Co w takiej sytuacji zrobiłaby przeciętna nastolatka? Moje szare komórki tej nocy nadzwyczaj dobrze pracowały. Pierwsza opcja, która mi przyszła do głowy, to że poszłaby się wyżalić mamie. I tu znowu poczułam ukłucie w sercu. Nie mogłam postąpić jak przeciętna nastolatka, bo nie miałam takiej możliwości. W takich momentach, gdy wpadałam w dołki jedna myśl o rodzicach sprawiała, że dół zamieniał się w kanion. Najgorsze było to, że nie miałam komu się wyżalić. Głównie martwiła mnie sprawa z Michałem, a właśnie to było tajemnica. O reszcie mogłam Gabi powiedzieć. Dlaczego nie mogę mieć trochę spokoju?

Zasnęłam nad ranem, ale miałam wrażenie, że gdy tylko zamknęłam oczy, to od razu zadzwonił budzik. Byłam wrakiem, nie człowiekiem. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, to aż się przeraziłam. Nigdy w życiu chyba nie miałam na sobie tyle podkładu, co w tym momencie, a i tak wyglądałam tragicznie. Nic mi się w sobie nie podobało, a wspomnienie towarzyszki Kubiaka tylko to pogarszało. Ubrałam się (link) i stwierdziłam, że najwyższa pora wziąć się za siebie. Postanowiłam schudnąć żeby wyglądać wreszcie jak człowiek. Nie miałam ochoty na śniadanie, więc ranek spędziłam popędzając Zbyszka.
 - Jezu, coś ty taka od rana? Zawsze to ja cię popędzam – rzucił, ubierając kurtkę.
 - Mała zamiana ról, braciszku – wyszczerzyłam się.
 - Z kim ja żyję – wzniósł oczy ku górze.
 - Ze mną –odparłam, wychodząc z mieszkania. Zbyszek był zaraz za mną i zamknął drzwi na klucz. W tym momencie z góry schodził Michał. Powitał się z nami radośnie, a potem od razu ziewnął.
 - Co ty, brachu, taki niewyspany? – zaśmiał się Zibi. I tu sobie pomyślcie co moja chora wyobraźnia mogła sobie wymyślić. Kolejna szpilka w serce. Dziękujemy bardzo.
 - Mało spałem – wzruszył ramionami.

Brat podwiózł mnie pod szkołę. Pożegnałam się z nimi i wyszłam. Pod klasą zastałam już Gabryśkę. Przywitałam się z nią.
 - Miałaś aferę w domu? – zapytała od razu. – Starałam się być normalna i w żaden sposób cię nie wydać.
 - W porządku, jest okej – odparłam. – Ale to było dziwne..
 - Co takiego?
 - Tak sobie pogadałam z nim szczerze i powiedział, że się boi, że się od niego oddalam i w ogóle.
 - No nieźle – zagwizdała. – Masz kochającego brata i tyle.
 - Ale nigdy mi tego nie mówił i teraz mi tak dziwnie, że ja mu wszystkiego nie mówię.
 - A propos tego, to jak te wyścigi?
 - Świetna sprawa, serio – uśmiechnęłam się. – W poniedziałek też idę.
 - Ej, ale uważaj okej? Bo mi się to nadal nie podoba…
 - Nie bój żaby. W dodatku poznałam kolesia, który bierze udział w tych wyścigach.
 - Przystojny chociaż? – przebudziła się.
 - Noo nawet, nawet – uśmiechnęłam się. – Tylko trudno mi zgadnąć jaki on jest. Niby zgrywa cwaniaczka, ale po dłuższej rozmowie już sama nie wiem..
 - Trudny charakter?
 - Nawet więcej. Ale nie planuję jakiejś głębszej znajomości z nim, więc mi to wisi – wzruszyłam ramionami.
 - Ściga się, jest przystojny i z niebanalnym charakterem. Serio nic, a nic? – zdziwiła się.
 - No serio – ponowiłam swój gest.
 - Aaa, bo tobie się przecież Kubiaczek podoba – szturchnęła mnie.
 - Daj spokój – wywróciłam oczami. – Tylko przyjaciel i w dodatku chyba ma dziewczynę.
 - Kurde, znalazł sobie jakaś? Fuck, a myślałam, że fajna para z was będzie – zrobiła nadąsaną minę.
 - To źle myślałaś – wystawiłam jej język.


Czas leciał, a ja skupiłam się na swoich nowych postanowieniach. Zaczęłam się odchudzać, ćwiczyć i chodzić na treningi. Dodałam też do tego naukę do tej nieszczęsnej matury. Dziwnie się czułam w towarzystwie Michała. Mało kiedy spotykaliśmy się tylko we dwoje, a kiedy już do tego dochodziło to byłam jakaś spięta. Bardzo bałam się, że mnie zdradza. Szczerze, to nawet nie wiem, czy mogłam to nazwać zdradą, bo nasz związek w świetle dziennym nie istniał. Zaczynał tylko wtedy, gdy byliśmy sami. Zaczęłam się nawet zastanawiać nad jego sensem, ale wtedy uświadamiałam sobie, że nie mogłabym żyć bez Michała. Po co mi się było zakochiwać? No po co?
 - Co ty taka rozkojarzona? – zapytał Kubiak, który nie wiadomo skąd znalazł się koło mnie na przystanku. Cmoknął mnie w policzek.
 - Jezu, nie zauważyłam się – aż sama się zdziwiłam.
 - Stoję tu chwilę, a ty nic, więc musiałem podejść – pokręcił głową.
 - Zamyśliłam się, przepraszam – wykrzywiłam usta w podkówkę.
 - To wsiadaj do auta.
Podążyłam za nim, ale w pewnym momencie przystanęłam.
 - Michaał – zaczęłam. Spojrzał na mnie pytająco. Postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji. – Dasz mi poprowadzić?
 - Zbyszek ci nie daje, prawda?
Pokręciłam przecząco głową.
 - Trzymaj – rzucił mi kluczyki, a ja się szeroko uśmiechnęłam.
 - I za to cię kocham – powiedziałam, gdy już siedziałam na miejscu kierowcy.
 - O tym Zibi też mi opowiadał i stwierdziłem, że przesadza, więc teraz chcę się przekonać sam, jak jeździsz – oznajmił.
 - Jak sobie życzysz – uśmiechnęłam się pod nosem, odpaliłam silnik i ruszyłam. Nie pojechaliśmy prosto na nasze osiedle. Michał pozwolił mi pojeździć trochę po mieście. A w pewnym momencie nawet kazał mi wyjechać z miasta. Gdy opuściliśmy teren zabudowany, to dopiero mogłam zaszaleć.
 - No niezła jesteś, mała – zaśmiał się, gdy zaparkowałam pod blokiem.
 - Czyli jednak da się ze mną jeździć? – uśmiechnęłam się.
 - O dziwo, mimo to że szalejesz, to bezpiecznie jeździsz – stwierdził.
 - A powiesz to mojemu bratu?
 - Powiem, powiem – pocałował mnie, czego dawno nie robił, bo nie było ku temu okazji. Pogłębiłam gest.
 - A Zbyszek nie wybiera się czasem do Aśki na noc? – zapytał, patrząc na mnie wymownie.
 - Nie wiem, ale myślę, że da się to załatwić – puściłam mu oczko.
 - To czekam na wiadomość, kiedy mogę przyjść – pocałował mnie ostatni raz i wyszedł z auta. Od razu poprawił mi się humor. Skoro chciał ze mną spędzić noc, to chyba jednak z nami nie było tak źle, jak myślałam. Może byłam po prostu przewrażliwiona i histeryzowałam?

Zbyszka łatwo dało się urobić. Wystarczyło mu rzucić aluzję, że chyba ostatnio zaniedbał swoją dziewczynę. Przestraszył się, bo przecież ja jestem kobieta i mam ten sam tok rozumowania co ona, więc od razu do niej zadzwonił. Tak jak myślałam wieczorem wybył z mieszkania. Po napisaniu SMSa do Michała odczekałam może minutę, a przyjmujący już był w korytarzu. Zatrzasnął za sobą drzwi i przyparł mnie do ściany, mocno całując.
 - Tęskniłem – wysapał, między pocałunkami.
 - Pokaż mi jak – uśmiechnęłam się zalotnie. Więcej mu nie trzeba było powtarzać. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Zaczęliśmy ściągać z siebie nawzajem ubrania. Dawno nie smakowaliśmy swoich ciał i byliśmy tego spragnieni, jak chyba nigdy dotąd. O żadnej grze wstępnej nie było mowy. Nie był to jednak szybki numerek, bo zasnęliśmy dopiero nad ranem. Czułam się wspaniale. Dawno mi tak dobrze nie było i wreszcie zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

Niestety rano sobie zaspaliśmy. Obudziło nas dobijanie się Zbyszka, bo zapomniał kluczy. W panice zaczęliśmy się ubierać i myśleć, co tu robić.
 - Idź do szafy! – szepnęłam mu.
 - Że gdzie?! – zdziwił się.
 - No idź. Powiem ci kiedy będziesz mógł wyjść.
 - Tylko pospiesz się – przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie.
 - No już, już – nie mogliśmy się od siebie oderwać. Niczym jakieś dzieciaki normalnie. Kubiak schował się, tak jak mu kazałam, a sama poszłam otworzyć bratu.
 - No ileż można – wszedł do środka.
 - No sorry, zaspałam – dla efektu ziewnęłam.
 - Domyśliłem się – pokręcił głową. – Ale ja teraz zajmę prysznic, więc ty zrób jakieś śniadanie.
 - Okej, okej – udawałam niezadowoloną.
Gdy miałam pewność, że Bartman był pod prysznicem, to poszłam po Michała. Cichaczem wymknął się z naszego mieszkania. Boże, co to w ogóle było. Czułam się jak żona, która zdradza męża i ukrywa kochanka w szafie. Niczym scena z filmu. A ja tylko ukrywałam chłopaka przed bratem, gdyż to jego przyjaciel. Dom wariatów.
 - Ooo kanapeczki – oblizał się mój braciszek.
 - Smacznego – rzuciłam i usiadłam na blacie z kubkiem herbaty odchudzającej w ręku. Przeczytałam o niej w internecie i postanowiłam kupić. Zdjęcia ‘przed’ i ‘po’ mnie przekonały. Dążyłam do idealnej sylwetki i już zauważyłam, że w tydzień zgubiłam 2kg. Uznawałam to za jakiś cud!
 - A ty nie jesz? – zapytał.
 - Mam to, wystarczy – wzruszyłam ramionami, wskazując na kubek.
 - Nie będziesz głodna?
 - W szkole zjem. Ty się nie bój – wystawiłam mu język.
 - Jak chcesz – odparł i wpakował sobie do buzi pół kanapki na raz.

Znowu byłam w jakimś lepszym humorze, bo zaczęło mi się układać. Cały dzień wspominałam tą cudowną noc. Miałam ogromną ochotę ją powtórzyć, tylko zapomniałam, ze to niemożliwe. Przypomniał mi o tym Zbyszek, gdy wróciłam po treningu do domu.
 - Pamiętaj żeby z Bobkiem wyjść wieczorem – powiedział.
 - Ale dziś twoja kolej – oburzyłam się.
 - Przecież ci mówiłem, że mamy spotkanie klubowe i idę na niego z Aśką – przypomniał.
 - Aa coś wspominałeś chyba – podrapałam się po głowie. – A jakie spotkanie, że z Aśką idziesz?
 - Nie nazwałbym to imprezą, ani żadnym jakimś bankietem, ale będzie jedzenie, jakieś tańce, zarząd, trenerzy no i my i mamy sobie wziąć osoby towarzyszące.
Hmm, osoby towarzyszące, a to ciekawe…
 - Aa to w sumie nudna sprawa. A Kubiaczek nasz kogo bierze? – zapytałam żeby wyszło naturalnie.
 - Ta swoją nową ‘’koleżankę’’ – ostatnie słowo ujął w tzw. Króliczki, a ja znowu czułam, ze mi się serce na kawałki rozpada.
 - Czemu on mi nic o niej nie wspomniał? Czuję się pominięta! – udawałam zabawnie oburzoną. Szkoda, że w środku się rozsypałam.
 - Mi też nie mówi. Wiem tylko, ze to Aldona, jakaś dawna koleżanka i mówi, ze tyle, ale wątpię w to – zaśmiał się.
 - Możesz mu przekazać, ze oberwie, ze nic o niej nie wiem – pokręciłam głową, udając rozbawioną.
 - Jasna sprawa. Niech tym razem on ma przerąbane, a nie ja – wyszczerzył się.

Posiedziałam z nim chwilę, a potem poszłam do siebie pod pretekstem nauki. Nie chciałam się rozpłakać. Znaczy chciałam, ale próbowałam tego nie robić. Przeleżałam całe popołudnie z książką obok, w razie gdyby Zibi do mnie zaglądnął. Bobek chyba czuł, że nie mam nastroju, bo nawet nie podchodził. Niedługo przed wyjściem Zbyszka wyprowadziłam psa, a gdy brat zniknął z mieszkania, to nie wahałam się nawet na chwilę i sięgnęłam po telefon. Napisałam do Huberta:
Potrzebuję się napić, a wręcz najebać. Da się załatwić?
 Odpowiedź nadeszła bardzo szybko:
Wpadnę po ciebie za 15 minut.


Przebrałam się szybko (link) i wyszłam z bloku.Niebieska honda już na mnie czekała.

______________

Przepraszam za opóźnienie ;/ Postaram się szybko nadrobić u was zaległości.
Tak w ogóle, czyta to ktoś jeszcze?
Pozdrawiam ;*

11.01.2015

Rozdział 21

 - Idę do Gabi, nie wiem kiedy wrócę – oznajmiłam szybko bratu i chciałam wyjść.
 - Nie powinnaś się uczyć? – zatrzymał mnie. – W środku tygodnia akurat musisz gdzieś łazić?
 - Nie zaczynaj znowu – wywróciłam oczami. – Gabi ma problem i muszę z nią pogadać.
Wymyśliłam to na poczekaniu, ale wiem, że jakby co to przyjaciółka będzie mnie kryć.
 - Matura się..
 - Sama nie napisze. Wiem – mruknęłam. – Te 2 godziny mnie nie zbawią. Cześć.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z mieszkania. Na klatce minęłam się z Michałem.
 - A gdzie taka piękna dama wybiera sama o później porze? – uniósł pytająco jedną brew.
 - Do Gabi – odparłam. – Jeśli chcesz mi robić wykłady, jak Zbyszek, że powinnam się teraz uczyć, to daruj sobie.
 - Czyli Bartmany znów pokłócone – wywrócił oczami. – To nawet do niego nie idę, bo mi się oberwie.
 - Dobrze robisz – puściłam mu oczko. – A teraz wybacz, ale autobus mi zwieje, więc lecę.
 - Odwieźć cię?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Musiałam jakoś ostrożnie mu odmówić.
 - Nie trzeba – uśmiechnęłam się.
 - Ale to żaden problem. Tylko klucze wezmę – odparł.
 - Serio. Idź sobie odpocznij, a ja się przejadę autobusem. Pa – cmoknęłam go w policzek i ruszyłam na dół.
 - Jak chcesz. Pa – wzruszył ramionami i poszedł do siebie. Uff, udało mi się.

Autobusem skierowałam się na odpowiednią ulicę. Na przystanku czekał już na mnie Wojtek. Przytuliłam kolegę na powitanie. Podekscytowana ruszyłam za nim.
 - Widzę, że się cieszysz – zaśmiał się.
 - Człowieku, od małego kocham szybkie auta – wyszczerzyłam się.
 - To tak jak ja. Piona, Bartman – uniósł dłoń, więc przybiłam z nim tzw. Piątkę.
Doszliśmy na jakieś zadupie. Oprócz garstki ludzi i dwóch aut nie było nic. Po bokach było pełno drzew, a środkiem przebiegała droga. Nie była jednak betonowa, ani asfaltowa. No ewidentne zadupie. Cywilizacja o tym miejscu zapomniała. Ale to było plusem. Mogli się tu ścigać do woli.
 - Siema, Bolo – Wojtek przywitał się z jakimś facetem przy niebieskiej Hondzie. – To jest ta moja koleżanka.
 - Zuza – wystawiłam rękę w celu uściśnięcia, ale on zamiast tego ujął ją, nachylił się i pocałował. No, no, dżentelmen.
 - Hubert Bolanowski, ale znajomi mówią mi Bolo – przedstawił się, a na koniec uśmiechnął czarująco. – Co taka piękna dziewczyna robi na wyścigach samochodowych?
 - Ta nie powiedziałabym, ze piękna dziewczyna przyszła popatrzeć na szybkie samochody, gdyż lubi to od dziecka – wyjaśniłam.
 - Rzadko się z czymś takim spotykam – przyznał. – Ale liczę, że to mi będziesz kibicować.
 - Tego to jeszcze sama nie wiem.
Czy on ze mną flirtował? Sorry, zajęta jestem koleś. Może i był przystojny, ale duzo bardziej wolałam swojego Miśka.
 - To my sobie staniemy z boku i będziemy ci kibicować – wtrącił Wojtek. Chyba czuł się trochę zapomniany.
 - A może Zuza chce się przejechać? –zapytał Hubert.
 - Serio? – zdziwiłam się.
 - Jak najbardziej. Nie masz się czego bać. Ze mną nic ci się nie stanie – puścił mi oczko.
 - Hmm, to następnym razem, bo teraz jednak wolę się przyglądnąć – uśmiechnęłam się.
 - Przynajmniej wiem, że jeszcze cię tu zobaczę.A teraz muszę was przeprosić, ale musze porozmawiać z rywalem.
Pożegnał się i podszedł do drugiego uczestnika tego wyścigu. Odeszliśmy z Wojtkiem kawałek.
 - Wpadłaś mu w oko – szturchnął mnie kolega.
 - Co? – zdziwiłam się. – Nie strasz nawet.
 - Dlaczego? Wydawało mi się, ze on tobie też.
 - No jeszcze czego – zaśmiałam się. – Nie mój typ.
 - Czyli szybkie auta lubisz, ale kierowców już nie? – uśmiechnął się.
 - Po prostu wydaje mi się być zbyt pewny siebie i taki, hmm… egoista?
 - Parę minut a ty już go przejrzałaś. Cały Bolo – wyszczerzył się. – Ale jest uparty i lubi stawiac na swoim.
 - Dobrze wiedzieć.
 - Więc się módl żeby sobie nie uznał ciebie za cel.
 - Czy ty mnie straszysz? – uniosłam jedną brew.
 - Po prostu bardzo cię lubię, a znam Bola od gimnazjum i wolałem cię uprzedzić.
 - On jest w naszym wieku? – byłam zaskoczona. Wyglądał na starszego i to o wiele. Ten zarost sprawiał takie wrażenie.
 - 3 lata starszy, ale kiblował parę razy i w 2 klasie wylądowaliśmy razem – oznajmił.
 - To mi wiele wyjaśnia.
 - Czyli gdyby chciał twój numer to mam nie dawać?
 - Jeśli mu dasz, to cię zabiję – spojrzałam na niego wymownie.
 - Z tobą lepiej nie zadzierać, więc posłucham – zaśmiał się.
Zaczęli powoli zaczynać. Ustawili się na mecie. Między nimi stanął chłopak z flagą w czarno-białą kratkę. Normalnie jak w filmach, a tu proszę, takie Jastrzębie-Zdrój. Gdy dał sygnał auta z piskiem opon ruszyły. Do setki im chyba już na starcie niewiele brakowało. Oczy mi się aż zaświeciły.
 - Jakie cuda – powiedziałam.
 - Zajebiste, nie? – zaśmiał się Dębski.
 - Jeszcze pytasz? Ja się z tym Bolem jednak musze przejechać!
 - Jak ja ostatnio jechałem to w środku było jeszcze lepiej niż tutaj.
 - Zaczynam oszczędzać na takie auto, bo Zbyszek mi nie kupi – westchnęłam.
 - Musisz mieć od razu sportowe? Zacznij od zwykłego – wzruszył ramionami.
 - On mi żadnego nie kupi, a swojego nie da – mruknęłam niezadowolona.
 - A to dlaczego? Przecież masz prawko – zdziwił się.
 - Za szybko jeżdżę, a on na mnie dmucha, jak… szkoda gadać – machnęłam ręką
 - Współczuję – skrzywił się. – Ale on też pewnie depnąć lubi. Nie wygląda na spokojnego.
 - I to jak lubi! Ale nie, bo jemu wolno, a mi nie.
 - Przekona się. Po prostu siostra mu dorosła, to się przyzwyczaić nie może – wyszczerzył się.
 - To niech się lepiej przyzwyczai.
Całe wydarzenie nie trwało długo i o 10 sekund szybszy był mój nowy znajomy. Oho, pewnie zacznie się chwalenie. Wojtek od razu ruszył w kierunku kumpla, a ja poszłam za nim, bo nie chciałam stać sama.
 - Gratuluję, stary – Dębski uścisnął dłoń koledze. – Jak zwykle pierwszy.
 - Ale przez chwilę mnie doganiał, więc depnąłem na zakręcie, kiedy on zwolnił i oto jestem – teatralnie się ukłonił i zaśmiał.
 - Niezły z ciebie ryzykant – skrzyżowałam ręce na piersi. Przyspieszać na zakręcie mógł jedynie jakiś szaleniec.
 - Dobrze to określiłaś – zmierzył mnie wzrokiem. – Może skoczycie ze mną na coś do jedzenia?
 - Jasne – odparł od razu mój kolega.
 - Miłej zabawy wam życzę. Ja spadam do domu – odparłam, co nie zadowoliło moich towarzyszy.
 - Nie daj się prosić – nalegał Bolo.
 - Przecież brat ci domu nie zamknie. Chodź – dodał Wojtek. Niechętnie się zgodziłam. Nie uśmiechało mi się wyjście z tym kolesie. Wydawał mi się jakiś podejrzany. Na szczęście na normalnych drogach już tak nie szalał. Jechał dość dobrze. Oczywiście gdybym ja tak jeździła, to Zbyszek skonfiskowałby mi prawo jazdy.

Poszliśmy do jakiejś pizzerii. Dostaliśmy karty i w końcu wspólnie wybraliśmy jaką pizze zamówić. Było w niej mnóstwo dodatków.
 - To jak, chcesz się następnym razem przejechać ze mną? – zapytał Bolo.
 - Chętnie skorzystam, jeżeli obiecasz, że przeżyję – uśmiechnęłam się.
 - W poniedziałek dasz radę?
 - Jasna sprawa – odparłam. Wreszcie zaczął mówić do rzeczy.
W pewnym momencie dostałam smsa od Gabi. Zbyszek do mnie dzwonił, ale powiedziałam, że jesteś w łazience jak chciał z tobą rozmawiać – przeczytałam.
 - Cholera – wyrwało mi się.
 - Zbyszek? – zapytał od razu Wojtek.
 - Myśli, że jestem u Gabi i do niej dzwonił. Zajebiście – westchnęłam.
 - Spoko, ona cię będzie kryć.
 - Wiem, ale wkurza mnie, że mi nie ufa.
 - Chyba ma racje – wtrącił Hubert. – Zbyszek to twój brat?
 - Yhym – mruknęłam. – O kurwa…
Wyrwało mi się. Zauważyłam jak do pizzerii wchodzi Michał. W dodatku nie sam, bo z jakąś dziewczyną. Ładną dziewczyną. Zakuło mnie w sercu, a po chwili dotarło do mnie, że on nie może mnie tu zobaczyć. Wojtek podążył wzrokiem w miejsce, które ja patrzyłam.
 - Wyczuwam kłopoty – stwierdził.
 - Nie może mnie tu zobaczyć – schyliłam się trochę i starałam zasłonić Wojtkiem.
 - Skądś go kojarzę – zastanawiał się Bolo.
 - Nie czas teraz na skojarzenia. Musze wyjść niezauważona – mruknęłam.
 - Ubierz moją kurtkę i wyjdź na dwór. Zaraz do Ciebie dołączę i w torbie wezmę twoją. Okej? – zaproponował Dębski.
 - Okej. Pa, Bolo – rzuciłam do kierowcy.
 - Do zobaczenia w poniedziałek – puścił mi oczko. Ubrałam kurtkę Wojtka i starałam się cichaczem wyjść z knajpy. Kątem oka obserwowałam Michała. I tak by mnie nie zauważył, nawet bez tego przebrania, bo strasznie się zagadał z nieznajomą mi koleżanką. Był cały roześmiany i wciagnięty w rozmowę z nią. Gdy zauważyłam, że ona pogłaskała mu dłoń, a on się tak promiennie uśmiechnął, to coś tak mnie ścisnęło, że przyspieszyłam. Niewiele brakowało żebym trzasnęła drzwiami. Wojtek wyszedł zaraz za mną, dlatego starałam się być normalna.
 - Że też ten twój przyjaciel musiał akurat tutaj na randkę przyleźć – pokręcił głową. Jeszcze bardziej mnie ruszyło po tych słowach.
 - Dzięki, ze pomogłeś mi się kryć. Od razu by wygadał Zbyszkowi – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
 - Nie ma sprawy – odparł i mnie przytulił na pożegnanie. 

Wolnym krokiem ruszyłam na przystanek. W pewnym momencie zauważyłam znajome auto, które zaczęło powoli jechać koło mnie. Gdy szyba się uchyliła, od razu usłyszałam znajomy głos.
 - Wskakuj, to cię podrzucę – powiedział.
 - Dzięki, poradzę sobie – odparłam, nawet na niego nie patrząc.
 - Dochodzi 10, jest ciemno i zimno. Naprawdę masz odwagę iść sama?
 - A myślisz, ze mam odwagę jechać z tobą sama? – spojrzałam na niego.
 - Ja mam ręce na kierownicy, więc nic ci nie zrobię – zaśmiał się. Westchnęłam i wsiadłam. W sumie lepiej jechać taką fajną bryką, niż tłuc się autobusem. Teraz pewnie podejrzane typy by się w nim kręciły. Tak samo na ulicach. Oczywiście nie twierdzę, że Hubert przestał być podejrzany.
 - To gdzie jedziemy? – zapytał zadowolony, gdy zapinałam pas.
 - Do Żor.
 - Jak sobie księżniczka życzy – dodał gazu i skierował się w kierunku wyjazdu z Jastrzębia. Przez pewną część drogi oboje milczeliśmy, co było trochę krępujące, ale nie zawracałam sobie tym głowy. Moje myśli zostały w tej pizzerii.
 - Ten koleś nie jest ci obojętny, co? – zapytał nagle, a mnie zatkało.
 - Co? Skąd ci to przyszło do głowy? – odparłam natychmiast.
 - Widziałam, że dziwnie się zachowywałaś, ale nie chodziło o to, ze to jakiś tam twój znajomy, który mógłby cię wydać – oznajmił swobodnie. Dlaczego jakiś obcy koleś od razu mnie rozgryzł?
- Wydaje ci się – wzruszyłam ramionami.
 - Znam się na ludziach. Nie jestem taki, jak sobie myślisz – odparł pewnie.
 - A skąd ty wiesz, co ja myślę?
 - Bo wszyscy myślą o mnie tak samo. Cwaniak, zbyt pewny siebie, goguś, playboy, wariat. Wymieniac dalej?
 - Nie przeszkadza ci, że inni tak myślą? – zdziwiłam się.
 - Co mnie obchodzi ich zdanie? – parsknął śmiechem. – Mam ich w dupie.
 - Masz ciekawy sposób życia – stwierdziłam.
 - Ale nie mówiliśmy o mnie, tylko o tobie – zauwazył.
 - Tu skręć w prawo – pokierowałam go.
 - Ale teraz mów.
 - Znamy się 2 godziny i sądzisz, że zacznę ci się zwierzać? – uniosłam pytająco jedną brew.
 - Nie, ale widzę, że coś w sobie dusisz. Nie naciskam.
 - Tam na przystanku możesz mnie wysadzić. Nie chcę żeby brat widział, że przyjechałam z kimś autem, bo nici z poniedziałku.
Posłusznie zatrzymał się we wskazanym miejscu. Chciałam się szybko pożegnać i ulotnić, ale nie mogłam, bo drzwi były zamknięte.
 - Co ty jeszcze chcesz? – westchnęłam, odwracając się do niego.
 - Jak jednak zdecydujesz się pogadać przy piwie, whisky, winie, czy wódce to zadzwoń, napisz, będę – podał mi karteczkę, na której napisał swój numer telefonu. Zaskakiwał mnie z minuty na minutę.
 - Nie wiem, czy skorzystam, ale dzięki – odparłam w szoku.
 - Ale ja wiem – uśmiechnął się. – Do zobaczenia.
Pożegnałam się i wyszłam. Nie wiem, co ten koleś kombinował, ale wyczuwałam w nim szczerość i mimo wszystko empatię. Być może tylko zgrywał takiego bad boya, a naprawdę był całkiem inny? Takie trochę rozdwojenie jaźni. Ale skoro w środku faktycznie był taki, jaki podejrzewałam, to niepotrzebnie to ukrywał. Szybko odkrył, że coś ze mną nie tak. Właśnie… coś. Zbyszek już ostatnio wspominał, że widział Michała z dziewczyną. Teraz ja go z nią widziałam. Była naprawdę ładna. Ba, piękna! Choć była w spodniach, to były one tak obcisłe, że widać było jakie ma szczupłe i długie nogi. Moje tez były długie, ale przy niej przypominały 2 balerony! W dodatku miała twarz bez żadnych wyprysków, pryszczów, ani nawet zaczerwienień. Tak idealnego podkładu nie ma! Załamywałam się coraz bardziej. O włosach to nawet nie wspomnę. Moje były skręcone, a każdy w inną stronę. Nigdy nie układały się tak jak chciałam. Ona miała swoje związane niby w niedbałego koka, ale był on zrobiony z taką gracją, jak mi nigdy nie wychodzi. Zaczynałam popadać w kompleksy coraz większe. Nie widziałam jej sylwetki, bo miała płaszczyk. Może to i lepiej, bo na bank miała większy biust i talię osy. Czułam się jak pokraka.
 - Wreszcie przyszłaś – Zibi stanął w progu salonu. Do moich nóg podbiegł stęskniony Bobek, który przez ten dzień bardzo się do mnie przyzwyczaił. Pogłąskałam go po łebku.
 - Nie było mnie nieco ponad 2 godziny – odparłam spokojnie. Nie chciałam się jeszcze z nim kłócić. – Nie podoba mi się, że mi nie ufasz i dzwonisz do Gabi.
 - Ufam ci – odparł od razu.
 - To czemu mnie kontrolujesz?
 - Bo mam wrażenie, że z każdym dniem się ode mnie oddalasz.
 - To może porozmawiaj ze mną na ten temat, a nie mnie kontroluj, czy zabraniaj wszystkiego. Znasz mnie i powinieneś wiedzieć, że to mnie tylko denerwuje.
 - Martwię się, że się ode mnie odwrócisz – spuścił wzrok. Co tego Zbyszka teraz u licha naszło na taie wyznania?! Przecież ja tu się zaraz popłaczę…
 - Nie martw się. Zawsze będziesz moim kochanym braciszkiem – przytuliłam się do niego. Objął mnie i cmoknął troskliwie w czubek głowy.
 - A ty moją kochaną małą siostrzyczką – odparł.
 - Akurat z tą mała mógłbyś nie przesadzać – oderwałam się od niego. – Dorosłam.

 - Staram się przyzywczaić – westchnął.

_______________

Rozdziały będa w niedziele :D
Pozdrawiam ;*

6.01.2015

Rozdział 20

 - To kiedy mamy tam być? – zapytał Michał.
 - Za jakieś 10-15 minut żeby wyszło naturalnie – wyjaśniłam.
 - To mamy czas na malutki spacer – uśmiechnął się i splótł swoje palce z moimi. Wolnym krokiem ruszyliśmy przed siebie.
 - Tata mówił, że byłaś dziś świetna na treningu – rzucił w którymś momencie.
 - Serio tak powiedział? – zdziwiłam się. – Normalnie grałam.
 - Serio, serio. I dziwi się, że nie chcesz iść w tym kierunku.
 - Nie wszyscy muszą od razu być siatkarzami – wzruszyłam ramionami. – Ja mam też inne pasje.
 - Wiem, wiem. Nie zmuszam cię, Zbyszek też, ale przemyśl sobie. Podobno jesteś najlepsza w grupie.
 - Kto ci takich bzdur nagadał? – uniosłam jedną brew.
 - Tata, a tacie twój trener. Wiec to nie są bzdury, mała.
 - Nie chcę być siatkarką po prostu. Traktuję to jako hobby, odskocznię od wszystkiego. Wiem jak wygląda życie sportowca i po prostu tego nie chcę. Rozumiesz? – spojrzałam na niego.
 - Jesteśmy razem krótko, ale znamy się od dawna… wiesz, ze cię kocham, a ja jestem sportowcem i skoro chcesz być ze mną, to..
 - Przestań, nie o tym mówiłam. Nie chcę się z tobą rozstawać, głupku – stanęłam na palcach i go pocałowałam.
 - Przez chwilę się zmartwiłem, że ta rozmowa zmierza w niebezpiecznym kierunku – zaśmiał się.
 - Nie bój żaby – wyszczerzyłam się. – I koniec tematu mnie jako siatkarki. Wracajmy do tej kawiarni.

Weszliśmy do przytulnej kawiarni. Ciepłe kolory wnętrza zachęcają do wejścia, kiedy na dworze śnieg i mróz. Zajęliśmy stolik w kącie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam Gabrysię, ale siedziała sama. Posłała mi smutne spojrzenie, a ja się tylko krzywo uśmiechnęłam. Zamówiliśmy ciepłą herbatę, gdy podeszła do nas kelnerka.
 - Gdzie ten wielbiciel? – zapytał się Michał, gdy wreszcie zauważył, że moja przyjaciółka siedzi bez towarzysza.
 - Właśnie nie wiem – mruknęłam. – Nie podoba mi się to.
 - Pewnie stchórzył – wzruszył ramionami.
 - Rozumiem, że on jest nieśmiały, ale sam to spotkanie zaproponował.
 - Ale ostatecznie zrozumiał, że dla niego to za wcześnie i stchórzył.
 - A może mu się coś stało? – zastanawiałam się.
 - I teraz będziesz tworzyć pełno różnych historii, które mogły się wydarzyć? – zaśmiał się.
 - Dobra, nie gadam z tobą, bo wszystko jak żart traktujesz.
 - Jeju, bo mnie śmieszy, że jakiś pełnoletni facet bawi się w takie podchody, a ty się w to tak wkręciłaś – spojrzał na mnie rozbawiony.
 - Nie wszyscy są takimi playboyami – prychnęłam. – Poza tym ty też się bałeś powiedzieć mi, co czujesz.
 - Zauważ, że nasza sytuacja jest nieco inna – podkreślił. – Nasz związek nawet w świetle dziennym nie jest związkiem.
 - Ale sam doskonale rozumiesz, że inaczej nie możemy .
Trochę zabolały mnie jego słowa. Wiem, że się ukrywamy, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy razem, tak samo jak inni są.
 - Po prostu czasem myślę, co będzie, gdy w końcu zacznie nas to męczyć – spojrzał troskliwie i przepraszająco.
 - A musimy o tym rozmawiać akurat teraz i tutaj?
 - Masz racje. Szczególnie, że Gabryśka tu idzie – wskazał ruchem głowy w dal. Faktycznie moja przyjaciółka szła w naszym kierunku.
 - Lipa. Niepotrzebnie tu przyszłam. Tylko się skompromitowałam – mruknęła, przysiadając się.
 - Ej, nie smuć się, może mu coś wypadło – pogłaskałam ją po ramieniu.
 - Albo zrozumiał, że jest zbyt nieśmiały i to za wcześnie – dodał Michał.
 - Po prostu jestem beznadziejna, nakręciłam się i oczywiście przejechałam na tym – westchnęła.
 - Gdyby nie to, że jutro szkoła, to zabrałabym cię na porządnego drinka – jęknęłam. – Napisał coś chociaż?
 - Nic, a nic. Wracam do domu.
 - Odwieziemy cię – zaproponował Kubiak, a ja mu przytaknęłam.
 - Nie trzeba. Przejdę się, to mi dobrze zrobi.
 - Nie chcę żebyś się włóczyła po nocy sama – wyznałam.
 - Zapłacę za herbaty, a wy idźcie do auta – rzucił siatkarz i wstał od stolika. Ubrałyśmy swoje kurtki i wyszłyśmy z budynku.
 - Nie martw się. Na pewno się to jakoś wyjaśni – uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Po prostu pomyślałam sobie Bóg wie co i właśnie zostałam ściągnięta na ziemię. Nic złego – wzruszyła ramionami. Widziałam, że była załamana i tym bardziej było mi źle, bo to ja naciskałam żeby mu wtedy odpisała, a wczoraj żeby się zgodziła na spotkanie. Czułam się winna. Tym bardziej chciałam się dowiedzieć, kim jest owy osobnik, który podobno taki nieśmiały, ale łamać damskie serca umie.
 - Już jestem. Możemy jechać – usłyszałyśmy Michała. Otworzył zamki w aucie, więc wsiadłyśmy. Misiek odwiózł moją przyjaciółkę pod sam dom. Pożegnałam się z nią przed tym, jak wysiadła. Odjechaliśmy po chwili.
 - Nie przejmuj się. Szybko jej przejdzie, a facet teraz będzie musiał się nieźle tłumaczyć – położył mi rękę na kolanie, które następnie pogłaskał.
 - Ale czuję się winna, bo to ja ją tak namawiałam do pisania z nim i w ogóle – westchnęłam.
 - No przestań. Nic nie jest twoją winą, ani Gabrysi. To ten kolo ma jakiś problem i tyle. Teraz napisze i będzie się tłumaczył. Musicie tylko zrobić tak żeby się ujawnił przy tym, albo choć odrobinę zdradził, bo obstawiam, że mój kochany Holmes szybko go znajdzie. I nie chodzi mi tu o Russela – zaśmiał się.
 - Az tak we mnie wierzysz? – uśmiechnęłam się.
 - Obstawiam, ze już i tak masz jakieś podejrzenia, skarbie – puścił mi oczko.
 - Wiem, że to chłopak, który może chodzić do 3 klas, bo się wsypał kiedyś z lekcjami, czy coś – wyszczerzyłam się.
 - Widzisz, wiem o czym mówię – korzystając z czerwonych świateł skradł mi całusa.
 - A to za co?
 - Żebyś się uśmiechała, bo z uśmiechem ci do twarzy.
 - Wiesz co? Jesteś mega słodkim Miśkiem – pocałowałam go w policzek. Miałam najlepszego chłopaka na całym świecie!
Dalsza droga minęła już w milszej atmosferze. W pewnym momencie poczułam wibrację swojego telefonu. Oznaczało to, że dostałam wiadomość. Nadawcą był Wojtek. Wyświetliłam tekst: Masz plany na czwartek wieczorem? Kolega mówi, że jak chcesz to możesz wpaść. Szczegóły obgadamy jutro. Od razu się uśmiechnęłam i odpisałam.
 - A co to za sms? Mam być zazdrosny? – zaśmiał się.
 - Co? Nie, nie. To Gabi tylko. Mówi, że jej lepiej i dziękuje, że z nią byliśmy – wymyśliłam na szybko. Nie powinnam go okłamywać, ale wiem, że Michał też nie byłby zachwycony jakby się dowiedział, że mam zamiar iść na nielegalne wyścigi samochodowe.
 - Ooo to miłe, powiedz, ze nie ma sprawy. Widzisz, było się tak denerwować? Z Gabi okej, więc luz, kotek.
 - No wiem, wiem – westchnęłam i schowałam telefon. Trochę źle się czułam z tym kłamstwem, ale to i tak nie było coś ważnego.

Następnego dnia Gabi wciąż była lekko przybita, ale spędziłam z nią całe popołudnie, aby ją rozweselić. Pudełko lodów i dobra komedia w połączeniu z moimi komentarzami dały efekt, bo Starska się rozchmurzyła. W dodatku ten koleś napisał i było mu strasznie głupio, że nie mógł przyjść, ale wyskoczyło mu coś ważnego i w dodatku nagle, a potem zorientował się, że ma rozładowany telefon. Moja przyjaciółka doszła do mądrego wniosku, że będzie go trzymać na dystans.
 - Jakby był wielce dorosły, to by się nie bawił w podchody jakieś – prychnęła, pakując sobie łyżkę waniliowego cuda do ust.
 - Bo to dziwak jakiś – wzruszyłam ramionami. – I dobrze robisz. W końcu skuma, że z tobą trzeba grać w otwarte karty i może nawet sam podejdzie w szkole, czy coś.
 - Fajnie by było. Mogłabym mu w twarz powiedzieć, że jest dziwny – zaśmiała się.
 - I taka masz być zawsze – wyszczerzyłam się.
Cieszyłam się, że mojej przyjaciółce poprawił się humor. Przynajmniej moje starania nie poszły na marne.

W środę lekcje zaczynałam już od 7 rano. Boże, kto wymyślił taką porę? Przecież to noc jeszcze! Zwlekłam się z łóżka i przypominałam bardziej trupa, niż człowieka. Nawet umycie zimną wodą nic nie dało. Musiałam 5 razy się przyjrzeć żeby ocenić, czy dobrze się ubrałam, czy przypadkiem coś nie jest na lewej stronie (link). W końcu się jako tako ogarnęłam i mogłam wyjść. Prawie się spóźniłam na autobus, ale w ostatniej chwili zauważył mnie kierowca i jednak zaczekał na mnie. Niektórzy są chamami i uciekają z cwanym uśmieszkiem, ten jednak był inny. Całe szczęście.
Gdy byłam pod szkołą, to zauważyłam coś takiego, że aż przystanęłam na chodniku. Jarek wysiadał z auta i miał złamaną rękę. To dlatego nie było go dzień wcześniej w szkole. Zdziwiłam się i podeszłam do niego.
 - No i coś ty zrobił, sieroto? – pokręciłam głową z politowaniem.
 - Złamałem rękę. A co, wzrok się pogorszył? – mruknął.
 - Oj nie irytuj się – zaśmiałam się. – Jak to zrobiłeś?
 - Przedwczoraj ze schodów spadłem, bo chciałem szybko zejść, a mamie się zachciało je wypastować.
 - I widzisz, tak się kończy pośpiech!
 - Nabijaj się dalej. 6 tygodni muszę to cholerstwo nosić!
 - Miałam kiedyś kostkę skręconą jeśli cię to pocieszy – wyszczerzyłam się.
 - Dzięki, dużo mi to dało.
 - No ej, starałam się!
 - O Jezu! Coś ty zrobił?! – usłyszałam Gabryśkę, gdy byliśmy już w szkole.
 - Ciii, to pytanie go wkurza – szepnęłam, a Wojnarowski zgromił mnie spojrzeniem.
 - Okej, mam się nie odzywać, kumam baze – uniosłam ręce i się cofnęłam.
 - Głupie wypastowane schody – objaśnił nasz kolega.
 - Boli? – zmartwiła się. Oho, ona ma bardziej ludzkie odruchy, niż ja.
 - Teraz nie, ale przedwczoraj myślałem, że mi ręka odpadnie.
 - Ale zniosłeś to po męsku – wyszczerzyłam się.
 - Bartman, ja ci dziś przyjebię, chociaż jesteś dziewczyną – syknął.
 - Ale lewy sierpowy odpada – parsknęłam śmiechem, bo nie mogłam się powstrzymać.
 - Zabiję ją, naprawdę – wzniósł wzrok do nieba.
Gdy przyszedł Wojtek do dołączył do mnie i razem nabijaliśmy się z tej łamagi. Tylko Gabi jako jedyna osoba w naszym gronie z dobrym sercem nie dogryzała Jarkowi. Dlatego blondyn stwierdził, że w testamecie nam nic nie zapisze, a Starskiej swoje skarby. Cóż, przynajmniej mieliśmy ubaw. Niestety na gipsie pozwolił nam się podpisać dopiero w drugiej połowie dnia, gdy obrażanie się mu przeszło.
 - Gabi – zaczepiłam przyjaciółkę przy wyjściu.
 - No co?
 - Mogę mieć do ciebie prośbę?
 - Jasne, ze tak – uśmiechnęła się. – A jaką?
 - Możesz mnie jutro kryć jakby coś?
 - A co ty kombinujesz? - skrzyżowała ręce na piersi.
 - Są te wyścigi i..
 - Idziesz na to?! – zdziwiła się.
 - Przecież ci mówiłam.
 - Ale nie sądziłam, że jednak pójdziesz.
 - Chcę iść i zobaczyć,  nic wielkiego – wzruszyłam ramionami. – Gdyby Zbyszek albo Michał się pytali to powiesz, że jestem u ciebie?
 - No dobra – westchnęłam. – Tylko nie zrób nic głupiego.
 - Nie bój żaby – puściłam jej oczko.

Wróciłam do mieszkania i już od wejścia byłam zdziwiona. A czym? Małym psem, który do mnie podbiegł i zaczął niemiłosiernie szczekać.
 - Yyy Zbyszek?! – krzyknęłam, chcąc aby brat przyszedł się wytłumaczyć.
 - Oo poznałaś już naszego nowego lokatora – wyszczerzył się. Zamurowało mnie.
 - Kupiłeś psa? – wydukałam w końcu z oczami wielkości pięciozłotówek. Kiwnął twierdząco głową. Pisnęłam ucieszona i rzuciłam się bratu na szyję. – Jesteś wspaniały!
 - Czasem można spełniać marzenia młodszej siostry – zaśmiał się, odwzajemniając uścisk. – Ale on jest wspólny, a nie tylko twój!
 - Dobrze, dobrze. Cześć maluchu – przykucnęłam przy małym yorku. Pies przestał szczekać tylko przyglądał mi się badawczo. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, a on nieśmiało ją obwąchał. Pogłaskałam go, a on zamerdał ogonem.
 - Ej, do mnie tak szybko się nie przekonał – oburzył się Zibi.
 - Bo wyczuł zło – wyszczerzyłam się.
 - Przecież wiadomo, ze ty jesteś większym – prychnął.
 - Jak widać jemu to nie przeszkadza – zaczęłam głaskać malca po brzuszku, co mu się ewidentnie podobało. Zaczął szczekać zadowolony i merdać ogonem. – Ma już jakieś imię?
 - Kupiłem go z hodowli i właściciel mówił na niego ‘Bobek’ i na to reaguje – wyjaśnił.
 - Bobek? O Boże, jaka kreatywność… no ale nie będę zmieniać, bo mu się pomiesza – wzruszyłam ramionami. – Masz dla niego w ogóle jakieś rzeczy?
 - Cały ekwipunek: transporter, legowisko, zabawki, karmę, miskę, obrożę – wymieniał.
 - Jednak czasem potrafisz myśleć – wstałam i cmoknęłam go w policzek. – Dziękuję braciszku.
 - To może w ramach swej wdzięczności zrobisz dobry obiad?
 - Co tylko sobie zażyczysz – zaśmiałam się.

Bartman naprawdę sprawił mi niezłą niespodziankę. Bobek był wspaniały! Tak mnie polubił, że cały czas za mną chodził. Trochę przeszkadzało mi to podczas gotowania, bo bałam się, że go zdeptam. On jest naprawdę malutki. Ma dopiero pół roku. Nie mogłam uwierzyć, że mam takiego słodziaka w domu. Od zawsze marzyłam o psie, ale Zbyszek często zmieniał kluby, kraje, więc nie chciał mi takiego zakupić. Nie wiem, co go naszło na zmianę. Czyżby liczył, ze zostanę w Jastrzębiu? W sumie podobało mi się tutaj. Po południu pochwaliłam się znajomym na Facebooku, dodając selfie z Bobkiem. W końcu naszła pora na mój pierwszy spacer z tym maluchem. Napisałam Miśkowi SMSa żeby wyszedł. Czekałam na dole i obserwowałam jego reakcję, gdy wychodził z naszej klatki. Zdziwił się widokiem psa.
 - Yyy – podrapał się po głowie. – Pies?
 - Brawo, jak ty na to wpadłeś?
 - Inteligentny jestem – wyszczerzył się. - A tak serio, to czyj?
 - Mój! – wyszczerzyłam się.
 -  Co ty, Zbychu ci kupił w końcu?
 - Zdziwiłam się nie mniej, niż ty. Patrz jaki on jest słodki – wzięłam go na ręce i zaczęłam głaskać. Michał również przejechał dłonią po jego grzbiecie i o dziwo Bobek nie chciał go ugryźć, choć widział Kubiaka pierwszy raz.
 - Lubi cię – stwierdziłam.
 - A mnie się da nie lubić? – zaśmiał się.
 - Chodź się lepiej przejść – odłożyłam psa na ziemię i ruszyłam w kierunku parku. Opowiedziałam chłopakowi dokładnie o moim pupilu. Nie mógł się nadziwić, że Zbyszek w końcu się przemógł i kupił zwierzaka. Kiedyś w dzieciństwie miał psa, ale gdy miał 5 lat, to niestety potrącił go samochód. Od tamtej pory nie chciał innego, ale w końcu postanowił spełnić marzenie młodszej siostrzyczki i kupił. Byłam mu za to wdzięczna, bo wreszcie, gdy będzie gdzieś wyjeżdżał, to nie będę sama.


______________________

Ostatni wolny dzień, więc dodaję rozdział. teraz już będzie tylko raz w tygodniu, bo szkoła wraca, a ferie dopiero w lutym, więc to co napisałam przez te 2 tygodnie muszę jakos dobrze rozłożyć. Dlatego uprzedzam, jakby ktoś znów chciał mnie obrażać na asku :) 
Ostatnio doszłam do wniosku, ze z charakteru i zachowania to Zuza jest taką drugą Blanką... nie chcę pisać wszystkich opowiadań identycznych, więc w najbliższym czasie będzie się spoooro działo. Akcja za akcją, bo nie miałam weny do pisania czegoś ''pomiędzy''. Mam nadzieję, ze mnie za to nie zabijecie :*
Pozdrawiam ;*

2.01.2015

Rozdział 19

Wstałam dość wcześnie rano, ponieważ chciałam się pożegnać z dziadkami. Michał dalej spał jak zabity, więc cmoknęłam go przelotnie i wstałam z łóżka. Uśmiechnął się, przewrócił na bok i spał dalej. On jest mega rozkoszny jak śpi. Szybko się umyłam i w szlafroku zeszłam do swojego mieszkania, gdzie wszyscy już siedzieli w kuchni. Przywitałam się z rodziną buziakiem w policzek i zjadłam śniadanie. Potem szybko się ubrałam (link), poczesałam i zrobiłam mój codzienny makijaż. Oczywiście byłam popędzana przez Zbyszka 10 razy, bo był święcie przekonany, że dziadkowie spóźnią się na pociąg. Jako osoba, która ma swoje lata to znałam się na zegarku, więc byłam spokojna. Ubrałam kurtkę i mogliśmy wyjść z mieszkania. Zbyszek wziął walizkę staruszków i wsadził ją do bagażnika. Po kilkunastu minutach byliśmy na stacji PKP.
 - Dbajcie o siebie, dzieciaki – powiedziała babcia, tuląc nas, każdego z osobna rzecz jasna.
 - Będziemy dbać – uśmiechnęłam się.
 - Zbyszku, pilnuj siostry – wtrącił dziadek.
 - Zawsze pilnuję – wyszczerzył się mój braciszek.
 - Nawet za bardzo – wywróciłam oczami.
 - Kiedy nas odwiedzicie? – zapytała staruszka.
 - Wiesz babciu, że ja bym nawet jutro przyjechał, ale cóż..
 - No wiem, wiem – zasmuciła się. – Ale pamiętajcie, że możecie wpadać nawet bez uprzedzenia. Ale jak uprzedzicie, to zdążę zrobić ciasto!
Zaśmialiśmy się wszyscy.
 - Będziemy tęsknić – wyznałam.
 - My też, serduszko – babcia ucałowała mnie w czoło.
 - Zadzwońcie, jak dojedziecie – Zibi podał dziadkowi walizkę.
 - Nie martw się, zadzwonimy. Do zobaczenia!
Pożegnaliśmy się i obserwowaliśmy jak dziadkowie wchodzą do odpowiedniego pociągu, na którym piało: WARSZAWA. Tęskniłam za tym miastem, ale kto wie, może kiedyś zamieszkam tam na dłużej? Zbyszek mnie objął i skierowaliśmy się na parking.
 - Zibi – powiedziałam słodko, patrząc na brata maślanymi oczkami.
 - Oho, coś chcesz – mruknął spostrzegawczy.
 - Bo ja mam od prawie dwóch miesięcy prawko, a ty mi tak mało dajesz jeździć autem – wyszczerzyłam się.
 - A czy dotrzemy pod twoją szkołę w jednym kawałku? – zapytał lekko przestraszony.
 - Za kogo ty mnie masz? – prychnęłam. – To dasz się przejechać? No proszę, proszę, proszę!
 - Obym tego nie żałował – westchnął i podał mi kluczyki. Pisnęłam ucieszona i cmoknęłam go w policzek. Jak na skrzydłach popędziłam do samochodu i zasiadłam od strony kierowcy. Ustawiłam sobie wszystko, zapięłam pas i odpaliłam silnik.
 - Zapnij pasy – mruknęłam do siatkarza.
 - A no tak, przy tobie lepiej to zrobić – rzucił.
 - Bo cię wywalę gdzieś po drodze – warknęłam.
 - No spokojnie, spokojnie. Jedź już – wystawił mi język.
 Wrzuciłam ,,jedynkę’’ i ruszyłam. Droga nie była skomplikowana, trochę ruch był większy, ponieważ rano wszyscy się spieszyli do pracy. Nie przeszkadzało mi to, aby lekko przekroczyć prędkość.
 - Chcesz nas kurwa zabić?! – krzyknął Zbyszek, gdy znowu dość ostro ścięłam  zakręt.
 - Czyżby wielki Zbigniew Bartman się bał? – parsknęłam śmiechem.
 - Masz prawo jazdy od dwóch miesięcy, a już chcesz jeździć jak rajdowiec. Zwolnij! – wkurzył się.
 - O jejku, zażartować nie można – wywróciłam oczami i zmniejszyłam prędkość.
 - Ty jesteś stuknięta – pokręcił głową.
 - Ty też tak jeździsz i nikt się na ciebie nie drze.
 - Bo zauważ, że ja mam prawko od lat.
 - Widać mamy to w genach – warknęłam lekko podirytowana. Zaparkowałam na parkingu pod szkołą i zaciągnęłam hamulec ręczny.
 - Przynajmniej widzę, że nie dam ci samej prowadzić – stwierdził, wysiadając. Wzięłam wkurzona swoją torbę z tylnego siedzenia.
 - Teraz będziesz się obrażać? – mruknął, podchodząc do mnie.
 - Bo się czepiasz mojej jazdy.
 - Bo jeździsz za szybko i za bardzo szarżujesz.
 - Jejku, teraz tak tylko pojechałam – wywróciłam oczami. – Myślałam, że będzie zabawnie, ale oczywiście zjebałeś.
 - Wyrażaj się – spiorunował mnie spojrzeniem.
 - Spadam do szkoły, bo chyba cię tu zaraz zabiję – syknęłam i ruszyłam w kierunku dużego budynku.
 - Tylko masz być na wszystkich lekcjach! – krzyknął za mną. Zacisnęłam zęby i przyspieszyłam.
 - Bałwan – mruknęłam, wchodząc do szatni, gdzie spotkałam swoją przyjaciółkę.
 - Ja? – zdziwiła się.
 - Nie ty. Zbyszek – wyjaśniłam, ściągając kurtkę.
 - Co ci zrobił tym razem?
 - Trochę zażartowałam i pojechałam szybciej i już mi wykład zrobił – wywróciłam oczami. – Czasem to mam go po dziurki w nosie.
 - Nie przejmuj się. Przejdzie mu – puściła mi oczko.
 - Wątpię – westchnęłam. Wyszłyśmy z szatni. – O której masz to spotkanie? Muszę Michałowi napisać.
 - O 18. On nie jest zły, że tak go wykorzystujemy?
 - Niee. Nawet powiedział, że to fajnie, że go prosimy, bo jednak nie wiadomo kto to może być – przyznałam.
 - Ej, nie strasz mnie – jęknęła.
 - Nie powiedziałam ci tego, żeby cię straszyć tylko żebyś wiedziała, że Michał nie jest zły – objęłam ją ramieniem. – W naszej szkole jedynym psycholem jest Izka.
 - Mam nadzieję, że to nie ona jest tym wielbicielem – wzdrygnęła się, a po chwili się zaśmiałyśmy.
 - Wpadnę do ciebie potem żeby cię zrobić na bóstwo – puściłam jej oczko.
 - Ale po co?
 - O Jezu – uderzyłam się w czoło. – Po jajco, wiesz? Heloł, na randkę idziesz!
 - To nie jest randka – zaprzeczyła od razu.
 - To niby co takiego?
 - Zwykłe spotkanie ze znajomym – wzruszyła ramionami.
 - Nieznajomym – podkreśliłam.
 - Miałaś mnie nie straszyć – oburzyła się.
 - Nie bój się, sieroto – wystawiłam jej język. – Zrobię cię na bóstwo i chłopak od razu będzie twój!
 - A może ja nie chce chłopaka?
 - Przecież widzę, że ci się oczy świecą jak z nim piszesz – szturchnęłam ją.
 - Ale ja go nie znam w sumie. Wiem tyle, co z rozmów przez telefon.
 - Oj tam oj tam. Daj już spokój.
Skończyłyśmy rozmowę na ten temat, bo doszli do nas nasi koledzy, więc jak zwykle coś tam zaczęli żartować. Przynajmniej zdążyłam zapomnieć o bracie, który mnie wkurzył.
 - Zgadnijcie, gdzie idę wieczorem – Wojtek poruszył zabawnie brwiami.
 - Zapewne do domu, bo nie masz życia towarzyskiego – pocisnął mu Jarek. Dębski zjechał blondyna spojrzeniem.
 - Ja to nie ty – warknął.
 - To oświecisz nas, gdzie idziesz, Wojtusiu? – dopytywała się Gabrysia.
 - Na wyścigi – wyszczerzył się.
 - Jakie? – zaciekawiłam się.
 - Kolega bierze udział i zaproponował żebym się raz z nim przejechał, a ja uwielbiam szybką jazdę, więc od razu się zgodziłem – mówił podekscytowany.
 - Ej, opowiedz mi więcej o tych wyścigach – zaciekawiłam się.
 - Zuza, wiem co kombinujesz – wtrąciła Gabi.
 - Oj cicho – wywróciłam oczami. Na lekcji usiadłam specjalnie koło Wojtka żeby poopowiadał mi o tych wyścigach. I tak oto dowiedziałam się, że za miastem organizowane są wyścigi sportowych samochodów. Sama zatem nie mogłam w takim wziąć udziału, gdyż nie posiadałam sportowego cacka. Nie były one legalne, więc głośno o nich nie jest. Wojtek obiecał, że następnym razem mnie weźmie. Już się nie mogłam doczekać! Kręciła mnie szybka jazda, dlatego prawko zaczęłam robić najwcześniej jak tylko mogłam. Wiem, że Zbyszek nie byłby zadowolony, ale co mi tam.

- Zwariowałaś z tymi wyścigami – powiedziała Gabryśka, przynosząc nam soku, kiedy byłyśmy w jej pokoju.
 - Daj spokój. Przecież nie chcę Bóg wie czego robić tylko przejść się raz, czy dwa – wzruszyłam ramionami i upiłam łyk.
 - Brat cię zabije – pokręciła głową.
 - Nie, bo o niczym się nie dowie – spojrzałam na nią wymownie.
 - Wiesz, ze mu nie powiem – odparła natychmiast. – Ale nie pakuj się w to. Te wyścigi nie są ani legalne, ani bezpieczne.
 - Gdyby nie były bezpieczne, to byłoby głośno o wypadkach w nielegalnych wyścigach, a sama widzisz, ze dowiedziałyśmy się o tym dzisiaj przez przypadek.
 - Niby tak… - zawahała się.
 - Nie bój się, tylko otwieraj szafę – wyszczerzyłam się.
Starska pokazała mi nad jakim strojem myślała, ale nie mogłam pozwolić, by poszła aż tak zwyczajnie. Nie chciałam też przesadzać, żeby sobie chłopak nie pomyślał, jak ona się dla niego stara. Postawiłam więc na taki zestaw (link).
 - I co o tym sądzisz? – spytałam. Popatrzyła się chwilę na ubrania leżące na łóżku.
 - W sumie.. nie jest źle – uśmiechnęła się.
 - Więc masz się w to ubrać, bo jak zobaczę cię w czymś innym to masz wpierdol – pogroziłam jej palcem. – Lecę na trening. Będę za 10, tak jak się umawiałyśmy.
 - Dzięki jeszcze raz – cmoknęła mnie w policzek i odprowadziła do wyjścia. Czekał mnie jeszcze trening, a jako, ze nie chciało mi się siedzieć w domu z bratem, to postanowiłam go nie olać. Wstąpiłam tylko po strój i znowu wyszłam. 1,5 godziny wzmożonego wysiłku fizycznego na hali pozwolił mi ochłonąć, dlatego w drodze powrotnej wzięłam chińszczyznę na wynos, którą potem dałam bratu.
 - Żebyś nie głodował – rzuciłam, dając mu opakowanie.
 - Już nie jesteś zła? Foch przeszedł? – zaśmiał się.
 - Wyżyłam się na treningu – wzruszyłam ramionami. – Teraz nie mam siły się z tobą użerać.
 - Musze podziękować twojemu trenerowi – zaśmiał się.
 - Dzisiaj akurat mieliśmy zajęcia z panem Jarkiem – wyszczerzyłam się.
 - A to czemu?
 - Trener uznał, ze przyda nam się mała zmiana i szkoła chce współpracować z Akademią Talentów.
 - I co, obgadywaliście Michała? – zaśmiał się.
 - Ja się, mój drogi, skupiłam na trenowaniu.
 - Yhym, tak, tak. A w tej bajce były smoki? – parsknął śmiechem.
 - Przychodzę i na ciebie nie krzyczę, w dodatku daję ci jedzenie, a ty jeszcze się nabijasz. Co za niewdzięczne stworzenie!
 - Już dobra, dobra. Nie spinaj się, Zuz – wystawił mi język i kontynuował jedzenie. Wywróciłam oczami i poszłam pod prysznic. Musiałam się szybko przebrać żeby zdążyć na to spotkanie. Wzięłam więc pierwsze lepsze ciuchy z szafy (link) i na siebie włożyłam. Poczesałam włosy i związałam w kłosa.
 - Wybierasz się gdzieś? – zapytał Zbyszek, widząc, że nakładam podkład na twarz.
 - Yhym – odparłam.
 - A mogę wiedzieć gdzie?
 - Z Gabryśką i Michałem – wyjaśniłem.
 - A po co wam Michał? – zdziwił się.
 - Nie chcę wszystkim rozpowiadać, bo mnie Gabi zabije. Po prostu jest nam potrzebny – odparłam.
 - Dobra, jeśli tylko nie będę was musiał odbierać z komisariatu, to róbcie co chcecie – zaśmiał się i wyszedł. Pokręciłam głową. Ten, to ma pomysły.

Wyszłam z mieszkania i piętro niżej na klatce czekał już Michał. Pocałowałam go na powitanie. Pogłębił ten gest, ale nie mieliśmy czasu na przyjemności, więc go pociągnęłam szybko za rękę.
 - Ale ty się spieszysz, dziewczyno – pokręcił głową.
 - Nie możemy się spóźnić.
 - Poprawka: to Gabi nie może się spóźnić.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do samochodu. Po chwili przyjmujący był już na miejscu kierowcy. Zapalił silnik i od razu włączył ogrzewanie, bo wiedział, że będę narzekać.
 - Ale umówiłam się z nią, ze spotkamy się za 10 niedaleko tej kawiarni. O 18 ona tam pójdzie, a my dojdziemy za jakiś czas żeby nie było podejrzanie.
 - Jezu, jakie plany – zagwizdał. – A potem się okaże, ze ten wasz wielbiciel to totalna ciota i dupa z tego.
 - Nie zakładaj od razu najgorszego – zbeształam go.
 - Ja tylko mówię, co myślę – wzruszył ramionami.

Kiedy przyszliśmy w umówione miejsce, to moja przyjaciółka już tam była. Wyglądała na nieźle zestresowaną, więc nawet nie zamierzałam jej zadawać tego głupiego pytania. Niestety nie przewidziałam, że Kubiak jest tępy i je zada.
 - I jak, zdenerwowana?
Spojrzałyśmy na niego z mordem w oczach, więc zrobił krok do tyłu.
 - Okej, nie było pytania.
 - Co za debil – wywróciłam oczami.
 - Mądra się znalazła – prychnął.
 - A jak nie przyjdzie? – zastanawiała się Gabryśka.
 - Nie panikuj – uspokoiłam ją. – Skoro zadał sobie tyle trudu żeby cię przekonać na to spotkanie to na pewno przyjdzie. A teraz się uśmiechnij, wciągnij brzuch, cycki do przodu i idziesz!

Zaśmiałyśmy się. Przyjaciółka oddaliła się w kierunku kawiarni. 

_________________

No dobry wieczór :D Zaskoczeni, ze tak szybko coś tu się pojawiło? Ja też. Mam jeszcze jeden rozdział w zapasie i pół kolejnego. Magia świąt zadziałała i wena przyszła ;)
Pozdrawiam ;*