24.10.2014

Rozdział 15

Siedziałam w swoim pokoju i (tu zaskoczenie) się uczyłam. Następnego dnia miałam kartkówkę z biologii. Za cholerę nie mogłam tych tkanek spamiętać. Postanowiłam sobie zrobić przerwę na coś do jedzenia. Wyszłam z pokoju i usłyszałam głosy z salonu. Zerknęłam, z kim tam Zbyszek rozmawia. Była to Asia, więc poszłam się przywitać.
 - No nareszcie z pokoju wyszłaś – zaśmiał się mój brat.
 - Nauka mnie tam zatrzymała – mruknęłam.
 - Czego się tak uczysz? – spytała blondynka.
 - Biologii. Tkanki i takie tam – odparłam.
 - To idź do Michała. On ma biologię w małym malcu – stwierdził ot tak Zibi. Hmm, kusząca perspektywa. Ale ja miałam się uczyć, a nie z nim romansować!
 - Nie będę mu głowy zawracać – powiedziałam.
 - Myślisz, że on ma coś do roboty? – parsknął śmiechem. – Leży pewnie teraz rozwalony na kanapie.
 - W sumie pewnie tak. Okej, to pójdę do niego, uprzedź go, ale najpierw zjem.
Poszłam do kuchni i podgrzałam sobie makaron z jabłkami. Pyszności! Następnie wzięłam gruby podręcznik do biologii i poszłam do góry. Drzwi otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha Kubiak. Również się uśmiechnęłam i weszłam, a po zamknięciu drzwi złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
 - To czego tam nie ogarniasz, mała? – spytał, biorąc ode mnie książkę, gdy już znaleźliśmy się na kanapie w jego salonie.
 - Wszystkiego – jęknęłam. – Nic mi do głowy nie wchodzi, a jak zawalę tą kartkówkę, to mnie Zbyszek zabije.
 - Przecież widzi, ze się uczysz, to czemu miałby cię zabijać? Daj spokój. Który rozdział?
 - Trzeci. Lekcja o tkankach – wyjaśniłam.
 - Yhym, jakieś 10 kartek… Przecież noc jeszcze młoda! – zaśmiał się.
 - Nie zamierzam się tyle uczyć – mruknęłam.
 - Coś ty taka mało ambitna? – szturchnął mnie.
 - Raczej leniwa – oparłam głowę o jego ramię i przymknęłam oczy.
 - Ej, nie ma spania – ruszył się, więc niechętnie podniosłam powieki.
 - Dobra, miejmy to z głowy – westchnęłam.
 Michał okazał się być świetnym nauczycielem. Tłumaczył wszystko 100 razy lepiej niż moja biolożka w szkole. Gdy czegoś nie mogłam skumać, to powtarzał znowu, tylko prościej. Zamiast uczyć się regułek, to starałam się to brać rozumowo i w końcu po 2 godzinach mogłam uznać, że się nauczyłam.
 - Jesteś wielki, Miśku – wyszczerzyłam się, zamykając podręcznik.
 - To chyba mi się teraz jakaś zapłata należy – poruszył brwiami i wskazał palcem na swoje usta.
 - A bezinteresownie to nie można? – droczyłam się z nim.
 - Niestety, ja drogi korepetytor jestem – objął mnie w pasie i usadowił na swoich kolanach.
 - A nie można jakiegoś rabatu dla ulubionej uczennicy? – przygryzłam dolną wargę.
 - Niestety moja firma tego nie oferuje.
 - Jak mus, to mus – wzruszyłam ramionami i zaczęłam go powoli całować. Z każdą chwilą pocałunek przybierał na tempie i namiętności. Jego język penetrował moją jamę ustną, a jego dłoń zawędrowała na moje plecy, pod koszulkę. Muskał ustami moją szyję, obojczyk, policzki. Zaczęłam całować jego szyję, co jakiś czas ją właściwie przygryzając. Uśmiechnęłam się, próbując unormować oddech. Odwzajemnił gest.
 - Reszty nie trzeba – powiedziałam.
 - Kocham cię, wiesz? – pocałował moje ramię.
 - Ja ciebie też, Misiaczku – puściłam mu oczko. Niestety czas było wrócić do rzeczywistości. Gdy już w miarę się ogarnęłam, to pożegnałam się ze swoim chłopakiem i zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że nie przeszkodzę Zbyszkowi.
 - Zuza, to ty? – zapytał Zibi. Usłyszałam jego głos z salonu, więc tam poszłam. Wciąż siedział z Asią. Objęci oglądali jakiś film.
 - Tak, na szczęście już koniec – uśmiechnęłam się.
 - Nauczona?
 - Tak jest – zasalutowałam i się zaśmiałam.
 - Mówiłem, że Michał dobry w te klocki. Przynajmniej raz się na coś przydał – wyszczerzył się.
 - Najwyższa pora. Idę pod prysznic i spać, bo padam na twarz – stwierdziłam i się zmyłam. Będąc w sypialni, poczułam wibrację swojego telefonu. Odczytałam smsa: Przez ciebie, to ja teraz będę miał problemy z zaśnięciem :*. Pokręciłam głową rozbawiona. On był niemożliwy. Odpisałam mu natychmiast: Wybacz. Biorę całą winą na siebie ^^. 
Michał: Prawidłowo. Mmm, chciałbym cię mieć teraz obok.
Ja: Też bym chciała  Niestety oboje musimy trochę pocierpieć. Teraz idę pod prysznic i spać. Tobie też to radzę zrobić, Miśku.
Michał: A może plecki ci umyć? ^^
Ja: Jak przemkniesz niczym ninja obok Zbyszka, to proszę bardzo :*
Michał: Wiesz, jak mnie zagiąć…
Ja: Lata praktyki :*
Pożegnałam się w końcu z nim i poszłam do łazienki. Zdecydowałam się jednak na relaksacyjną kąpiel. Napełniłam wannę wodą, do której dolałam ulubiony olejek malinowy. Tak to ja mogłam odpoczywać. Potem umyłam włosy, ubrałam swoją piżamkę  i z zawiniętym ręcznikiem na głowie wróciłam do swojego pokoju. Gdy zaczęłam suszyć włosy, to przyszedł Zbyszek.
 - Młoda, ja idę odwieźć Asię – oznajmił.
 - A wrócisz na noc? – zaśmiałam się. Wywrócił oczami.
 - Zaskoczę cię, ale tak.
 - Dobra, leć, leć – puściłam mu oczko i włączyłam suszarkę ponownie.

Otworzyłam oczy. Hmm, obudziłam się przed budzikiem. Coś nowego. Wzięłam telefon do ręki, chcąc sprawdzić ile jeszcze mogę poleżeć. 07:23 – przeczytałam w myślach. Z racji wczesnej pory dopiero po minucie do mnie dotarło, że zaspałam. Zerwałam się na równe nogi. Zbyszek miał później trening, więc mnie nie obudził. Wiedziałam, że nie zdążę na autobus, więc poszłam budzić brata.
 - Zibi, wstawaj! – zaczęłam potrząsać siatkarzem.
 - Daj mi spać – warknął, przewracając się na drugi bok.
 - Zbyszek, zaspałam! Musisz mnie odwieźć – mówiłam zdenerwowana.
 - Rany, od kiedy ci zależy na tym żeby się nie spóźnić?
 - Bo na pierwszej lekcji mam tą pieprzoną biologię. No proszę cię, odwieź mnie.
 - Ja pierdole, spać nie dadzą – wymamrotał i podniósł się leniwie z łóżka. Cmoknęłam go w policzek i w pośpiechu poszłam się ogarnąć do łazienki. Po 20 minutach byłam już kompletnie ubrana i czekałam na brata.
 - A jedzenie? – zapytał Bartman.
 - W szkole coś sobie kupię. Pośpiesz się – skrzywiłam się, bo wiedziałam, że jak się spóźnię na biologię, to nauczycielka mnie zabije.
 - No idę, idę –westchnął i ubrał kurtkę.
W szkole byłam równo z dzwonkiem, więc czym prędzej pognałam do klasy. Nie spóźniłam się! To był chyba rekord mojego porannego przygotowania się. Przywitałam się ze znajomymi i usiadłam na moim stałym miejscu koło Gabi. Po chwili przyszła nasza biolożka. Od progu kazała nam się rozsiąść, bo z racji pojedynczych ławek było to możliwe. Rozdała nam sprawdziany i całą lekcje krążyła między ławkami, sprawdzając czy aby na pewno jesteśmy uczciwi. O dziwo chyba dobrze mi poszło. Wszystko powtarzałam dzień wcześniej z Miśkiem, więc miałam nadzieję, że ta lekcja nie poszła na marne. Równo z dzwonkiem zebrała nasze kartki i oznajmiła, że postara się szybko ocenić.
 - Z racji jej braku życia prywatnego, to pewnie już na jutro będą poprawione – jęknął Jarek.
 - Stara jędza dowaliła wszystko co najgorsze i będzie się cieszyć, jak znowu mi jedynkę wpisze – westchnął Wojtek.
 - Kolejna, która się na ciebie uwzięła? – zaśmiałam się.
 - Niestety.
 - Ty biedaku – poklepałam go po plecach.
 - 90% nauczycieli cię nie lubi – stwierdziła Gabi. – A ty, nie lubisz 100 % ich.
 - I przez to zawsze jestem pokrzywdzony na sprawdzianach – Dębski otarł wyimaginowaną łzę.
 - Nie wiem jak ty tu wytrzymałeś prawie 3 lata – pokręciłam głową z rozbawieniem.
 - Sam się dziwię.
 - A ja się dziwię, że przechodzisz z klasy do klasy – zaśmiał się Jaro.
 - Pewnie daje w łapę – parsknęła śmiechem moja przyjaciółka.
 - Albo co innego daje – Jarek leżał prawie ze śmiechu.
 - Fuj, debilu – Wojtek skrzywił się i uderzył kolegę w tył głowy. Wojnarowski jednak dalej się śmiał. Dołączyłam i ja do niego, jak i Gabrysia. W końcu i nadąsany kolega zaczął się śmiać.
 - Jesteście głupi – mruknął w końcu obrażony.
 - Ale za to nas kochasz – Jarek cmoknął ustami.
 - Yyy, o czymś nie wiemy? – spytała Starska.
 - O nie, nie, nie – zaczął od razu Wojtek. – W to mnie już ten kretyn nie wrobi!
 - Dajesz mi kosza?! – jęknął blondyn.
 - Sorry, wolę dziewczyny.
 - No właśnie ja też – zaśmiał się Wojnarowski, co miało pocisnąć jego koledze.
 - Dobra, żarty żartami, ale mam pomysł – wyszczerzyła się szatynka. Spojrzeliśmy na nią pytająco.
 - No oświeć nas, bo w myślach jeszcze nie czytamy – mruknął Dębski.
 - Co powiecie na spędzenie wspólnie piątkowego wieczoru w klubie?
Chłopakom od razu się oczy zaświeciły.
 - Jestem na tak!
 - Ja nawet bardziej na tak, niż on ! – odparł Jaro.
 - Ja też chętnie pójdę – uśmiechnęłam się.
 - To o 20 w Explozji – postanowiła.
 - Tak jest – zasalutowałam.
Przynajmniej nie będę się nudzić na początku weekendu. Spodobał mi się pomysł z imprezą, bo od studniówki nigdzie nie byłam. Ciągle wszyscy jęczą o nauce, bo matura niedługo, a ja chciałam w końcu się rozerwać. Była środa, a ja już zastanawiałam się, w co się ubrać. Gabi też miała taki problem, więc jednomyślnie stwierdziłyśmy, że jutrzejsze popołudnie spędzimy w galerii. Miałam nadzieję, że coś fajnego znajdę. Szczerze to nie wiedziałam nawet czego szukać, sukienki, spódnicy, a może jakiejś fajnej bluzki i do tego coś dobiorę? Ah, te kobiece problemy ubraniowe.

Wróciłam do domu. Poczułam zapach jedzenia z kuchni, co mnie zdziwiło. Przecież Zbyszek unikał gotowania jak ognia. Odłożyłam plecak, kurtkę odwiesiłam na wieszak, a buty zostawiłam koło szafki. Poszłam do owego pomieszczenia i zastałam tam Asię.
 - O, hej Zuzia – uśmiechnęła się.
 - Cześć – odparłam, odwzajemniając gest. – Mój brat cię za bardzo nie wykorzystuje?
 - Sama zaproponowałam – machnęła ręką. – Lubisz risotto?
 - No jasne!
 - To dobrze, zaraz będzie gotowe.
 - A tak właściwie, to gdzie mój braciszek?
 - Poszedł na chwilę do sklepu, bo skończyły wam się pomidory, a do sosu mi są potrzebne.
 - Nie zrobiłam ostatnio Zibiemu listy i pewnie sierota nie kupił – pokręciłam głową. – Pójdę się odświeżyć trochę.
 - Idź, idź. Mną się nie przejmuj.
Poszłam do łazienki, w której spędziłam tylko 5 minut. W międzyczasie wrócił mój brat, bo słychać go było chyba w całym bloku. Strasznie głośno mówi. Dołączyłam do nich.
 - Siema, Zbysiu – poczochrałam go po włosach, bo siedział, więc sięgałam.
 - Jak biologia? – spytał od razu.
 - Myślę, że w porządku – wzruszyłam ramionami.
 - Jak będzie mniej, niż 4 to opierdzielę Michała – wyszczerzył się.
 - On przynajmniej coś kuma. Nie to, co ty – zaśmiałam się, za co Bartman zgromił mnie spojrzeniem.
 - Idź lepiej sprawdź, czy cię w pokoju nie ma – mruknął.
 - Wybacz, ale przestałam się na to nabierać w wieku trzech lat – posłałam mu buziaka.
 - Tęsknie za czasami, w których nie potrafiłaś mówić – westchnął.
 - Ale wtedy i tak darłam ryja – puściłam mu oczko. – Asia, pomóc ci?
 - Możesz pokroić pomidory – uśmiechnęła się.
 - Tak w ogóle to sorry za Zbyszka. Nie umie się zachować – wywróciłam oczami, biorąc nóż.
 - Ty mnie młoda nie irytuj – warczał.
 - Sprawdź lepiej, czy w salonie telewizji nie oglądasz – rzuciła Aśka, a ja się zaśmiałam. Obrażony Zibi wyszedł z kuchni.
 - Uwielbiam cię – zwróciłam się do blondynki.
 - Widzę, że się dogadamy – stwierdziła z uśmiechem.
 - Aż cud, że jesteś z moim bratem.
 - Przestań, przecież fajny jest. I bardzo kochany – uśmiechnęła się.
 - Wiem, ale nie mów, że to stwierdziłam – położyłam sobie palec wskazujący na ustach.
 - Masz to jak w banku.
Wspólnymi siłami zrobiłyśmy to wspaniałe, włoskie danie, zwane risotto. Michalska zawołała swojego faceta, któremu nie trzeba było mówić 2 razy, że jedzenie gotowe. Nagle foch mu minął. Faktycznie, przez żołądek do serca.
 - Pyszne, skarbie – powiedział Zbyszek i cmoknął swoją dziewczynę w policzek.
 - Siostrze też podziękuj – upomniała go.
 - No, dzięki – mruknął. Oho, czyli dalej się złości.
 - Jesteś niemiły – wykrzywiłam usta w podkówkę.
 - Tak jak i ty – zaśmiał się.
 - Zibi, pamiętasz tą fajną knajpkę w Tarencie? – rozmarzyłam się, przypominając sobie uroczy lokal, który mieścił się na tej samej ulicy, na której my mieszkaliśmy 2 lata temu, gdy Zbyszek grał we Włoszech.
 - Tą, do której ciągle łaziłaś?
 - Nie ciągle! – oburzyłam się.
 - Codziennie tam szłaś, bo ci się kelner podobał – parsknął śmiechem.
 - Wcale nie – znowu się zbulwersowałam. – Tam mieli po prostu najlepsze spaghetti na świecie!
 - Może nadal mają – wzruszył ramionami.
 - Rany, nie jesteś w żadnym stopniu sentymentalny – wywróciłam oczami. – Wciąż się dziwię, że masz dziewczynę.
 - Asia nie narzeka – objął dziewczynę i pocałował czule. Odchrząknęłam znacząco.
 - Moglibyście się powstrzymać przy mnie? Będę wdzięczna.
 - Jesteś przecież śliczną dziewczyną – zaczęła blondynka. – Na pewno faceci się ustawiają w kolejce do ciebie.
 - Zaraz, zaraz, ona jest z młoda na facetów – wtrącił mój brat.
 - I widzisz, to jest przyczyna tego, że jestem singielką – westchnęłam i odłożyłam talerz do zmywarki.
 - Że co proszę?
 - To, co słyszysz – warknęłam w jego stronę. – Jakbyś przestał mnie traktować jak dziecko, to w końcu mogłabym sobie pozwolić na chłopaka.
 - A w czym ci przeszkadzam? Miałaś już kilku.
 - Których spławiłeś tak szybko, jak tylko się dało, a potem oni mnie ze strachu unikali – warknęłam.
 - Zbyszek, czy ty zwariowałeś?! – wkurzyła się jego dziewczyna. – Nie możesz tak robić!
 - Ale co ja zrobiłem? Ja tylko z nimi pogadałem, bo chciałem wiedzieć czy mają czyste zamiary – tłumaczył się.
 - Tak, oczywiście – zironizowałam. – W ogóle cud, że kolegów mieć mogę. Pewnie co drugi tylko myśli o tym żeby mnie przelecieć.
 - Nie denerwuj mnie – syknął.
 - No co? Tak właśnie myślisz! Nie jestem taka głupia i nie przyjdę po miesiącu związku ci oznajmić, że jestem w ciąży!
 - Przecież wiem! Ja tylko chcę żebyś była szczęśliwa.
 - Jakoś kiepsko to robisz – spojrzałam na niego z wyrzutem i poszłam do pokoju. Dla efektu trzasnęłam drzwiami. Włączyłam muzykę, zakładając słuchawki na uszy. Jak widać, ten huk było słychać także na innych piętrach, bo dostałam smsa od Kubiaka: O co wam poszło? Zaśmiałam się pod nosem. Michał znał nasza dwójkę doskonale i wiedział, ze trzaskamy drzwiami jak się pokłócimy. Nie chciało mi się gadać nawet z własnym facetem, więc to mu właśnie napisałam. Zrozumiał na szczęście. Nie ma to jak mieć chłopaka, ale jednocześnie nie mieć. Byliśmy razem jedynie, kiedy nikt znajomy się koło nas nie kręcił. Po dzisiejszym zachowaniu mojego brata wiedziałam, że gdyby się dowiedział, to miałabym piekło, a dla Miśka najbezpieczniejsza byłaby zmiana klubu. Emigracja na Syberię – tak, tam mógłby się czuć bezpiecznie. W dodatku Ruscy dobrze płacą. Hmm, może to jednak nie taki zły pomysł w gruncie rzeczy? Przynajmniej kariera Michała nabrałaby tempa. Ja natomiast zostałabym zamknięta w jakiejś wieży, jak pieprzona księżniczka. Ale życie to nie bajka, więc skończyłoby się internatem tylko dla dziewczyn z nauczycielkami zakonnicami. Zajebista perspektywa. Masz świetne życie, Bartmanówna. Każdy ci może zazdrościć!

_________________

Przepraszam za poślizg ;/ Wszystko wyjaśniłam już na drugim blogu.
Pozdrawiam ;*

12.10.2014

Rozdział 14


Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne, które docierały do sypialni przyjmującego. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. W łóżku, jak i całym pomieszczeniu byłam sama. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tej pięknej i upojnej nocy. Straciłam dziewictwo właśnie tak, jak chciałam, czyli z własnej nieprzymuszonej woli i z facetem, którego bardzo kochałam. Zauważyłam na fotelu jakiś T-shirt Michała, więc poszłam i go założyłam żeby nie paradować nago. Wyszłam z sypialni. Usłyszałam jakiś hałas w salonie. Wychyliłam się lekko, ale siatkarz na szczęście był sam. Sprzątał ten Walentynkowy wystrój pomieszczenia, który towarzyszył naszej kolacji. Oparłam się o framugę drzwi i go obserwowałam. Chyba poczuł mój wzrok, bo się odwrócił i posłał w moim kierunku swój promienny uśmiech. Podeszłam bliżej i go namiętnie pocałowałam. Przyciągnął mnie do siebie, pogłębiając go. Jęknęłam cicho, gdy przygryzł moją dolną wargę.
- Takie poranki, to ja mogę mieć codziennie – przyznał.
 - A ja takie noce – puściłam mu oczko.
 - To akurat swoją drogą – zaśmiał się. – Podobało ci się chociaż?
 - Żartujesz?! Było bosko – wyszczerzyłam się, obejmując jego szyję.
 - Powiem ci, że jesteś niezła w te klocki – pocałował mnie w czoło.
 - Miałam świetnego instruktora – znowu puściłam mu oczko.
 - Schlebiasz mi – westchnął teatralnie.
 - A ktoś tu mówił o tobie? – droczyłam się z nim.
 - Grabisz sobie, mała – mruknął.
 - Mała, to jest twoja pała, Misiaczku – puściłam mu buziaka w policzku.
 - Czyżbyś nie widziała w nocy? W takim razie musimy to naprawić – poruszył brwiami. Następnie złapał mnie za tyłek i podniósł do góry, a ja oplotłam nogami jego biodra. Wpił się natychmiast w moje wargi. Nawet oddechu wziąć nie mogłam. Usadowił mnie na stole i zaczął błądzić dłońmi pod moją koszulką. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Przerwaliśmy od razu tą przyjemność.
 - Cholera, pewnie to Zbyszek – szepnęłam.
 - Leć do łazienki, a ja udam, że robię śniadanie – cmoknął mnie jeszcze przelotnie i pomógł mi zejść. Chwyciłam swoją torbę i ruszyłam do łazienki.
 - Zuz, jeszcze sukienka i bielizna – przypomniał mi, za co podziękowałam mu całusem w powietrzu i po drodze zahaczyłam o sypialnię. Michał poszedł otworzyć drzwi i po chwili słyszałam, że rozmawiali. Uff, udało się. Mam nadzieję, że mój brat nie zauważy moich zaczerwienionych policzków. Zapomniałam zapakować jakiegoś podkładu, czy pudru i nie miałam jak tego zamaskować. Umyłam się szybko i ubrałam. Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Okej, nie było tak źle. Wystarczyło, że nie będę się głupkowato szczerzyć i będzie dobrze, a przynajmniej powinno. Wyszłam z pomieszczenia, a torbę z rzeczami zostawiłam w korytarzu. Dołączyłam do chłopaków, którzy siedzieli w kuchni. Na stole stały już kanapki.
 - Hej, braciszku – cmoknęłam go na powitanie w policzek.
 - No cześć. Jak noc? – zapytał. Co? Zaraz. Jak to ‘’noc’’? O co mu chodzi?! Zuza spokojnie. Przecież zostawił mnie u swojego przyjaciela i zapewne chodziło mu tylko o to, czy dobrze spałaś. Jestem zdecydowanie przewrażliwiona. Miałam wrażenie, że gołym okiem można wyczuć, że przespałam się z Miśkiem. Jestem mega głupia, serio.
 - W porządku – wzruszyłam ramionami i wzięłam jedną kanapkę, a następnie usiadłam koło Michała przy stole.
 - Co porabialiście? Tak w ogóle, to sorry, że was tak zrobiłem – podrapał się po karku.
 - Przecież i tak nie miałem nic lepszego do roboty – odparł z pełna buzią Kubiak.
 - Najpierw przeżuj, potem mów – wywróciłam oczami. Zrobił tylko jakąś dziwną i niezidentyfikowaną minę w odpowiedzi na to. – A wieczór był spoko. Maraton Trudnych Spraw, Dlaczego Ja itp.
 - Dobra, jeden dzień nudy może was nie uśmierci – machnął ręką.
 - A ty co robiłeś? – Michał poruszył charakterystycznie brwiami.
 - A no wiecie, takie tam.. – zmieszał się.
 - Jezu, nie jestem dzieckiem, możesz przejść do sedna przecież – mruknęłam.
 - Nie jesteś dzieckiem, więc wiesz, że poszli do łóżka, więc po co pytasz? – zaśmiał się przyjmujący.
 - Ale przypominam, że mi wolno, bo jestem starszy – Zibi wbił we mnie jakieś dziwne spojrzenie, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. Michał próbował uratować sytuację.
 - Okej, okej, przecież ona nie jest taka mała – wtrącił. – Lepiej mów czy jej się podobała ta randka.
 - Mówi, ze bardzo – uśmiechnął się. – Bałem się, ze wyjdzie banalnie, ale uznała, że jestem zdecydowanie najromantyczniejszym facetem, z którym kiedykolwiek się umawiała.
 - A wydawała się zdrowa – stwierdziłam. – Cóż, pewnie miała chwilowe problemy ze zdrowym myśleniem.
 - Młoda, milcz – warknął Zbyszek, a ja się tylko zaśmiałam. Lubiłam go wkurzać. Faktycznie faceci są bardzo małomówni w takich sprawach, a Michał czuł się usatysfakcjonowany, gdy usłyszał zaledwie tyle. Eh, nie ogarniam ich. 

Razem z bratem wróciłam na dół, do naszego mieszkania. Standardowo rozłożyłam się przed telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach.
 - A ty przypadkiem matury nie masz za 3 miesiące, czy coś? – zagadał mój braciszek.
 - No mam – potwierdziłam.
 - I powinnaś się chyba pouczyć – mruknął.
 - Ty całymi dniami zapieprzałeś na treningach i jakoś się nie uczyłeś tak ciągle do matury – wywróciłam oczami.
 - No tak, bo miałem treningi – podkreślił to słowo. – W dodatku maturę zdałem bardzo dobrze i nie narzekam. A ty jak widzę nie masz nic do roboty.
 - Rany, o co ci chodzi? – warknęłam. – Jak będę miała ochotę, to się pouczę.
 - Zuz, ja tylko chcę żebyś się na dobre studia dostała – westchnął.
 - Możesz być spokojny – mruknęłam.
 - Nie chciałaś zostać siatkarką, więc okej, nie naciskam przecież. Ale po liceum nie masz nic i zostają ci tylko studia.
 - Zibi, ale po co ty drążysz ten temat ? – wywróciłam oczami. – To, że nie uczę się 24/7 to nie znaczy, że od razu nie zdam matury, nie dostanę się na studia i skończe pod mostem.
 - Po prostu staram się być dobrym, starszym bratem. To takie złe? – powoli i on się denerwował. Nawet szybciej, niż powoli. Nie mam pojęcia, co go nagle ugryzło z tą nauka.
 - Jak na razie na ciebie nie narzekam, więc nie stwarzaj mi ku temu powodów – wbiłam w niego spojrzenie.
 - Aha, czyli jeśli pozwolę ci olać naukę, to będę zajebistym bratem, ale jak każę ci się uczyć, to będę złym? Chyba się trochę zagalopowałaś, młoda.
 - Mógłbyś ze mnie zejść? Siedzę sobie normalnie, a ty wpadasz tu i zaczynasz się wydzierać, że mam się uczyć!
 - Bo ty cały czas sobie tylko siedzisz, albo kurwa gdzieś łazisz!
 - Wiesz co? Mam swój rozum i wiem, że ta zakichana matura jest ważna, więc jak przyjdzie pora to się będę uczyć, ale dzisiaj akurat mam ochotę posiedzieć i nie wiem, czemu robisz z tego takie wielkie halo!
 - Całymi dniami siedzisz i nic kurwa nie robisz – warknął. – Rodzice na pewno by mnie poparli i nie byli dumni, że tak to olewasz.
No nie, powiedzcie, że on tego nie zrobił. Zacisnęłam pięści, a oczy mi się momentalnie zaszkliły. Posłużył się rodzicami, bo wiedział, że tego nie podważę. Zranił mnie.
 - Nie masz pojęcia, co oni by zrobili – powiedziałam łamiącym się głosem. Do siatkarza dotarło co zrobił, bo miał skruszoną minę.
 - Zuz, ja..
 - Daruj sobie – rzuciłam, a potem chwytając kurtkę szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Właściwie to wręcz wybiegłam. Starałam się nie płakać, bo ulice były pełne i z pewnością zostałabym uznana za wariatkę. Dotarłam więc szybko na moje kochane odludzie, gdzie mogłam dać upust emocjom. Nie wiedziałam, co się działo z moim bratem. Okej, nie należałam do aniołków, ale on nie musiał wszczynać awantury tylko dlatego, że w niedzielne południe zamiast się uczyć, to sobie oglądam telewizje. Przesadził, a najbardziej z tym, że posłużył się rodzicami, bo wiedział, że to na mnie zadziała.

Komórka zawibrowała mi znowu. Miałam odrzucić połączenie, ale zobaczyłam, że to Michał. Zawahałam się chwilę, ale odebrałam.
 - Jeśli jest z tobą Zbyszek, to nie zamierzam rozmawiać – zaczęłam od razu.
 - Nie, spokojnie, to ja – powiedział. – Przyszedł do mnie przed chwilą, bo cię szukał i przy okazji powiedział, co zrobił. Wie, że zachował się jak idiota.
 - Fajnie – mruknęłam. Nic mi to nie dawało.
 - Wróć, proszę cię.
 - Po co? Żeby znowu wybuchł bez powodu? – zironizowałam.
 - On żałuje tego, co powiedział o rodzicach. Zamartwia się teraz  gdzie jesteś.
 - I dobrze. Zachował się jak dupek. Specjalnie zagrał na moich uczuciach, bo wie, jak mi ich cholernie brakuje.
Mój głos znów był bliski płaczu.
 - Skarbie, nie płacz, nie warto. Przyjechać po ciebie?
 - Przyjedź na przystanek koło ogródków działkowych. Będę tam czekać – powiedziałam i się rozłączyłam. Wstałam z miejsca i skierowałam się powolnym krokiem na owy przystanek. Zajęło mi to zaledwie 15 minut, bo moja samotnia była niedaleko tego miejsca. Niedługo musiałam czekać na Michała na szczęście. Już po chwili jego Infiniti zaparkowało na tej zatoczce dla autobusów. Wsiadłam do wozu.
 - Zmarznięta jesteś – stwierdził i podkręcił ogrzewanie. Wzruszyłam tylko ramionami i spojrzałam za okno, choć nie było tam nic interesującego.
 - Zuz, popatrz na mnie – westchnął. Zrobiłam to. – Zbyszek to debil, ale jest twoim bratem, więc nie możesz być na niego wiecznie zła.
 - Ale doskonale wiedział, że każde wspomnienie o rodzicach jest dla mnie bolesne i mimo to rzucił zdaniem, że na pewno nie byli by teraz ze mnie dumni – otarłam pojedynczą łzę, która popłynęła mi po policzku.
 - Doskonale wiesz, że to nieprawda i byliby cholernie dumni z tego na kogo wyrosłaś – pocałował mnie w czoło i przytulił.
 - Tęsknie za nimi, Misiek – przyznałam cicho.
 - Wiem, mała.

Wróciłam do mieszkania z Michałem. Nie chciałam sama rozmawiać z bratem, bo bałam się, ze tym razem to ja wybuchnę, a Kubiak w razie czego przywróci mnie do porządku. Zibi zerwał się z kanapy, słysząc otwierane drzwi.
 - Zuz, ja cię naprawdę przepraszam. Poniosło mnie i strasznie żałuję tego co powiedziałem – zaczął od razu.
 - Chociaż tyle – mruknęłam.
 - Wiem, że cię to zabolało – posmutniał.
 - I wiesz też, że każde wspomnienie o rodzicach jest dla mnie bolesne, więc mogłeś się ugryźć w język – warknęłam i w tym momencie poczułam dłoń Miśka na swoim ramieniu. Westchnęłam. – Ale jesteś moim bratem, więc nie mogę być obrażona do końca życia, bo mam tylko ciebie.
 - Kocham cię, młoda – przytulił mnie mocno.
 - Ja ciebie też, braciszku.

Na szczęście do końca dnia obyło się bez żadnych niemiłych incydentów i znowu byłam wesoła, wspominając walentynkową noc. Szczerze, to już nie mogłam się doczekać, kiedy Zbyszek znów będzie chciał mieć wolne mieszkanie, bo chętnie przenocuję u Michała, który zapewne nie będzie miał nic przeciwko temu.
Następnego dnia trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości i iść do szkoły. Jak zwykle się nie wyspałam, ale jak trzeba wstać przed 7 to się nie dziwcie. Kiedy miałam na 8 do szkoły, to nie mogłam liczyć na podwózkę przez brata, bo jemu nie chciało się wstawać wcześniej żeby mnie wozić. Niby prawko już miałam, ale niestety samochodu nie i nie zanosiło się żebym go miała. Musiałam więc skorzystać z usług komunikacji miejskiej. Jak to ja, prawie bym się na autobus spóźniła, ale na szczęście nie przyjechał zgodnie z rozkładem i w szkole byłam 5 minut przed dzwonkiem. W szatni spotkałam Gabi, z którą się od razu przywitałam. Po ściągnięciu kurtki razem poszłyśmy w kierunku klasy.
 - Jak tam twoje Walentynki? – zagadała.
 - Arcyciekawe – parsknęłam śmiechem. – Skończyły się na maratonie z Trudnymi Sprawami u Michała, bo mój braciszek chciał mieć wolną chatę.
 - U Michała mówisz – poruszyła zabawnie brwiami, a ja wywróciłam oczami. Obym się tylko jakoś głupio nie wkopała.
 - No tak, u niego.
 - Dajesz będziesz mi oczy mydlić, że cię nie ciągnie do niego? – szturchnęła mnie z głupkowatą miną.
 - Mówię serio, że on mi się nie podoba – wywróciłam oczami.
 - Dobra, jeszcze kiedyś to od ciebie wyciągnę –mruknęła. Dobrze, że odpuściła, bo zapewne bym się głupio wkopała, znając mnie.
 - Lepiej mów, jak tam twoje Walentynki – spojrzałam na nią.
 - Nudne – wzruszyła ramionami. – Ale wieczorem dostałam kartę od jakiegoś tajemniczego wielbiciela.
 - Co?! I teraz mi o tym mówisz?! – oburzyłam się. – Co w niej było?
 - Ktoś sobie na pewno jaja robił – machnęła ręką.
 - Ta, na pewno – wywróciłam oczami. – To powiesz co tam było?
 - Że jest mną zauroczony, ale nie ma odwagi na razie się ujawnić.
 - Ktoś tu komuś wpadł w oko – dźgnęłam ją w bok.
 - Daj spokój, mówię ci, że to żarty pewnie.
No tak, cała Gabi. Czasami jej niska samoocena mnie przerażała. Była przecież śliczną dziewczyna i podobała się chłopakom. Szkoda, że sama nie umiała tego dostrzec. Ciekawiło mnie, kto jest jej tajemniczym wielbicielem. Czy to ktoś od nas z klasy? Ze szkoły? Znam go? Przejmuje się tym bardziej, niż ona. No chyba, że ona po prostu chce mnie wpuścić w maliny i sama też się zastanawia. Całą matematykę o tym rozmyślałam. Chyba stworzę jakąś listę kandydatów normalnie.
 - A co ty taka zamyślona? – szturchnęła mnie na długiej przerwie, gdy siedziałyśmy na parapecie.
 - Zastanawiam się nad tym, nad czym ty się nie zastanawiasz – stwierdziłam.
 - Czyli? Sorry, nie czytam w myślach.
 - O twoim tajemniczym wielbicielu.
 - Rany – jęknęła. – Po co ci to mówiłam? Mogłam się domyślić, że zaczniesz prowadzić jakiś chore śledztwo.
 - A ciebie niby nie ciekawi, kto ci to dał? – zdziwiłam się.
 - Nie bardzo – wzruszyła ramionami. – Jak już ci mówiłam, ktoś sobie jaja robi, więc po co się przejmować.

 - A ty dalej swoje – wywróciłam oczami. Nie ogarniam tej dziewczyny.

_____________________

Polacy wygrali z Niemcami... w piłkę nożną! Jakie hece :O
Pozdrawiam ;*

5.10.2014

Rozdział 13

W przeddzień Walentynek w mieście było pełno serduszkowych ozdób. Każda witryna sklepowa zachęcała do kupienia czerwonej czy puchatej pierdoły, aby przynajmniej raz w roku ‘’udowodnić’’ drugiej osobie, że się coś do niej czuje. Trochę bez sensu, bo jak się kogoś kocha, to powinno się mu to pokazywać codziennie, a nie tylko od święta. Nigdy jeszcze nie miałam chłopaka w ten dzień, ale w tym roku jest inaczej. Mimo to mój stosunek do tego całego komercjalizmu się nie zmienił. Kiedyś to może Walentynki miały jakiś głębszy przekaz. Ludzie, którzy się wstydzili mogli wyznać płci przeciwnej co takiego czują. Teraz to była tylko kasa. Eh, dokąd ten świat zmierza?
Dzień ten miał być jednak dla mnie dobry, bo był to piątek, a po południu jastrzębie grały mecz. Zapowiadał się udany dzień. Zapomniałam jednak, że w szkole w ramach tych Walentynek także wszędzie były balony w kształcie serduszek, a samorząd rozprowadzał kartki. Choć tyle w tym dobrego, że dochód pójdzie na cele charytatywne. Jeden plus.
Lekcje mimo wszystko przebiegały normalnie. Tylko Izka nie mogła się powstrzymywać od kąśliwych uwag na temat reszty klasy, która nie dostała tyle prezentów, co ona. Cały dzień paradowała z różami i toną kartek. Oczywiście wszystko nosiły jej koleżaneczki. Matko, jak tak można? Najbardziej pusta osoba na świecie.
 - Oj, a wy dziewczynki nic nie dostałyście? – popatrzyła kpiąco na mnie i Gabi. Wymieniłyśmy między sobą porozumiewawcze spojrzenie.
 - Ty jak zwykle cała obładowana – moja przyjaciółka uśmiechnęła się ironicznie.
 - Zazdrościcie? No cóż, nie wszyscy mogą być tacy jak ja – poprawiła tlenione włosy.
 - Lepiej dla całego świata – mruknęłam.
 - Ej, Gabi, Łęcka cię woła! – krzyknął Jarek. Łęcka to nasza babka od niemieckiego. Przyjaciółka przeprosiła mnie spojrzeniem i poszła pod pokój nauczycielski. Kurde, zostałam sama z Izką, a to nie mogło znaczyć nic dobrego.
 - Strasznie pusta jesteś – stwierdziłam, patrząc na nią. – Cieszysz się z jakiś głupich karteczek, które nie są oznaką zupełnie niczego.
 - Są znakiem, że podobam się facetom  - prychnęła. – Musisz zaakceptować to, że jesteś tak brzydka, że nikomu się nie podobasz.
 - Przynajmniej jestem naturalna i nie paraduję z toną tapety na ryju – skrzyżowałam ręce na piersi. – Czym to nakładasz? Szpachelką, czy łopatą?
 - Zamknij się – syknęła. – Makijażem podkreślam swoją urodę.
 - Ah, tak – pokiwałam głową. – A mini spódniczkami co takiego? Płaski tyłek?
 - Zazdrościsz mi – spojrzała na mnie. – Ciekawe czy chociaż braciszek, albo ten jego koleżka dadzą ci coś z litości.
Odwróciła się napięcie i poszła. Nie ogarniam, co tacy ludzie mają w głowach? Pierwszy raz spotykam się z tak pustą osobą.

Po południu standardowo zameldowałam się na hali widowisko-sportowej w Jastrzębiu. Zajęłam swoje stałe miejsce. Gdy zawodnicy się rozgrzewali pokazałam swojemu bratu zaciśnięte kciuki. Razem z Kubiakiem pokazali mi rząd białych zębów. Uwielbiałam chodzić na mecze, a dzięki bratu-siatkarzowi miałam ku temu możliwości. Goście z Olsztyna prezentowali dobry poziom, jednak nie był on wystarczający dla Pomarańczowych. Wygrali 3:1 , a statuetka MVP zawędrowała w ręce Kubiego. Uśmiechnęłam się szeroko i od razu skierowałam się do band żeby mu pogratulować. Nie był to najlepszy pomysł, bo pełno fanek próbowało się do niego przebić po autograf. Nawet zostałam dość mocno dźgnięta w żebro w pewnym  momencie. Odwróciłam się i zamarłam.
 - Co ty tu robisz? – mruknęłam w kierunku tlenionej.
 - Stoję w kolejce po autograf? – spytała ironicznie.
 - Od kiedy ty chodzisz na mecze? – prychnęłam.
 - Nie twój interes – warknęła. Wywróciłam oczami. W tym momencie do kibiców podszedł najlepszy zawodnik spotkania.
 - Ty też po autograf? – zaśmiał się do mnie.
 - Tak. Na czole mi się podpisz – puściłam mu oczko.
 - Niech pan ją wpuści – rzucił do ochroniarza, a on posłusznie spełnił jego prośbę. Podziękowałam uśmiechem.
 - Będę u Zbyszka – powiedziałam przyjmującemu. – A, no i gratulacje mistrzu.
Cmoknęłam go w policzek. Myślałam, że Iza zaraz eksploduje. Tak w ogóle to co ona tu robiła? Dobra, nieważne. Poszłam pogratulować Zibiemu i reszcie.
 - No, chłopaki, spisaliście się – wyszczerzyłam się.
 - Zawsze się spisujemy – Holmes przeczesał swoją przydługą już fryzurę.
 - Chodź, Sadie, poodbijamy sobie – zwróciłam się do córki amerykańskiego środkowego. Blondyneczka była naprawdę uroczą i rezolutną pięciolatką. Znałyśmy się dobrze, bo już kilka razy robiłam za jej nianię. Dziewczynka złapała mnie za rękę i obie oddaliłyśmy się od siatkarzy. Wzięłam niebiesko-żółtą Mikasę i rzuciłam do niej. Siatkówkę to ona miała we krwi po tacie, bo jak na jej wiek, to szło jej zdecydowanie lepiej, niż rówieśnikom. Russel pewnie uczył ją układania rąk do odbicia wcześniej, niż chodzenia.
 - Mogę z wami pograć? – zapytał Michał, ruszając brwiami.
 - A nie powinieneś rozdawać autografów wygłodniałemu stadu fanek? – zaśmiałam się.
 - Rozdałem już – wyszczerzył się. – Twoja koleżanka jest strasznie upierdliwa.
Pokręcił głową zażenowany.
 - Ona jest co najwyżej – podkreśliłam te 2 słowa – znajomą z klasy.
 - Nawet mi swój numer chciała wcisnąć – zaśmiał się, a ja zacisnęłam dłonie na piłce.
 - No chyba nie wziąłeś – warknęłam.
 - No raczej – puścił mi oczko. – Spławiłem ją od razu. Jeszcze jakieś spięcia z innymi miała, bo myliła nazwiska siatkarzy.
 - Boże, za jakie grzechy akurat ja musiałam trafić na nią w klasie? – skierowałam wzrok gdzieś w bliżej nieokreślony punkt w górze.
 - Ej , gramy w końcu, czy będziecie gadać po polsku? – oburzyła się w końcu mała Amerykanka. No tak, przeszliśmy na nasz ojczysty język, którego blondyneczka nie rozumiała.
 - Gramy, gramy – uśmiechnęłam się do niej i rzuciłam piłkę.

W sobotę mogłam sobie w końcu dłużej pospać. Pobiłam nawet Zbyszka! Wstałam dopiero koło południa. Siatkarza jednak w mieszkaniu nie było. Zdziwiłam się, ale pomyślałam, że pewnie jest piętro wyżej. Zrobiłam sobie kakao i tosta z serem. Śniadanie skonsumowałam przed telewizorem, oglądając powtórkę jakiegoś serialu. Nie wiedziałam, o co w nim chodzi, ale mimo to oglądałam. Później poszłam się umyć i zmienić piżamę na jakieś normalne ubranie. Akurat w tym momencie ktoś wszedł do mieszkania. Był to mój brat oczywiście i zaczął mnie wołać.
 - Co drzesz ryja od samego rana – mruknęłam, wychodząc z łazienki.
 - Ładniej mów do brata – pogroził mi palcem. – Propozycję dla ciebie mam.
 - Jaką? – zaciekawiłam się.
 - Pojedziesz ze mną do galerii do Katowic, bo muszę wybrać sobie jakąś koszulę na dzisiejszy wieczór. Pomożesz mi?
 - Pod jednym warunkiem – skrzyżowałam ręce na piersi. – Też chcę sobie parę rzeczy kupić.
 - Okej, ale żeby nam coś na koncie jeszcze zostało po tych zakupach – zaśmiał się.
 - Za kogo ty mnie uważasz? – prychnęłam.

Po godzinie byliśmy już w galerii. Była ona większa, niż ta u nas, ale dzięki temu mogliśmy kupić Zibiemu lepszą koszulę. Niestety byłam wybredna i krytykowałam każdy jego wybór. Potrafiłam nawet zwykłą białą koszulę zjechać tak, że natychmiast ją odłożył na miejsce. W końcu jednak udało nam się znaleźć coś idealnego (link) w czym Zbyszek prezentował się zjawiskowo. Dopiero po odhaczeniu tego najważniejszego produktu na liście mogliśmy przejść do moich zakupów. Dobrze, że Zibi należał do tych wyjątków, którzy nie narzekali chodząc po sklepach. Ostatecznie moja szafa wzbogaciła się w kilka bluzek (link)(link)(link), spódnicę(link) i sweter(link). Zadowoleni poszliśmy coś przegryźć do pobliskiego Fast fooda. Potem trochę ponarzekałam, że zjadłam tyle, że będę to spalać miesiąc. Sam cwaniak ma te swoje specyfiki, że mu sadło nie rośnie i się cieszy. Cóż, pochodzę po prostu na więcej treningów, niż zwykle. Pewnie do siatki nie doskoczę przez ten tłuszcz.
Wieczorem Zibi stresował się jakby się co najmniej oświadczać miał. Śmiałam się i nabijałam z niego cały czas, a on tylko zabijał mnie wzrokiem.
 - Ale na pewno jest okej? – zapytał po raz setny.
 - Tak, jest zajebiście – westchnęłam znudzona, opierając się o framugę.
 - Wyrażaj się – warknął. – Ale jesteś pewna?
 - Tak, Zbyszek, idź już w końcu!
 - Dobra, to idę – stwierdził i ubrał kurtkę. – Wszystko mam?
 - Mnie pytasz?
 - No tak. Okej, to idę. Pamiętaj żeby iść do Michała – cmoknął mnie w czoło.
 - Pamiętam, pamiętam.
Bartman wyszedł. Zauważyłam wtedy, że nie wziął bukietu, który leżał na stole w kuchni. Uderzyłam się w czoło, chwyciłam kwiaty i wybiegłam za nim.
 - Zbyszek, stój! – krzyknęłam. Zatrzymał się natychmiast. – Kwiaty!
 - Rany, dziękuję! Zuza, jesteś wielka! – cmoknął mnie siarczyście w policzek.
 - Powodzenia – puściłam mu oczko.
 - Dzięki – uśmiechnął się i zszedł na dół. Pokręciłam głową i wróciłam do góry. Zaczęłam się szykować. Umyłam się i ubrałam (link). Zrobiłam lekki makijaż, a włosy podkręciłam na prostownicy. Gdy byłam już całkowicie gotowa, to zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się mieszkanie wyżej. Otworzył mi wystrojony Michał. Elegancka koszula idealnie przylegała do jego umięśnionego torsu. Aż mimowolnie przygryzłam dolną wargę. Wpuścił mnie do środka i pocałował namiętnie na powitanie.
 - Wyglądasz przepięknie, mała – wymruczał prosto w moje wargi.
 - A ty szalenie przystojnie – przeczesałam jego brąz grzywę.
 - Zapraszam zatem na kolację – ukłonił się i wskazał na salon. Podążyłam tam. W pomieszczeniu było ciemno. Jedynym źródłem światła były świece poustawiane na stole oraz parapetach. W dodatku wszędzie były płatki róż.
 - To dla ciebie – przede mną zobaczyłam bukiet moich ulubionych kwiatów – lilii. Musnęłam wdzięczna jego wargi.
 - Piękne są. Dziękuję – uśmiechnęłam się.
Jak na dżentelmena przystało, Michał odsunął mi krzesło, na którym usiadłam. Zniknął znów na chwilę, bo poszedł po naszą walentynkową kolację. W mieszkaniu unosił się piękny zapach, więc musiał się starać przy tym gotowaniu. Po chwili przede mną stał talerz z aromatycznym kurczakiem. W miłej atmosferze zaczęliśmy go konsumować, popijając czerwonym winem.
 - Możesz się śmiać, ale moje gotowanie wyglądało tak, jak Zakościelnego w ‘’Tylko mnie kochaj’’ – zaśmiał się, gdy spytałam go, jak udało mu się to danie przyrządzić.
 - Nagrałeś mi może? – również zrobiłam to, co on.
 - Niestety nie. Wyobraźnia musi ci wystarczyć – puścił mi oczko.
 - Ale przyznać muszę, że wyszło ci świetnie.
 - Czyli jednak nie jest ze mną tak źle – znowu się roześmiał.
 - Wiesz, szefem kuchni to ty nie zostaniesz, ale..
 - A już było tak pięknie – przerwał mi, krzywiąc się.
 - Ale i tak widać, że się przyłożyłeś – wyszczerzyłam się.
Dokończyliśmy jedzenie, a potem Kubiak zaniósł brudne naczynia do zmywarki. Następnie usiedliśmy na kanapie, która też była w płatkach róż z kieliszkami w rękach.
 - To za co pijemy? – zapytałam, unosząc szklane naczynie.
 - Za nas – oznajmił i stuknął swoim kieliszkiem o mój.
 - W takim razie za nas – uśmiechnęłam się i upiłam łyk. Wtuliłam się mocno w przyjmującego.
 - Kocham cię, malutka – pocałował mnie czule w czubek głowy.
 - Ja ciebie też, Miśku.
 - Wiesz, chyba znowu muszę zacząć uświadamiać Zbyszka, że nie jesteś dzieckiem. To może trochę zająć – westchnął.
 - Myślę, że to dobry pomysł. Boję się, że sam nas nakryje, a wtedy mnie wyśle do babci – posmutniałam.
 - Pojadę za tobą nawet do Warszawy – pogłaskał mnie po policzku.
 - Powiedz mi, czemu on jest tak przesadnie troskliwy czasami? Myślisz, że jeżeli rodzice by żyli i mieszkałabym z nimi, a z nim widywałabym się rzadziej, to zachowywał by się inaczej?
 - Być może – wzruszył ramionami. – On po prostu wie, że jest za ciebie odpowiedzialny. Chce cię chronić i ciężko mu pomyśleć, że jego mała siostrzyczka dorosła i może już sobie z kimś życie układać.
 - Moich poprzednich chłopaków spławił tak, że ze wstydu ich unikałam.
 - Wiem, sam mu w tym pomagałem. Wybacz – zaśmiał się.
 - O ty, mendo – wbiłam mu palec w bok.
 - No sorry, ale gdybyś była z kimś, to nie byłabyś ze mną – wyszczerzył się.
 - Ale to było 2 lata temu w gwoli przypomnienia.
 - Wtedy to i ja traktowałem cię jeszcze jak dziecko. No i ci chłopcy nie byli dla ciebie.
 - A ty niby jesteś – mruknęłam.
 - Wątpisz w to? – zbliżył się na taką odległość, że czułam już jego oddech na mojej twarzy. Spojrzał mi głęboko w oczy.
 - Udowodnij, że się mylę – zalotnie przygryzłam wargę.
 - Jak sobie życzysz – uśmiechnął się i wpił w moje wargi. Zmieniłam pozycję, usadawiając się na jego kolanach. Michał błądził dłońmi po moich plecach i udzie, które się odsłoniło przez podwiniętą lekko sukienkę. Jako, iż miałam do przejścia tylko parę schodów, to nie ubierałam rajstop. Rozchyliłam wargi, wpuszczając jego język głębiej. Objęłam go za szyję, a po chwili zaczęłam rozpinać koszulę. Spojrzał na mnie trochę zdziwiony i zwolnił pocałunek.
 - Chcę tego – wyszeptałam, gdy zadał mi nieme pytanie spojrzeniem.
 - Jesteś pewna?
Kiwnęłam twierdząc głową.
 - Chcę przeżyć swój pierwszy raz właśnie z tobą – powiedziałam cicho.
 - Chodź do sypialni – uśmiechnął się. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do pokoju obok. Usiadł na łóżku, a ja pchnęłam go do tyłu, usadawiając się na nim okrakiem. Był zdziwiony moją stanowczością. Planowałam to już od jakiegoś czasu. Czekałam na odpowiedni moment i taki był właśnie dziś. Od miesiąca brałam tabletki antykoncepcyjne, więc nie musiałam obawiać się o żadne niespodzianki. Na szczęście Zbyszek szanował moją prywatność, więc mogłam ukryć je w pokoju bez obawy, że je znajdzie. Najwyżej miałam już wymyślone usprawiedliwienie, że ginekolog sam mi je przepisał, bo mam jakieś tam problemy, ale nie zamierzam mu opisywać, bo to krępująca sprawa.
Ponownie przyssałam się do ciepłych warg siatkarza i kontynuowałam rozpinanie koszuli. Po chwili nie miał jej już na sobie. Powoli, bez pośpiechu pozbawialiśmy się kolejnych części garderoby. Początkowo odrobinę byłam skrępowana swoją jak i jego nagością, jednak szybko się z tym oswoiłam. Kubi był delikatny i bardzo czuły. To było niesamowite doznanie. Starał się, aby było ono dla mnie bardzo przyjemne i świetnie mu to wychodziło. Pieścił każdą część mojego ciała. Nie pozostałam mu dłużna. Badaliśmy się powoli i dokładnie. Zanim złączył nasze ciała w jedno spojrzał głęboko w moje oczy i szepnął nieme ‘’Kocham cię’’. Poczułam dziwny, ale przyjemny ból. Jęknęłam cicho. Siatkarz poruszał miarowo biodrami, sprawiając mi kolejne przyjemności, które były rozkoszą także dla niego. Zacisnął mocno ręce na pościeli, pogłębiając swoje ruchy, a ja drapałam jego plecy. To już nie były ciche jęki, a głośne okrzyki rozkoszy zarówno z mojej, jak i jego strony. Fala podniecenia zaczęła mnie oblewać od  samego dołu do góry. Jeden mocniejszy i zdecydowany ruch sprawił, że kompletnie się zatraciłam i odpłynęłam, wydając z siebie wręcz dziki okrzyk. Moje ciało wygięło się w łuk i po chwili opadło na mokrą i zmiętą pościel. Michał zrobił to samo. Oboje głośno dyszeliśmy. Ciężko przychodziło złapanie oddechu. Gdy już powoli zaczął być bardziej równomierny odwróciłam twarz w kierunku Michała i się uśmiechnęłam. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.

 - Dziękuję – powiedziałam zachrypniętym głosem, wtulając się w niego mocniej. Byliśmy tak zmęczeni, że z zaśnięciem nie mieliśmy zbytniego kłopotu. To były zdecydowanie najlepsze Walentynki w moim życiu. 

___________________

Sceny +18 nie wychodzą mi, jak widac u góry :D
PlusLiga się zaczęła, kochani <3
Pozdrawiam ;*