27.09.2014

Rozdział 12

Dość szybko się uwinęli, albo ja miałam kłopoty z zaśnięciem. Opcja trzecia jest taka, że zasnęłam, ale czułam jakby to był tylko moment. Zapukali kulturalnie do drzwi i weszli obaj w fartuszkach, przez co myślałam, że pęknę ze śmiechu i tacą w rękach. Położyli ją przede mną.
 - Umiecie robić rosół? – zdziwiłam się.
 - Babcia przez telefon tłumaczyła – wyszczerzył się Zibi. – Ledwo ją odwiodłem od pomysłu przyjechania tu.
 - Dlatego nie powinieneś babci mówić, że jestem chora – oburzyłam się. – Dobrze wiesz, że traktuje mnie jak małą dziewczynkę i będzie ciągle wydzwaniać.
 - A to niby jesteś dużą dziewczynką? – zaśmiał się, a ja zgromiłam go spojrzeniem Wycofał się trochę.
 - Michał przypilnuj żeby zjadła, a ja skoczę na zakupy, bo po treningu mi się nie będzie chciało – oznajmił i wyszedł.
 - Wcinaj – wyszczerzył się Dziku.
 - To jest jadalne? – spytałam lekko przestraszona.
 - Myślę, że nie otrujesz się. Jedz, albo cię nakarmię jak małe dziecko – pogroził mi palcem.
 - No już, już – mruknęłam i zaczęłam jeść. Do tego babci się nie umywało, ale dało się zjeść.
 - Już się trochę lepiej czujesz? – spytał stroskany, poprawiając mi kosmyk za ucho.
 - Dupy nie urywa – wzruszyłam ramionami. – Nie mogę już.
Odłożyłam łyżkę do na wpół zjedzonego rosołu.
 - O nie, maleńka, masz zjeść całe – skrzyżował ręce na piersi.
 - Nie jestem już głodna – jęknęłam.
 - Sama tego chciałaś – stwierdził i wziął łyżkę. Napełnił ją i skierował w kierunku mojej twarzy. Zamknęłam usta. – Nie wygłupiaj się. Jedz.
Pokręciłam przecząco głową.
 - Musisz jeść, bo inaczej nie będziesz miała siły – westchnął.
 - Ale ja marzę tylko o tym żeby się położyć. Pozbędziesz się tego jakoś? – spojrzałam na niego maślanymi oczami.
 - Eh, nie powinienem… - pokręcił głową. – Ale następne danie zjesz całe. Bez marudzenia.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Przyjmujący odniósł talerz, a ja położyłam się ponownie. Wrócił po chwili i usiadł obok, opierając się o ścianę. Zaczął głaskać mnie po głowie.
 - Przepraszam jeszcze raz, słońce – powiedział skruszony.
 - Słyszałam już. Jest okej, przynajmniej nie muszę Izki oglądać – stwierdziłam.
 - Ale mam wyrzuty sumienia – skrzywił się.
 - A miałeś je, flirtując z aptekarką? – mruknęłam.
 - Co? Przecież ja z nią nie flirtowałem – odparł od razu. – Bartman pieprzy jak zwykle. Na siłę mi dziewczyny szuka.
 - Aptekarka pewnie wolna – wzruszyłam ramionami.
 - Ale ja nie – mruknął. – Nie bądź zazdrosna, bo nie ma o co.
 - To ta apteka u nas na osiedlu? – zapytałam.
 - No tak, a co?
 - Wiem, która to aptekarka. Ładna. Zgrabniejsza ode mnie.
 - Zuza – jęknął. – Ale mnie żadna aptekarka nie interesuje.
 - Ale ty ją pewnie tak.
Zakaszlałam. Dzięki tabletkom nie robiłam tego tak często, jak rano.
 - Skarbie – położył się koło mnie i popatrzył mi w oczy. – Jesteś zazdrosna.
 - Brawo geniuszu – mruknęłam.
 - To słodkie – wyszczerzył się, ale widząc mój wzrok od razu spoważniał.
 - Po prostu ty mógłbyś mieć każdą.. – zaczęłam.
 - I mam najlepszą – przerwał mi i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
 - Zarazisz się – zaśmiałam się w trakcie kolejnych pocałunków.
 - Trudno.
Michał odskoczył ode mnie gwałtownie, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Poprawił koszulkę i oparł się o biurko, stojąc jak gdyby nigdy nic. W tym momencie przyszedł Zbyszek.
 - Zjadła? – spytał, patrząc na Kubiego.
 - Grymasiła, ale zjadła – powiedział. Uf, skłamał. Mój urok osobisty zdziałał cuda.
 - Moja grzeczna siostrzyczka – rozczochrał mnie.
 - Nie jestem dzieckiem – warknęłam.
 - Czy ty nie możesz być grzeczna i urocza chociaż podczas choroby? – jęknął.
 - Ale ci brat ciśnie – Kubiak pokręcił głową rozbawiony.
 - Możecie w końcu pójść? – przykryłam swoją twarz poduszką.
 - No idziemy, idziemy – powiedział atakujący.
 - Udusisz się, Bartmanówna – Dziku zdjął mi poduszkę z głowy. Puścił mi oczko, a potem wyszedł razem z moim bratem.

Przez 2 następne dni się kurowałam w domu. Czułam się coraz lepiej. Wracały mi normalne kolory na buzi, bo początkowo byłam blada. Mniej kaszlałam, gardło przestało mnie boleć. Nawet dojście do łazienki nie stanowiło dla mnie problemu. Na nieszczęście chłopaków wróciła też moja wrodzona złośliwość. Do końca tygodnia ich wykorzystywałam i gotowali dla mnie posiłki. Nie były to jakieś cuda i Gessler by się nie zachwyciła, ale lepszy rydz, niż nic, jak to mawiają.
W poniedziałek musiałam już jednak wrócić do szkoły. Wstałam niechętnie i się ubrałam (link). Zbyszek przypilnował mnie żebym zjadła śniadanie. Podsunęłam mu też zeszyt wychowawczy żeby napisał mi usprawiedliwienie. Jak zwykle podwiózł mnie też do szkoły. W szatni spotkałam Gabi, którą mocno uściskałam.
 - W końcu wyzdrowiałaś – uśmiechnęła się.
 - Najwyższa pora – odparłam. Ruszyłyśmy w kierunku schodów na pierwsze piętro.
 - No nie mów, że nie uśmiechało ci się leniuchowanie w domu – dźgnęła mnie w bok.
 - Masz mnie – zaśmiałam się. – A najlepsze było wykorzystywanie chłopaków. Wszystko za mnie robili.
 - Jaka wredna – pokręciła głową. – Cała ty.
 - No co? Niech się pomęczą trochę – wystawiłam jej język.
 - Ooo, witamy symulantkę – usłyszałam, a następnie zobaczyłam Jarka.
 - No wiesz co? Ja tak cierpiałam, a ty mnie oskarżasz o takie oszustwa! – udawałam bulwers.
 - Jaro, cioto, coś ty naszej obłożnie chorej powiedział? – zapytał od razu Wojtek, kiedy do nas podszedł.
 - Moją hipotezę – poruszył zabawnie brwiami.
 - Pewnie jak zwykle debilną!
 - Jak śmiesz?! Myślałem, że mnie poprzesz!
 - Żryj gruz cyganie – zaśmiał się.
 - Masz teksty ze średniowiecza – westchnął.
 - Tęskniłam za wami, chłopcy – objęłam ich z wielkim uśmiechem.

Lekcji raczej nie muszę opisywać. Nic się nie działo. Jedynie na polskim chciała mnie babka pytać, ale skorzystałam z przywileju, iż byłam nieobecna. Oczywiście Iza zaczęła się wykłócać, że czemu niby mam być ulgowo traktowana, ale polonistka na szczęście ją olała. Posłałam jej triumfalne spojrzenie. Do końca dnia patrzyła na mnie z mordem w oczach, a na przerwie poskarżyła się swoim psiapsiółkom, jak to nasza nauczycielka jest niesprawiedliwa i strasznie stronnicza. No sorry, myślałam, że się zaraz poryczą przed tym kiblem. Zbyszek obiecał po mnie przyjechać, bo byłam po chorobie, więc lepiej żebym nie wracała w taką pogodę autobusem, który ogrzewania dobrego nie miał. Były straszne mrozy. W nocy dochodziło nawet do -30, a w dzień niewiele cieplej. Nawet u nas w mieszkaniu było zimno dla mnie, choć Zibi podkręcił kaloryfery na maxa i uznał, że wyolbrzymiam.
 - Zuz, ty wyzdrowiałaś już, co nie – zaczął dziwnie, gdy znaleźliśmy się w jego aucie.
 - Ym, no tak. Co to za dziwne pytanie?
 - Bo wiesz, chciałbym po treningu skoczyć do Asi. Nie będę ci potrzebny, nie?
 - No jasne, leć. Przecież dam sobie radę – odparłam z uśmiechem. Przez moją chorobę trochę zaniedbał swoją dziewczynę. Będę musiała ją przeprosić. Obstawiam jednak, że Bartman zrobi to lepiej.

Po powrocie do domu zrobiłam obiad. Pierwszy raz od dawna. Bartmanowi to się strasznie japa cieszyła, że w końcu zje coś normalniejszego. Zmył się po zjedzeniu i kazał mi być grzeczną pod jego nieobecność. Zabrał do torby więcej ubrań, niż tylko na trening, więc na pewno miał zamiar zostać u blondynki na noc. Żeby się tylko zabezpieczali , bo ja nie mam kasy na ciotkowanie! Mogłabym jedynie za niańkę robić.
Odrobiłam lekcje i nie miałam co ze sobą zrobić. Chętnie bym gdzieś wyszła, ale mróz na zewnątrz zniechęcał. Włączyłam zatem Xboxa i postanowiłam sobie w coś pograć. Standardowo najpierw rundka w siatkę, a potem tenis. Lubiłam grać na tej konsoli, bo to nie było nudne siedzenie i pstykanie na padzie, tylko ruszanie się, bo kinect czuł wszystkie moje ruchy. Ciekawa zabawka. Dobrze, że Zibi to takie duże dziecko i to kupił. Po godzinie poszłam się napić. Trochę już byłam zmęczona tym skakaniem i odbijaniem. Jednak mój wysiłek miał się nijak do zawodowych tenisistów. Podziwiałam ich za to. Siatkarzy zresztą też. Sama trenowałam trochę, więc wiedziałam, jak to jest.
Usłyszałam otwieranie drzwi. Zdziwiłam się. Przecież Zibi miał jechać do Aśki.
 - Okradną cię kiedyś – usłyszałam głos z korytarza, gdzie zastałam Michała. Na szczęście on przekręcił już zamek.
 - To zwalę na ciebie – puściłam mu oczko. Podeszłam do niego i objęłam za szyję. Przyciągnął mnie bliżej, oplatając mnie dłońmi w pasie.
 - Stęskniłem się – przyznał, łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Zamruczałam zadowolona i go pogłębiłam.
 - Ja też – odparłam po chwili.
 - Co porabiasz?
 - Gram w tenisa. Przyłączysz się?
 - Chcesz przegrać, Bartmanówna? – uniósł jedną brew do góry. Wyczuwam wyzwanie.
 - Spokojnie, dam ci fory, Kubiaczyna – posłałam mu buziaka w powietrzu i pociągnęłam za rękę do salonu. Uruchomiłam grę. Stanęliśmy koło siebie i mecz się zaczął. Szliśmy łeb w łeb i większość gemów kończyła się na przewagi. Każdy wygrywał swoje podanie. Po 4 meczach był remis.
 - Dajesz radę, Bartman? – zapytał z chytrym uśmieszkiem. Widziałam jednak, że on także był zmęczony, jak ja.
 - Jak najbardziej, a co, wymiękasz, Kubiak? – odgryzłam się.
 - Nigdy w życiu – odparł i uruchomił nową rundę. Umówiliśmy się, że będzie decydująca. Mimo zmęczenia oboje się staraliśmy. Niestety na końcu wieloletnie doświadczenie i płuca siatkarza wzięły górę i przegrałam. Nie uśmiechało mi się to.
 - To może teraz jakaś nagroda, co? – poruszał zabawnie brwiami.
 - Okej, możesz się czegoś napić. Pozwalam.
Rozwaliłam się nieżywa na kanapie.
 - Inną nagrodę – mruknął i usadowił się zaraz koło mnie, obejmując w pasie.
 - Iiiiidź, jesteś spocony jak świnia – pisnęłam.
 - Czysta się odezwała – mruknął i zaczął mnie całować. No cóż, byłam uległa, więc odwzajemniłam pieszczotę. Uśmiechnął się zadowolony i pociągnął mnie, abym usadowiła się na jego kolanach. Wplotłam palce w jego włosy, a on błądził dłońmi po moich plecach.
 - Lubię jak mojego braciszka nie ma w domu – przegryzłam zadowolona dolną wargę.
 - Ja też – poparł mnie. – Mała, wiesz co jest za kilka dni?
 - Nie wiem, oświeć mnie – spojrzałam zaciekawiona.
 - Niby  wiem, że to takie komercyjne święto, ale zawsze coś…
 - Aaa, Walentynki – skumałam. – Nigdy tego nie lubiłam, bo zawsze spędzałam samotnie.
 - Tym razem nie musisz – poruszył zabawnie brwiami. – Zapraszam cię do siebie na romantyczną kolację. Zrobię nastrój i w ogóle.
 - Myślisz, że Zbyszek zabierze gdzieś Aśkę?
 - Zabierze. Już ma zarezerwowany stolik w restauracji – puścił mi oczko. Pytał się mnie też, czy cię wezmę do siebie, czy może mam już jakieś plany, bo przecież niedawno byłem na randce – zaśmiał się.
 - I co mu cwaniaku odpowiedziałeś?
 - Że z tą laską nie wyszło i wolę posiedzieć z tobą, niż samemu – puścił mi oczko.
 - W takim razie już się doczekać nie mogę – uśmiechnęłam się szeroko i ponownie wpiłam w jego wargi.
Wieczór minął nam miło. Pogadaliśmy, pooglądaliśmy jakieś pierdoły w telewizji, czyli obgadywaliśmy postacie w Trudnych Sprawach. Do tego doszło trochę czułości, na które zwykle przy atakującym nie mogliśmy sobie pozwolić. Lubiłam takie wieczory.
 - Późno jest, będę się zbierał, mała – pocałował mnie w czoło. Pociągnęłam go za rękaw.
 - A nie możesz zostać? Bo wiesz, noce są zimne, straszne, a sama kołdra mi nie wystarczy – zrobiłam maślane oczka.
 - Poziom twoich argumentów jest wystarczający – wyszczerzył się. – Zmykaj pod prysznic, pójdę po tobie, tylko skocze po coś na przebranie.
 - Dziękuję – cmoknęłam go przelotnie i poszłam się umyć. Założyłam grubszą jak na mnie piżamę, czyli legginsy i T-shirt Zbyszka, ale taki z długim rękawem, więc wyglądałam przekomicznie. Po mnie łazienkę zajął Michał. Poszłam się więc położyć. Kilka minut później poczułam jak moje łóżko ugina się pod jego ciężarem. Objął mnie, a ja przytuliłam się do niego mocno.
 - Już ci cieplej? – zaśmiał się lekko.

 - Zdecydowanie – uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole, a potem słyszałam tylko jego równomierny oddech i bicie serca. Mogłam tak spędzić resztę życia. Jedyne, co mi przeszkadzało to świadomość, że musimy się ukrywać, bo Zbyszek na pewno nie zaakceptowałby naszego związku. Traktował Miśka jako najlepszego przyjaciela, a ja byłam przecież jego małą siostrzyczką. Niby od niedawna mam 18 lat, ale w jego świadomości nadal byłam małą dziewczynką z pluszakiem pod pachą, która przychodziła do niego żeby przegonił potwory spod łóżka. Mam nadzieję, że niedługo zrozumie, że dorosłam, a to ile przeszłam zmusiło mnie do szybszego dostosowywania się do brutalnej rzeczywistości. Kiedy straciłam rodziców, to w sumie zakończyło się moje dzieciństwo. Początkowo było szaro i smutno. Kilka wizyt u psychologa i rozmów ze Zbyszkiem i Michałem doładowało mnie bardziej optymistyczną energią. To dzięki nim pierwszy raz od tamtego momentu się uśmiechnęłam. Stało się to po miesiącu od tej tragedii. Teraz wszystko było już w porządku, a moich relacji z bratem mógł pozazdrościć każdy. Owszem, często się kłóciliśmy i dogryzaliśmy, ale przecież oboje bardzo się kochaliśmy. Był moją jedyną najbliższą rodziną. Tylko on mi pozostał, więc nie mogłam go stracić. Chyba bym się załamała. Dlatego nie mogłam dopuścić żeby się dowiedział na razie o moim związku. Tak było lepiej dla całej naszej trójki.

_________________

W końcówce trochę powagi, ale przynajmniej wiecie, że Zuza z Michałem muszą się ukrywać. Co z tego wyniknie? Sama jeszcze nie wiem :D
Dodaję wcześniej, bo nie wiem czy jutro znajdę czas. Niedziela z lekturą, witamy na humanie (y) 
Pozdrawiam ;*

23.09.2014

Rozdział 11

 - Nie zjadę – pokręciłam głową. – Nie ma szans.
 - Zuza – westchnął zirytowany. Tkwiliśmy w tym samym miejscu od 15 minut, bo przez połowę tego czasu zapinałam buty, a drugą jęczałam, że nie chcę zjeżdżać.
 - Zabiję się przecież! Patrz jak tu wysoko! – jęknęłam.
 - To jest górka dla początkujących – mruknął. – Przedszkolaki mają więcej odwagi, niż ty.
 - No pewnie, jeszcze mnie obrażaj – rzuciłam nadąsana.
 - Jak nie zjedziesz sama, to cię popchnę – popatrzył na mnie wymownie. Przełknęłam ślinę i chwyciłam mocniej kijki.
 - Dobra, ale będziesz mnie miał na sumieniu – powiedziałam stanowczo.
 - I święty spokój przy okazji – spojrzał ku niebu, założył gogle i zjechał z góry. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam od 10 do 1, pomyślałam ‘’raz się żyje’’ i ruszyłam z miejsca. Moja prędkość nie przekraczała pewnie 5 km/h , a ja piszczałam jakby mnie gwałciło stado seksoholików.  Górka faktycznie okazała się nie taka wielka i stroma. Po chwili zatrzymałam się zaraz obok Michała, który patrzył na mnie z politowaniem.
 - Udało mi się! – krzyknęłam ucieszona i rzuciłam się Kubiemu na szyję. Zapomniałam, że oboje mieliśmy na sobie narty, więc wylądowaliśmy na śniegu. Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.
 - Brawo, mała – cmoknął mnie w usta. Wstał i podał mi rękę, bo oczywiście miałam problemy z podniesieniem się. – Poziom pierwszy zaliczony. Czas na drugi.
 - Że co, proszę? – moja mina wyglądała mniej więcej tak: o.O
 - Chyba nie myślisz, że zadowala mnie ten mały pagórek? Idziemy tam – wskazał ręką gdzieś w oddali. Mój wzrok podążył w tamtym kierunku, a oczy natychmiast się rozszerzyły do rozmiaru pięciozłotówek.
 - Jesteś chory – zepchnęłam. – Chcesz mnie zabić. No morderca normalnie!
 - Nie histeryzuj – wywrócił oczami. – Gdybym chciał cię zabić, to prędzej dałbym ci jakąś truciznę.
 - Ale patrzenie, jak konam w męczarniach zapewne okazało się ciekawszą perspektywą – mruknęłam.
 - Ja pierdole, zwariuję z Tobą – jęknął. – Chodź i przestań marudzić, a tym bardziej knuć jakieś teorie spiskowe.
Poszliśmy w kierunku tego kolosa. Po drodze poprosiłam Miśka o kartkę i długopis w celu spisania testamentu, ale niestety mi odmówił. Nie to nie, zapisałabym mu coś mimo wszystko, a tak cały mój ‘’majątek’’ odziedziczy Zbyszek. Mam nadzieję, że podzieli się z babcią i dziadkiem. Ciekawe czy urządzi mi jakiś fajny pogrzeb? Marzy mi się, żeby zaśpiewała na nim Shakira!
 - Ziemia do Zuzy – Michał pomachał mi ręką przed twarzą. – O czym tak myślisz, co?
 - Organizuję swój pogrzeb – wzruszyłam swój pogrzeb.
 - Nie wytrzymam z tobą – pokręcił głową. – Teraz ruszymy równo. Trzymaj się mnie, to przeżyjesz.
 - Łatwo powiedzieć – mruknęłam. Poprawiłam gogle, jak zrobił to Dziku. Na trzy-czte-ry ruszyliśmy do przodu. Większa górka dała o sobie znać, bo prędkość była szybsza, a ja nie miałam pojęcia jak zwolnić.
 - Ratunku! Jak się tym hamuje?! – pisnęłam przerażona.
 - Skrzyżuj narty – krzyknął Michał.
 - Co? Jak? – zastanawiałam się. Próbowałam skrzyżować, a stanęło na tym, ze runęłam do przodu, ciągnąc za sobą Miśka.
 - Mógłbyś zejść? – wysapałam, bo jego wielkie cielsko przygniatało wszystkie moje narządy. Obstawiam, że moje płuca się rozdzieliły w wyniku tego upadku. Powstało zatem płuco lewe i prawe z Morzem Czerwonym po środku! Ale frajda, jeszcze tylko kolonistów tam brakuje.
 - Nie bardzo wyszło ci to hamowanie – zaśmiał się, wciąż ze mnie nie wstając.
 - No co ty – mruknęłam. – Błagam, powiedz, że to koniec na dziś.
 - Wystarczy, że dojedziemy do tamtej knajpki. Wypijemy gorącą czekoladę i wracamy – puścił mi oczko.
 - No nareszcie! – odetchnęłam z ulgą. – A czy mógłbyś ze mnie zejść?
 - Przeszkadzam ci? – poruszył brwiami i podniósł się lekko, usadawiając ręce po obu stronach mojej twarzy.
 - Troszeczkę?
 - Troszeczkę mówisz – zbliżył swoją twarz do mojej. Po chwili poczułam jego wargi na swoich. Przyjemna nagroda za ten ciężki wysiłek jaki włożyłam w przeżycie tego popołudnia.
 - Wiesz, że całujemy się, leżąc na środku stoku narciarskiego? – spytałam w pewnym momencie.
 - Wiem – odparł, ale wciąż nie przestawał kontynuowania swojej czynności.
Aha. Grunt to mieść świadomość.

W końcu jednak wstaliśmy z tego śniegu, bo chyba kombinezon zaczął mi przemakać, albo było mi tak strasznie zimno. Kubiak ładnie zjechał i już po chwili był pod budynkiem, a ja okrężną drogą doczłapałam jakoś do niego. Miał niezły ubaw ze mnie. Za karę kazałam mu ściągnąć mi narty. W sumie zrobiłam to dlatego, że sama nie potrafiłam ich zdjąć…
Weszliśmy do przytulnej knajpki, stylizowanej na góralską karczmę. Fajna sprawa, nie ma to jak góralska chata na Śląsku. Usiedliśmy przy stoliku, wcześniej ściągając kurtki i wieszając je na wieszaku. Podeszła do nas kelnerka i podała menu. Zamówiliśmy sobie po gorącej czekoladzie i frytkach. Trochę dziwne połączenie, ale jak jest się zmarzniętym i głodnym, to wszystko ładnie do żołądka wchodzi.  Pół godziny później wsiadaliśmy już do auta. Pozbyłam się tego kombinezonu. Od razu kazałam Michałowi włączyć ogrzewanie.
 - Aż tak zmarzłaś? – zaśmiał się.
 - Tak – warknęłam. – Teraz myśl, co ja Zbyszkowi powiem, jak wrócę taka mokra.
 - Już wymyśliłem, skarbie – puścił mi oczko.
 - No dawaj, ciekawa jestem – spojrzałam na niego wyczekująco.
 - Wracałaś sobie od Gabi, a ja wracałem z randki, bo tak powiedziałem Zibiemu. Zauważyłem cię, jak wchodziłaś do parku, a jako, że uwielbiam cię wkurzać, to zaparkowałem samochód, poszedłem za tobą i rozpętałem bitwę na śnieżki, a ludzie patrzyli na nas jak na debili. Ty oczywiście się obraziłaś, a ja cię zawiozłem do domu – wyszczerzył się.
 - Widzę, że wszystko miałeś przemyślane – mruknęłam. – Zaraz, randki?
 - Nie skłamałem – uśmiechnął się.
 - Wiesz, że Zibi cię dokładnie przepyta z kim, gdzie i co robiłeś?
 - Mężczyźni nie gadają o takich szczegółach, jak kobiety – wywrócił oczami. – Jemu wystarczy informacja, że mam na oku zajebistą laskę.
 - Zajebistą mówisz – zamruczałam i cmoknęłam go w policzek.
 - Najlepszą ze wszystkich – puścił mi oczko.
 - Ale i tak jestem zła za tę próbę morderstwa – stwierdziłam.
 - Następnym razem zostawię cię na tym stoku.
 - O nie, Misiu, nie będzie żadnego następnego razu – zaprotestowałam.
 -Zobaczymy – powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałam.  Doigra się kiedyś. Pewny siebie cwaniak i tyle.

Do mieszkania dotarliśmy koło 18. Zibi nieźle zdziwił się, widząc mnie taką zmarzniętą i mokrą. Rzuciłam tylko ‘’nic nie mów’’ i poszłam zła jak osa do swojego pokoju po suche ubrania. W międzyczasie słyszałam, jak Michał mówi wymyśloną wcześniej bajeczkę. Mój brat kupił to od razu. Świetnie wychodziło mi udawanie obrażonej na cały świat. Miałam okazję odegrać się na Michale za te narty. Okej, może i było trochę zabawnie, ale ile ja się strachu tam najadłam! Mógł mnie na halę zabrać, skoro taki spragniony sportu, że mu trening 2 razy dziennie nie wystarcza.
Wzięłam gorący prysznic, który od razu mnie pobudził do życia. Niestety, jak wyszłam z brodzika, to poczułam chłód. Szybko się wytarłam i ubrałam (link). Okazało się, że Kubiak poszedł do siebie, więc nie mogłam go powkurzać. Szkoda. Pozostało mi żalenie się Zbyszkowi, że to był zamach na moje życie i gdyby nie moje eskimoskie korzenie, to zostałby jedynakiem.
 - Czyli jednak faktycznie jęczałaś mu całą drogę, że chciał cię zabić – pokręcił głową rozbawiony. – Chyba współczuję bardziej jemu, niż tobie.
 - No wiesz?! – oburzyłam się. – Za to robisz mi kolację.
 - Ja? Za co? Idź, niech ci Michał za karę robi.
 - Doskonały pomysł – oczy mi się zaświeciły. – Wpraszamy się do Kubiaka!
 - Myślisz, że on umie cokolwiek poza zrobieniem herbaty? – skrzywił się.
 - W dupie to mam – wzruszyłam ramionami. – Pisz do niego, że przyjdziemy i spytaj czy wystarczy mu pół godziny, czy może jednak godzina.
 - Jak chcesz – westchnął i wyciągnął komórkę.

Dla Kubiaka nawet godzina to za mało, bo gdy przyszliśmy, to jego specjał (jak to nazywał) nie był gotowy. Usiedliśmy więc w salonie i włączyliśmy telewizor. Niestety to Zbyszek dzierżył pilota, więc byłam skazana na jego upodobania. Na szczęście zatrzymał się na jakiejś powtórce meczu siatkówki.
 - Gotowe – po chwili przed nami stanęły talerze z jakąś zapiekanką.
 - Mam nadzieję, że to jest jadalne – przełknął ślinę Zibi.
 - No to raczej – stwierdził oburzony Michał. Jako, iż byłam głodna to pierwsza sięgnęłam po widelec i wpakowałam sobie porcję do ust. Bartman patrzył na mnie jak na jaki okaz w zoo.
 - No co się gapisz? – mruknęłam.
 - Sprawdzam, czy nie ma efektów ubocznych – odparł pewnie.
 - Widać, że jesteście rodziną – Kubiak pokręcił głową. – Oboje węszycie spiski.
 - Bo ty chciałeś mnie zabić – odezwałam się natychmiast.
 - A ta znowu swoje – wywrócił oczami.
W końcu jednak udało nam się spokojnie zjeść. Zapiekanka faktycznie była dobra. Dupy nie urywała, ale zawsze to coś. Potem trochę pogadaliśmy, oczywiście głównie to ja mówiłam, a dokładniej żaliłam, że tylko jacyś psychole mogą tak znienacka atakować i czyhać na czyjeś życie. W pewnym momencie mój brat się zmył, bo zadzwoniła do niego Asia. A skoro ona dzwoni, to przez jakąś godzinę Zbysiu jest nieuchwytny.
 - W końcu sami – uśmiechnął się Dziku i mnie przytulił.
 - Znając jego to godzina wyjęta z życiorysu – zaśmiałam się.
 - Więc korzystajmy – wymruczał mi do ucha, a następnie zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Jak romantycznie się zrobiło, no, no. Ja oczywiście musiałam to zepsuć i nagle kichnęłam. Raz, drugi, trzeci… no, koniec.
 - Tylko mi nie mów, że będziesz chora – jęknął.
 - Co, nagle wyrzuty sumienia się odezwały? – odgryzłam się mu, sięgając po chusteczkę.
 - Żebyś wiedziała – westchnął. – Idź lepiej do łóżka, przykryj dobrze i każ Bartmanowi zrobić ci gorącą herbatę z miodem i cytryną.
 - To chodź i mnie ogrzej, Misiaczku – wtuliłam się w niego.
 - Chętnie, ale Zibi by mnie zabił – zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy. – Odprowadzę cię.
 Chwycił mnie za rękę i pomógł wstać z kanapy. Pożegnał się ze mną na przedostatnim schodzie, gdzie nie sięgał judasz z naszych drzwi. Ostrożności nigdy za wiele. Pocałował mnie namiętnie i życzył dobrej nocy. Wróciłam do mieszkania i od razu udałam pod kołdrę. Zbyszek chyba pobił swój rekord rozmowy telefonicznej z Asią, bo nie mogłam zasnąć jeszcze ponad godzinę, a on rozmawiał z nią dalej. W końcu jednak zmorzył mnie sen.

Ranek. Obudziłam się z zatkanym nosem i bólem głowy w okolicy zatok. Zwlekłam się jakoś z łóżka, ale raczej przypominałam zwłoki, niż człowieka. Skrzywiłam się, widząc własne odbicie w lustrze. To samo zrobił Zibi, gdy weszłam do kuchni. Usiadłam na krześle i położyłam głowę na stole.
 - Źle się czujesz? – zapytał głupio.
 - No co ty, fantastycznie – mruknęłam, a potem zakaszlałam. Tak, w gardle też mnie paliło.
 - Ile on cię napastował tymi śnieżkami? Godzinę?
 - Nie, ale jak się Actimela nie pije, to i odporność słaba – mruknęłam.
 - Okej, zostań dziś w domu. Masz leżeć cały dzień w łóżku pod kołdrą – pogroził mi palcem.
 - Uwierz, że nie ruszę się nawet do łazienki – stwierdziłam.
 - To idź, a ja ci zrobię herbatę. Gorączkę zmierz!
 - Yhym – mruknęłam i dowlekłam się z powrotem do pokoju, po drodze biorąc termometr. Zapikał po 30 sekundach, więc wyciągnęłam go spod pachy. Wskazywał 37,9 stopni. No to mnie urządziłeś Kubiak.
 - I jak? – zapytał mój brat, przynosząc po chwili herbatę.
 - 37,9 – stwierdziłam.
 - Kurde, nie wiem, czy mamy coś na zbicie gorączki, a teraz już nie zdążę iść do apteki – podrapał się po brodzie.
 - Przecież nie umrę przez te 3 godziny – wywróciłam oczami. – A nawet jeśli, to nic nie zostawiam Kubiakowi. Przekaż mu.
 - Chętnie – wyszczerzył się. – Wymyślę mu karę za to, że cię tak urządził.
 - Wczoraj sam się śmiałeś – mruknęłam.
 - Skąd mogłem wiedzieć, że zachorujesz od kilku śnieżek?! – oburzył się.
 - Kilku?! To lawina była!
Mocniejsze wypowiedzenie zdania wiele mnie kosztowało, bo poczułam palenie w gardle i od razu zaczęłam kaszleć.
 - Okej, czyli muszę kupić coś na gorączkę, na gardło, na kaszel i na katar. Coś jeszcze? – zapisywał sobie w głowie.
 - Sok malinowy babci do herbaty – stwierdziłam.
 - Skąd ja ci go tu wezmę? Nie wymyślaj, taki ze sklepu też jest dobry.
 - Sam siebie oszukujesz – burknęłam. – Dobranoc.
 - Na pewno wytrzymasz aż skończę trening? – dopytywał.
 - Tak. Idź już sobie, bo chcę spać – warknęłam.
 - Dobra, już dobra. Jak coś to dzwoń, wezmę telefon na halę.
 - Yhym – wybełkotałam, otulając się kołdrą po sama szyję.
 - Poradzisz sobie?
 - Bartman, idź już do cholery!
Znowu atak kaszlu. On mnie do grobu wpędzi do spółki z Kubiakiem. Nie ma to jak brat w zmowie z moim chłopakiem (o czym nie wie) starają się mnie wykończyć na każdym kroku. Miło.
Przewracałam się z boku na bok, ale sen ciężko przychodził. Gdy w końcu prawie już odpływałam, to dał o sobie znać mój telefon. Pomyślałam, że kogoś zabiję, jak już wyzdrowieję. Tym kimś okazał się być Michał. Przeczytałam wiadomość: Przepraszam kotku :* Nie chciałem żebyś się rozchorowała L ,. Taaa, nie chciał. Czyhał na moje życie! A teraz nawet mi spać nie da. Nie miałam siły poruszać palcami, aby sklecić jakąś sensowną odpowiedź, więc odłożyłam telefon i przymknęłam powieki. Szykowała się kolejna walka o to, aby zasnąć.

Przebudziłam się chwilę przed przyjściem Zbyszka. Znalazł się w niedługim czasie potem u mnie. Rozłożył mi na stoliku chyba pół apteki. Powiedział mi co i kiedy mam brać.
 - Zmierz jeszcze raz temperaturę, bo nie wiem, czy ci dawać coś na zbicie jej – podał mi termometr. Włożyłam go pod pachę i po chwili mu oddałam, nawet nie patrząc na ekranik.
 - Nadal bez zmian. Okej, to weź tą tabletkę – wyciągnął ją z opakowania.
 - A woda? – spytałam.
 - A tak, już. Kubiak! Przynieś wodę! – krzyknął. Ooo, Michał był u nas i nie przyszedł do mnie. Pojawił się jednak po chwili ze szklanką  przeźroczystego płynu. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
 - Spokojnie, jest tak słaba, że cię nie zabije – zaśmiał się mój brat, widząc Dzika.
 - Wzrokiem zabija – jęknął.
Wypiłam posłusznie tabletkę i położyłam się ponownie.
 - Ej, to nie wszystko – oznajmił Zbyszek. -  Weź jeszcze tą na gardło, na katar i na kaszel.
 - A nie mogę sobie po prostu pospać? – mruknęłam.
 - Miła aptekarka powiedziała, że powinnaś wziąć – popatrzył na mnie stanowczo.
 - Aśka powinna się czuć zazdrosna? – uniosłam jedną brew.
 - Nie, no coś ty! – oburzył się. – Poza tym mnie to tam chyba nie zauważyła, bo w Michała była wpatrzona, jakby to jakiś grecki bóg był.
 - Yhym – mruknęłam, nie chcąc po sobie dać poznać, że poczułam się zazdrosna. Kubiak ewidentnie się zmieszał.
 - Nie przesadzaj, normalnie się patrzyła – odparł przyjmujący.
 - Ślepy byłeś? Jeszcze chwila, a by cię na zaplecze zawołała – parsknął śmiechem, a ja zacisnęłam pięść pod kołdrą. Wypiłam szybko te tabletki, chcąc żeby szybko sobie poszli.
 - Okej, to ty sobie śpij, a my ci zrobimy obiad – wyszczerzył się Bartman.

 - Mhm – burknęłam, zamykając oczy i otulając się szczelnie kołdrą. Siatkarze wyszli i w końcu mogłam sobie pospać. Przynajmniej dopóki nie zrobią tego jedzenia i będą mi wciskać na siłę, bo nie miałam kompletnie ochoty na nic. 

______________________

Znów przeprosiny na początek mojego ględzenia. Tym razem 2 dni spóźnienia. Moja obrona? Byłam taka głupia, że uznałam, że dodam po finale, ale zapomniałam, że przecież będę świętować medal i wyleciało mi z głowy ;/ Poniedziałek jest najgorszym dniem tygodnia i niestety jak wróciłam do domu to tonęłam w książkach, bo weekend z meczami uniemożliwił mi naukę. no cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze :D Rozdział już dłuższy więc mam nadzieję, że się podoba :)
A tak wgl to ... JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATAAAA!
Dociera to do was? Bo ja mam tego świadomość, ale cały czas się dziwię i jestem meeegaaa szczęśliwa!!
Pozdrawiam ;*

15.09.2014

Rozdział 10

W końcu przyjechał mój autobus, do którego wsiadłam i skasowałam bilet. Otarłam spływającą po policzku łzę. Gdy wysiadłam z pojazdu, to skierowałam się powolnym krokiem do domu. Gdy do niego doszłam do było już grubo po 17, a na zewnątrz ciemno jak w dupie. Gdy znalazłam się w mieszkaniu, to od razu znaleźli się przy mnie Zbyszek z Michałem.
 - Gdzie ty tyle byłaś?! – zapytał od razu Zibi. Wyglądał na przestraszonego.
 - Gdzieś – mruknęłam.
 - Jesteś cała zmarznięta – zauważył Michał.
 - Bo zapomniałam czapki – wyjaśniłam i ściągnęłam kurtkę.
 - Zrobię ci herbaty – zaproponował przyjmujący.
 - A my musimy porozmawiać – oznajmił mój brat i zaprowadził do salonu, gdzie usiadł koło mnie. Popatrzył na mnie troskliwie.
 - Wiem, że trochę przegiąłem – westchnął. – Kubi już mi przegadał do rozumu, że powinienem najpierw faktycznie pogadać z tobą. Ale sama przyznasz, że często zrywasz się z lekcji i już nie raz dzwonili do mnie twoi wychowawcy.
 - Ale jesteś moim bratem i powinieneś się zorientować, że coś jest nie tak – powiedziałam z wyrzutem.
 - Płakałaś? – zauważył, patrząc w moje oczy.
 - Nie – pokręciłam głową. – Znaczy starałam się nie..
Misiek położył gorącą herbatę na stole przede mną i usiadł z drugiej strony.
 - Co się stało, mała? – zapytał, obejmując mnie ramieniem. Oczywiście po przyjacielsku, bo obok był Zibi.
 - Znowu ta pieprzona Iza – warknęłam.
 - O co poszło? – spytał tym razem atakujący.
 - Zaczęło się od tego, ze zaczęła mówić, ze wyglądam jak pokraka, ale to nic. To mnie nawet śmieszyło, ale jak powiedziała, że nie dziwi się, czemu rodzice mnie zostawili, to już nie wytrzymałam – przymknęłam powieki i zacisnęłam pięści. Michał przytulił mnie mocniej, a Zbyszek chwycił za rękę.
 - Nie przejmuj się gadaniem jakiejś głupiej laski – powiedział. – Dobrze wiesz, że to co powiedziała nie jest prawdą.
 - Wiem, ale jak ktoś mówi o rodzicach to nie wytrzymuję – chlipnęłam. Znowu łza mi pociekła po policzku. – Przepraszam was, ale chcę iść do siebie.
Wyswobodziłam się z objęć siatkarza i ruszyłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, plecami do drzwi i przytuliłam do mojego ulubionego pluszaka. Był on ze mną od moich 5 urodzin. Dostałam go od mamy i taty. Dlatego właśnie był dla mnie taki ważny.
Po kilku minutach usłyszałam delikatne pukanie i dźwięk uchylanych drzwi.
 - Herbata ci wystygnie – powiedział Kubiak.
 - Lubię zimną – odparłam cicho. Poczułam, że łóżko ugina się pod ciężarem siatkarza. Pogłaskał mnie czule po plecach.
 - Gdyby nie była dziewczyną, to uwierz, że obiłbym jej mordę – westchnął.
 - Też chciałam, ale wiedziałam, że będzie afera.
Odwróciłam się twarzą w jego stronę i spojrzałam w oczy. Odgarnął zabłąkany kosmyk z mojej twarzy i włożył mi go za ucho.
 - Nie przejmuj się jakąś idiotką – powiedział.
 - Łatwo mówić – mruknęłam. – Wiesz przecież, że zawsze ją olewam, ale jak chodzi o rodziców..
 - Skarbie, wiem, co przeżywałaś, bo byłem obok. Nie musisz jej się z niczego tłumaczyć. Najważniejsze, że ci co powinni wiedzą jak jest.
 - Wiem, ale jak tylko ktoś wspomina o nich, to…
Znowu łzy napłynęły mi do oczu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wtuliłam mocno w chłopaka. Objął mnie i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Łkałam tak cicho przez kilka minut. W międzyczasie miałam wrażenie, że Bartman był w pokoju, ale nie przejmowałam się tym.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się delikatnie do niego i otarłam mokre policzki. – Niezły mazgaj ze mnie.
 - Z ciebie? Przecież ty rzadko masz takie chwile słabości, mała – puścił mi oczko.
 - Nie przeszkadza ci, że jesteś z taką smarkulą?
 - Jaką smarkulą? – zaśmiał się. – Owszem, parę lat temu miałem cię tylko za młodszą siostrę mojego przyjaciela i za moją przyjaciółkę, ale teraz trochę się pozmieniało. Przecież jesteś dorosła.
 - Kocham cię – uśmiechnęłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku. Gdy siatkarz go pogłębił zamruczałam zadowolona. Po chwili odsunęłam się od niego i przeczesałam ręką jego przydługawe już włosy.
 - Zbyszek mógłby gdzieś sobie pójść. Mielibyśmy chwilę dla siebie – stwierdziłam.
 - No przecież nie wywalę kumpla z jego własnego domu – zaśmiał się.
 - Ale wiesz, jakąś aluzję o Asi byś rzucił – poruszyłam zabawnie brwiami.
 - Ale z ciebie kombinatorka – pokręcił głową ze śmiechem.
 - A co tu tak wesoło? – zapytał Zbyszek, wchodząc do pokoju.
 - Obgadujemy cię – wyszczerzył się przyjmujący.
 - Zibi – zaczęłam, wstając z łóżka. Podeszłam do niego i wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka. – Przepraszam.
 - Za obgadywanie? No co ty, przecież nie jestem zły – zaśmiał się i mnie objął.
 - Nie za to – wywróciłam oczami. – Za moje zachowanie.
 - Nie jestem zły, bo wiem, że ty to wszystko przeżywasz, mała – pocałował mnie w czubek głowy.
 - Wiecie co, ja was lepiej zostawię – stwierdził Misiek.
 - Nie no, co ty, zostań – rzucił Bartman, patrząc na kumpla.
 - I tak za dużo czasu tu u was spędzam, a za mieszkanie przecież płacę – wyszczerzył się. – Na razie, Bartmany.
 - Pa, Kubiaczyna – puściłam mu oczko, co i on zrobił.
 - Wy macie jakieś sekrety, czy jak? – zapytał po wyjściu siatkarza.
 - Po prostu czasem potrzebuję takiego niespokrewnionego spojrzenia – wyjaśniłam. Kupił to od razu.
 – Chodź, zamówimy sobie pizzę – zaproponował. Spędziłam zatem miły wieczór w towarzystwie brata, co dawno nam się nie zdarzało, bo często wybywał do Asi, albo ona była u nas.


Następnego dnia niechętnie wstałam z łóżka. Perspektywa konfrontacji z Izą nie była zbyt optymistyczna. Leniwym krokiem poszłam do łazienki, gdzie się szybko umyłam i ubrałam (link). Włosy zaczesałam w kłosa i zrobiłam sobie lekki makijaż. W kuchni czekała już na mnie jajecznica.
 - Tylko nie pobij jej, okej? – poprosił mnie Zbyszek.
 - Postaram się – mruknęłam z pełną buzią.
 - Nie chcę wizyty w gabinecie dyrektora – westchnął.
 - Spokojnie. Nie będzie takiej wizyty – uśmiechnęłam się lekko.
 - I bardzo dobrze – puścił mi oczko.
Po zjedzeniu dopakowałam torbę, ubrałam kurtkę i razem z bratem wyszliśmy z mieszkania. Nie odjechaliśmy jednak od razu, bo mieliśmy czekać na Kubiaka. Przybiegł po kilku minutach.
 - Sorry, zaspałem – wysapał zdyszany.
 - To co ty w nocy robiłeś, stary? – zaśmiał się Zibi. – Pewnie dlatego wczoraj się tak szybko zmyłeś.
Musiałam zrobić bardzo dziwną minę, bo Michał zaczął mówić.
 - Musze cię rozczarować, ale spędziłem wieczór oglądając tenisa, a zaspałem, bo nie ustawiłem budzika. Mi nie w głowie romanse, jak tobie – wyszczerzył się. Chciał mnie chyba w ten sposób uspokoić. Wyciągnęłam komórkę i napisałam SMSa do przyjmującego: I tak sobie o tym porozmawiamy, Misiaczku. Odczytał po chwili i się zaśmiał, kręcąc głową. Zainteresowało to mojego brata.
 - A teraz co dostałeś? Bo wątpię żeby kolejne 1000 zł do wygrania cię tak rozbawiło.
 - Mały mi wysłał coś śmiesznego. Luzik.
 - Czy ja mam być zazdrosny? – udawał rozpacz, a ja parsknęłam śmiechem.
 - Wy dwaj w ogóle jesteście zbyt podejrzani – stwierdziłam.
 - Ej, ale Asi ani mru, mru!
 - Jasne, jasne – zaśmiałam się.
Pożegnałam się z siatkarzami i wyszłam z samochodu. Wchodząc do szkoły poczułam wibrację telefonu. Odczytałam wiadomość i uśmiechnęłam się pod nosem. Michał odpisał: A co, zazdrosna jesteś kotku? :* . Popisaliśmy jeszcze trochę, dopóki trening mu się nie zaczął, bo musiał komórkę odstawić. W przerwach jednak starał się mi odpisywać.

Dzień był spokojny, a to wszystko za sprawą tego, ze Izy nie było w szkole. Co za piękny dzień! Gabi wraz z Jarkiem i Wojtkiem pytali się, czemu wczoraj tak zwiałam bez słowa, ale zbyłam ich, że Izka tak mnie wyprowadziła z równowagi, że musiałam ochłonąć. Nie dopytywali się.
Napisz Zibiemu, że idziesz do koleżanki po szkole – odczytałam, siedząc w klasie na ostatniej lekcji. Zdziwiona spytałam, po co. Odparł, że zobaczę za pół godziny. Nie lubiłam takiej niepewności, ale niczego od niego nie wyciągnęłam. Napisałam Zbyszkowi, że będę u Gabi. Miałam nadzieję, że nie będzie tego sprawdzać, bo nie poprosiłam przyjaciółki żeby mnie kryła. Wiedziałam, że wtedy na bank chciałaby wiedzieć, dlaczego i co planuję, a nie chciałam mówić o moim związku z Michałem. Na razie była to tajemnica.
Gdy wyszłam z budynku dostałam wiadomość, że przyjmujący czeka na mnie na sąsiedniej ulicy. Pożegnałam się więc z Gabryśką i ruszyłam w tamtym kierunku. Wsiadłam do znajomego Infiniti. Z racji pustej ulicy mogłam sobie pozwolić na krótki całus na powitanie.
 - Co to za tajemnica? – zapytałam.
 - Chcę spędzić czas ze swoją dziewczyną. To zbrodnia? – wyszczerzył się.
 - Nie, ale chciałabym wiedzieć, gdzie mnie porywasz – odparłam z uśmiechem. Uwielbiałam słyszeć z jego ust ‘’moja dziewczyna’’.
 - W fajne miejsce – puścił mi oczko i ruszył przed siebie.
 - Fajne, czyli? – dopytywałam.
 - Zobaczysz – powiedział. Wciąż nie udawało mi się od niego wyciągnąć, co takiego kombinuje.
Wyjechaliśmy poza Jastrzębie, minęliśmy też Żory.
 - Chcesz mnie wywieźć za granicę, czy jak? – zastanawiałam się.
 - Spokojnie, bliżej – wyszczerzył się. Znudzona zaczęłam grzebać w jego schowku. Gust muzyczny to on miał dziwny. Jak można takich smętów słuchać. Żadnej normalnej płyty nie mogłam znaleźć. W pewnym momencie coś ciekawego rzuciło mi się w oczy. Wyciągnęłam owy przedmiot.
 - Hm, nie wiedziałam, że się malujesz – mruknęłam. W ręce trzymałam krwisto-czerwoną szminkę.
 - To tam leży z rok, spokojnie – uśmiechnął się.
 - Nie no, spoko – wzruszyłam ramionami. Naprawdę to wcale tak po mnie szybko nie spłynęło. Michał to zauważył, bo chwycił mnie za rękę, ale ja wyrwałam.
 - Zuza…
 - Przecież nic się nie dzieje – odparłam natychmiast.
 - Naprawdę ta szminka siedzi tu bardzo długo, nie musisz być zazdrosna.
 - Nie jestem – powiedziałam pewnie. Dobra, tak naprawdę byłam cholernie zazdrosna i zastanawiałam się, czy aby na pewno ta szminka leży tu tak długo. Oglądnęłam ją dokładnie z każdej strony i uśmiechnęłam się lekko. – Faktycznie jest stara – rzuciłam i odłożyłam kosmetyk.
 - Oczywiście mi na słowo nie uwierzyłaś – mruknął niezadowolony.
 - Sam wiesz, że nasz związek nie jest normalny, więc muszę być czujna – cmoknęłam go szybko w policzek.
 - I tak to sobie zapamiętam.
 - A powiesz mi gdzie jedziemy? – poruszyłam brwiami.
 - Nie.
Zaklęłam pod nosem i opadłam zrezygnowana na oparcie fotela.

Pół godziny później w końcu samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się dokładnie. Byliśmy pod jakąś górą. Był to jakiś stok, bo ludzie zjeżdżali sobie na nartach, czy deskach. Kawałek dalej był wyciąg krzesełkowy oraz wypożyczalnia nart. Spojrzałam zdziwiona na chłopaka.
 - Yyy, co my tu robimy? – spytałam.
 - Spójrz na tamtych ludzi i się domyśl – zaśmiał się i odpiął swój pas.
 - Zwariowałeś? Ja na nartach nie umiem jeździć – skrzywiłam się.
 - Nic nowego, ty nic nie umiesz – pokręcił głową.
 - Spadaj –warknęłam. – Nie wysiadam. W dodatku nie mam nic na narty.
 - Pomyślałem o tym – wyszczerzył się. – Mam nadzieję, że dobry rozmiar wybrałem.
Sięgnął po jakąś reklamówkę, którą miał za siedzeniem, a która umknęła mi podczas jazdy. Zaciekawiona zajrzałam do środka. Był tam kombinezon oraz kurtka potrzebna na narty.
 - No chyba zwariowałeś – pokręciłam głową.
 - Nie zwariowałem. Ubieraj szybko, a ja ubiorę swoje – puścił mi oczko i wyszedł z auta, a następnie otworzył bagażnik. Wrócił po chwili już kompletnie ubrany.
 - No ruszaj się! – popędził mnie, bo wciąż wpatrywałam się w to ubranie. Skrzywiłam się, ale założyłam posłusznie. Nie podobał mi się ten pomysł.
Ubrana wysiadłam z Infiniti.
 - A to twoje gogle i czapka – podał mi kolejne przedmioty.
 - Michał, a ja nie mogę obie po prostu pooglądać, jak zjeżdżasz? – jęknęłam.
 - Nie. Chodź – pociągnął mnie za rękę w kierunku wypożyczalni nart.
Po chwili mieliśmy już wykupiony wstęp, wypożyczony ekwipunek i pozostało dostać się na samą górę, by potem zjechać. Wydaje się proste jak bułka z masłem, ale ja w swojej głowie miałam raczej wizję wielkiego upadku i być może złamania kilku kończyn, które z pewnością przydałyby mi się w dalszym życiu, np. do chodzenia. Jechanie tą kolejką nie było takie złe. Lubiłam takie atrakcje, ale zwykle kojarzyłam je z tym, że wyjadę do góry, wyciągnę aparat, porobię zdjęcia i tym samym środkiem lokomocji dostanę się na dół. Teraz jednak pod pachą trzymałam parę nart, która mi kompletnie nie pasowała. Wysiedliśmy i przeszliśmy kawałek, aby nie przeszkadzać innym.
 - Pora na lekcję jeżdżenia na nartach w kilku prostych krokach – zaczął z uśmiechem.
 - Hura – machnęłam ręką. Gołym okiem było widać, że poziom mojego entuzjazmu jest tak niski, jak Żuławy Wiślane. Poniżej poziomu.
 - Krok pierwszy: przypnij buty do nart – oznajmił.
 - Pytanie! – podniosłam rękę do góry. Wywrócił oczami znudzony.
 - Tak? Czego nie rozumiesz?
 - Nie chodzi o rozumienie – pokręciłam głową. – Czy możemy od razu przejść do kroku ostatniego, czyli bycia na dole?
 - Odpowiedź brzmi: nie – powiedział stanowczo.
 - Noo prooooszęęę – zrobiłam kocie oczka.
 - Twoja prośba została rozpatrzona negatywnie.
 - Chcę się odwołać! – oburzyłam się.
 - Kotek, nie traćmy czasu na pierdoły – wywrócił oczami. – Zapinaj narty i przechodzimy do kroku drugiego.

 - Nie przeżyję go zapewne – mruknęłam i przykucnęłam aby zapiąć te przeklęte buty. 

______________

Na początku przepraszam za jednodniową obsówkę czasową. Nie wyrobiłam się wczoraj ;/ Na pocieszenie macie Polskę w 6 najlepszych. Wyobraźcie sobie, że to moja sprawka i od razu złośc uchodzi XD
jak widzicie rozdział już z deka dłuższy i chyba mi wyszedł, bo odziwo mi się podoba. A jak wasze wrażenia?
Jutro Brazylia! Musimy skopać tyłki Kanarkom!
Pozdrawiam ;*

7.09.2014

Rozdział 9

Opowiedziałam tak z grubsza bratu, jak bawiliśmy się na studniówce z Michałem. Oczywiście pomijając fakty, gdy byliśmy sam na sam. Wątpię, czy mój chłopak by to przeżył. A co do niego, to wprosił się rzecz jasna na obiad.
 - Pilnowałeś tam młodej? – usłyszałam ich rozmowę w salonie, gdy byłam w kuchni.
 - Przecież ci obiecałem – odparł Michał. – Poza tym ona nie ma 5 lat i musisz się przyzwyczajać, że ci siostra z mieszkania wyfruwa.
- Dobra, dobra. Ja to wiem, ale jednak nie chcę żeby ją ktoś skrzywił.
- Wyluzuj. Tak w ogóle to nie dziwi cię, że taka dziewczyna jak ona nie ma faceta?
Oho, co ten Misiek kombinuje? Mam nadzieję, że nie zgłupiał i nie zamierza wszystkiego wygadać, bo przez to prawie 1,5 tygodnia świetnie się maskowaliśmy. Zaczęłam się lekko denerwować.
 - To dobrze, że się nie bierze za byle jakiego – odpowiedział mój brat.
 - Naprawdę nie kumasz?
 - Niby czego?
Poziom mojego zdenerwowania rósł wraz z każdym wypowiadanym przez nich słowem. Przez to nie zauważyłam, że woda zaczęła mi się gotować.
 - Zuza się po prostu boi kogokolwiek ci przedstawić.
 - Że co? Co ty pieprzysz? – zaśmiał się. – Czekaj, czekaj… ona ma kogoś i mi nie powiedziała?
 - Nie, nie ma – wywinął się od razu. Odetchnęłam głęboko i oparłam się o blat. Niestety zrobiłam to pechowo i garnek z wodą osunął się z kuchenki i gorąca woda wylała się na moją dłoń. Krzyknęłam przeraźliwie, bo strasznie mnie zapiekło. Natychmiast wyłączyłam gaz i włożyłam rękę pod zimną wodę. Siatkarze długo nie czekali i już po chwili się przy mnie znaleźli.
 - Rany, Zuz, co się dzieje? – spytał przejęty Zibi.
 - Oparzyłam się – mruknęłam. – Fuck, jak piecze.
 - Pokaż to – Michał ujął moją dłoń. – Pasuje skoczyć po coś na oparzenia.
 - To pójdę, a ty z nią tu zostań – oznajmił brunet i wyszedł. Misiek spojrzał na mnie troskliwie i objął pasie, następnie całując w skroń.
 - Moja niezdara – powiedział z lekkim uśmiechem.
 - Spadaj, to przez ciebie – warknęłam, odsuwając go od siebie.
 - Jak przeze mnie, jak ja w salonie byłam? – popatrzył na mnie zdezorientowany.
 - Słyszałam waszą rozmowę. Pojebało cię do reszty?
 - Nie, niby czemu? – wciąż nie kumał.
 - Zbyszek zaraz zacznie mnie przesłuchiwać, bo tobie się zachciewa go zmieniać – wbiłam w niego oskarżycielskie spojrzenie.
 - Przestań, trzeba go powoli przygotowywać – wywrócił oczami. – Chcesz się ukrywać całe życie?
 - A musisz go przygotowywać teraz? Znasz go. Zaraz zacznie mnie wypytywać. Przemagluje mnie tak, że wymsknie mi się to i owo i skończysz z rozwalonym nosem.
 - Aż tak się troszczysz o mój nos? – spytał, głaszcząc mnie po policzku.
 - Misiek, to nie jest zabawne – westchnęłam. – Boję się, że on ograniczy nasze kontakty. Nie chcę też rozwalać waszej przyjaźni.
 - Skarbie, nie chciałem źle. Po prostu od czasu do czasu trzeba z nim tak pogadać żeby zaczął zmieniać zdanie na to i owo – przytulił mnie.
 - Myślisz, że kiedyś jak się dowie, to to zaakceptuje? – popatrzyłam mu w oczy.
 - Mam nadzieję – wzruszył ramionami. Następnie pocałował mnie czule, a zarazem namiętnie.
Odskoczyliśmy od siebie, słysząc otwierane drzwi. Gdy Zbyszek wszedł do kuchni, to wszystko wyglądało jak wcześniej. Ja stałam koło zlewu, mając dłoń pod zimną wodą, a Michał stał obok.
 - Mam maść i opatrunek. Dawaj łapę – powiedział, pokazując reklamóweczkę. Razem z Kubiakiem zabawili się w pielęgniarki i po kilku minutach miałam dłoń owiniętą bandażem.
 - I jak, mniej boli? – zapytał Dzik.
 - Trochę – odparłam.
 - Tak to jest jak się nie patrzy, co się robi – zaśmiał się Zbyszek, a ja go zgromiłam spojrzeniem. – Jak dziecko.
 - Wal się – mruknęłam.


W poniedziałek planowałam sobie zrobić wolne od szkoły, ale Zibi miał inne plany. Punkt 7 obudził mnie i ciągle popędzał. Myślałam, że go zabiję. W sumie mogłam iść, bo po studniówce nauczyciele obiecali nam zrobić dzień odpoczynku. Na matmie rzecz jasna umierałam z nudów. Nauczycielowi też za bardzo się chyba nie chciało z nami siedzieć i sam zajął się rozwiązywaniem zadań. Na polskim nasza polonistka wczuła się w interpretowany utwór, więc znowu spałam na siedząco. Jedynie na biologii nauczycielka chciała nas trochę rozruszać.
 - Poćwiczycie sobie trochę pierwszą pomoc – oznajmiła. – PO mieliście w pierwszej klasie, więc przyda wam się taka powtórka.
Oczywiście zapałaliśmy wielkim hura optymizmem na tą wiadomość. Wyczuwacie ironię, prawda?
 - Podzielę was w pary. Z innymi klasami robiłam to samo, więc mam tutaj już gotowe numerki. 2 które wylosuję tworzą parę.
Wyciągnęła małe pudełeczko po jakimś kremie, gdzie były małe karteczki. Wyciągnęła w końcu mój numer, czyli 2. Gabi jeszcze nie została wylosowana, więc miałam nadzieję, że padnie na nią.
 - Numer 2 z numerem.. 14 – oznajmiła, a ja od razu się załamałam. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Szykowało się najgorsze 40 minut w moim życiu. Izie też nie uśmiechało się być ze mną w parze. Musiałam iść do jej ławki, bo księżniczce nie chciało się fatygować. Biolożka rozdała nam chusty trójkątne i bandaże. Wow, szkoła ma coś takiego? Jak ja miałam PO, to musieliśmy sami przynosić ekwipunek na zajęcia z pierwszej pomocy.
 - Tylko ręki mi nie złam – warknęłam, podając jej dłoń, którą miała opatrzyć, bo takie było pierwsze zadanie. Wywróciła oczami i sięgnęła po bandaż. Oczywiście na końcu złośliwie musiała przejechać mi po palcu tym takim haczykiem jakby do zaczepiania. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się nazywa. Zgromiłam ją spojrzeniem. Nauczycielka obejrzała wszystkie pary i zadała kolejne zadanie, czyli owinięcie ręki chustą trójkątną w przypadku złamania. Tym razem to Iza grała tą poszkodowaną. Nie mogłam się powstrzymać i kiedy wiązałam chustę na szyi, to ‘’niechcący’’ pociągnęłam ją za włosy.
 - Ała – pisnęła, a następnie spojrzała na mnie z mordem w oczach. – Pogięło cię? Moich włosów się nie rusza.
 - Fakt, tak zniszczone, że przy najmniejszym ruchu się łamią – uśmiechnęłam się złośliwie.
 - Co ty możesz wiedzieć. Spójrz na siebie, jak wyglądasz – popatrzyła na mnie z wyższością, a ja parsknęłam śmiechem.
 - Ja w przeciwieństwie do ciebie wyglądam jak człowiek – odparłam.
 - Jak człowiek? – zaśmiała mi się w twarz. – Pokraka z ciebie. Nawet nie miałaś z kim na studniówkę iść, tylko kumpel brata się nad tobą zlitował.
Zacisnęłam zęby z wściekłości.
 - Gówno o mnie wiesz – warknęłam.
 - Twój brat takie ciacho, a ty? – śmiała się dalej. – Może ciebie w szpitalu podmienili?
 - Zamknij się – mruknęłam wkurzona.
 - Nawet twoi rodzice z tobą nie wytrzymali i postanowili się zmyć.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Wybawienie! Wzięłam szybko torebkę, rzuciłam jakieś przekleństwo w kierunku blondyny i szybko wręcz wybiegłam z klasy. Zawsze na wzmiankę o rodzicach nie potrafiłam nie reagować. Nie chciałam jednak znowu w tak krótkim czasie mieć problemy przez tą kretynkę. Wybiegłam ze szkoły i skierowałam się w bliżej nieokreślonym dla mnie kierunku. Oczy mnie piekły, ale znalazłam w sobie siłę żeby je pohamować. Nogi poniosły mnie pod halę. Ochroniarz wpuścił mnie na salę, gdzie trenowali jastrzębianie. Przywitałam się z trenerem, który stał blisko drzwi. Z uśmiechem na twarzy pozwolił mi posiedzieć na trybunach.
Trening potrwał jeszcze kilka minut, bo zdążyłam akurat na koniec. Zbyszek zauważył mnie odkąd weszłam, więc od razu do mnie podszedł. Michał z uśmiechem zrobił to samo.
 - Z czego znowu się zerwałaś i dlaczego? – zaczął niemiło mój brat.
 - Zwolnili nas –wzruszyłam ramionami.
 - I ja mam w to uwierzyć? – prychnął. Wywróciłam oczami.
 - Widać, jak mi ufasz – burknęłam pod nosem.
 - Zibi, odpuść –wtrącił Misiek. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem. Puścił mi oczko.
 - Nie odpuszczę. To już kolejny raz w tym miesiącu. Kiedy ty w końcu przestaniesz kombinować?
 - O rety, ale aferę robisz – rzuciłam.
 - Bo niedługo okaże się, że masz tyle nieobecności, że się nie przejdziesz! –krzyknął, co również i mnie wkurzyło.
 - A nie jesteś ciekaw czemu zwiałam?! – wstałam i popatrzyłam mu w oczy.
 - Co tym razem? Kolejny nauczyciel cię wkurzył? A może na kartkówkę ci się nie chciało nauczyć?
 - Nigdy nawet nie starasz się mnie zrozumieć – wysyczałam przez zęby i wybiegłam z hali. Usłyszałam jeszcze za sobą, jak chłopaki mnie wołają, ale nie miałam zamiaru się zatrzymać, czy choćby odwrócić. Było zimno, więc w strojach treningowych na pewno za mną nie pobiegną. Postanowiłam udać się do miejsca, które znalazłam niedługo po zamieszkaniu w Jastrzębiu. Był to opuszczony budynek na obrzeżach. Może wydawać się straszny, ale mi się tam podobało. Posiedziałam tam kilka godzin, słuchając muzyki. W końcu zaczynało mi się robić zimno. W dodatku dochodziła 16, więc robiło się ciemniej. Wzięłam torbę, poprawiłam szalik, bo czapki zapomniałam ze szkoły i wyszłam z budynku. Miałam pecha, bo zaczął padać śnieg. Narzuciłam kaptur na głowę i przyspieszyłam. Doszłam do najbliższego przystanku i czekałam. Jak na złość stały tam też 2 koleżaneczki Izki. Zasłoniłam się jeszcze bardziej żeby mnie nie poznały. Chwilę później przemknęła obok mnie sama Iza. Nie zauważyła mnie, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Plastiki zaczęły dość głośno gadać. Oczywiście o czym? O nowych tapetach (nie, nie na ścianę..) , kosmetykach, ciuchach, solariach. W międzyczasie obgadywały przechodniów, komentując ich ubranie.
 - Tak w ogóle, to wiecie jak dziś dogadałam tej całej Zuzie – zaśmiała się blondi. Zacisnęłam pięści, ale nie dałam po sobie poznać, że mnie to rusza, bo od razu by się zorientowały, że to ja tam stoję.
 - No jak? – pisnęła ucieszona druga jej koleżanka, Ewa chyba.
 - Myślała, że mnie ruszy, jak mi powie, że wyglądam paskudnie, więc..
 - Ty?! – przerwała jej druga ‘’podwładna’’. – Przecież jesteś śliczna, kochana!
 - Oj wiem, wiem – odparła dumnie. – Ale mniejsza o to. Taka cwana, myślała, że jest, a tu wystarczyło jej powiedzieć, ze sama jest paskudna i ten Michał z litości poszedł nią na studniówkę i się dziewczyna załamała.
Dziewczyny się zaśmiały.
 - Co zrobiła? Poryczała się? – pytały.
 - Niee. Ona nie ryczy przy innych, ale jak dodałam, że nawet rodzice ją zostawili, to od razu wybiegła z klasy i do końca lekcji się nie pokazała – parsknęła śmiechem, a ja zacisnęłam wargi w cienką linię.
 - No fakt, jej brat to niezłe ciacho – rozmarzyła się Magda, drugi plastik.
 - Nie wiem, skąd się taka pokraka tam wzięła – pokręciła głową Izka.
 - A czemu powiedziałaś, że rodzice ją zostawili? – zapytała Ewa.
 - Bo ich nie ma – wzruszyła ramionami. – Podobno nie żyją, ale kto wie, może ją oddali, bo była niechciana czy coś.
Zacisnęłam powieki. Zapiekły mnie oczy. Nie mogłam się rozpłakać, nie mogłam… powtarzałam to sobie niczym mantrę.

______________________

Takie coś...
Wczorajszy mecz był najbardziej emocjonującym w wykonaniu naszych orzełków do tej pory w tym Mundialu. Kamerun pozytywnie zaskoczył. A jak dziś nie zobaczę Kubiaka w wyjściowej szóstce, to mnie krew zaleje! Trochę mnie Igła zawiódł, nie grał źle, ale jak na niego to przeciętnie. Nie zazdroszczę Antidze, bo najgorszy wybór, to którego środkowego odesłać na trybuny, bo wszyscy są świetni :O
Pozdrawiam ;*