23.09.2014

Rozdział 11

 - Nie zjadę – pokręciłam głową. – Nie ma szans.
 - Zuza – westchnął zirytowany. Tkwiliśmy w tym samym miejscu od 15 minut, bo przez połowę tego czasu zapinałam buty, a drugą jęczałam, że nie chcę zjeżdżać.
 - Zabiję się przecież! Patrz jak tu wysoko! – jęknęłam.
 - To jest górka dla początkujących – mruknął. – Przedszkolaki mają więcej odwagi, niż ty.
 - No pewnie, jeszcze mnie obrażaj – rzuciłam nadąsana.
 - Jak nie zjedziesz sama, to cię popchnę – popatrzył na mnie wymownie. Przełknęłam ślinę i chwyciłam mocniej kijki.
 - Dobra, ale będziesz mnie miał na sumieniu – powiedziałam stanowczo.
 - I święty spokój przy okazji – spojrzał ku niebu, założył gogle i zjechał z góry. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam od 10 do 1, pomyślałam ‘’raz się żyje’’ i ruszyłam z miejsca. Moja prędkość nie przekraczała pewnie 5 km/h , a ja piszczałam jakby mnie gwałciło stado seksoholików.  Górka faktycznie okazała się nie taka wielka i stroma. Po chwili zatrzymałam się zaraz obok Michała, który patrzył na mnie z politowaniem.
 - Udało mi się! – krzyknęłam ucieszona i rzuciłam się Kubiemu na szyję. Zapomniałam, że oboje mieliśmy na sobie narty, więc wylądowaliśmy na śniegu. Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.
 - Brawo, mała – cmoknął mnie w usta. Wstał i podał mi rękę, bo oczywiście miałam problemy z podniesieniem się. – Poziom pierwszy zaliczony. Czas na drugi.
 - Że co, proszę? – moja mina wyglądała mniej więcej tak: o.O
 - Chyba nie myślisz, że zadowala mnie ten mały pagórek? Idziemy tam – wskazał ręką gdzieś w oddali. Mój wzrok podążył w tamtym kierunku, a oczy natychmiast się rozszerzyły do rozmiaru pięciozłotówek.
 - Jesteś chory – zepchnęłam. – Chcesz mnie zabić. No morderca normalnie!
 - Nie histeryzuj – wywrócił oczami. – Gdybym chciał cię zabić, to prędzej dałbym ci jakąś truciznę.
 - Ale patrzenie, jak konam w męczarniach zapewne okazało się ciekawszą perspektywą – mruknęłam.
 - Ja pierdole, zwariuję z Tobą – jęknął. – Chodź i przestań marudzić, a tym bardziej knuć jakieś teorie spiskowe.
Poszliśmy w kierunku tego kolosa. Po drodze poprosiłam Miśka o kartkę i długopis w celu spisania testamentu, ale niestety mi odmówił. Nie to nie, zapisałabym mu coś mimo wszystko, a tak cały mój ‘’majątek’’ odziedziczy Zbyszek. Mam nadzieję, że podzieli się z babcią i dziadkiem. Ciekawe czy urządzi mi jakiś fajny pogrzeb? Marzy mi się, żeby zaśpiewała na nim Shakira!
 - Ziemia do Zuzy – Michał pomachał mi ręką przed twarzą. – O czym tak myślisz, co?
 - Organizuję swój pogrzeb – wzruszyłam swój pogrzeb.
 - Nie wytrzymam z tobą – pokręcił głową. – Teraz ruszymy równo. Trzymaj się mnie, to przeżyjesz.
 - Łatwo powiedzieć – mruknęłam. Poprawiłam gogle, jak zrobił to Dziku. Na trzy-czte-ry ruszyliśmy do przodu. Większa górka dała o sobie znać, bo prędkość była szybsza, a ja nie miałam pojęcia jak zwolnić.
 - Ratunku! Jak się tym hamuje?! – pisnęłam przerażona.
 - Skrzyżuj narty – krzyknął Michał.
 - Co? Jak? – zastanawiałam się. Próbowałam skrzyżować, a stanęło na tym, ze runęłam do przodu, ciągnąc za sobą Miśka.
 - Mógłbyś zejść? – wysapałam, bo jego wielkie cielsko przygniatało wszystkie moje narządy. Obstawiam, że moje płuca się rozdzieliły w wyniku tego upadku. Powstało zatem płuco lewe i prawe z Morzem Czerwonym po środku! Ale frajda, jeszcze tylko kolonistów tam brakuje.
 - Nie bardzo wyszło ci to hamowanie – zaśmiał się, wciąż ze mnie nie wstając.
 - No co ty – mruknęłam. – Błagam, powiedz, że to koniec na dziś.
 - Wystarczy, że dojedziemy do tamtej knajpki. Wypijemy gorącą czekoladę i wracamy – puścił mi oczko.
 - No nareszcie! – odetchnęłam z ulgą. – A czy mógłbyś ze mnie zejść?
 - Przeszkadzam ci? – poruszył brwiami i podniósł się lekko, usadawiając ręce po obu stronach mojej twarzy.
 - Troszeczkę?
 - Troszeczkę mówisz – zbliżył swoją twarz do mojej. Po chwili poczułam jego wargi na swoich. Przyjemna nagroda za ten ciężki wysiłek jaki włożyłam w przeżycie tego popołudnia.
 - Wiesz, że całujemy się, leżąc na środku stoku narciarskiego? – spytałam w pewnym momencie.
 - Wiem – odparł, ale wciąż nie przestawał kontynuowania swojej czynności.
Aha. Grunt to mieść świadomość.

W końcu jednak wstaliśmy z tego śniegu, bo chyba kombinezon zaczął mi przemakać, albo było mi tak strasznie zimno. Kubiak ładnie zjechał i już po chwili był pod budynkiem, a ja okrężną drogą doczłapałam jakoś do niego. Miał niezły ubaw ze mnie. Za karę kazałam mu ściągnąć mi narty. W sumie zrobiłam to dlatego, że sama nie potrafiłam ich zdjąć…
Weszliśmy do przytulnej knajpki, stylizowanej na góralską karczmę. Fajna sprawa, nie ma to jak góralska chata na Śląsku. Usiedliśmy przy stoliku, wcześniej ściągając kurtki i wieszając je na wieszaku. Podeszła do nas kelnerka i podała menu. Zamówiliśmy sobie po gorącej czekoladzie i frytkach. Trochę dziwne połączenie, ale jak jest się zmarzniętym i głodnym, to wszystko ładnie do żołądka wchodzi.  Pół godziny później wsiadaliśmy już do auta. Pozbyłam się tego kombinezonu. Od razu kazałam Michałowi włączyć ogrzewanie.
 - Aż tak zmarzłaś? – zaśmiał się.
 - Tak – warknęłam. – Teraz myśl, co ja Zbyszkowi powiem, jak wrócę taka mokra.
 - Już wymyśliłem, skarbie – puścił mi oczko.
 - No dawaj, ciekawa jestem – spojrzałam na niego wyczekująco.
 - Wracałaś sobie od Gabi, a ja wracałem z randki, bo tak powiedziałem Zibiemu. Zauważyłem cię, jak wchodziłaś do parku, a jako, że uwielbiam cię wkurzać, to zaparkowałem samochód, poszedłem za tobą i rozpętałem bitwę na śnieżki, a ludzie patrzyli na nas jak na debili. Ty oczywiście się obraziłaś, a ja cię zawiozłem do domu – wyszczerzył się.
 - Widzę, że wszystko miałeś przemyślane – mruknęłam. – Zaraz, randki?
 - Nie skłamałem – uśmiechnął się.
 - Wiesz, że Zibi cię dokładnie przepyta z kim, gdzie i co robiłeś?
 - Mężczyźni nie gadają o takich szczegółach, jak kobiety – wywrócił oczami. – Jemu wystarczy informacja, że mam na oku zajebistą laskę.
 - Zajebistą mówisz – zamruczałam i cmoknęłam go w policzek.
 - Najlepszą ze wszystkich – puścił mi oczko.
 - Ale i tak jestem zła za tę próbę morderstwa – stwierdziłam.
 - Następnym razem zostawię cię na tym stoku.
 - O nie, Misiu, nie będzie żadnego następnego razu – zaprotestowałam.
 -Zobaczymy – powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałam.  Doigra się kiedyś. Pewny siebie cwaniak i tyle.

Do mieszkania dotarliśmy koło 18. Zibi nieźle zdziwił się, widząc mnie taką zmarzniętą i mokrą. Rzuciłam tylko ‘’nic nie mów’’ i poszłam zła jak osa do swojego pokoju po suche ubrania. W międzyczasie słyszałam, jak Michał mówi wymyśloną wcześniej bajeczkę. Mój brat kupił to od razu. Świetnie wychodziło mi udawanie obrażonej na cały świat. Miałam okazję odegrać się na Michale za te narty. Okej, może i było trochę zabawnie, ale ile ja się strachu tam najadłam! Mógł mnie na halę zabrać, skoro taki spragniony sportu, że mu trening 2 razy dziennie nie wystarcza.
Wzięłam gorący prysznic, który od razu mnie pobudził do życia. Niestety, jak wyszłam z brodzika, to poczułam chłód. Szybko się wytarłam i ubrałam (link). Okazało się, że Kubiak poszedł do siebie, więc nie mogłam go powkurzać. Szkoda. Pozostało mi żalenie się Zbyszkowi, że to był zamach na moje życie i gdyby nie moje eskimoskie korzenie, to zostałby jedynakiem.
 - Czyli jednak faktycznie jęczałaś mu całą drogę, że chciał cię zabić – pokręcił głową rozbawiony. – Chyba współczuję bardziej jemu, niż tobie.
 - No wiesz?! – oburzyłam się. – Za to robisz mi kolację.
 - Ja? Za co? Idź, niech ci Michał za karę robi.
 - Doskonały pomysł – oczy mi się zaświeciły. – Wpraszamy się do Kubiaka!
 - Myślisz, że on umie cokolwiek poza zrobieniem herbaty? – skrzywił się.
 - W dupie to mam – wzruszyłam ramionami. – Pisz do niego, że przyjdziemy i spytaj czy wystarczy mu pół godziny, czy może jednak godzina.
 - Jak chcesz – westchnął i wyciągnął komórkę.

Dla Kubiaka nawet godzina to za mało, bo gdy przyszliśmy, to jego specjał (jak to nazywał) nie był gotowy. Usiedliśmy więc w salonie i włączyliśmy telewizor. Niestety to Zbyszek dzierżył pilota, więc byłam skazana na jego upodobania. Na szczęście zatrzymał się na jakiejś powtórce meczu siatkówki.
 - Gotowe – po chwili przed nami stanęły talerze z jakąś zapiekanką.
 - Mam nadzieję, że to jest jadalne – przełknął ślinę Zibi.
 - No to raczej – stwierdził oburzony Michał. Jako, iż byłam głodna to pierwsza sięgnęłam po widelec i wpakowałam sobie porcję do ust. Bartman patrzył na mnie jak na jaki okaz w zoo.
 - No co się gapisz? – mruknęłam.
 - Sprawdzam, czy nie ma efektów ubocznych – odparł pewnie.
 - Widać, że jesteście rodziną – Kubiak pokręcił głową. – Oboje węszycie spiski.
 - Bo ty chciałeś mnie zabić – odezwałam się natychmiast.
 - A ta znowu swoje – wywrócił oczami.
W końcu jednak udało nam się spokojnie zjeść. Zapiekanka faktycznie była dobra. Dupy nie urywała, ale zawsze to coś. Potem trochę pogadaliśmy, oczywiście głównie to ja mówiłam, a dokładniej żaliłam, że tylko jacyś psychole mogą tak znienacka atakować i czyhać na czyjeś życie. W pewnym momencie mój brat się zmył, bo zadzwoniła do niego Asia. A skoro ona dzwoni, to przez jakąś godzinę Zbysiu jest nieuchwytny.
 - W końcu sami – uśmiechnął się Dziku i mnie przytulił.
 - Znając jego to godzina wyjęta z życiorysu – zaśmiałam się.
 - Więc korzystajmy – wymruczał mi do ucha, a następnie zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Jak romantycznie się zrobiło, no, no. Ja oczywiście musiałam to zepsuć i nagle kichnęłam. Raz, drugi, trzeci… no, koniec.
 - Tylko mi nie mów, że będziesz chora – jęknął.
 - Co, nagle wyrzuty sumienia się odezwały? – odgryzłam się mu, sięgając po chusteczkę.
 - Żebyś wiedziała – westchnął. – Idź lepiej do łóżka, przykryj dobrze i każ Bartmanowi zrobić ci gorącą herbatę z miodem i cytryną.
 - To chodź i mnie ogrzej, Misiaczku – wtuliłam się w niego.
 - Chętnie, ale Zibi by mnie zabił – zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy. – Odprowadzę cię.
 Chwycił mnie za rękę i pomógł wstać z kanapy. Pożegnał się ze mną na przedostatnim schodzie, gdzie nie sięgał judasz z naszych drzwi. Ostrożności nigdy za wiele. Pocałował mnie namiętnie i życzył dobrej nocy. Wróciłam do mieszkania i od razu udałam pod kołdrę. Zbyszek chyba pobił swój rekord rozmowy telefonicznej z Asią, bo nie mogłam zasnąć jeszcze ponad godzinę, a on rozmawiał z nią dalej. W końcu jednak zmorzył mnie sen.

Ranek. Obudziłam się z zatkanym nosem i bólem głowy w okolicy zatok. Zwlekłam się jakoś z łóżka, ale raczej przypominałam zwłoki, niż człowieka. Skrzywiłam się, widząc własne odbicie w lustrze. To samo zrobił Zibi, gdy weszłam do kuchni. Usiadłam na krześle i położyłam głowę na stole.
 - Źle się czujesz? – zapytał głupio.
 - No co ty, fantastycznie – mruknęłam, a potem zakaszlałam. Tak, w gardle też mnie paliło.
 - Ile on cię napastował tymi śnieżkami? Godzinę?
 - Nie, ale jak się Actimela nie pije, to i odporność słaba – mruknęłam.
 - Okej, zostań dziś w domu. Masz leżeć cały dzień w łóżku pod kołdrą – pogroził mi palcem.
 - Uwierz, że nie ruszę się nawet do łazienki – stwierdziłam.
 - To idź, a ja ci zrobię herbatę. Gorączkę zmierz!
 - Yhym – mruknęłam i dowlekłam się z powrotem do pokoju, po drodze biorąc termometr. Zapikał po 30 sekundach, więc wyciągnęłam go spod pachy. Wskazywał 37,9 stopni. No to mnie urządziłeś Kubiak.
 - I jak? – zapytał mój brat, przynosząc po chwili herbatę.
 - 37,9 – stwierdziłam.
 - Kurde, nie wiem, czy mamy coś na zbicie gorączki, a teraz już nie zdążę iść do apteki – podrapał się po brodzie.
 - Przecież nie umrę przez te 3 godziny – wywróciłam oczami. – A nawet jeśli, to nic nie zostawiam Kubiakowi. Przekaż mu.
 - Chętnie – wyszczerzył się. – Wymyślę mu karę za to, że cię tak urządził.
 - Wczoraj sam się śmiałeś – mruknęłam.
 - Skąd mogłem wiedzieć, że zachorujesz od kilku śnieżek?! – oburzył się.
 - Kilku?! To lawina była!
Mocniejsze wypowiedzenie zdania wiele mnie kosztowało, bo poczułam palenie w gardle i od razu zaczęłam kaszleć.
 - Okej, czyli muszę kupić coś na gorączkę, na gardło, na kaszel i na katar. Coś jeszcze? – zapisywał sobie w głowie.
 - Sok malinowy babci do herbaty – stwierdziłam.
 - Skąd ja ci go tu wezmę? Nie wymyślaj, taki ze sklepu też jest dobry.
 - Sam siebie oszukujesz – burknęłam. – Dobranoc.
 - Na pewno wytrzymasz aż skończę trening? – dopytywał.
 - Tak. Idź już sobie, bo chcę spać – warknęłam.
 - Dobra, już dobra. Jak coś to dzwoń, wezmę telefon na halę.
 - Yhym – wybełkotałam, otulając się kołdrą po sama szyję.
 - Poradzisz sobie?
 - Bartman, idź już do cholery!
Znowu atak kaszlu. On mnie do grobu wpędzi do spółki z Kubiakiem. Nie ma to jak brat w zmowie z moim chłopakiem (o czym nie wie) starają się mnie wykończyć na każdym kroku. Miło.
Przewracałam się z boku na bok, ale sen ciężko przychodził. Gdy w końcu prawie już odpływałam, to dał o sobie znać mój telefon. Pomyślałam, że kogoś zabiję, jak już wyzdrowieję. Tym kimś okazał się być Michał. Przeczytałam wiadomość: Przepraszam kotku :* Nie chciałem żebyś się rozchorowała L ,. Taaa, nie chciał. Czyhał na moje życie! A teraz nawet mi spać nie da. Nie miałam siły poruszać palcami, aby sklecić jakąś sensowną odpowiedź, więc odłożyłam telefon i przymknęłam powieki. Szykowała się kolejna walka o to, aby zasnąć.

Przebudziłam się chwilę przed przyjściem Zbyszka. Znalazł się w niedługim czasie potem u mnie. Rozłożył mi na stoliku chyba pół apteki. Powiedział mi co i kiedy mam brać.
 - Zmierz jeszcze raz temperaturę, bo nie wiem, czy ci dawać coś na zbicie jej – podał mi termometr. Włożyłam go pod pachę i po chwili mu oddałam, nawet nie patrząc na ekranik.
 - Nadal bez zmian. Okej, to weź tą tabletkę – wyciągnął ją z opakowania.
 - A woda? – spytałam.
 - A tak, już. Kubiak! Przynieś wodę! – krzyknął. Ooo, Michał był u nas i nie przyszedł do mnie. Pojawił się jednak po chwili ze szklanką  przeźroczystego płynu. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
 - Spokojnie, jest tak słaba, że cię nie zabije – zaśmiał się mój brat, widząc Dzika.
 - Wzrokiem zabija – jęknął.
Wypiłam posłusznie tabletkę i położyłam się ponownie.
 - Ej, to nie wszystko – oznajmił Zbyszek. -  Weź jeszcze tą na gardło, na katar i na kaszel.
 - A nie mogę sobie po prostu pospać? – mruknęłam.
 - Miła aptekarka powiedziała, że powinnaś wziąć – popatrzył na mnie stanowczo.
 - Aśka powinna się czuć zazdrosna? – uniosłam jedną brew.
 - Nie, no coś ty! – oburzył się. – Poza tym mnie to tam chyba nie zauważyła, bo w Michała była wpatrzona, jakby to jakiś grecki bóg był.
 - Yhym – mruknęłam, nie chcąc po sobie dać poznać, że poczułam się zazdrosna. Kubiak ewidentnie się zmieszał.
 - Nie przesadzaj, normalnie się patrzyła – odparł przyjmujący.
 - Ślepy byłeś? Jeszcze chwila, a by cię na zaplecze zawołała – parsknął śmiechem, a ja zacisnęłam pięść pod kołdrą. Wypiłam szybko te tabletki, chcąc żeby szybko sobie poszli.
 - Okej, to ty sobie śpij, a my ci zrobimy obiad – wyszczerzył się Bartman.

 - Mhm – burknęłam, zamykając oczy i otulając się szczelnie kołdrą. Siatkarze wyszli i w końcu mogłam sobie pospać. Przynajmniej dopóki nie zrobią tego jedzenia i będą mi wciskać na siłę, bo nie miałam kompletnie ochoty na nic. 

______________________

Znów przeprosiny na początek mojego ględzenia. Tym razem 2 dni spóźnienia. Moja obrona? Byłam taka głupia, że uznałam, że dodam po finale, ale zapomniałam, że przecież będę świętować medal i wyleciało mi z głowy ;/ Poniedziałek jest najgorszym dniem tygodnia i niestety jak wróciłam do domu to tonęłam w książkach, bo weekend z meczami uniemożliwił mi naukę. no cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze :D Rozdział już dłuższy więc mam nadzieję, że się podoba :)
A tak wgl to ... JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATAAAA!
Dociera to do was? Bo ja mam tego świadomość, ale cały czas się dziwię i jestem meeegaaa szczęśliwa!!
Pozdrawiam ;*

7 komentarzy:

  1. Świetny a jednak Zuza przeżyła,ale za to się rozchorowała.No Misiek teraz będzie miał za aptekarkę a z Bartmanami się nie zadziera :)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie powoli zaczyna docierac.. mimo to, za kazdym razem kiedy w tv leci jakis urywek z siatkarzami, albo na fb napotykam sie na kolejne zdjecia to swieczki w oczkach sie pojawiaja.. :)
    Kurcze, biedna Zuzka.. heszcze nieswiadomy Zibi dolal oliwy do ognia, wspominajac o tej aptekarce.. gdyby.nie jej choroba, pewnie udusila by ja udusila golymi rekami.. w koncu waleczna dziewczyna jest ;D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne, serio :D Kubiak i Zuza przekomarzają się niesamowicie, ale to jest bardzo fajne. Ciekawe tylko czy nie będzie zbyt zazdrosna o aptekarkę, no ale to Zuza, więc nic mnie nie zdziwi. ;p
    Co do mistrzostwa - dociera, ale bardzo powoli. Ale cieszę się cholernie, zasłużyli na to ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj biedna Zuzka ;( Ale zachorowałabym sobie teraz bo nie chce mi sie uczyć ;/
    Ajajaj Zibi sie nie popisał z ta aptekarką :/
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. to nawet fajne nie jest ... to jest zajebiste ! <3 haha xD
    uwielbiam ta trójkę ;) świetny rozdział ;)
    pozdrawiam ;* i czekam na następny ! :)
    zapraszam do mnie : http://zadziornesiatkarki.blogspot.com/
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież Zibi im nic nie zrobi jak się dowie o nich !. Jeju jakie słodziaki :). Czekam na kolejny :*. Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się w tym rozdziale! :D
    "- O czym tak myślisz, co?
    - Organizuję swój pogrzeb." XD Rozwaliłaś mój system! Jaki dłuuugi ten rozdział ♥ Oby więcej takich!
    Biedna Zuza teraz cierpi przez Kubiego - terrorystę :P Tak wgl to się cieszę że moje podejrzenia się nie spełniły i że nic jej się nie stało ;)

    OdpowiedzUsuń