- Nie zjadę –
pokręciłam głową. – Nie ma szans.
- Zuza – westchnął
zirytowany. Tkwiliśmy w tym samym miejscu od 15 minut, bo przez połowę tego
czasu zapinałam buty, a drugą jęczałam, że nie chcę zjeżdżać.
- Zabiję się
przecież! Patrz jak tu wysoko! – jęknęłam.
- To jest górka
dla początkujących – mruknął. – Przedszkolaki mają więcej odwagi, niż ty.
- No pewnie,
jeszcze mnie obrażaj – rzuciłam nadąsana.
- Jak nie
zjedziesz sama, to cię popchnę – popatrzył na mnie wymownie. Przełknęłam ślinę
i chwyciłam mocniej kijki.
- Dobra, ale
będziesz mnie miał na sumieniu – powiedziałam stanowczo.
- I święty spokój
przy okazji – spojrzał ku niebu, założył gogle i zjechał z góry. Wzięłam
głęboki oddech, policzyłam od 10 do 1, pomyślałam ‘’raz się żyje’’ i ruszyłam z
miejsca. Moja prędkość nie przekraczała pewnie 5 km/h , a ja piszczałam jakby
mnie gwałciło stado seksoholików. Górka
faktycznie okazała się nie taka wielka i stroma. Po chwili zatrzymałam się
zaraz obok Michała, który patrzył na mnie z politowaniem.
- Udało mi się! –
krzyknęłam ucieszona i rzuciłam się Kubiemu na szyję. Zapomniałam, że oboje
mieliśmy na sobie narty, więc wylądowaliśmy na śniegu. Zaśmialiśmy się w tym
samym momencie.
- Brawo, mała –
cmoknął mnie w usta. Wstał i podał mi rękę, bo oczywiście miałam problemy z
podniesieniem się. – Poziom pierwszy zaliczony. Czas na drugi.
- Że co, proszę? –
moja mina wyglądała mniej więcej tak: o.O
- Chyba nie
myślisz, że zadowala mnie ten mały pagórek? Idziemy tam – wskazał ręką gdzieś w
oddali. Mój wzrok podążył w tamtym kierunku, a oczy natychmiast się rozszerzyły
do rozmiaru pięciozłotówek.
- Jesteś chory –
zepchnęłam. – Chcesz mnie zabić. No morderca normalnie!
- Nie histeryzuj –
wywrócił oczami. – Gdybym chciał cię zabić, to prędzej dałbym ci jakąś
truciznę.
- Ale patrzenie,
jak konam w męczarniach zapewne okazało się ciekawszą perspektywą – mruknęłam.
- Ja pierdole,
zwariuję z Tobą – jęknął. – Chodź i przestań marudzić, a tym bardziej knuć
jakieś teorie spiskowe.
Poszliśmy w kierunku tego kolosa. Po drodze poprosiłam
Miśka o kartkę i długopis w celu spisania testamentu, ale niestety mi odmówił. Nie
to nie, zapisałabym mu coś mimo wszystko, a tak cały mój ‘’majątek’’
odziedziczy Zbyszek. Mam nadzieję, że podzieli się z babcią i dziadkiem.
Ciekawe czy urządzi mi jakiś fajny pogrzeb? Marzy mi się, żeby zaśpiewała na
nim Shakira!
- Ziemia do Zuzy –
Michał pomachał mi ręką przed twarzą. – O czym tak myślisz, co?
- Organizuję swój
pogrzeb – wzruszyłam swój pogrzeb.
- Nie wytrzymam z
tobą – pokręcił głową. – Teraz ruszymy równo. Trzymaj się mnie, to przeżyjesz.
- Łatwo powiedzieć
– mruknęłam. Poprawiłam gogle, jak zrobił to Dziku. Na trzy-czte-ry ruszyliśmy
do przodu. Większa górka dała o sobie znać, bo prędkość była szybsza, a ja nie
miałam pojęcia jak zwolnić.
- Ratunku! Jak się
tym hamuje?! – pisnęłam przerażona.
- Skrzyżuj narty –
krzyknął Michał.
- Co? Jak? –
zastanawiałam się. Próbowałam skrzyżować, a stanęło na tym, ze runęłam do
przodu, ciągnąc za sobą Miśka.
- Mógłbyś zejść? –
wysapałam, bo jego wielkie cielsko przygniatało wszystkie moje narządy.
Obstawiam, że moje płuca się rozdzieliły w wyniku tego upadku. Powstało zatem
płuco lewe i prawe z Morzem Czerwonym po środku! Ale frajda, jeszcze tylko
kolonistów tam brakuje.
- Nie bardzo
wyszło ci to hamowanie – zaśmiał się, wciąż ze mnie nie wstając.
- No co ty –
mruknęłam. – Błagam, powiedz, że to koniec na dziś.
- Wystarczy, że
dojedziemy do tamtej knajpki. Wypijemy gorącą czekoladę i wracamy – puścił mi
oczko.
- No nareszcie! –
odetchnęłam z ulgą. – A czy mógłbyś ze mnie zejść?
- Przeszkadzam ci?
– poruszył brwiami i podniósł się lekko, usadawiając ręce po obu stronach mojej
twarzy.
- Troszeczkę?
- Troszeczkę
mówisz – zbliżył swoją twarz do mojej. Po chwili poczułam jego wargi na swoich.
Przyjemna nagroda za ten ciężki wysiłek jaki włożyłam w przeżycie tego
popołudnia.
- Wiesz, że
całujemy się, leżąc na środku stoku narciarskiego? – spytałam w pewnym
momencie.
- Wiem – odparł,
ale wciąż nie przestawał kontynuowania swojej czynności.
Aha. Grunt to mieść świadomość.
W końcu jednak wstaliśmy z tego śniegu, bo chyba
kombinezon zaczął mi przemakać, albo było mi tak strasznie zimno. Kubiak ładnie
zjechał i już po chwili był pod budynkiem, a ja okrężną drogą doczłapałam jakoś
do niego. Miał niezły ubaw ze mnie. Za karę kazałam mu ściągnąć mi narty. W
sumie zrobiłam to dlatego, że sama nie potrafiłam ich zdjąć…
Weszliśmy do przytulnej knajpki, stylizowanej na góralską
karczmę. Fajna sprawa, nie ma to jak góralska chata na Śląsku. Usiedliśmy przy
stoliku, wcześniej ściągając kurtki i wieszając je na wieszaku. Podeszła do nas
kelnerka i podała menu. Zamówiliśmy sobie po gorącej czekoladzie i frytkach.
Trochę dziwne połączenie, ale jak jest się zmarzniętym i głodnym, to wszystko
ładnie do żołądka wchodzi. Pół godziny
później wsiadaliśmy już do auta. Pozbyłam się tego kombinezonu. Od razu kazałam
Michałowi włączyć ogrzewanie.
- Aż tak zmarzłaś?
– zaśmiał się.
- Tak – warknęłam.
– Teraz myśl, co ja Zbyszkowi powiem, jak wrócę taka mokra.
- Już wymyśliłem,
skarbie – puścił mi oczko.
- No dawaj,
ciekawa jestem – spojrzałam na niego wyczekująco.
- Wracałaś sobie
od Gabi, a ja wracałem z randki, bo tak powiedziałem Zibiemu. Zauważyłem cię,
jak wchodziłaś do parku, a jako, że uwielbiam cię wkurzać, to zaparkowałem
samochód, poszedłem za tobą i rozpętałem bitwę na śnieżki, a ludzie patrzyli na
nas jak na debili. Ty oczywiście się obraziłaś, a ja cię zawiozłem do domu –
wyszczerzył się.
- Widzę, że
wszystko miałeś przemyślane – mruknęłam. – Zaraz, randki?
- Nie skłamałem –
uśmiechnął się.
- Wiesz, że Zibi
cię dokładnie przepyta z kim, gdzie i co robiłeś?
- Mężczyźni nie
gadają o takich szczegółach, jak kobiety – wywrócił oczami. – Jemu wystarczy
informacja, że mam na oku zajebistą laskę.
- Zajebistą mówisz
– zamruczałam i cmoknęłam go w policzek.
- Najlepszą ze
wszystkich – puścił mi oczko.
- Ale i tak jestem
zła za tę próbę morderstwa – stwierdziłam.
- Następnym razem
zostawię cię na tym stoku.
- O nie, Misiu, nie
będzie żadnego następnego razu – zaprotestowałam.
-Zobaczymy –
powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałam.
Doigra się kiedyś. Pewny siebie cwaniak i tyle.
Do mieszkania dotarliśmy koło 18. Zibi nieźle zdziwił
się, widząc mnie taką zmarzniętą i mokrą. Rzuciłam tylko ‘’nic nie mów’’ i
poszłam zła jak osa do swojego pokoju po suche ubrania. W międzyczasie
słyszałam, jak Michał mówi wymyśloną wcześniej bajeczkę. Mój brat kupił to od
razu. Świetnie wychodziło mi udawanie obrażonej na cały świat. Miałam okazję
odegrać się na Michale za te narty. Okej, może i było trochę zabawnie, ale ile
ja się strachu tam najadłam! Mógł mnie na halę zabrać, skoro taki spragniony
sportu, że mu trening 2 razy dziennie nie wystarcza.
Wzięłam gorący prysznic, który od razu mnie pobudził do
życia. Niestety, jak wyszłam z brodzika, to poczułam chłód. Szybko się wytarłam
i ubrałam (link). Okazało się, że Kubiak poszedł do siebie,
więc nie mogłam go powkurzać. Szkoda. Pozostało mi żalenie się Zbyszkowi, że to
był zamach na moje życie i gdyby nie moje eskimoskie korzenie, to zostałby
jedynakiem.
- Czyli jednak
faktycznie jęczałaś mu całą drogę, że chciał cię zabić – pokręcił głową
rozbawiony. – Chyba współczuję bardziej jemu, niż tobie.
- No wiesz?! –
oburzyłam się. – Za to robisz mi kolację.
- Ja? Za co? Idź,
niech ci Michał za karę robi.
- Doskonały pomysł
– oczy mi się zaświeciły. – Wpraszamy się do Kubiaka!
- Myślisz, że on
umie cokolwiek poza zrobieniem herbaty? – skrzywił się.
- W dupie to mam –
wzruszyłam ramionami. – Pisz do niego, że przyjdziemy i spytaj czy wystarczy mu
pół godziny, czy może jednak godzina.
- Jak chcesz –
westchnął i wyciągnął komórkę.
Dla Kubiaka nawet godzina to za mało, bo gdy przyszliśmy,
to jego specjał (jak to nazywał) nie był gotowy. Usiedliśmy więc w salonie i
włączyliśmy telewizor. Niestety to Zbyszek dzierżył pilota, więc byłam skazana
na jego upodobania. Na szczęście zatrzymał się na jakiejś powtórce meczu
siatkówki.
- Gotowe – po
chwili przed nami stanęły talerze z jakąś zapiekanką.
- Mam nadzieję, że
to jest jadalne – przełknął ślinę Zibi.
- No to raczej –
stwierdził oburzony Michał. Jako, iż byłam głodna to pierwsza sięgnęłam po
widelec i wpakowałam sobie porcję do ust. Bartman patrzył na mnie jak na jaki
okaz w zoo.
- No co się
gapisz? – mruknęłam.
- Sprawdzam, czy
nie ma efektów ubocznych – odparł pewnie.
- Widać, że
jesteście rodziną – Kubiak pokręcił głową. – Oboje węszycie spiski.
- Bo ty chciałeś
mnie zabić – odezwałam się natychmiast.
- A ta znowu swoje
– wywrócił oczami.
W końcu jednak udało nam się spokojnie zjeść. Zapiekanka
faktycznie była dobra. Dupy nie urywała, ale zawsze to coś. Potem trochę
pogadaliśmy, oczywiście głównie to ja mówiłam, a dokładniej żaliłam, że tylko jacyś
psychole mogą tak znienacka atakować i czyhać na czyjeś życie. W pewnym
momencie mój brat się zmył, bo zadzwoniła do niego Asia. A skoro ona dzwoni, to
przez jakąś godzinę Zbysiu jest nieuchwytny.
- W końcu sami –
uśmiechnął się Dziku i mnie przytulił.
- Znając jego to
godzina wyjęta z życiorysu – zaśmiałam się.
- Więc korzystajmy
– wymruczał mi do ucha, a następnie zaczął składać delikatne pocałunki na mojej
szyi. Jak romantycznie się zrobiło, no, no. Ja oczywiście musiałam to zepsuć i
nagle kichnęłam. Raz, drugi, trzeci… no, koniec.
- Tylko mi nie
mów, że będziesz chora – jęknął.
- Co, nagle
wyrzuty sumienia się odezwały? – odgryzłam się mu, sięgając po chusteczkę.
- Żebyś wiedziała
– westchnął. – Idź lepiej do łóżka, przykryj dobrze i każ Bartmanowi zrobić ci
gorącą herbatę z miodem i cytryną.
- To chodź i mnie
ogrzej, Misiaczku – wtuliłam się w niego.
- Chętnie, ale
Zibi by mnie zabił – zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy. – Odprowadzę
cię.
Chwycił mnie za
rękę i pomógł wstać z kanapy. Pożegnał się ze mną na przedostatnim schodzie,
gdzie nie sięgał judasz z naszych drzwi. Ostrożności nigdy za wiele. Pocałował
mnie namiętnie i życzył dobrej nocy. Wróciłam do mieszkania i od razu udałam
pod kołdrę. Zbyszek chyba pobił swój rekord rozmowy telefonicznej z Asią, bo
nie mogłam zasnąć jeszcze ponad godzinę, a on rozmawiał z nią dalej. W końcu
jednak zmorzył mnie sen.
Ranek. Obudziłam się z zatkanym nosem i bólem głowy w
okolicy zatok. Zwlekłam się jakoś z łóżka, ale raczej przypominałam zwłoki, niż
człowieka. Skrzywiłam się, widząc własne odbicie w lustrze. To samo zrobił
Zibi, gdy weszłam do kuchni. Usiadłam na krześle i położyłam głowę na stole.
- Źle się czujesz?
– zapytał głupio.
- No co ty,
fantastycznie – mruknęłam, a potem zakaszlałam. Tak, w gardle też mnie paliło.
- Ile on cię
napastował tymi śnieżkami? Godzinę?
- Nie, ale jak się
Actimela nie pije, to i odporność słaba – mruknęłam.
- Okej, zostań
dziś w domu. Masz leżeć cały dzień w łóżku pod kołdrą – pogroził mi palcem.
- Uwierz, że nie
ruszę się nawet do łazienki – stwierdziłam.
- To idź, a ja ci
zrobię herbatę. Gorączkę zmierz!
- Yhym – mruknęłam
i dowlekłam się z powrotem do pokoju, po drodze biorąc termometr. Zapikał po 30
sekundach, więc wyciągnęłam go spod pachy. Wskazywał 37,9 stopni. No to mnie
urządziłeś Kubiak.
- I jak? – zapytał
mój brat, przynosząc po chwili herbatę.
- 37,9 –
stwierdziłam.
- Kurde, nie wiem,
czy mamy coś na zbicie gorączki, a teraz już nie zdążę iść do apteki – podrapał
się po brodzie.
- Przecież nie
umrę przez te 3 godziny – wywróciłam oczami. – A nawet jeśli, to nic nie
zostawiam Kubiakowi. Przekaż mu.
- Chętnie –
wyszczerzył się. – Wymyślę mu karę za to, że cię tak urządził.
- Wczoraj sam się
śmiałeś – mruknęłam.
- Skąd mogłem
wiedzieć, że zachorujesz od kilku śnieżek?! – oburzył się.
- Kilku?! To
lawina była!
Mocniejsze wypowiedzenie zdania wiele mnie kosztowało, bo
poczułam palenie w gardle i od razu zaczęłam kaszleć.
- Okej, czyli
muszę kupić coś na gorączkę, na gardło, na kaszel i na katar. Coś jeszcze? –
zapisywał sobie w głowie.
- Sok malinowy
babci do herbaty – stwierdziłam.
- Skąd ja ci go tu
wezmę? Nie wymyślaj, taki ze sklepu też jest dobry.
- Sam siebie
oszukujesz – burknęłam. – Dobranoc.
- Na pewno
wytrzymasz aż skończę trening? – dopytywał.
- Tak. Idź już
sobie, bo chcę spać – warknęłam.
- Dobra, już
dobra. Jak coś to dzwoń, wezmę telefon na halę.
- Yhym –
wybełkotałam, otulając się kołdrą po sama szyję.
- Poradzisz sobie?
- Bartman, idź już
do cholery!
Znowu atak kaszlu. On mnie do grobu wpędzi do spółki z
Kubiakiem. Nie ma to jak brat w zmowie z moim chłopakiem (o czym nie wie)
starają się mnie wykończyć na każdym kroku. Miło.
Przewracałam się z boku na bok, ale sen ciężko
przychodził. Gdy w końcu prawie już odpływałam, to dał o sobie znać mój
telefon. Pomyślałam, że kogoś zabiję, jak już wyzdrowieję. Tym kimś okazał się
być Michał. Przeczytałam wiadomość: Przepraszam
kotku :* Nie chciałem żebyś się rozchorowała L
,. Taaa, nie chciał. Czyhał na moje życie! A teraz nawet mi spać nie da. Nie
miałam siły poruszać palcami, aby sklecić jakąś sensowną odpowiedź, więc
odłożyłam telefon i przymknęłam powieki. Szykowała się kolejna walka o to, aby
zasnąć.
Przebudziłam się chwilę przed przyjściem Zbyszka. Znalazł
się w niedługim czasie potem u mnie. Rozłożył mi na stoliku chyba pół apteki.
Powiedział mi co i kiedy mam brać.
- Zmierz jeszcze
raz temperaturę, bo nie wiem, czy ci dawać coś na zbicie jej – podał mi
termometr. Włożyłam go pod pachę i po chwili mu oddałam, nawet nie patrząc na
ekranik.
- Nadal bez zmian.
Okej, to weź tą tabletkę – wyciągnął ją z opakowania.
- A woda? –
spytałam.
- A tak, już.
Kubiak! Przynieś wodę! – krzyknął. Ooo, Michał był u nas i nie przyszedł do
mnie. Pojawił się jednak po chwili ze szklanką
przeźroczystego płynu. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Spokojnie, jest
tak słaba, że cię nie zabije – zaśmiał się mój brat, widząc Dzika.
- Wzrokiem zabija
– jęknął.
Wypiłam posłusznie tabletkę i położyłam się ponownie.
- Ej, to nie
wszystko – oznajmił Zbyszek. - Weź
jeszcze tą na gardło, na katar i na kaszel.
- A nie mogę sobie
po prostu pospać? – mruknęłam.
- Miła aptekarka
powiedziała, że powinnaś wziąć – popatrzył na mnie stanowczo.
- Aśka powinna się
czuć zazdrosna? – uniosłam jedną brew.
- Nie, no coś ty!
– oburzył się. – Poza tym mnie to tam chyba nie zauważyła, bo w Michała była
wpatrzona, jakby to jakiś grecki bóg był.
- Yhym –
mruknęłam, nie chcąc po sobie dać poznać, że poczułam się zazdrosna. Kubiak
ewidentnie się zmieszał.
- Nie przesadzaj,
normalnie się patrzyła – odparł przyjmujący.
- Ślepy byłeś?
Jeszcze chwila, a by cię na zaplecze zawołała – parsknął śmiechem, a ja
zacisnęłam pięść pod kołdrą. Wypiłam szybko te tabletki, chcąc żeby szybko
sobie poszli.
- Okej, to ty
sobie śpij, a my ci zrobimy obiad – wyszczerzył się Bartman.
- Mhm – burknęłam,
zamykając oczy i otulając się szczelnie kołdrą. Siatkarze wyszli i w końcu
mogłam sobie pospać. Przynajmniej dopóki nie zrobią tego jedzenia i będą mi
wciskać na siłę, bo nie miałam kompletnie ochoty na nic.
______________________
Znów przeprosiny na początek mojego ględzenia. Tym razem 2 dni spóźnienia. Moja obrona? Byłam taka głupia, że uznałam, że dodam po finale, ale zapomniałam, że przecież będę świętować medal i wyleciało mi z głowy ;/ Poniedziałek jest najgorszym dniem tygodnia i niestety jak wróciłam do domu to tonęłam w książkach, bo weekend z meczami uniemożliwił mi naukę. no cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze :D Rozdział już dłuższy więc mam nadzieję, że się podoba :)
A tak wgl to ... JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATAAAA!
Dociera to do was? Bo ja mam tego świadomość, ale cały czas się dziwię i jestem meeegaaa szczęśliwa!!
Pozdrawiam ;*
A tak wgl to ... JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATAAAA!
Dociera to do was? Bo ja mam tego świadomość, ale cały czas się dziwię i jestem meeegaaa szczęśliwa!!
Pozdrawiam ;*
Świetny a jednak Zuza przeżyła,ale za to się rozchorowała.No Misiek teraz będzie miał za aptekarkę a z Bartmanami się nie zadziera :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
Do mnie powoli zaczyna docierac.. mimo to, za kazdym razem kiedy w tv leci jakis urywek z siatkarzami, albo na fb napotykam sie na kolejne zdjecia to swieczki w oczkach sie pojawiaja.. :)
OdpowiedzUsuńKurcze, biedna Zuzka.. heszcze nieswiadomy Zibi dolal oliwy do ognia, wspominajac o tej aptekarce.. gdyby.nie jej choroba, pewnie udusila by ja udusila golymi rekami.. w koncu waleczna dziewczyna jest ;D
Pozdrawiam <3
To jest świetne, serio :D Kubiak i Zuza przekomarzają się niesamowicie, ale to jest bardzo fajne. Ciekawe tylko czy nie będzie zbyt zazdrosna o aptekarkę, no ale to Zuza, więc nic mnie nie zdziwi. ;p
OdpowiedzUsuńCo do mistrzostwa - dociera, ale bardzo powoli. Ale cieszę się cholernie, zasłużyli na to ;)
Oj biedna Zuzka ;( Ale zachorowałabym sobie teraz bo nie chce mi sie uczyć ;/
OdpowiedzUsuńAjajaj Zibi sie nie popisał z ta aptekarką :/
Pozdrawiam ;**
to nawet fajne nie jest ... to jest zajebiste ! <3 haha xD
OdpowiedzUsuńuwielbiam ta trójkę ;) świetny rozdział ;)
pozdrawiam ;* i czekam na następny ! :)
zapraszam do mnie : http://zadziornesiatkarki.blogspot.com/
<3
Przecież Zibi im nic nie zrobi jak się dowie o nich !. Jeju jakie słodziaki :). Czekam na kolejny :*. Pozdrawiam Dooma :).
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym rozdziale! :D
OdpowiedzUsuń"- O czym tak myślisz, co?
- Organizuję swój pogrzeb." XD Rozwaliłaś mój system! Jaki dłuuugi ten rozdział ♥ Oby więcej takich!
Biedna Zuza teraz cierpi przez Kubiego - terrorystę :P Tak wgl to się cieszę że moje podejrzenia się nie spełniły i że nic jej się nie stało ;)