16.07.2015

Rozdział 32

Drżącymi dłońmi wybrałam numer do Wojtka. Odebrał niemal od razu.
 - Gdzie on jest? – zapytałam.
 - W szpitalu w Katowicach. Helikopter go tam przetransportował – wyjaśnił.
 - Jak to helikopter?! Co się właściwie stało?!
 - Zuza, nie będę kłamał. Jest w fatalnym stanie. Czołowe zderzenie z innym autem. Obaj jechali prawie 150 na godzinę. Tamten drugi kierowca zginął na miejscu.
Zamarłam.
 - Jedziesz tam? – zapytałam.
 - Tak. Podjechać pod ciebie?
 - Zaraz będę gotowa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Gabrysie, która denerwowała się nie mniej niż ja. Nie wiedziała, co się stało, ale z mojej rozmowy wywnioskowała, że z kimś stało się coś złego.
 - Zuzka, co się dzieje? Jaki helikopter? – przestraszyła się.
 - Hubert miał poważny wypadek – odparłam drżącym głosem. Starską zatkało.
 - Ale przecież miałaś zerwać z nim kontakt…
 - Ale ja muszę się dowiedzieć, co z nim jest – powiedziałam stanowczo.
 - Nie podoba mi się to – pokręciła głową. – A Michał? Zbyszek? Co im powiesz?
 - Prawdę. Gabi, naprawdę muszę teraz pojechać do tego szpitala.
 - Rób co chcesz, ale wiedz, że mi się to nie podoba – westchnęła. Obie się ubrałyśmy i wyszłyśmy z mieszkania. Zamknęłam je na klucz. Pod blokiem pożegnałam się z przyjaciółką, a sama czekałam na kolegę. W końcu auto Wojtka pojawiło się na parkingu, więc natychmiast do niego wsiadłam i zapięłam pas.
 - Powiedz wszystko dokładnie, co wiesz – poleciłam.
 - Zorganizowali wyścig… - zaczął, ale mu przerwałam.
 - Przecież w soboty ich nie było!
 - Bolo się uparł, że to mu pozwala się odprężyć, odreagować. W dodatku ścigał się z kolesiem, z którym miał na pieńku, tym bardziej chciał wygrać. Tamten pomylił trasę… - załamał na chwilę głos. – Zderzyli się. Oba auta wyrzuciło daleko od siebie. Tamten wpadł na drzewo, ale przodem. Zginął na miejscu. Bola odrzuciło tak, że tył wpadł na drzewo. Poduszka się nie włączyła, nie miał zapiętych pasów. Kurwa, to wyglądało strasznie – jemu także głos się łamał. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Czemu od razu nie pojechałeś do szpitala?
 - Jak przyjechała karetka, to wezwała też policję. Musiałem pojechać na komendę i opowiedzieć, co się stało. Nie chciałem mówić, że to wyścigi, ale sami się domyślili, że nikt normalny po nocy by nie jechał tak szybko na uboczu miasta…
 - Będziecie mieć kłopoty? – zmartwiłam się.
 - Ja chyba nie. Przynajmniej powiedzieli, że skoro nie brałem udziału, to nic mi nie grozi. Gorzej z Hubertem…
 - Boję się, że może z tego nie wyjść – spuściłam wzrok.
 - Przestań – upomniał mnie. – Znasz go. Wiesz, że jest silny. Nie podda się.
 - Ale nawet najsilniejszy po takim wypadku nie daje rady …
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Nie był to wielki szloch, ale drobne łkanie. Wiem, że Hubert wyrządził mi dużo krzywdy, ale w głębi serca wierzyłam w to, co mi powiedział dzień wcześniej. Wierzyłam, że mu na mnie zależy. I ta świadomość mówiła mi, że to właśnie przez to zorganizował ten wyścig. To ja byłam winna, że on walczył w tym momencie o życie.
 - Zuza, będzie dobrze, na pewno – Wojtek złapał mnie za dłoń, chcąc dodać otuchy.
 - To wszystko przeze mnie – wyszeptałam.
 - Jak przez ciebie? Przecież nie miałaś wpływu na to, że ten facet pomylił trasę.
 - Ale gdyby nie ja, to Hubert nie zorganizowałby tego wyścigu. Wczoraj kazałam mu żeby zostawił mnie w spokoju i nie chcę go więcej widzieć, a on wcześniej wyznał, że mu na mnie zależy. Kurwa, to wszystko przeze mnie – schowałam twarz w dłoniach. Czułam się gorzej, niż przed tą moją nieszczęsną próbą samobójczą.
 - Zuza, nie możesz się o nic obwiniać. Życie różnie się układa i to, że tak się między wami potoczyło, to nie znaczy, że Hubert podjął decyzję o wyścigu pod wpływem emocji. A nawet jeśli, to nikt nie mógł przewidzieć, że jego przeciwnik, który był tak doświadczony pomyli trasę – próbował mnie pocieszyć, ale na marne. Ja i tak wiedziałam swoje.

Po wejściu do szpitala od razu skierowaliśmy się do recepcji z pytaniem, co jest teraz z Hubertem. Pielęgniarka oznajmiła, że trwa właśnie operacja i możemy poczekać pod salą. Tam czekał już jakiś starszy mężczyzna. Wojtek przywitał się z nim. Okazało się, że to ojciec Huberta.
 - Wiadomo co z nim? – zapytał Dębski. Mężczyzna smutno pokręcił głową.
 - Przyjechałem pół godziny temu. Pielęgniarka powiedziała mi, ze muszę czekać aż skończy się operacja. Wtedy coś będzie wiadomo – wyjaśnił. Nie mogliśmy więc nic innego zrobić, niż usiąść obok i czekać. Czas strasznie mi się dłużył. Nienawidziłam szpitalu od jakiegoś czasu, a teraz znowu byłam skazana na spędzenie w nim trochę czasu. I znów z mojej winy.
 - Pójdę nam po kawę – oznajmił Wojtek i wstał z miejsca. Ruszył w kierunku automatu.
 - Kim jesteś dla mojego syna? – zapytał niespodziewanie pan Bolanowski. – Przepraszam, że tak na ty..
 - Nic nie szkodzi – odparłam, wyciągając rękę. – Jestem Zuza. I.. byliśmy z Hubertem blisko jakiś czas temu.
 - Ah, chyba już wiem – uśmiechnął się lekko. – Hubert nie często się zwierza, ale ostatnio zauważyłem, że był jakiś inny. Zmienił się. Tak czułem, że stoi za tym jakaś dziewczyna…
 - Nie byliśmy razem – pokręciłam głową. – To skomplikowana sprawa.
 - Hubert to dobry chłopak wbrew pozorom – przyznał.
 - Wiem – przyznałam i wbiłam wzrok w podłogę. – I chyba nawzajem siebie skrzywdziliśmy…
 - Porozmawiacie, wyjaśnicie wszystko. Tylko musi najpierw z tego wyjść…
 - Wie pan co mu się stało?
Z tego, co wiedziałam, to ojciec chłopaka nie wiedział o jego udziałach w nielegalnych wyścigach samochodowych. Tak jak i reszta rodziny.
 - Policjant, który do mnie dzwonił powiedział, że jechał zbyt szybko, a z naprzeciwka ktoś pomylił pas i wjechał wprost na niego. On zginął na miejscu. To straszne…
 - Tak – westchnęłam. – Mama Huberta wie?
 - Wie, ale jak zwykle nie raczy się zainteresować własnym dzieckiem – syknął. – Przepraszam, ale nie jesteśmy w dobrych stosunkach.
 - Hubert wspominał, że mama faworyzuje jego siostrę…
 - Nie interesuje się nim kompletnie. Szkoda mi go, bo pewnie przez to, że w dzieciństwie nie zaznał takiej prawdziwej miłości matczynej jest taki oschły i nie potrafi okazywać uczuć. Ale w gruncie rzeczy ma przecież uczucia.
Na szczęście z tej lekko krępującej rozmowy uratował mnie Wojtek, który przyniósł nam kawę. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem. Gorący napój sprawił, ze poczułam się nieco lepiej. Ochota na sen od razu mi przeszła. Jednak po kilku godzinach czekania znowu robiłam się senna. Pan Bolanowski zasnął oparty o krzesło. Wojtek też prawie przysypiał. Ja mimo wszystko starałam się jakoś usiedzieć. To były jedne z gorszych godzin w moim życiu. Martwiłam się o życie Bola. Czułam się odpowiedzialna za to co mu się stało. Wiem, że nie kazałam mu wsiąść w to auto i jechać na wyścig, ale Hubert taki już był. Odreagowywał wszystko jazdą. Krótka rozmowa z jego ojcem i te kilka miesięcy sprawiło, że wreszcie chyba poznałam, co siedzi w jego psychice, dlaczego był taki, a nie inny. Jego tata przyznał, że to brak matczynej miłości i taka była prawda. Nie okazywano mu uczuć, bo Izunia była lepsza, więc on wyrósł na faceta, który też nie chciał okazywać uczuć. Zgrywał takiego typowego bad boya, tak jakby chciał wszystkich od siebie odstraszyć. Bo chciał. Nie mógł przecież pozwolić sobie, żeby dopuścić do siebie osobę, która go rozgryzie. Ale zrobił to. Rozgryzłam go. Zależało mu na mnie, ale ja nie mogłam mu dać tego, co chciał. Nie kochałam go, bo moje serce należało do Michała. Wiedział o tym i tym bardziej był rozczarowany, że kiedy już kogoś do siebie dopuścił, to się rozczarował. Kiedy to wszystko pojęłam to zrobiło mi się jeszcze bardziej źle. Gdybym nie poszła z Wojtkiem pierwszy raz na te wyścigi, to byśmy się nie poznali. Nie byłoby tego całego zamieszania. Ja nie miałabym tego mętliku w głowie, nie załamałabym się, a on żyłby spokojnie swoim trybem życia i nie zorganizowałby wyścigu, w którym jego przeciwnik pomyliłby trasę. Nie byłoby nas obojga w tym szpitalu. To wszyscy było przeze mnie…

Koło 3 nad ranem drzwi od sali się otworzyły. Na łóżku wyjechał Hubert. Był blady i poobijany. Serce mi się krajało na jego widok. Chyba pierwszy raz był taki słaby i bezbronny. Wokół niego było pełno pielęgniarek i lekarzy. Zniknęli mi z oczu, kiedy drzwi windy się zamknęły.
 - Państwo z rodziny? – zapytał lekarz, który został przy nas.
 - Jestem ojcem Huberta.
 - Zapraszam w takim razie do gabinetu.
Odeszli gdzieś, a my z Wojtkiem znowu musieliśmy czekać. Ale wreszcie się czegoś dowiemy. No i najważniejsze – Hubert żył. Dał radę. To napawało mnie optymizmem. Po kilku minutach dołączył do nas pan Bolanowski.
 - Jego stan jest ciężki, ale stabilny – zaczął mówić. – Obudzi się nie wcześniej, niż jutro po południu. Ma liczne złamania i zadrapania. Były także krwotoki wewnętrzne, ale udało się je zahamować. Lekarz kazał uzbroić się w cierpliwość. Powiedział, że ma duże szanse, ale potrzeba czasu żeby wrócił do pełnej sprawności.
Nie tego się spodziewałam. Liczyłam na standardowe ‘’wszystko będzie dobrze’’. Co to ma być do jasnej cholery?! Z nim musi być wszystko dobrze. Duże szanse? A co to znaczy w ogóle? Czyli, że są jakieś szanse, że z tego nie wyjdzie? Chyba powoli się załamywałam…
Poszliśmy pod OIOM, gdzie przez szybę mogliśmy obserwować jak Hubert nieświadomy niczego spał. Wyglądał strasznie, ale spokojnie. Nawet najgorszemu wrogowi bym nie życzyła żeby znalazł się w takim stanie. W dodatku czułam się za to tak strasznie odpowiedzialna.
 - Nie ma sensu żebyśmy tu dalej siedzieli – powiedział ojciec Bola. – Przyjadę tu jutro. Wy pewnie też. Potrzebujemy snu, bo i tak byśmy tu siedzieli bezczynnie.
 - Ma pan rację – przytaknął Wojtek. Nie miałam więc wyboru. Zerknęłam ostatni raz na Huberta i ruszyłam za dwoma mężczyznami. Wojtek odwiózł mnie pod sam blok. Dopiero wtedy poczułam jaka zmęczona jestem. Powoli pokonałam schody. Chciałam otworzyć drzwi kluczem, ale były otwarte. Gdy tylko weszłam do środka, to do korytarza wparowali jak oparzeni dwaj siatkarze.
 - Zuza, kurwa, gdzieś ty była?! – krzyknął zdenerwowany Bartman.
 - Od zmysłów odchodziliśmy! – dodał Kubiak.
 - Telefonu nie wzięłaś, nie było z tobą żadnego kontakt. Zniknęłaś bez słowa i wracasz sobie nad ranem, jak gdyby nigdy nic!
Obaj byli bardzo zdenerwowani moim zniknięciem. Nie miałam w ogóle głowy żeby ich poinformować, gdzie jestem. Z tego wszystkiego nawet nie wzięłam telefonu.
 - Zapomniałam wziąć komórki – powiedziałam cicho, ściągając kurtkę. Patrzyli na mnie jak na wariatkę.
 - Czy ty masz pojęcie, jak my to wariowaliśmy?
 - Przepraszam – przyznałam skruszona. – Byłam w szpitalu w Katowicach.
 - Jak to w szpitalu? – przestraszył się Michał.
 - Hubert miał wypadek.
Chłopaków wbiło w ziemię. Widziałam, jak obaj się naprężyli.
 - TEN Hubert? – zapytał dla pewności mój brat. Kiwnęłam twierdząco głową.  - Miał ci przecież dać w końcu spokój!
 - Musiałam tam pojechać! – popatrzyłam na niego z wyrzutem. – To przeze mnie ten wypadek. Rozumiesz? Przeze mnie on walczy o życie!
 - To jesteście kurwa kwita, bo ty też przez niego walczyłaś! Nie rozumiem po co do niego jechałaś?!
 - Ty się słyszysz w ogóle? Czuję się za to odpowiedzialna, więc logiczne, że się przejęłam.
 - Zuz, ale miałaś to już zakończyć – wtrącił spokojnie Michał.
 - Ale sytuacja się zmieniła. Dobranoc wam – rzuciłam i trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju. Wiedziałam, że tego nie zrozumieją. Wiedziałam, że nikt tego nie zrozumie. Nawet chyba ja powoli przestałam to ogarniać. Wszystko się znowu pomieszało…

Obudziłam się po kilku godzinach. Byłam niewyspana i bolała mnie głowa. Powoli zwlekłam się z łóżka. Zegar w telefonie wskazywał 9 rano. Wyjęłam jakieś ubrania z szafy (link) i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, bo gdy wróciłam nie miałam na to siły. Próbowałam zatuszować jakoś wory pod oczami, ale akurat korektor mi się skończył. Sam puder niewiele zdziałał i tak wyglądałam jak przejechana przez czołg. Wyszłam  z pomieszczenia i skierowałam się do kuchni. Akurat Zbyszek dopijał swoją kawę, mając już sportową torbę na ramieniu. Wniosek – zaraz miał wychodzić na trening, co oznaczało dla mnie kilka godzin spokoju. Wiedziałam, że znowu nasze relacje nie będą dobre, po tym co się stało w nocy.
 - O, wreszcie wstałaś – mruknął, odkładając kubek do zmywarki.
 - I tak wcześnie. Przecież niewiele spałam – odparłam takim samym tonem.
 - Bo zachciało ci się po szpitalach jeździć.
 - Nie po szpitalach, tylko do jednego konkretnego. Poza tym musiałam – warknęłam.
 - Jak zawsze, bo ty zawsze wszystko musisz robić – ironizował. – Pogadamy jak wrócę. Cześć.
Nie odpowiedziałam, a po chwili się tylko wzdrygnęłam, słysząc trzask drzwi wyjściowych. Jeśli tak miała wyglądać teraz atmosfera między nami, to nie zapowiada się ciekawie. Westchnęłam, opierając się o blat kuchenny. W tym momencie usłyszałam ponownie dźwięk otwieranych drzwi. Pewnie czegoś zapomniał – pomyślałam. Nie zamierzałam się więc nawet odwracać, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego. Jednak po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim biodrze, a znajomy zapach dotarł do mojego nosa. Michał cmoknął mnie w czubek głowy. Odwróciłam się i spojrzałam smutno na niego.
 - Przyszedłem się przywitać – uśmiechnął się lekko. On tez nie był w jakimś wybitnie dobrym nastroju. Zapewne z mojego powodu. Miałam wyrzuty sumienia przez to. – Nie za dobrze wyglądasz. Spałaś coś?
 - Przed chwilą wstałam – odparłam. – Chociaż ty jesteś dla mnie miły.
Przytuliłam się do jego torsu. Pogładził mnie ręką po plecach.
 - Wiem, że Zbyszek jest już wściekły.
Jak na zawołanie usłyszeliśmy klakson samochodu. Kubiak westchnął i odkleił się ode mnie.
 - O wilku mowa. Czeka na mnie – westchnął. – Wpadnę potem.
Musnął lekko moje wargi i skierował się do wyjścia. Wyjrzałam przez okno. Siatkarz wybiegł z klatki i szybko wsiadł do samochodu. Zapewne mój wkurzony braciszek go nieźle za to zbeształ. Wiedziałam, ze znowu będę wysłuchiwała wywodów na temat mojego zachowania, gdy wróci z treningu, ale póki co delektowałam się chwilową ciszą i spokojem. Oczekiwałam też telefonu od Wojtka, żeby dowiedzieć się jaki jest stan Huberta. Bardzo się nim przejęłam.

________________

Pewnie mnie nie znosicie za to powyżej xD Ale mi się wreszcie ten blog zaczął podobać. Dawno nie miałam tak żeby spodobał mi się opisywany wątek.
Pozdrawiam ;*

13 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział, myślę, że Bolo nieźle namiesza. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Megan nie wie, że ja powinnam komentować pierwsza... w każdym razie rezerwuję druga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eh no ja dalej czekam na wielkie making off przed Zbyszkiem, ale coś czuję, że nie nastąpi to w najbliższym czasie (a szkoda, fajnie by było widzieć jak Bartman zamyka siostrę z pasem cnoty na biodrach w jakimś zakonie - tak gorzej się dziś czuję :D)
      rozumiem ją, że musiała tam jechać i dobrze, że przynajmniej Misiek nie jest zły
      weny życzę Agusiu <3

      Usuń
  3. Po przeczytaniu twojej notatki do nas tarzałam się ze śmiechu po łóżku :D " Ale mi się wreszcie ten blog zaczął podobać" tekst dnia :D !
    Szkoda mi Blanki :/ Hubert nigdy nie da jej spokoju ! Męczy się przez niego, mimo iż to nie przez nią był ten wypadek. Przecież ona mu nie kazała wsiadać to tego pieprzonego samochodu !!! Uhhhhhhhhhhhhhh...
    MASAKRA !!!
    Pozdrawiam Dooma :)

    PS. Przypominam, że pojawił się u mnie rozdział 50 :*. Mam nadzieję, że się pojawisz i przeczytasz moje wypociny :P. Również mam cichą nadzieję, że napiszesz co sądzisz o rozdziale :). Cieszę się z każdego słowa nawet jeżeli to jest zwykła buźka :).
    Z góry bardzo przepraszam za spam :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba chciałaś napisać ''Zuza'' a nie ''Blanka'' ;) Ale spoko, rozumiem. Też się czasem przyzwyczaić nie mogę, że nie piszę już o Blance :/

      Usuń
  4. Powiem szczerze, że osobiście jestem na Zuzę wkurzona i to bardzo. Dlaczego ona do niego pojechała ? W końcu to przez Hubera o mało co się nie zabiła. Po prostu brakuje mi słów. Gdybym była na miejscu Zbyszka zachowałabym się tak samo. Ale dziwię się , że Michał nie zrobił jej awantury. Ja bym się wur**** i to bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na pechową 13
    http://just-love-nothing-else-matters.blogspot.com/2015/07/rozdzia-13.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehhhh! Czemu ona pojechała do niego? Przecież miała już sobie dac spokój z Hubertem... Ale wiecie co? Zrobiło mi się go szkoda.. Biedny Bolo! :/

    Buziaki; )

    jeszcze-sie-spotkamy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ci powiem, że mi też się to bardzo podoba!
    Może i powinnam ci teraz wylewać żale, po co ona tam pojechała, ale w sumie to chyba zrobiłabym to samo. Mimo wszystko.
    No i coś się dzieje! A to kocham :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Po ch... co ona do niego jechała?! Jak Zuza i Kubi nie powiedzą sami Zbyszkowi, że są razem to cię znajdę i zniszczę xD Zapraszam do mnie na drugi http://wyciagnij-dlonie-chwyc-marzenia.blogspot.com i Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie on mógłby umrzeć i wkońcu przestać robić problemy!
    Rozdział jak zawsze super:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Buszek ruszył :)
    http://mojwlasnylos.blogspot.com/2015/07/1i-to-jest-moment-tak-mi-sie-wydaje-w.html

    OdpowiedzUsuń
  11. nowy u Zbycha :)
    http://ukryci.blogspot.com/2015/07/4wolnosc-polega-na-tym-aby-smiao.html

    OdpowiedzUsuń