Minęło
kilka dni. Byłam u dziadków, w wielkiej Warszawie, a miałam wrażenie, że jestem
uwięziona. Uwięziona w dużym mieście? Da się! A urządził mnie tak własny brat.
Miałam chwile zwątpienia, bezsilności. Byłam nawet bliska żeby zadzwonić do
brata żeby się poddać i powiedzieć mu, że przystaję na jego warunki. Ale nie
tędy droga. Nic bym takim sposobem nie osiągnęła. Wszystko zmieniło się w 4
dniu mojego pobytu, a raczej nocy. Miałam niezwykły sen, który dał mi siłę do
działania i zaszczepił nadzieję.
Ocknęłam się w jakimś ciemnym tunelu. Gdzieniegdzie paliło
się światełko, ale nie wiedziałam co było jego źródłem.Wstałam niepewnie,
rozglądając się po miejscu, w którym
jestem. Przypominało jakąś piwnicę. Spojrzałam przed siebie i miałam wrażenie,
że ten tunel ciągnie się w nieskończoność. Z tyłu to samo. Przestraszyłam się.
- Zuziu! – usłyszałam nagle. Miałam wrażenie, że głos jest
jakiś znajomy.
- Ktoś tu jest?! – odkrzyknęłam.
- Chodź tutaj, Zuziu – powiedział głos. Nagle poczułam, że
muszę iść naprzód. Jakaś niewiadomego pochodzenia siła mówiła mi, że to jest
dobry kierunek. Tunel okazał się mieć koniec. Ujrzałam drabinkę, a w suficie
jakieś drzwiczki. Przez jego szczeliny do środka wdzierało się światło. Pewnie
weszłam po drabinie do góry i otworzyłam drzwi. Znalazłam się w jakimś pięknym
ogrodzie. Dookoła było pełno kwiatów i drzew, które właśnie kwitnęły. Sceneria
niczym z jakiegoś filmu. W dodatku w oddali był szum jakiegoś strumyka i śpiewy
ptaków.
- Nareszcie jesteś, Zuziu – usłyszałam za sobą. Odwróciłam
się w kierunku głosu i zamarłam. Zaskoczenie mieszało się we mnie z
wszechogarniającym szczęściem. Podbiegłam i wtuliłam się mocną w ową postać.
- Mama – wyszeptałam, nie dowierzając.
- Tak, skarbie. Musiałam z tobą porozmawiać – powiedziała.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Mam ci tyle do opowiedzenia – zaczęłam, ale mi przerwała.
- Ja wszystko wiem, córeczko – uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie.
- Mamo, ja sobie tutaj nie radzę – wyznałam, patrząc jej w
oczy.
- Jesteś silna, poradzisz sobie. Tylko musisz uwierzyć, że
wszystko się ułoży – poradziła mi.
- Ale jak? Wszystko jest przeciwko mnie. Nawet Zbyszek… -
spuściłam głowę, przygryzając wargę żeby się nie rozpłakać.
- Zbyszek myśli, że cię chroni. Zrozumie swój błąd, tylko nie
poddawaj się. A kiedy znowu będzie ci smutno, to spójrz w niego – uśmiechnęła
się ciepło.
- W niebo? – zdziwiłam się.
- Gwiazdy wam się
przyglądają, myszko – wyjaśniła. – Wszystko się ułoży.
- Jesteś pewna?
- Jestem. Muszę już iść…
- Co? Jeszcze nie! – zaprotestowałam. – Tak długo cię nie
widziałam.
- Ale ja cały czas jestem przy tobie. Tutaj – ręką wskazała
na moje serce.
- Kocham cię, mamusiu – wyszeptałam, gdy nagle zniknęła. Tak
samo jak ten ogród. Znów byłam w tym tunelu, gdy nagle nastąpiła ciemność…
Obudziłam
się wypoczęta, ale z dziwnym uczuciem. Czy to było naprawdę? – pytałam samą
siebie. Sen wydał mi się dziwnie realistyczny. Naprawdę rozmawiałam z mamą? Ale
jak? Mimo wszystko, cieszyłam się z tego snu, bo naładował mnie jakąś pozytywną
energią. Skoro moja rodzicielka uważała, że wszystko się ułoży, to musiałam w
to uwierzyć. Ale do tego potrzebne było działanie, bo siedząc na dupie nic nie
wskóram.
Zaczęłam
coś planować. Wiedziałam, że będę miała przez to kłopoty i dziadkowie będą się
martwić, ale musiałam coś zrobić. Dzień przed planowanym przyjazdem Zbyszka
spakowałam swoje rzeczy, a walizkę schowałam w szafie żeby nikt nie zauważył.
Wszystko było już w takim razie gotowe. Miałam kilkanaście godzin. Czas ten
spożytkować chciałam na nauce, ale znów wylądowałam na huśtawce z książką w
ręku, udając, że ją studiuję. Niestety jak zwykle nauka nie wchodziła mi do
głowy. Czarno widziałam tą maturę… co gorsza miała ona być za mniej, niż
tydzień.
- Jak zwykle tutaj się schowałaś – zaśmiał się
dziadek, dosiadając się do mnie. – Przeszkadzam?
- Nie, nie. I tak mi nauka nie wchodzi do
głowy – odparłam, zamykając książkę.
- Właśnie widzę, że odkąd przyjechałaś to taka
rozkojarzona jesteś, zamyślona. Stało się coś?
- Nie, wszystko ok. – odparłam szybko, wzrok
wlepiając w czubki butów.
- Mnie nie oszukasz, kochanie – pokręcił
głową. – Coś musiało się stać, bo nie wierzę, że przyjechałaś się tu uczyć.
- To skomplikowana sprawa, dziadku –
westchnęłam. – W sumie nie miałam nic do gadania w sprawie wyjazdu.
- Zbyszek cię tu odesłał? – zdziwił się.
- Niestety. Znaczy ja się cieszę, że tu
jestem, naprawdę. Tylko tak niespodziewanie to wynikło po prostu.
- Czyżby twój brat coś przeskrobał?
- Dziadku, tu wszyscy są winni po równo.
Przepraszam, ale nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem. Ale jakby co, zawsze wysłucham –
objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
- Wiem – uśmiechnęłam się.
Następnego
dnia wstałam z samego rana. W sumie dla mnie była to noc. 4 rano to nieludzka
pora, ale nie miałam innego wyboru. Ogarnęłam się i ubrałam (link). Przegryzłam
też jakieś śniadanie na szybko. Przed 5 po cichu wyszłam z domu, biorąc swoją
walizkę. W kuchni zostawiłam dziadkom kartkę, na której napisałam: ‘’Nie martwcie się o mnie’’. Skierowałam
się na najbliższą pętlę tramwajową. Owy środek lokomocji zawiózł mnie na
dworzec. Kupiłam bilet na odpowiedni pociąg. Niestety nie było bezpośredniego z
Warszawy do Jastrzębia, czy Żor. Był za to do Katowic, a stamtąd łatwo się
dostać do któregoś z tych śląskich miast. Gdy pociąg podjechał wsiadłam do
pociągu i zajęłam miejsce w którymś przedziale. Niestety nie miałam na tyle
siły żeby wsadzić walizkę na półkę, która była u góry, więc ustawiłam ją obok
siebie, pod oknem, aby nie przeszkadzała. Liczyłam jednak, że nikt się nie
dosiądzie i będę miała spokojną jazdę. Po około godzinie jazdy, gdy już
przysypiałam zaczął wibrować mój telefon. Wiedziałam doskonale kto dzwonił, bo
tylko jedna osoba miała mój nowy numer. Odrzuciłam połączenie, ale wiedząc , że
brat nie odpuści, wyłączyłam komórkę. Zapewne dziadkowie już znaleźli kartkę i
zaalarmowali Zbyszka. Niech się pomartwi
– pomyślałam, chowając wyłączone urządzenie do kieszeni. Przez te 1,5 tygodnia
nie kontaktowałam się z Zibim. Gdy dzwonił, odrzucałam połączenie, więc pewnego
dnia się wycwanił i dzwonił do babci. Jednak, gdy chciała mi wcisnąć słuchawkę,
to zbywałam ją nauką i kazałam przekazać, że oddzwonię. Nie oddzwoniłam ani
raz. Wiedziałam, że Zbyszka to boli, ale sam sobie zasłużył na takie
traktowanie. Nie pozwolę mu zniszczyć mi życia i odizolować od całego świata,
bo ma takie widzimisię.
W
czasie podróży zaczynało do mnie docierać, że to może nie być do końca taki
dobry pomysł. Niby wszystko zaplanowałam, ale bałam się, że jednak Michała może
nie być w mieszkaniu. Za kilka dni zaczynało się zgrupowanie. A co jeśli był w
Wałczu? Ogarnęły mnie wątpliwości. Nie miałam go jak poinformować, że przyjadę.
Tak bardzo za nim tęskniłam…
Po
kilku godzinach mogłam już wysiąść z pociągu. Dworzec w Katowicach był mi w
miarę znany. Wyciągnęłam rączkę od walizki i wolnym krokiem zaczęłam kierować
się na dworzec autobusowy, który był obok. Podeszłam do wywieszonego rozkładu
jazdy. Włączyłam telefon w celu sprawdzenia godziny. Następny autobus miałam za
15 minut. Miałam szczęście, że między Katowicami, a Jastrzębiem kursowały one
dość często.
- Zuza? – usłyszałam nagle za sobą. Odwróciłam
się w kierunku owego osobnika. Chyba nigdy jeszcze się tak nie cieszyłam na
widok Huberta. Wyglądał już dużo lepiej, niż w szpitalu. Miał jeszcze kilka
zadrapań i rękę w gipsie, ale jak widać wszystko było już w porządku.
Uśmiechnęłam się niepewnie, a on wciąż wyglądał na zaskoczonego moim widokiem.
Podszedł do mnie.
- Cześć, Bolo – przywitałam się niepewnie.
- Co się z tobą działo? Nie dało się z tobą
skontaktować. Tak nagle zniknęłaś. Ani Wojtek, ani twoi znajomi nie wiedzieli
co się z tobą dzieje – zaczął mówić. Westchnęłam.
- To skomplikowane – spuściłam wzrok. – Ale
jak widać wróciłam.
- Coś się stało? – zmartwił się. Starałam się
unikać jego wzroku. Podszedł bliżej i uniósł mój podbródek, abym na niego
spojrzała. – Ej, księżniczko…
Miał
takie troskliwe i szczere spojrzenie. W moich oczach rozbłysły łzy.
- Nie chcę tutaj rozmawiać – powiedziałam cicho.
- Nie chcę tutaj rozmawiać – powiedziałam cicho.
- Niedaleko jest kawiarnia. Może być tam? –
zaproponował. Przystałam skinięciem głowy. Hubert wziął moją walizkę i w ciszy
ruszyliśmy w odpowiednim kierunku. Cieszyłam się, że wreszcie zobaczyłam kogoś
znajomego. W dodatku był to Hubert. O nim też dużo myślałam. Zastanawiałam się
jak się czuje, czy już wszystko w porządku. Te 1,5 tygodnia było bardziej
męczące, niż się spodziewałam.
Weszliśmy
do przytulnego lokalu. Zajęliśmy stolik na samym końcu. Był to narożnik, więc
usiedliśmy koło siebie, tyłem do innych. To dawało swego rodzaju komfort.
Prawie jakbyśmy byli sami, więc od razu można było swobodniej rozmawiać. Niemal
od razu znalazła się przy nas kelnerka, podając kartę. Od razu zamówiliśmy 2
kawy.
- To jak? Co się dzieje? – zapytał w końcu.
- Najpierw chcę wiedzieć, jak się czujesz.
Wybacz, nie miałam jak się skontaktować przez ten czas – spytałam z
przepraszającym wzrokiem.
- Tak jak widać. Daję radę – wzruszył
ramionami. – Miałem sporo szczęścia. Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Byłam w Warszawie u dziadków – wyjaśniłam. –
Zbyszek mnie tam wysłał.
- Ale jak wysłał? Bez twojej zgody? – zdziwił
się.
- Dowiedział się o wszystkim i się wściekł –
przyznałam, opierając głowę na dłoniach, które oparłam o stół.
- Ale jak o wszystkim? Co ty mówisz? – nie
krył zaskoczenia.
- Nakrył mnie i Michała. Zaczęli się bić, siłą
wywiózł mnie do Warszawy, nawet kartę SIM mi zmienił żebym się z nikim nie
skontaktowała – głos zaczął mi się łamać. Popatrzyłam niepewnie na towarzysza.
Miał wielki szok wymalowany na twarzy. Chwilę zbierał się żeby coś z siebie
wydusić.
- Nie wiem co powiedzieć – wydukał w końcu. –
To chore!
- Mi to mówisz? Własnego brata nie poznaję –
mruknęłam.
- Naprawdę przez ten czas nie miałaś jak się
skontaktować? Nie znałaś numeru do Michała, czy kogokolwiek?
- Mam kiepską pamieć do numerów i Zibi
doskonale o tym wie – westchnęłam. - U dziadków nie było wi-fi, ani w ogóle internetu, a na nowym numerze nie miałam jak wziąć pakietu choćby 0,5 GB żeby na tego głupiego facebooka wejść i komuś cokolwiek wyjaśnić. Dziadkowie też jakoś niezbyt chętnie wypuszczali mnie z domu, tyle co na cmentarz...
- Masakra jakaś – pokręcił głową. – Przecież
ty musiałaś się całkowicie załamać.
- Nawet płacz go nie ruszył. Tak jakby stracił
rozum. A jak bił Michała to… nawet wolę sobie tego nie przypominać –
przymknęłam oczy, nie chcąc się rozpłakać. W tym momencie kelnerka podała nasze
kawy.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał ciepło.
- Chyba nie – westchnęłam smutno. – Ale
dziękuję, że mnie wysłuchałeś. I przepraszam, że nie pisałam, ale sam
rozumiesz…
- Jasne, nic nie szkodzi – uśmiechnął się
lekko. – Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że znów sobie coś zrobiłaś.
- O to się nie bój. Więcej razy tego nie
zrobię.
- Ja cię naprawdę przepraszam za tamto…
- Nie rozmawiajmy o tym – przerwałam mu i
upiłam łyk kawy.
- Mam pomysł – powiedział nagle. Spojrzałam na
niego z zaciekawieniem. – Zadzwonię do Wojtka, on zadzwoni do tej twojej
przyjaciółki. Może ona ma numer Michała?
- Wiesz, że chyba ma? – zaczęłam się
zastanawiać. – Naprawdę mógłbyś to zrobić dla mnie?
- Drobiazg – puścił mi oczko. – Chociaż w taki
sposób ci pomogę.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w
policzek. Odwzajemnił gest i wyciągnął komórkę. Wykonał szybki telefon. Wojtek
zdziwił się tą prośbą, ale wtedy sama przejęłam urządzenie i wyjaśniłam, że
bardzo potrzebuję tego numeru, bo straciłam wszystkie kontakty. Obiecałam mu
wyjaśnić wszystko później. Dał mi numer Gabrysi, więc do niej zadzwoniłam już
sama. Odebrała po 3 sygnałach.
- Halo?
– wreszcie usłyszałam głos przyjaciółki.
- Tu Zuza. Zanim zaczniesz się pytać, to
proszę, powiedz, że masz numer Michała – powiedziałam szybko.
- Mam.
Ale Zuza, co się z tobą działo? Twój brat powiedział, że wyjechałaś i nie
chciał nic więcej dodać. Dzwoniłam, ale ciągle sekretarka mówiła, że abonent
nieodstępny. Od zmysłów odchodziłam, dziewczyno! – zaczęła mówić niczym
katarynka.
- Gabi, naprawdę nie miałam jak zadzwonić. Jak
będę mogła to się spotkamy. Daj mi proszę ten numer i broń Boże nie mów nic
Zbyszkowi, gdyby pytał.
- No
okej, wyślę ci zaraz SMSem. Coś się stało? – zmartwiła się.
- Opowiem ci wszystko jak będę mogła.
Dziękuję, jesteś wielka!
Zakończyłam
połączenie i nerwowo czekałam na przyjście wiadomości. W końcu telefon
zawibrował i zobaczyła te upragnione 9 cyferek. Momentalnie łzy stanęły mi w
oczach. Już niedługo go usłyszę –
pomyślałam.
- Widać, że ci na nim bardzo zależy –
skomentował moją reakcję Hubert. – Nie wiem, jak twój brat mógł ci coś takiego
zrobić.
- Ja też się zastanawiam. Mówił, że robi to
dla mojego dobra, a ja mam wrażenie, że niszczy mi życie. Nie chcę wybierać
pomiędzy nim, a Michałem, a boje się, że będę musiała.
- Przestań – mruknął. – W końcu zrozumie i to
zaakceptuje. Daj mu czas.
- Jakoś przez te 1,5 tygodnia tego nie
zaakceptował – skrzywiłam się.
- Gdybym miał auto i sprawna rękę to sam bym
cię zawiózł do tego Kubiaka – uśmiechnął się.
- Jesteś kochany. I tak bardzo dużo dla mnie
zrobiłeś. Nigdy ci tego nie zapomnę – wyznałam, patrząc mu w oczy.
- Zuza, możemy zacząć od nowa? – zapytał
nieśmiało. – Wiem, że nie mam u ciebie żadnych szans, ale chciałbym być chociaż
twoim dobrym znajomym, albo przyjacielem, jeśli pozwolisz.
Zaskoczyła
mnie jego prośba. Szczerze nie spodziewałam się tego po nim. W ogóle miałam
wrażenie, że w ciągu naszych ostatnich spotkań był całkiem inny, niż wtedy gdy
go poznałam. Chyba dopiero teraz był naprawdę sobą przy mnie. Nie zgrywał już
tego bad boya, jak przy innych. Czułam się w sumie dumna, że zdobyłam jego
zaufanie i już nie miałam mu za złe tego jak mnie potraktował. Wiem, że pewnie
niektórzy nazwaliby mnie przez to kretynką, ale stał się dla mnie kimś bliskim
i nie chciałam tracić z nim kontaktu.
- Zacznijmy zatem od nowa. Zuza jestem –
wyciągnęłam w jego kierunku dłoń z uśmiechem. Od razu ją uścisnął.
- Hubert, a dla kumpli Bolo – odparł. – A
teraz dzwoń do niego, bo widzę, że dłużej nie wytrzymasz.
Podziękowałam
wzrokiem i skopiowałam numer, który otrzymałam od Gabi. Wkleiłam go w
odpowiednie miejsce, zapisując kontakt. Drżącymi dłońmi wcisnęłam zieloną
słuchawkę. Sekundy dzieliły mnie od usłyszenia wreszcie głosu przyjmującego.
Niemal się popłakałam, gdy odebrał.
- To ja – powiedziałam cicho.
- Zuza?
– nie dowierzał. – Boże, Zuza, tak się
martwiłem!
- Jesteś w Żorach? – spytałam.
- Jestem,
jestem. A ty gdzie? Bartman nic mi nie chciał powiedzieć. Nawet z Aśką nie
mogłem się zobaczyć, a ona na pewno wiedziała.W dodatku pilnował, gdzie wychodzę. Psychiczne to się już stawało...
- Teraz jestem w Katowicach na dworcu –
wyjaśniłam. – Zbyszek wywiózł mnie do Warszawy i dziś miał po mnie przyjechać,
ale go uprzedziłam i rano sama zwiałam.
- Czyli
on nie wie gdzie jesteś? Przecież wiesz, że się będzie martwił, Zuz…
- Mam to w dupie – mruknęłam. – Nie martwił się
jakoś mną przez te 1,5 tygodnia po tym co mi zrobił. Będę u ciebie niedługo.
Autobusy jeżdżą często, więc pewnie niedługo jakiś mam.
- Ja przyjadę po ciebie. Zostań na dworcu. Już nawet wsiadam do auta!
- Czekam, Misiek – uśmiechnęłam się.
- Będę
za pół godziny, skarbie – obiecał i zakończył połączenie. Odłożyłam telefon
z wielkim uśmiechem na ustach. Wreszcie
miałam go zobaczyć. Tak bardzo się stęskniłam. Moja radość w tamtym
momencie była nie do opisania.
____________________
Tadam xD Żeby nie było, że Zuza siedzi na dupie i tylko się użala. Ten pomysł ze snem przyszedł mi nagle i postanowiłam go połączyć z tytułem bloga. Mam nadzieję, że jakoś mi to wyszło :D
Przy okazji chcę was zaprosić na moje kolejne opowiadanie --> KLIK
Przy okazji chcę was zaprosić na moje kolejne opowiadanie --> KLIK
Póki co są tam na razie tylko bohaterowie, ale ruszę z nim jak skończę tego bloga i chyba nastąpi to niedługo, bo już całość mam w Wordzie.. ale to lepiej, bo nie spieprzę go, tylko skończę w momencie, w którym sobie zaplanowałam ;) Gdyby komuś się nie chciało teraz klikać w linka i sprawdzać, to powiem, że na nowym blogu głównym bohaterem wyjątkowo nie będzie ani Kubiak, ani Bartman - wiem, nie spodziewaliście się tego po mnie XD Ale uznałam, że jestem zbyt monotematyczna, więc chociaż bohatera zmienię i teren geograficzny, bo akcja będzie rozgrywać się w Bełchatowie :D
Pozdrawiam ;*