Dość szybko się uwinęli, albo ja miałam kłopoty z
zaśnięciem. Opcja trzecia jest taka, że zasnęłam, ale czułam jakby to był tylko
moment. Zapukali kulturalnie do drzwi i weszli obaj w fartuszkach, przez co
myślałam, że pęknę ze śmiechu i tacą w rękach. Położyli ją przede mną.
- Umiecie robić
rosół? – zdziwiłam się.
- Babcia przez
telefon tłumaczyła – wyszczerzył się Zibi. – Ledwo ją odwiodłem od pomysłu
przyjechania tu.
- Dlatego nie
powinieneś babci mówić, że jestem chora – oburzyłam się. – Dobrze wiesz, że
traktuje mnie jak małą dziewczynkę i będzie ciągle wydzwaniać.
- A to niby jesteś
dużą dziewczynką? – zaśmiał się, a ja zgromiłam go spojrzeniem Wycofał się
trochę.
- Michał
przypilnuj żeby zjadła, a ja skoczę na zakupy, bo po treningu mi się nie będzie
chciało – oznajmił i wyszedł.
- Wcinaj –
wyszczerzył się Dziku.
- To jest jadalne?
– spytałam lekko przestraszona.
- Myślę, że nie
otrujesz się. Jedz, albo cię nakarmię jak małe dziecko – pogroził mi palcem.
- No już, już –
mruknęłam i zaczęłam jeść. Do tego babci się nie umywało, ale dało się zjeść.
- Już się trochę
lepiej czujesz? – spytał stroskany, poprawiając mi kosmyk za ucho.
- Dupy nie urywa –
wzruszyłam ramionami. – Nie mogę już.
Odłożyłam łyżkę do na wpół zjedzonego rosołu.
- O nie, maleńka,
masz zjeść całe – skrzyżował ręce na piersi.
- Nie jestem już
głodna – jęknęłam.
- Sama tego
chciałaś – stwierdził i wziął łyżkę. Napełnił ją i skierował w kierunku mojej
twarzy. Zamknęłam usta. – Nie wygłupiaj się. Jedz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Musisz jeść, bo
inaczej nie będziesz miała siły – westchnął.
- Ale ja marzę
tylko o tym żeby się położyć. Pozbędziesz się tego jakoś? – spojrzałam na niego
maślanymi oczami.
- Eh, nie
powinienem… - pokręcił głową. – Ale następne danie zjesz całe. Bez marudzenia.
- Dziękuję –
uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Przyjmujący odniósł talerz, a ja położyłam
się ponownie. Wrócił po chwili i usiadł obok, opierając się o ścianę. Zaczął
głaskać mnie po głowie.
- Przepraszam
jeszcze raz, słońce – powiedział skruszony.
- Słyszałam już.
Jest okej, przynajmniej nie muszę Izki oglądać – stwierdziłam.
- Ale mam wyrzuty
sumienia – skrzywił się.
- A miałeś je,
flirtując z aptekarką? – mruknęłam.
- Co? Przecież ja
z nią nie flirtowałem – odparł od razu. – Bartman pieprzy jak zwykle. Na siłę
mi dziewczyny szuka.
- Aptekarka pewnie
wolna – wzruszyłam ramionami.
- Ale ja nie –
mruknął. – Nie bądź zazdrosna, bo nie ma o co.
- To ta apteka u
nas na osiedlu? – zapytałam.
- No tak, a co?
- Wiem, która to
aptekarka. Ładna. Zgrabniejsza ode mnie.
- Zuza – jęknął. –
Ale mnie żadna aptekarka nie interesuje.
- Ale ty ją pewnie
tak.
Zakaszlałam. Dzięki tabletkom nie robiłam tego tak
często, jak rano.
- Skarbie –
położył się koło mnie i popatrzył mi w oczy. – Jesteś zazdrosna.
- Brawo geniuszu –
mruknęłam.
- To słodkie –
wyszczerzył się, ale widząc mój wzrok od razu spoważniał.
- Po prostu ty
mógłbyś mieć każdą.. – zaczęłam.
- I mam najlepszą – przerwał mi i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Zarazisz się –
zaśmiałam się w trakcie kolejnych pocałunków.
- Trudno.
Michał odskoczył ode mnie gwałtownie, słysząc dźwięk
otwieranych drzwi. Poprawił koszulkę i oparł się o biurko, stojąc jak gdyby
nigdy nic. W tym momencie przyszedł Zbyszek.
- Zjadła? –
spytał, patrząc na Kubiego.
- Grymasiła, ale
zjadła – powiedział. Uf, skłamał. Mój urok osobisty zdziałał cuda.
- Moja grzeczna
siostrzyczka – rozczochrał mnie.
- Nie jestem
dzieckiem – warknęłam.
- Czy ty nie
możesz być grzeczna i urocza chociaż podczas choroby? – jęknął.
- Ale ci brat ciśnie
– Kubiak pokręcił głową rozbawiony.
- Możecie w końcu
pójść? – przykryłam swoją twarz poduszką.
- No idziemy,
idziemy – powiedział atakujący.
- Udusisz się,
Bartmanówna – Dziku zdjął mi poduszkę z głowy. Puścił mi oczko, a potem wyszedł
razem z moim bratem.
Przez 2 następne dni się kurowałam w domu. Czułam się
coraz lepiej. Wracały mi normalne kolory na buzi, bo początkowo byłam blada.
Mniej kaszlałam, gardło przestało mnie boleć. Nawet dojście do łazienki nie
stanowiło dla mnie problemu. Na nieszczęście chłopaków wróciła też moja
wrodzona złośliwość. Do końca tygodnia ich wykorzystywałam i gotowali dla mnie
posiłki. Nie były to jakieś cuda i Gessler by się nie zachwyciła, ale lepszy
rydz, niż nic, jak to mawiają.
W poniedziałek musiałam już jednak wrócić do szkoły. Wstałam
niechętnie i się ubrałam (link). Zbyszek przypilnował mnie żebym zjadła
śniadanie. Podsunęłam mu też zeszyt wychowawczy żeby napisał mi
usprawiedliwienie. Jak zwykle podwiózł mnie też do szkoły. W szatni spotkałam
Gabi, którą mocno uściskałam.
- W końcu
wyzdrowiałaś – uśmiechnęła się.
- Najwyższa pora –
odparłam. Ruszyłyśmy w kierunku schodów na pierwsze piętro.
- No nie mów, że
nie uśmiechało ci się leniuchowanie w domu – dźgnęła mnie w bok.
- Masz mnie –
zaśmiałam się. – A najlepsze było wykorzystywanie chłopaków. Wszystko za mnie
robili.
- Jaka wredna –
pokręciła głową. – Cała ty.
- No co? Niech się
pomęczą trochę – wystawiłam jej język.
- Ooo, witamy
symulantkę – usłyszałam, a następnie zobaczyłam Jarka.
- No wiesz co? Ja
tak cierpiałam, a ty mnie oskarżasz o takie oszustwa! – udawałam bulwers.
- Jaro, cioto, coś
ty naszej obłożnie chorej powiedział? – zapytał od razu Wojtek, kiedy do nas
podszedł.
- Moją hipotezę –
poruszył zabawnie brwiami.
- Pewnie jak
zwykle debilną!
- Jak śmiesz?!
Myślałem, że mnie poprzesz!
- Żryj gruz
cyganie – zaśmiał się.
- Masz teksty ze
średniowiecza – westchnął.
- Tęskniłam za
wami, chłopcy – objęłam ich z wielkim uśmiechem.
Lekcji raczej nie muszę opisywać. Nic się nie działo.
Jedynie na polskim chciała mnie babka pytać, ale skorzystałam z przywileju, iż
byłam nieobecna. Oczywiście Iza zaczęła się wykłócać, że czemu niby mam być
ulgowo traktowana, ale polonistka na szczęście ją olała. Posłałam jej
triumfalne spojrzenie. Do końca dnia patrzyła na mnie z mordem w oczach, a
na przerwie poskarżyła się swoim psiapsiółkom, jak to nasza nauczycielka jest
niesprawiedliwa i strasznie stronnicza. No sorry, myślałam, że się zaraz
poryczą przed tym kiblem. Zbyszek obiecał po mnie przyjechać, bo byłam po
chorobie, więc lepiej żebym nie wracała w taką pogodę autobusem, który
ogrzewania dobrego nie miał. Były straszne mrozy. W nocy dochodziło nawet do
-30, a w dzień niewiele cieplej. Nawet u nas w mieszkaniu było zimno dla mnie,
choć Zibi podkręcił kaloryfery na maxa i uznał, że wyolbrzymiam.
- Zuz, ty
wyzdrowiałaś już, co nie – zaczął dziwnie, gdy znaleźliśmy się w jego aucie.
- Ym, no tak. Co
to za dziwne pytanie?
- Bo wiesz,
chciałbym po treningu skoczyć do Asi. Nie będę ci potrzebny, nie?
- No jasne, leć.
Przecież dam sobie radę – odparłam z uśmiechem. Przez moją chorobę trochę
zaniedbał swoją dziewczynę. Będę musiała ją przeprosić. Obstawiam jednak, że
Bartman zrobi to lepiej.
Po powrocie do domu zrobiłam obiad. Pierwszy raz od
dawna. Bartmanowi to się strasznie japa cieszyła, że w końcu zje coś normalniejszego. Zmył się po zjedzeniu i kazał mi być grzeczną pod jego
nieobecność. Zabrał do torby więcej ubrań, niż tylko na trening, więc na pewno
miał zamiar zostać u blondynki na noc. Żeby się tylko zabezpieczali , bo ja nie
mam kasy na ciotkowanie! Mogłabym jedynie za niańkę robić.
Odrobiłam lekcje i nie miałam co ze sobą zrobić. Chętnie bym gdzieś wyszła, ale mróz na zewnątrz zniechęcał. Włączyłam zatem Xboxa i postanowiłam sobie w coś pograć. Standardowo najpierw rundka w siatkę, a potem tenis. Lubiłam grać na tej konsoli, bo to nie było nudne siedzenie i pstykanie na padzie, tylko ruszanie się, bo kinect czuł wszystkie moje ruchy. Ciekawa zabawka. Dobrze, że Zibi to takie duże dziecko i to kupił. Po godzinie poszłam się napić. Trochę już byłam zmęczona tym skakaniem i odbijaniem. Jednak mój wysiłek miał się nijak do zawodowych tenisistów. Podziwiałam ich za to. Siatkarzy zresztą też. Sama trenowałam trochę, więc wiedziałam, jak to jest.
Odrobiłam lekcje i nie miałam co ze sobą zrobić. Chętnie bym gdzieś wyszła, ale mróz na zewnątrz zniechęcał. Włączyłam zatem Xboxa i postanowiłam sobie w coś pograć. Standardowo najpierw rundka w siatkę, a potem tenis. Lubiłam grać na tej konsoli, bo to nie było nudne siedzenie i pstykanie na padzie, tylko ruszanie się, bo kinect czuł wszystkie moje ruchy. Ciekawa zabawka. Dobrze, że Zibi to takie duże dziecko i to kupił. Po godzinie poszłam się napić. Trochę już byłam zmęczona tym skakaniem i odbijaniem. Jednak mój wysiłek miał się nijak do zawodowych tenisistów. Podziwiałam ich za to. Siatkarzy zresztą też. Sama trenowałam trochę, więc wiedziałam, jak to jest.
Usłyszałam otwieranie drzwi. Zdziwiłam się. Przecież Zibi
miał jechać do Aśki.
- Okradną cię
kiedyś – usłyszałam głos z korytarza, gdzie zastałam Michała. Na szczęście on
przekręcił już zamek.
- To zwalę na
ciebie – puściłam mu oczko. Podeszłam do niego i objęłam za szyję. Przyciągnął
mnie bliżej, oplatając mnie dłońmi w pasie.
- Stęskniłem się –
przyznał, łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Zamruczałam zadowolona i go
pogłębiłam.
- Ja też –
odparłam po chwili.
- Co porabiasz?
- Gram w tenisa.
Przyłączysz się?
- Chcesz przegrać,
Bartmanówna? – uniósł jedną brew do góry. Wyczuwam wyzwanie.
- Spokojnie, dam
ci fory, Kubiaczyna – posłałam mu buziaka w powietrzu i pociągnęłam za rękę do
salonu. Uruchomiłam grę. Stanęliśmy koło siebie i mecz się zaczął. Szliśmy łeb
w łeb i większość gemów kończyła się na przewagi. Każdy wygrywał swoje podanie.
Po 4 meczach był remis.
- Dajesz radę,
Bartman? – zapytał z chytrym uśmieszkiem. Widziałam jednak, że on także był
zmęczony, jak ja.
- Jak najbardziej,
a co, wymiękasz, Kubiak? – odgryzłam się.
- Nigdy w życiu –
odparł i uruchomił nową rundę. Umówiliśmy się, że będzie decydująca. Mimo
zmęczenia oboje się staraliśmy. Niestety na końcu wieloletnie doświadczenie i
płuca siatkarza wzięły górę i przegrałam. Nie uśmiechało mi się to.
- To może teraz
jakaś nagroda, co? – poruszał zabawnie brwiami.
- Okej, możesz się
czegoś napić. Pozwalam.
Rozwaliłam się nieżywa na kanapie.
- Inną nagrodę –
mruknął i usadowił się zaraz koło mnie, obejmując w pasie.
- Iiiiidź, jesteś
spocony jak świnia – pisnęłam.
- Czysta się
odezwała – mruknął i zaczął mnie całować. No cóż, byłam uległa, więc
odwzajemniłam pieszczotę. Uśmiechnął się zadowolony i pociągnął mnie, abym usadowiła
się na jego kolanach. Wplotłam palce w jego włosy, a on błądził dłońmi po moich
plecach.
- Lubię jak mojego
braciszka nie ma w domu – przegryzłam zadowolona dolną wargę.
- Ja też – poparł
mnie. – Mała, wiesz co jest za kilka dni?
- Nie wiem, oświeć
mnie – spojrzałam zaciekawiona.
- Niby wiem, że to takie komercyjne święto, ale
zawsze coś…
- Aaa, Walentynki
– skumałam. – Nigdy tego nie lubiłam, bo zawsze spędzałam samotnie.
- Tym razem nie
musisz – poruszył zabawnie brwiami. – Zapraszam cię do siebie na romantyczną
kolację. Zrobię nastrój i w ogóle.
- Myślisz, że
Zbyszek zabierze gdzieś Aśkę?
- Zabierze. Już ma
zarezerwowany stolik w restauracji – puścił mi oczko. Pytał się mnie też, czy
cię wezmę do siebie, czy może mam już jakieś plany, bo przecież niedawno byłem
na randce – zaśmiał się.
- I co mu cwaniaku
odpowiedziałeś?
- Że z tą laską
nie wyszło i wolę posiedzieć z tobą, niż samemu – puścił mi oczko.
- W takim razie
już się doczekać nie mogę – uśmiechnęłam się szeroko i ponownie wpiłam w jego
wargi.
Wieczór minął nam miło. Pogadaliśmy, pooglądaliśmy jakieś
pierdoły w telewizji, czyli obgadywaliśmy postacie w Trudnych Sprawach. Do tego
doszło trochę czułości, na które zwykle przy atakującym nie mogliśmy sobie
pozwolić. Lubiłam takie wieczory.
- Późno jest, będę
się zbierał, mała – pocałował mnie w czoło. Pociągnęłam go za rękaw.
- A nie możesz
zostać? Bo wiesz, noce są zimne, straszne, a sama kołdra mi nie wystarczy –
zrobiłam maślane oczka.
- Poziom twoich
argumentów jest wystarczający – wyszczerzył się. – Zmykaj pod prysznic, pójdę
po tobie, tylko skocze po coś na przebranie.
- Dziękuję –
cmoknęłam go przelotnie i poszłam się umyć. Założyłam grubszą jak na mnie
piżamę, czyli legginsy i T-shirt Zbyszka, ale taki z długim rękawem, więc
wyglądałam przekomicznie. Po mnie łazienkę zajął Michał. Poszłam się więc
położyć. Kilka minut później poczułam jak moje łóżko ugina się pod jego
ciężarem. Objął mnie, a ja przytuliłam się do niego mocno.
- Już ci cieplej?
– zaśmiał się lekko.
- Zdecydowanie –
uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole, a
potem słyszałam tylko jego równomierny oddech i bicie serca. Mogłam tak spędzić
resztę życia. Jedyne, co mi przeszkadzało to świadomość, że musimy się ukrywać,
bo Zbyszek na pewno nie zaakceptowałby naszego związku. Traktował Miśka jako
najlepszego przyjaciela, a ja byłam przecież jego małą siostrzyczką. Niby od
niedawna mam 18 lat, ale w jego świadomości nadal byłam małą dziewczynką z
pluszakiem pod pachą, która przychodziła do niego żeby przegonił potwory spod
łóżka. Mam nadzieję, że niedługo zrozumie, że dorosłam, a to ile przeszłam
zmusiło mnie do szybszego dostosowywania się do brutalnej rzeczywistości. Kiedy
straciłam rodziców, to w sumie zakończyło się moje dzieciństwo. Początkowo było
szaro i smutno. Kilka wizyt u psychologa i rozmów ze Zbyszkiem i Michałem
doładowało mnie bardziej optymistyczną energią. To dzięki nim pierwszy raz od
tamtego momentu się uśmiechnęłam. Stało się to po miesiącu od tej tragedii.
Teraz wszystko było już w porządku, a moich relacji z bratem mógł pozazdrościć
każdy. Owszem, często się kłóciliśmy i dogryzaliśmy, ale przecież oboje bardzo
się kochaliśmy. Był moją jedyną najbliższą rodziną. Tylko on mi pozostał, więc
nie mogłam go stracić. Chyba bym się załamała. Dlatego nie mogłam dopuścić żeby
się dowiedział na razie o moim związku. Tak było lepiej dla całej naszej
trójki.
_________________
W końcówce trochę powagi, ale przynajmniej wiecie, że Zuza z Michałem muszą się ukrywać. Co z tego wyniknie? Sama jeszcze nie wiem :D
Dodaję wcześniej, bo nie wiem czy jutro znajdę czas. Niedziela z lekturą, witamy na humanie (y)
Dodaję wcześniej, bo nie wiem czy jutro znajdę czas. Niedziela z lekturą, witamy na humanie (y)
Pozdrawiam ;*