31.05.2015

Rozdział 28

 - Nie chcę cię męczyć, ale.. – zaczął Michał, gdy zostaliśmy w sali sami. Kubiak prawie siłą wygonił mojego brata, który znów spędził całą noc przy moim łóżku. Czułam się winna temu, że pewnie przez to jest zmęczony, a do tego jeszcze miał treningi.
 - Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał w końcu, a ja tylko odwróciłam wzrok. Jemu też nie chciałam mówić. Po co chwalić się przed całym światem, że jestem największą kretynką na ziemi, która na własne życzenie spieprzyła sobie życie i na dodatek nie umie go sobie porządnie odebrać?
 - Spójrz  na mnie, Zuza – usiadł przede mną i chwycił za dłoń. Wyrwałam ją jednak szybko i położyłam sobie na brzuchu. Przymknęłam powieki, bo nie chciałam żeby wydobyły się spod nich łzy. – Skarbie, czemu? Jeśli ten Bolo cię skrzywdził…
Spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Skąd…? – spytałam cicho.
 - Chciałem się dowiedzieć dlaczego i usłyszałem o nim. Z rozmowy wywnioskowałem, że to po części przez niego, prawda?
 - To moja wina – wyznałam. – Nie męcz mnie już…
 - Martwimy się o ciebie. Wiem, że Zbyszkowi pewnie wszystkiego nie powiesz, ale mi możesz zaufać – pogłaskał mnie po policzku, po którym powoli zaczęły cieknąć łzy.
 - Po co mnie ratowaliście? – zapytałam z wyrzutem.
 - Co ty bredzisz? – nie dowierzał moim słowom. – Nie mogliśmy pozwolić ci tak po prostu umrzeć! Wiesz, jak tu wariowaliśmy, jak nie było wiadomo, co z tobą?! Myślałem, że od zmysłów odejdę ze strachu!
 - Ale ja nie chcę żyć – syknęłam i przewróciłam się na bok, odwracając do niego plecami.
 - Zuza, nawet jeśli jest bardzo źle, to nie można sobie odbierać przez to życia – powiedział już cieplej.
 - Ale ja go już nie miałam i tak, sama je spieprzyłam – rzuciłam słabym głosem. Dużo kosztowała mnie ta rozmowa.
Na szczęście nie musieliśmy jej na razie kontynuować, bo do pomieszczenia wpadła Gabrysia. Od razu rzuciła mi się na szyję. Po chwili jednak oderwała się i przeprosiła, bo uściskała mnie trochę za mocno, bo aż zaczęłam kaszleć.
 - Tak się o ciebie bałam – wyznała. – Zwariowałaś do reszty czy jak?
 - Dajcie mi wszyscy spokój – powiedziałam głośniej i odwróciłam do nich plecami. Zaczęłam cicho płakać. Ktoś głaskał mnie po ramieniu. Była to drobna dłoń, więc musiała to być moja przyjaciółka. Przede mną kucnął Michał, bo obszedł łóżko dookoła.
 - Dowiem się, co on ci zrobił, nawet jeśli ty nie chcesz tego powiedzieć – stwierdził , patrząc w moje zapłakane oczy. Następnie pocałował mnie w czoło i wyszedł z pomieszczenia. Gabi jeszcze została, ale nie odzywała się. Wiedziała, że i tak niczego się nie dowie, a nie chciała mnie pewnie jeszcze denerwować. Po kilku minutach ciszy znowu postanowiła coś powiedzieć.
 - Jak się w ogóle czujesz? – zapytała z wyczuwalną troską w głosie.
 - Ujdzie – odparłam cicho. Byłam jeszcze osłabiona i ta rozmowa wcześniejsza kosztowała mnie nadzwyczaj dużo wysiłku. Zapewne było to normalne po śpiączce.
 - Czemu nie chcesz powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś?
 - Bo spieprzyłam sobie życie, tyle wam starczy.
 - Zmieniłaś się, Zuza – westchnęła. – Zuza, którą znałam nigdy by nie zrobiła czegoś takiego. Nie byłaś tchórzem. Nie wiem, co takiego się stało, ale mam nadzieję, że kiedyś nabierzesz odwagi i nam to wyjaśnisz. Najbardziej chyba jesteś to winna Zbyszkowi. Tyle miałam do powiedzenia, a teraz cię zostawię, bo pewnie nie chcesz mnie już słuchać. Przyjdę jutro – powiedziała, a potem wyszła z sali. Zostałam wreszcie sama.

W pewnym sensie Gabrysia miała rację. Zmieniłam się. Niestety nie były to zmiany na lepsze. Zamknęłam się w sobie. Próba samobójcza była tchórzostwem. Jednak było za późno. Co się stało, już się nie odstanie. Skoro nie umiałam nawet porządnie ze sobą skończyć, to teraz będę się dalej męczyć na tym świecie i z każdej strony będą mnie atakować pytaniami, dlaczego to zrobiłam, co się stało itp. Nie chciałam odpowiadać. Nie chciałam im się przyznać, jaką idiotką byłam. To była tylko i wyłącznie moja wina. Nie mogę winić Michała, bo przecież to ja z nim zerwałam. Skoro był wolny, to Aldona mogła spokojnie go kokietować i pewnie powoli osiągała swój cel. Nie wiedziała nic o naszym związku, więc nie mogłam ją też obwiniać za cokolwiek. Uświadomiła mi po prostu parę kwestii, jak np. to, że ja i Michał nigdy nie będziemy razem. Bo co on w ogóle widział w kimś takim jak ja? Za jakiś czas pewnie zrozumie, że się pomylił i to nie była miłość, ale raczej jakieś zauroczenie powiązane z powiązaniem i przyjaźnią. No i jest jeszcze Bolo… od początku mnie do niego ciągnęło i to ja sama byłam za to odpowiedzialna. To co między nami było nie powinno mieć miejsca. Nie wiem czemu wyłączyłam swoją czujność. Przecież to było zbyt szybko i zbyt prosto. Gdzieś musiał być haczyk. Nie sądziłam, że mogę być taka naiwna i tak się pomylić. Nie wiem też, co ja zrobiłam Izie, że zaplanowała coś takiego. Dobrze, ze jednak Hubert nie nagrał naszej wspólnej nocy. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby taki film powstał i trafił w ręce tej jędzy. Wtedy to bym się nie zawahała i spróbowała się zabić jeszcze raz, a potem następny gdyby znów zachciało im się mnie ratować.

Gdy rano się obudziłam, to w mojej sali był już Zbyszek. Uśmiechnął się, widząc, że podnoszę powieki.
 - Dobrze widzieć, że się budzisz – przyznał. – Miła odmiana.
Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Właściwie nie wiedziałam też o czym z nim rozmawiać. Zibi próbował mnie zagadywać i gadać o głupotach. Mówił, co słychać w klubie, u Asi, u sąsiadów. Takie duperele. Wiedziałam, że powstrzymywał się, żeby po raz kolejny zapytać jaka była przyczyna mojej próby samobójczej.
 - Babcia z dziadkiem wiedzą? – odezwałam się w końcu.
 - Nie – pokręcił głową. – Wiem, że teraz potrzebny ci spokój, a znasz ich..
 - Dziękuję, że im nie powiedziałeś – spojrzałam mu w oczy.
 - Zadzwoń do nich. Już chyba 15 razy ich musiałem jakoś oszukać. Mówiłem, że cię nie ma w domu, że zapomniałaś telefonu, że jesteś u koleżanki…
 - Przepraszam, ale na razie nie jestem w stanie z nimi choćby chwilę pogadać – westchnęłam.
 - Wiem, malutka – pogłaskał moją dłoń. – Bobek się za tobą stęsknił.
 - Skąd wiesz? To pies. Nie umie mówić.
 - Ale widać, że od kilku dni jest nieswój i ciągle przesiaduje u ciebie w pokoju.
Uśmiechnęłam się lekko. To miłe, że w tak krótkim czasie ten zwierzak się do mnie zdążył przywiązać.
 - Jak wrócisz, to pewnie oszaleje z radości – zaśmiał się.
 - Wiesz może, kiedy mnie wypiszą? – zapytałam.
 - Lekarz na razie nie wie. Jeszcze wolą cię potrzymać na obserwacji żeby zobaczyć jak radzi sobie twój organizm. Strasznie wykończona jesteś. To pewnie przez to twoje odchudzanie się. Nie wiem, po co ci ono w ogóle było.
 - Daruj sobie – wywróciłam oczami.
 - Dobrze, przepraszam – westchnął.
Nastała chwila ciszy. Była ona trochę niezręczna i taka niepodobna do nas.
 - Zuza, ja naprawdę chcę ci pomóc. Powiedz tylko jak – spojrzał na mnie. – Dopóki nie zaczniesz mówić, to nie będę wiedział czy robię dobrze.
 - Nie chcę o tym mówić – rzuciłam i odwróciłam się do niego plecami. W sumie opanowałam to chyba do perfekcji, bo zachowywałam się tak przez kilka następnych dni. Gdy tylko ktoś poruszał ten temat, to zaczynałam milczeć, odwrócona w drugą stronę. Niby wiedziałam, ze mają dobre chęci i chcą dla mnie jak najlepiej, ale akurat tu musiałam poradzić sobie sama. Ja zawaliłam, więc ja będę cierpieć. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i sprawiedliwość również i mnie dosięgnęła.

Po tygodniu lekarz wreszcie dał mi upragniony wypis. Miałam już dość tego miejsca. W dodatku codziennie przychodził do mnie psycholog i próbował coś ze mnie wyciągnąć. Marne były te jego starania, tak jak i innych. Nie chciałam o tym z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z obcym człowiekiem.
Już w południe Zbyszek stawił się w mojej Sali. Zwolnił się wcześniej z treningu, choć mówiłam, że nie musi, bo mogę wrócić sama. Uparł się jak zwykle i pewnie bał się mnie zostawić samą poza szpitalem. Chyba muszę się do tego przyzwyczajać. Wziął moją torbę i z lekkim uśmiechem opuścił pomieszczenie, przepuszczając mnie w drzwiach. Podziękował mojemu lekarzowi i po wymianach uprzejmości mogliśmy pójść do samochodu. W drodze opowiadał mi, że mieszkanie jest całe, mimo iż ostatnio mieszkał w nim beze mnie. Przytakiwałam mu tylko, bo ostatnimi czasy i tak ciężko było o jakąkolwiek normalną rozmowę między mną, a kimkolwiek. Wspomniał także, że Asia ugotowała specjalny obiad z okazji mojego powrotu. To miłe z jej strony. Nie rozumiałam tylko dlaczego oni wszyscy tak na siłę się dla mnie starali. Dla takiego tchórza nie było przecież warto…
Gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego mieszkania, to do moich nóg przybiegł Bobek. Przykucnęłam przy psiaku i zaczęłam go głaskać. Wesoło merdał ogonem i szczekał, witając się.
 - Widzisz, mówiłem, że się stęsknił – zaśmiał się mój brat.
 - Cześć, Zuza – usłyszałam Asię. Przytuliłam ją lekko, odpowiadając to samo.
 - Obiad będzie za 5 minut – oznajmiła, ponownie znikając w kuchni.
 - To ja pójdę po Michała, bo obiecałem, że go dziś nakarmimy – powiedział Zbyszek i wyszedł. Poszłam więc do swojego pokoju, w którym ostatni raz byłam, biorąc te tabletki nasenne. Odłożyłam torbę na biurko i usiadłam na łóżku. Westchnęłam głęboko. Trochę dziwnie się czułam, jakby skrępowana. Nie sądziłam, że powrót do domu będzie taki trudny. Po chwili usłyszałam dźwięk drzwi i dwójkę siatkarzy. Zawołali mnie do kuchni, bo obiad był już gotowy. Niechętnie się tam udałam.
 - Dobrze cię widzieć w domu – zaczął Kubiak, gdy mnie zobaczył. Podszedł do mnie i lekko mnie przytulił. Do moich nozdrzy doszedł ten jego niesamowity zapach, co jedynie bardziej mnie zdołowało. Każdy, choćby minimalny kontakt z Michałem przypominał mi o tym, jaką jestem idiotką.
 - Siadajcie, już wam nakładam – oznajmiła Michalska. Uczyniliśmy to, o co prosiła. Kubiak cały czas mnie obserwował. Nie pomagał mi ani trochę.
W nieco sztywnej atmosferze zjedliśmy pyszny obiad. Asia naprawdę dobrze gotuje, co przyznałam na głos. Podziękowała z uśmiechem. Ziębi myślał, że po tym nawiążemy jakąś rozmowę, w którą się włączę, ale cóż, nie wyszło. Po obiedzie udałam się do pokoju, pod pretekstem bólu głowy. Położyłam się na łóżku, zwijając w kłębuszek. Nie umiałam poradzić sobie sama ze sobą. Takie zwykłe sytuacje nawet były dla mnie za trudne. Doskonale odczuwałam, że atmosfera w naszym mieszkaniu jest dziwna. Jednak to ja byłam przyczyną tych wszystkich problemów. Wszyscy starali mi się pomóc, a ja zamknęłam się w sobie i nie zanosiło się na jakieś cudowne otwarcie. Otarłam spływającą po moim policzku łzę, słysząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
 - Jak się czujesz? – usłyszałam ciepły głos Michała. Jeszcze jego mi tu brakowało. Myślałam, że uda mi się udawać, że śpię. – Nie nabierzesz mnie, Zuza. Wiem, ze nie śpisz.
Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam oczy. Kubiak usiadł na krześle naprzeciwko mnie.
 - Zbyszek pojechał zawieźć Asię, więc uznałem, że to dobry moment na rozmowę – wyjaśnił.
 - Już ci mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać – odparłam.
 - Zuza, ale ja już nie wiem co robić. Na własną rękę próbowałem się dowiedzieć o co chodzi, ale ty nic nie mówisz, a o tym całym Bolo nie wspomnę – syknął. – Naprawdę chcę ci pomóc, bo wiem, ze to też ma związek ze mną.
 - Michał, daj spokój – mruknęłam.
 - Kocham cię Zuza i nigdy nie przestałem, nawet jeśli pomyślałaś, że jest inaczej – wyznał, patrząc mi głeboko w oczy. Dlaczego on to wszystko jeszcze bardziej komplikował? Łzy zaczęły ciurkiem spływać mi po policzkach. Siatkarz usiadł koło mnie i zaczął gładzić moje plecy. Rozkleiłam się kompletnie, mimowolnie wtulając się w przyjmującego.
 - Przepraszam, Michał – mówiłam przez płacz. – Mnie powinno już tu nie być.
 - Przestań gadać głupoty – mruknął. – Dobrze, że lekarzom udało się ciebie uratować. Zuza, samobójstwo nie rozwiązuje problemów. Wiesz dobrze, ze mi możesz o wszystkim powiedzieć.
 - Nie mogę – pokręciłam głową. – Jestem totalną kretynką.
 - Nie chcę naciskać, ale ja już nie wiem, co mam robić – westchnął, tuląc mnie mocniej. – Chciałbym naprawić nasze relacje.
 - Ze mną to się już chyba nic nie da naprawić – chlipnęłam.
Kubiak rozmawiał ze mną jeszcze chwilę, ale po niedługim czasie zmęczona płaczem zasnęłam. Obudziłam się 2 godziny później, przykryta kocem oraz z bólem głowy. Niechętnie wstałam, chcąc udać się do łazienki. W korytarzu po chwili zjawił się Zbyszek, słysząc, że drzwi od mojego pokoju się otwierają.
 - Wyspałaś się? – zagadał.
 - Średnio – wzruszyłam ramionami. – Mamy coś na ból głowy? Bo mnie coś rozsadzi zaraz.
 - Sprawdzę, czy coś jest – rzucił i zniknął w kuchni. Ja w tym czasie skorzystałam z toalety, krzywiąc się na wszystkie możliwe strony, widząc swoje odbicie w lustrze. Miałam podpuchnięte oczy i byłam jakaś czerwona na twarzy. Przemyłam ją i nałożyłam puder żeby nikogo nie straszyć. Chociaż mi to już niewiele pomoże.
Wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do brata, który czekał w kuchni z Apapem i szklanką wody. Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam od niego owe przedmioty. Po zażyciu udaliśmy się do salonu, wgapiając się w telewizor. Znowu zapanowała ta niezręczna cisza, której nie lubiłam.
 - Zuza, bo jest pewna sprawa – zaczął trochę niepewnie.
 - Tak, możesz jechać do Asi. Przecież nie jestem dzieckiem i mogę zostać sama. Obiecuję, że już nie zrobię żadnej głupoty – odparłam od razu.
 - Nie, nie – pokręcił głową. – Inna sprawa.
 - Jaka? – zdziwiłam się.
 - Chodzi o szkołę. Gadałem z twoją wychowawczynią i powiedziała, że z kilku przedmiotów masz niepewne oceny i pasowałoby żebyś napisała kilka sprawdzianów. Na lekcje pewnie nie będziesz chciała wrócić, a został ci niecały miesiąc, więc może nic nie stracisz.
 - Naprawdę mogę nie wracać do szkoły? – zdziwiłam się.
 - Szkolna pedagog uznała, że to może nie być dla ciebie dobre, no chyba, że chcesz..
 - Nie chcę – odwróciłam wzrok. W szkole musiałabym przebywać w jednej Sali z Izą, a wolałam nie widzieć tego jego triumfalnego spojrzenia, które na dodatek mówiło jakim to jestem zerem.
 - Jestem w stałym kontakcie z twoją wychowawczynią, więc powie co i kiedy masz poprawić i tylko po to będziesz musiała tam iść.
 - Dziękuję ci – przytuliłam brata, a on czule objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Miałam najlepszego brata na całym świecie.
 - Nie ma za co przecież – odparł zdziwiony.
 - Jest. Pomagasz mi, opiekujesz się mną, załatwiasz wszystko i przede wszystkim mnie znosisz, a ostatnio nie jestem zbyt dobra w kontaktach międzyludzkich – westchnęłam.
 - I tak teraz zrobiłaś postęp, bo rozmawiasz ze mną normalnie, a nie to co ostatnio – zaśmiał się lekko, chcąc rozluźnić atmosferę.
 - Przepraszam za wszystko, Zbyszek – przyznałam skruszona.
 - Po prostu obiecaj, że tego nie zrobisz już nigdy – westchnął . – Naprawdę nie wiem, co bym zrobił, jakbym jeszcze ciebie stracił.
 - Zachowałam się jak egoistka i chyba wreszcie to do mnie dotarło. Myślałam tylko o sobie, a nie o tobie, czy dziadkach. Zapomniałam, że z najbliższych masz tylko mnie..
 - Dlatego cieszę się, że zrozumiałaś to, choć niestety jakby po fakcie – skrzywił się. – I pamiętaj, że możesz przyjść do mnie z każdym problemem i jak będziesz już gotowa porozmawiać o tym, co cię do tego samobójstwa skłoniło, to wiesz gdzie jestem.
 - Kocham cię, braciszku – wtuliłam się w niego mocniej.

 - Ja ciebie też siostrzyczko – odparł troskliwie.

_______________________

Trochę to trwało, ale coś wypociłam jak widać. Cóż, wena nie przychodzi, a skoro zaczęłam tak trudny temat, to pasuje go jakoś kontynuować, a ja jakoś nie wiem jak :/ Macie może jakieś pomysły? Może mnie jakoś zainspirujecie ;)
Pozdrawiam ;*

16.05.2015

Rozdział 27

Po kilku minutach wrócił Zbyszek. Nie miał zbyt ciekawej miny. Od razu wstaliśmy i do niego podeszliśmy. Chciałem wiedzieć co z moją Zuzą.
 - Nie jest dobrze – westchnął. – Nerki i wątroba nie są uszkodzone, ale sporo tych leków się wchłonęło. Musiała zażyć to jakiś czas przed naszym przyjściem. Właściwie to był ostatni moment na jej uratowanie. Parę minut później i…
Urwał, bo doskonale wiedzieliśmy, co miał na myśli. Aż mi jakaś gula w gardle stanęła. Wolałem sobie nie wyobrażać, co by się stało gdybym nie wszedł od razu do jej pokoju. Od progu miałem dziwne przeczucia.
 - Ale teraz już okej, tak? – zapytał Łasko. On z nas był z Zuzą namniej związany emocjonalnie, więc pozytywne myślenie trzymało się go najbardziej.
 - Stan jest stabilny, ale jest w śpiączce.
 - Ale obudzi się, prawda? – zapytałem niemal szeptem.
 - Lekarz powiedział… że trzeba mieć nadzieję – przymknął oczy, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Usiadłem na krześle, bezsilnie chowając twarz w dłoniach. Tego właśnie się obawiałem.
 - Jest szansa, ąe nastąpi to w ciągu kilku dni, ale lekarz nie wie ile tego wzięła i ile zdążyło się wchłonąć – dodał. – Kurwa, jestem najgorszym bratem na świecie.
Kopnął w krzesło, a potem założył ręce na kark.
 - Przestań się obwiniać – rzuciłem. – Obaj zawaliliśmy, bo nic nie zauważyliśmy. Z nią musiało dziać się coś złego…
 - Chłopaki, ja wiem, że to dla was tylko głupie gadanie, ale błagam was, weźcie się w garść – odezwał się Łasko. – Zuza na pewno szybko się obudzi, ale musicie w to wierzyć. Dlaczego to zrobiła na razie jest nie ważne. Ona musi czuć, że ma w was wsparcie!
 - Masz rację – przyznałem mu rację. – To ona jest najważniejsza i musimy kurwa wierzyć, że będzie dobrze!
 - Mam nadzieję, że będzie dobrze – westchnął Zbyszek. Umówiliśmy się we dwóch, że będziemy u Zuzy na zmianę. Niestety problemem był trening, ale Asia, która została o wszystkim poinformowana powiedziała, że wtedy ona może przy niej siedzieć. Niby lekarz powiedział, że gdyby coś się działo, to nas od razu poinformuje, ale wiadomo jak to bywa w szpitalach. W całym zamieszaniu może nam powiedzieć, że się wybudziła już długo po fakcie. Na pierwszą noc został Ziębi. Był jej bratem więc to było zrozumiałe, że chce przy niej być od razu. Widziałem, że wyrzuca sobie, że jej nie przypilnował. Sam miałem o to do siebie pretensje, bo wiedziałem nieco więcej niż Zbyszek. Nie dawało mi spokoju, co takiego się stało, że Zuza chciała się zabić. Nie bardzo wiedziałem gdzie szukać odpowiedzi. Od razu po treningu, gdy Zibi pojechał do szpitala, ja skierowałem się pod szkołę blondynki. Czekałem może z 15 minut, ale w końcu zobaczyłem znajomą twarz, dla której się tam znalazłem. Zawołałem Gabrysię. Zdziwiła się trochę, dlaczego ją wołam. No tak, przecież ona jeszcze nic nie wiedziała..
 - Cześć Michał – przywitała się. – Jeśli szukasz Zuzy, to niestety nie wiem, gdzie jest. Nie odpisuje mi od wczoraj.
 - Hej – odparłem. – Wiem, gdzie jest Zuza i niestety nie mam dobrych wieści.
Westchnąłem i popatrzyłem na nią smutnym wzrokiem. Od razu zorientowała się, że coś jest nie tak.
 - Coś jej się stało? Błagam, nie mów, że tak…
 - Jest w szpitalu w śpiączce – powiedziałem, nie chcąc trzymać ją dłużej w niepewności. Dziewczyna zbladła, a oczy jej się zaszkliły.
 - Ale… jak? Co się stało? – pytała nerwowo. Była bliska płaczu.
 - Połknęła opakowanie tabletek nasennych i popiła winem.
 - Chciała się zabić?! Dlaczego?! – nie dowierzała moim słowo.
 - Własnie nie wiemy i myślałem, że może ty mi coś podpowiesz. Nie zwierzała ci się ostatnio z jakiś problemów?
 - Nie, chyba nie – zastanowiła się chwilę. – Chociaż ostatnio była jakaś inna…
 - Właśnie to, ze była jakaś nieswoja to wszyscy zauważyliśmy dopiero po fakcie – westchnąłem. – Na pewno nie wiesz czegoś, czego my nie wiemy?
 - W sumie – zawahała się.
 - Gabi, proszę cię, to może być ważne – spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
 - Pewnie mnie później zabije, ale mi się to i tak od początku nie podobało – pokręciła głową. – Zuza od jakiegoś czasu chodzi na takie nielegalne wyścigi za miastem. Wiesz, zawsze kręciła ją szybka jazda. Znaczy ona sama nie jechała, ale poznała tam takiego chłopaka, który pozwalał jej z nim jeździć.
 - Jakiego chłopaka? – zdziwiłem się. Coś zaczęło świtać mi w głwoie i jakby był to mały puzel, potrzebny do całej układanki. W jednej sekundzie miałem kilka możliwych scenariuszy w głowie.
 - Wiem, że mówili na niego Bolo. To jakiś kolega Wojtka.
 - Może to on jej coś zrobił? – zastanawiałem się na głos.
 - Zuza zwierzyła mi się, że on jest jakiś dziwny i nie potrafi go rozgryźć. Spotykali się od jakiegoś czasu, ale z tego co wiem, to nie byli razem, a ona nawet nie chciała…
 - Dzięki, że mi o tym powiedziałaś. Chcę się dowiedzieć, co się takiego stało, że chciała się zabić, a ten Bolo wydaje się być podejrzany, z tego co mówisz.
 - Wojtek pewnie wie, gdzie go możesz znaleźć. Wiem, że kochasz Zuzę jak siostrę, więc uważaj i nie poturbuj go, okej?
 - Nie bój się – uśmiechnąłem się lekko. – Tylko z nim porozmawiam. Chcesz jechać teraz do szpitala?
 - A jedziesz?
 - Mogę cię podwieźć, bo ja muszę załatwić jeszcze jedną sprawę – odparłem. Dziewczyna wsiadła do mojego Infiniti. W ciągu tych kilku minut dowiedziałem się jeszcze co nieco o tym chłopaku i wyścigach. Zacząłem podejrzewać, że to właśnie on był przyczyną naszego zerwania. Ale w takim razie dlaczego Zuza powiedziała, że nie chce z nim być? Wiedziałem, że jestem dla niej ważny. Miałem okropny mętlik w głowie. Obawiałem się, że ten chłopak ją skrzywdził. Nie darowałbym mu tego.

Gabi wysiadła pod szpitalem. Powiedziałem, że za niedługo przyjadę zmienić Zbyszka i poprosiłem żeby mu to przekazała. Sam udałem się do Wojtka. Adres miałem od Gabryśki. Zdziwił się moją wizytą i też zbladł, słysząc że Zuza jest w szpitalu. Nie chciałem mu jednak zdradzać zbyt wielu szczegółów. Gabi to co innego, bo wiem,  że to jej najlepsza przyjaciółka.
 - Ale po co ci jego adres? – zastanawiał się.
 - Jest mi bardzo potrzebny. Możesz mi go dać? – powoli się denerwowałem.
 - Myślisz, że on coś zrobił Zuzie?
 - Nie wiem i chcę się dowiedzieć – westchnąłem poirytowany. – To jak?
 - Zaraz ci zapiszę go na kartce – powiedział i zniknął w głębi domu. Po chwili wiedziałem, gdzie się udać i szukać odpowiedzi.
Pod odpowiednim mieszkaniem byłem po kilku minutach. Jastrzębie-Zdrój nie jest bardzo skomplikowanym miastem, a jak się zna skróty to przemieszczanie się jest jeszcze szybsze. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem aż właściciel mi otworzy. Stało się tak po krótkiej chwili. Chłopak był wysokim i wysportowanym mężczyzną. Nie znałem się na męskiej urodzie, ale chyba był dość przystojny. Mimowolnie zacisnąłem jedną pięść.
 - A ty tu po co? – warknął. Jak widać znał mnie i to zapewne nie z boiska siatkarskiego.
 - Pogadać. Zapewne wiesz o kim – spojrzałem na niego z nienawiścią. Od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że się nie polubimy. Kierowała mną troska o Bartman, ale także i zazdrość.
 - Nie wiem co ci Zuza naopowiadała, ale to nie jest tak… - zaczął się dziwnie tłumaczyć.
 - Ej, ej, stój – machnąłem ręką. – Właśnie Zuza mi nic nie powiedziała, ale stało się coś w czym jak się domyślam maczałeś palce.
Zgromiłem go spojrzeniem. Pozwolił mi wejść do środka, bo nie chciał rozmawiać na korytarzu. Wiedziałem, że nie będzie to miła rozmowa.
 - To skoro ci nic nie mówiła, to skąd w ogóle o mnie wiesz? – zaciekawił się. W jego sposobie bycia było coś takiego cwaniaczkowatego, co mnie odpychało. Nie wiedziałem, co tak pociągało Zuzę.
 - Z pewnych źródeł wiem co nieco. A teraz mów, co jej zrobiłeś, skurwysynie – warknąłem.
 - Uważaj na słowa – syknął. – To przecież ty romansowałeś na boku z jakąś lalunią.
 - Co ty pieprzysz człowieku?
 - A Aldonka? – zaśmiał się. – Wystarczyło parę rozmów ze mną by Zuzka przejrzała na oczy, co z ciebie za typ.
 - To ty jej kazałeś ze mną zerwać – wysyczałem przez zęby. Miałem ochotę zetrzeć mu ten cwaniacki uśmieszek z twarzy.
 - Nic jej nie kazałem. Ale przemówiłem do rozumu, a widać to podziałało – zaśmiał się. – Widać wolała lepszego.
 - Nie mówisz mi wszystkiego – popatrzyłem twardo. – Widzę to.
 - Chcesz opis naszej upojnej nocy? – zaśmiał się, a wtedy już nie wytrzymałem i przywaliłem mu. Zatoczył się do tyłu, ale nie przewrócił. Rozmasował sobie bolące miejsce i pokręcił głową.
 - Łatwo cię wyprowadzić z równowagi.
 - Wiem, ze nie mówisz mi wszystkiego – podniosłem ton. – Bo kurwa bez powodu nie próbowała by się zabić!
 - Co? – zpytał zdziwiony. Zbladł, co mnie zdziwiło. – Co z nią? Jak to kurwa chciała się zabić?!
 - Normalnie. I wiem, ze maczałeś w tym palce – syknąłeś.
 - Ja… - zawahał się. – Muszę się z nią zobaczyć.
Chwycił za kurtkę, ale go powstrzymałem.
 - Jest w śpiączce, teraz z nią nie pogadasz – odparłem. – Widzę, że cię to ruszyło, więc na bank masz coś na sumieniu.
 - Nie twój zasrany interes. Wynoś się z mojego mieszkania!
 - Jeszcze się zobaczymy, a jak już się dowiem, co jej zrobiłeś, to gwarantuję, ze jestem zdolny do wszystkiego – zgromiłem go spojrzeniem i wyszedłem, trzaskając drzwiami. Za dużo czasu już na niego zmarnowałem. Postanowiłem udać się do Zuzy, bo to ona była przecież najważniejsza.

Wszedłem do szpitalnej Sali, w której leżała moja ukochana. Zbyszek cały czas przy niej czuwał. Obok stała Gabi, która jak widać jeszcze nie poszła do domu. Spojrzała na mnie wymownie, ale pokazałem żeby była cicho. Wolałem żeby ta cała sprawa z Bolem została między nami. Zbyszek by mu nie odpuścił, a gdyby wiedział o wszystkim, to ja również byłbym bez życia.
 - Idź do domu i się zdrzemnij. Załatwiłem ci wolne popołudnie – powiedziałem do przyjaciela.
 - Dzięki, stary – uśmiechnął się lekko. – Gdyby coś…
 - Dam ci znać – dokończyłem. Siatkarz pożegnał się z nami i opuścił pomieszczenie.
 - Gadałeś z tym Bolem, prawda? – zapytała Gabrysia. Kiwnąłem twierdząco głową.
 - Nie powiedział mi wszystkiego, ale jestem pewny, że ma coś wspólnego z tą próbą samobójczą – westchnąłem.
 - Jaki on w ogóle jest?
 - Jakiś pieprzony cwaniaczek – syknąłem. – Jak się dowiem, co zrobił Zuzie, to mu nogi z dupy powyrywam.
 - Spróbuję pogadać z Wojtkiem. Może on się czegoś dowie, bo to jego kumpel – obiecała.
 - Zajebistych sobie kumpli wybiera – pokręciłem głową.
 - Muszę lecieć już, ale dasz mi znać gdyby coś się działo?
 - Jasne, leć.
Pożegnała się i wyszła. Zostałem wreszcie ze śpiącą Zuzą sam na sam. Chwyciłem ją delikatnie za bladą dłoń. W ogóle była bardzo blada. Miałem wrażenie, że bardzo schudła w ostatnim czasie, ale z tego co mówił Zbyszek, to ostatnio jej odbiło, ze niby jest za gruba. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy. Według mnie miała doskonałą sylwetkę. Była wysoką i szczupłą dziewczyną. W dodatku była wysportowana. Nie była jednak taką zwykłą tyczką, jak niektóre wysokie laski. Miała bardzo kobiece, piękne kształty. Była prześliczna. Mógłbym na nią patrzeć i podziwiać godzinami. Jej spojrzenie było wręcz cudowne. Kochałem te radosne iskierki, których już dawno nie widziałem. Uwielbiałem trzymać ją w ramionach, czuć jej ciepło i to, że jest blisko mnie. Smak jej ust był nie do zapomnienia.
 - Obudź się – pogłaskałem jej dłoń. – Nie możesz się poddać. W końcu jesteś Bartmanówna, wy się nie poddajecie.
Niestety ani drgnęła. Westchnąłem zrezygnowany. To będzie zdecydowanie najgorszy okres w moim życiu. Nie będzie wiadomo, kiedy się obudzi i ta niewiedza jest najgorsza. W dodatku byłem kompletnie bezsilny i mogłem jedynie czekać.


Czy śmierć musi być bolesna? Jak ona w ogóle wygląda? Otaczała mnie kompletna ciemność i dziwna, obca pustka. Bałam się. Jeżeli tak wyglądała śmierć to zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie. Oglądanie przez całą wieczność ‘’niczego’’ było straszną perspektywą. W dodatku za karę zostałam świadoma. Tak kończą tacy tchórze jak ja. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie umiałam uronić choćby jednej łzy. Chyba powoli zaczynałam wariować. To mnie przytłaczało. Chciałam wszystko cofnąć i uwolnić się z tej nicości. Próbowałam krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobywał się żaden głos. Powoli zaczynałam tracić siły. Traciłąm zmysły, jeżeli je w ogóle jeszcze posiadałam.
Po długim czasie takiej egzystencji poczułam niewyobrażalny ból i zobaczyłam jakieś światło. Skuliłam się i zaczęłam dusić. Nagle znalazłam się w bardzo obcym mi miejscu, a nade mną stał jakiś nieznajomy mężczyzna. Światło bardzo mnie raziło. Kaszlałam, chcąc unormować oddech. Założono mi jakąś maskę, dzięki której szybko zaczęłam w miarę normalnie oddychać.
 - Witamy w świecie żywych – uśmiechnął się ten człowiek. Powoli zaczynałam przyczajając się do tej jasności i w końcu zrozumiałam, że jest on lekarzem. Czyli jednak nie umarłam…
 - Gdzie ja… - chciałam spytać, ale czułam się bardzo słabo.
 - Proszę nic nie mówić, bo utrudnia to pani oddychanie – oznajmił medyk. – Jest pani w szpitalu. Pamięta pani, dlaczego się tu znalazła?
Kiwnęłam niepewnie głową i przymknęłam oczy. Czułam się okropnie. Wszyscy pewnie mieli mnie za szurniętą wariatkę.
 - Czy coś panią boli? – pytał dalej. Pokazałam na klatkę piersiową, a potem głowę.
 - Była pani jakiś czas w śpiączce, więc to normalne. Proszę wypoczywać, a ja zawołam pani brata.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Zbyszek, a zaraz za nim Michał. Obaj wyglądali na bardzo przejętych. Widząc mnie na ich twarzy malowała się jednak ulga.
 - Zuz, nawet nie wiesz jak się o ciebie baliśmy – Zibi chwycił mnie za rękę i pogłaskał po głowie.
 - Przepraszam – szepnęłam cicho, zdejmując na chwilę tą maskę tlenową, jak się domyśliłam. Brat natychmiast mi ją poprawił.
 - Ciii, odpoczywaj malutka – powiedział.
 - Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że już o nas wróciłaś – w końcu odezwał się Kubiak. Spojrzałam na niego smutnymi oczami. Jemu najbardziej byłam winna wyjaśnienia, ale nie potrafiłam mu cokolwiek powiedzieć.
 - Ile.. – zaczęłam, ale mi przerwał.
 - 5 dni spałaś – objaśnił. Otworzyłam szerzej oczy. Tak długo to jeszcze nigdy nie spałam.

Trochę dziwna atmosfera panowała w mojej Sali. Nie bardzo miałam siłę mówić i w ogóle byłam osłabiona. Zbyszek głównie nawijał o jakiś pierdołach. Chyba chciał mi jakoś myśli zająć. Wiedziałam, że prędzej, czy później zapyta o powód mojej nieudanej próby samobójczej. Bałam się tego momentu, bo wiedziałam, że mój brat nie odpuści. To wszystko było moją winą i bardzo żałowałam, że jednak mnie uratowano. Gdybym sobie jednak te żyły podcięła, to na pewno nie byłoby szans. 

_____________

Wiem, że trochę długo was przytrzymałam w niepewności, ale mam nadzieję, że ktoś czekał. pomysły mam, czas też i mam nadzieję, że wena też sie pojawi, bo chcę dodawać rozdziały regularnie
Pozdrawiam ;*