- Nie chcę cię
męczyć, ale.. – zaczął Michał, gdy zostaliśmy w sali sami. Kubiak prawie siłą
wygonił mojego brata, który znów spędził całą noc przy moim łóżku. Czułam się
winna temu, że pewnie przez to jest zmęczony, a do tego jeszcze miał treningi.
- Dlaczego to
zrobiłaś? – zapytał w końcu, a ja tylko odwróciłam wzrok. Jemu też nie chciałam
mówić. Po co chwalić się przed całym światem, że jestem największą kretynką na
ziemi, która na własne życzenie spieprzyła sobie życie i na dodatek nie umie go
sobie porządnie odebrać?
- Spójrz na mnie, Zuza – usiadł przede mną i chwycił
za dłoń. Wyrwałam ją jednak szybko i położyłam sobie na brzuchu. Przymknęłam
powieki, bo nie chciałam żeby wydobyły się spod nich łzy. – Skarbie, czemu?
Jeśli ten Bolo cię skrzywdził…
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Skąd…? – spytałam
cicho.
- Chciałem się
dowiedzieć dlaczego i usłyszałem o nim. Z rozmowy wywnioskowałem, że to po
części przez niego, prawda?
- To moja wina –
wyznałam. – Nie męcz mnie już…
- Martwimy się o
ciebie. Wiem, że Zbyszkowi pewnie wszystkiego nie powiesz, ale mi możesz zaufać
– pogłaskał mnie po policzku, po którym powoli zaczęły cieknąć łzy.
- Po co mnie
ratowaliście? – zapytałam z wyrzutem.
- Co ty bredzisz? –
nie dowierzał moim słowom. – Nie mogliśmy pozwolić ci tak po prostu umrzeć!
Wiesz, jak tu wariowaliśmy, jak nie było wiadomo, co z tobą?! Myślałem, że od
zmysłów odejdę ze strachu!
- Ale ja nie chcę
żyć – syknęłam i przewróciłam się na bok, odwracając do niego plecami.
- Zuza, nawet jeśli
jest bardzo źle, to nie można sobie odbierać przez to życia – powiedział już
cieplej.
- Ale ja go już nie
miałam i tak, sama je spieprzyłam – rzuciłam słabym głosem. Dużo kosztowała
mnie ta rozmowa.
Na szczęście nie musieliśmy jej na razie kontynuować, bo
do pomieszczenia wpadła Gabrysia. Od razu rzuciła mi się na szyję. Po chwili
jednak oderwała się i przeprosiła, bo uściskała mnie trochę za mocno, bo aż
zaczęłam kaszleć.
- Tak się o ciebie
bałam – wyznała. – Zwariowałaś do reszty czy jak?
- Dajcie mi wszyscy
spokój – powiedziałam głośniej i odwróciłam do nich plecami. Zaczęłam cicho
płakać. Ktoś głaskał mnie po ramieniu. Była to drobna dłoń, więc musiała to być
moja przyjaciółka. Przede mną kucnął Michał, bo obszedł łóżko dookoła.
- Dowiem się, co on
ci zrobił, nawet jeśli ty nie chcesz tego powiedzieć – stwierdził , patrząc w
moje zapłakane oczy. Następnie pocałował mnie w czoło i wyszedł z
pomieszczenia. Gabi jeszcze została, ale nie odzywała się. Wiedziała, że i tak
niczego się nie dowie, a nie chciała mnie pewnie jeszcze denerwować. Po kilku
minutach ciszy znowu postanowiła coś powiedzieć.
- Jak się w ogóle
czujesz? – zapytała z wyczuwalną troską w głosie.
- Ujdzie – odparłam
cicho. Byłam jeszcze osłabiona i ta rozmowa wcześniejsza kosztowała mnie
nadzwyczaj dużo wysiłku. Zapewne było to normalne po śpiączce.
- Czemu nie chcesz
powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś?
- Bo spieprzyłam
sobie życie, tyle wam starczy.
- Zmieniłaś się,
Zuza – westchnęła. – Zuza, którą znałam nigdy by nie zrobiła czegoś takiego.
Nie byłaś tchórzem. Nie wiem, co takiego się stało, ale mam nadzieję, że kiedyś
nabierzesz odwagi i nam to wyjaśnisz. Najbardziej chyba jesteś to winna
Zbyszkowi. Tyle miałam do powiedzenia, a teraz cię zostawię, bo pewnie nie
chcesz mnie już słuchać. Przyjdę jutro – powiedziała, a potem wyszła z sali.
Zostałam wreszcie sama.
W pewnym sensie Gabrysia miała rację. Zmieniłam się.
Niestety nie były to zmiany na lepsze. Zamknęłam się w sobie. Próba samobójcza
była tchórzostwem. Jednak było za późno. Co się stało, już się nie odstanie.
Skoro nie umiałam nawet porządnie ze sobą skończyć, to teraz będę się dalej
męczyć na tym świecie i z każdej strony będą mnie atakować pytaniami, dlaczego
to zrobiłam, co się stało itp. Nie chciałam odpowiadać. Nie chciałam im się
przyznać, jaką idiotką byłam. To była tylko i wyłącznie moja wina. Nie mogę
winić Michała, bo przecież to ja z nim zerwałam. Skoro był wolny, to Aldona
mogła spokojnie go kokietować i pewnie powoli osiągała swój cel. Nie wiedziała nic
o naszym związku, więc nie mogłam ją też obwiniać za cokolwiek. Uświadomiła mi
po prostu parę kwestii, jak np. to, że ja i Michał nigdy nie będziemy razem. Bo
co on w ogóle widział w kimś takim jak ja? Za jakiś czas pewnie zrozumie, że się
pomylił i to nie była miłość, ale raczej jakieś zauroczenie powiązane z
powiązaniem i przyjaźnią. No i jest jeszcze Bolo… od początku mnie do niego
ciągnęło i to ja sama byłam za to odpowiedzialna. To co między nami było nie
powinno mieć miejsca. Nie wiem czemu wyłączyłam swoją czujność. Przecież to
było zbyt szybko i zbyt prosto. Gdzieś musiał być haczyk. Nie sądziłam, że mogę
być taka naiwna i tak się pomylić. Nie wiem też, co ja zrobiłam Izie, że
zaplanowała coś takiego. Dobrze, ze jednak Hubert nie nagrał naszej wspólnej
nocy. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby taki film powstał i trafił w ręce
tej jędzy. Wtedy to bym się nie zawahała i spróbowała się zabić jeszcze raz, a
potem następny gdyby znów zachciało im się mnie ratować.
Gdy rano się obudziłam, to w mojej sali był już Zbyszek.
Uśmiechnął się, widząc, że podnoszę powieki.
- Dobrze widzieć,
że się budzisz – przyznał. – Miła odmiana.
Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Właściwie nie
wiedziałam też o czym z nim rozmawiać. Zibi próbował mnie zagadywać i gadać o
głupotach. Mówił, co słychać w klubie, u Asi, u sąsiadów. Takie duperele.
Wiedziałam, że powstrzymywał się, żeby po raz kolejny zapytać jaka była
przyczyna mojej próby samobójczej.
- Babcia z
dziadkiem wiedzą? – odezwałam się w końcu.
- Nie – pokręcił
głową. – Wiem, że teraz potrzebny ci spokój, a znasz ich..
- Dziękuję, że im
nie powiedziałeś – spojrzałam mu w oczy.
- Zadzwoń do nich.
Już chyba 15 razy ich musiałem jakoś oszukać. Mówiłem, że cię nie ma w domu, że
zapomniałaś telefonu, że jesteś u koleżanki…
- Przepraszam, ale
na razie nie jestem w stanie z nimi choćby chwilę pogadać – westchnęłam.
- Wiem, malutka –
pogłaskał moją dłoń. – Bobek się za tobą stęsknił.
- Skąd wiesz? To
pies. Nie umie mówić.
- Ale widać, że od
kilku dni jest nieswój i ciągle przesiaduje u ciebie w pokoju.
Uśmiechnęłam się lekko. To miłe, że w tak krótkim czasie
ten zwierzak się do mnie zdążył przywiązać.
- Jak wrócisz, to
pewnie oszaleje z radości – zaśmiał się.
- Wiesz może, kiedy
mnie wypiszą? – zapytałam.
- Lekarz na razie
nie wie. Jeszcze wolą cię potrzymać na obserwacji żeby zobaczyć jak radzi sobie
twój organizm. Strasznie wykończona jesteś. To pewnie przez to twoje
odchudzanie się. Nie wiem, po co ci ono w ogóle było.
- Daruj sobie –
wywróciłam oczami.
- Dobrze,
przepraszam – westchnął.
Nastała chwila ciszy. Była ona trochę niezręczna i taka
niepodobna do nas.
- Zuza, ja naprawdę
chcę ci pomóc. Powiedz tylko jak – spojrzał na mnie. – Dopóki nie zaczniesz
mówić, to nie będę wiedział czy robię dobrze.
- Nie chcę o tym
mówić – rzuciłam i odwróciłam się do niego plecami. W sumie opanowałam to chyba
do perfekcji, bo zachowywałam się tak przez kilka następnych dni. Gdy tylko
ktoś poruszał ten temat, to zaczynałam milczeć, odwrócona w drugą stronę. Niby
wiedziałam, ze mają dobre chęci i chcą dla mnie jak najlepiej, ale akurat tu
musiałam poradzić sobie sama. Ja zawaliłam, więc ja będę cierpieć. Każdy ponosi
odpowiedzialność za swoje czyny i sprawiedliwość również i mnie dosięgnęła.
Po tygodniu lekarz wreszcie dał mi upragniony wypis.
Miałam już dość tego miejsca. W dodatku codziennie przychodził do mnie
psycholog i próbował coś ze mnie wyciągnąć. Marne były te jego starania, tak
jak i innych. Nie chciałam o tym z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z obcym
człowiekiem.
Już w południe Zbyszek stawił się w mojej Sali. Zwolnił
się wcześniej z treningu, choć mówiłam, że nie musi, bo mogę wrócić sama. Uparł
się jak zwykle i pewnie bał się mnie zostawić samą poza szpitalem. Chyba muszę
się do tego przyzwyczajać. Wziął moją torbę i z lekkim uśmiechem opuścił
pomieszczenie, przepuszczając mnie w drzwiach. Podziękował mojemu lekarzowi i
po wymianach uprzejmości mogliśmy pójść do samochodu. W drodze opowiadał mi, że
mieszkanie jest całe, mimo iż ostatnio mieszkał w nim beze mnie. Przytakiwałam
mu tylko, bo ostatnimi czasy i tak ciężko było o jakąkolwiek normalną rozmowę
między mną, a kimkolwiek. Wspomniał także, że Asia ugotowała specjalny obiad z
okazji mojego powrotu. To miłe z jej strony. Nie rozumiałam tylko dlaczego oni
wszyscy tak na siłę się dla mnie starali. Dla takiego tchórza nie było przecież
warto…
Gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego mieszkania, to do
moich nóg przybiegł Bobek. Przykucnęłam przy psiaku i zaczęłam go głaskać.
Wesoło merdał ogonem i szczekał, witając się.
- Widzisz, mówiłem,
że się stęsknił – zaśmiał się mój brat.
- Cześć, Zuza –
usłyszałam Asię. Przytuliłam ją lekko, odpowiadając to samo.
- Obiad będzie za 5
minut – oznajmiła, ponownie znikając w kuchni.
- To ja pójdę po
Michała, bo obiecałem, że go dziś nakarmimy – powiedział Zbyszek i wyszedł.
Poszłam więc do swojego pokoju, w którym ostatni raz byłam, biorąc te tabletki
nasenne. Odłożyłam torbę na biurko i usiadłam na łóżku. Westchnęłam głęboko.
Trochę dziwnie się czułam, jakby skrępowana. Nie sądziłam, że powrót do domu
będzie taki trudny. Po chwili usłyszałam dźwięk drzwi i dwójkę siatkarzy.
Zawołali mnie do kuchni, bo obiad był już gotowy. Niechętnie się tam udałam.
- Dobrze cię
widzieć w domu – zaczął Kubiak, gdy mnie zobaczył. Podszedł do mnie i lekko
mnie przytulił. Do moich nozdrzy doszedł ten jego niesamowity zapach, co
jedynie bardziej mnie zdołowało. Każdy, choćby minimalny kontakt z Michałem
przypominał mi o tym, jaką jestem idiotką.
- Siadajcie, już
wam nakładam – oznajmiła Michalska. Uczyniliśmy to, o co prosiła. Kubiak cały
czas mnie obserwował. Nie pomagał mi ani trochę.
W nieco sztywnej atmosferze zjedliśmy pyszny obiad. Asia
naprawdę dobrze gotuje, co przyznałam na głos. Podziękowała z uśmiechem. Ziębi
myślał, że po tym nawiążemy jakąś rozmowę, w którą się włączę, ale cóż, nie
wyszło. Po obiedzie udałam się do pokoju, pod pretekstem bólu głowy. Położyłam
się na łóżku, zwijając w kłębuszek. Nie umiałam poradzić sobie sama ze sobą.
Takie zwykłe sytuacje nawet były dla mnie za trudne. Doskonale odczuwałam, że
atmosfera w naszym mieszkaniu jest dziwna. Jednak to ja byłam przyczyną tych
wszystkich problemów. Wszyscy starali mi się pomóc, a ja zamknęłam się w sobie
i nie zanosiło się na jakieś cudowne otwarcie. Otarłam spływającą po moim
policzku łzę, słysząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Jak się czujesz?
– usłyszałam ciepły głos Michała. Jeszcze jego mi tu brakowało. Myślałam, że
uda mi się udawać, że śpię. – Nie nabierzesz mnie, Zuza. Wiem, ze nie śpisz.
Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam oczy. Kubiak usiadł
na krześle naprzeciwko mnie.
- Zbyszek pojechał
zawieźć Asię, więc uznałem, że to dobry moment na rozmowę – wyjaśnił.
- Już ci mówiłam,
że nie chcę o tym rozmawiać – odparłam.
- Zuza, ale ja już
nie wiem co robić. Na własną rękę próbowałem się dowiedzieć o co chodzi, ale ty
nic nie mówisz, a o tym całym Bolo nie wspomnę – syknął. – Naprawdę chcę ci
pomóc, bo wiem, ze to też ma związek ze mną.
- Michał, daj
spokój – mruknęłam.
- Kocham cię Zuza i
nigdy nie przestałem, nawet jeśli pomyślałaś, że jest inaczej – wyznał, patrząc
mi głeboko w oczy. Dlaczego on to wszystko jeszcze bardziej komplikował? Łzy
zaczęły ciurkiem spływać mi po policzkach. Siatkarz usiadł koło mnie i zaczął
gładzić moje plecy. Rozkleiłam się kompletnie, mimowolnie wtulając się w
przyjmującego.
- Przepraszam,
Michał – mówiłam przez płacz. – Mnie powinno już tu nie być.
- Przestań gadać
głupoty – mruknął. – Dobrze, że lekarzom udało się ciebie uratować. Zuza,
samobójstwo nie rozwiązuje problemów. Wiesz dobrze, ze mi możesz o wszystkim
powiedzieć.
- Nie mogę –
pokręciłam głową. – Jestem totalną kretynką.
- Nie chcę naciskać,
ale ja już nie wiem, co mam robić – westchnął, tuląc mnie mocniej. – Chciałbym
naprawić nasze relacje.
- Ze mną to się już
chyba nic nie da naprawić – chlipnęłam.
Kubiak rozmawiał ze mną jeszcze chwilę, ale po niedługim
czasie zmęczona płaczem zasnęłam. Obudziłam się 2 godziny później, przykryta
kocem oraz z bólem głowy. Niechętnie wstałam, chcąc udać się do łazienki. W
korytarzu po chwili zjawił się Zbyszek, słysząc, że drzwi od mojego pokoju się
otwierają.
- Wyspałaś się? –
zagadał.
- Średnio –
wzruszyłam ramionami. – Mamy coś na ból głowy? Bo mnie coś rozsadzi zaraz.
- Sprawdzę, czy coś
jest – rzucił i zniknął w kuchni. Ja w tym czasie skorzystałam z toalety,
krzywiąc się na wszystkie możliwe strony, widząc swoje odbicie w lustrze.
Miałam podpuchnięte oczy i byłam jakaś czerwona na twarzy. Przemyłam ją i
nałożyłam puder żeby nikogo nie straszyć. Chociaż mi to już niewiele pomoże.
Wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do brata, który czekał
w kuchni z Apapem i szklanką wody. Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam od niego
owe przedmioty. Po zażyciu udaliśmy się do salonu, wgapiając się w telewizor.
Znowu zapanowała ta niezręczna cisza, której nie lubiłam.
- Zuza, bo jest
pewna sprawa – zaczął trochę niepewnie.
- Tak, możesz
jechać do Asi. Przecież nie jestem dzieckiem i mogę zostać sama. Obiecuję, że
już nie zrobię żadnej głupoty – odparłam od razu.
- Nie, nie –
pokręcił głową. – Inna sprawa.
- Jaka? – zdziwiłam
się.
- Chodzi o szkołę.
Gadałem z twoją wychowawczynią i powiedziała, że z kilku przedmiotów masz
niepewne oceny i pasowałoby żebyś napisała kilka sprawdzianów. Na lekcje pewnie
nie będziesz chciała wrócić, a został ci niecały miesiąc, więc może nic nie
stracisz.
- Naprawdę mogę nie
wracać do szkoły? – zdziwiłam się.
- Szkolna pedagog
uznała, że to może nie być dla ciebie dobre, no chyba, że chcesz..
- Nie chcę –
odwróciłam wzrok. W szkole musiałabym przebywać w jednej Sali z Izą, a wolałam
nie widzieć tego jego triumfalnego spojrzenia, które na dodatek mówiło jakim to
jestem zerem.
- Jestem w stałym
kontakcie z twoją wychowawczynią, więc powie co i kiedy masz poprawić i tylko
po to będziesz musiała tam iść.
- Dziękuję ci –
przytuliłam brata, a on czule objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
Miałam najlepszego brata na całym świecie.
- Nie ma za co
przecież – odparł zdziwiony.
- Jest. Pomagasz
mi, opiekujesz się mną, załatwiasz wszystko i przede wszystkim mnie znosisz, a
ostatnio nie jestem zbyt dobra w kontaktach międzyludzkich – westchnęłam.
- I tak teraz
zrobiłaś postęp, bo rozmawiasz ze mną normalnie, a nie to co ostatnio – zaśmiał
się lekko, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Przepraszam za
wszystko, Zbyszek – przyznałam skruszona.
- Po prostu
obiecaj, że tego nie zrobisz już nigdy – westchnął . – Naprawdę nie wiem, co
bym zrobił, jakbym jeszcze ciebie stracił.
- Zachowałam się
jak egoistka i chyba wreszcie to do mnie dotarło. Myślałam tylko o sobie, a nie
o tobie, czy dziadkach. Zapomniałam, że z najbliższych masz tylko mnie..
- Dlatego cieszę
się, że zrozumiałaś to, choć niestety jakby po fakcie – skrzywił się. – I pamiętaj,
że możesz przyjść do mnie z każdym problemem i jak będziesz już gotowa
porozmawiać o tym, co cię do tego samobójstwa skłoniło, to wiesz gdzie jestem.
- Kocham cię,
braciszku – wtuliłam się w niego mocniej.
- Ja ciebie też
siostrzyczko – odparł troskliwie.
_______________________
Trochę to trwało, ale coś wypociłam jak widać. Cóż, wena nie przychodzi, a skoro zaczęłam tak trudny temat, to pasuje go jakoś kontynuować, a ja jakoś nie wiem jak :/ Macie może jakieś pomysły? Może mnie jakoś zainspirujecie ;)
Pozdrawiam ;*