- Młoda, wstawaj!
– usłyszałam nad sobą, a po chwili poczułam, jak wielkie łapska mojego brata
zdzierają ze mnie kołdrę.
- Spadaj i daj
spać – wymamrotałam w poduszkę.
- Zuza, codziennie
odstawiasz takie cyrki – westchnął. – Jak nie wstaniesz teraz, to do szkoły
pójdziesz z buta.
Okej, ten argument na mnie podziałał. Zwlekłam się z
cieplutkiego łóżeczka i doczołgałam do łazienki. Zimna woda mnie pobudziła.
Ogarnęłam się jakoś i ubrałam (link). Połowa grudnia, więc temperatura była
niska. W dodatku tej nocy po raz pierwszy spadł śnieg. Pocieszał mnie fakt, że
niedługo moje urodziny. Szykowała się duża i świetna impreza! Już się doczekać
nie mogłam. W końcu miałam stać się pełnoletnia. Dużo osób na to czekało i ja
także byłam w tym zacnym gronie. Czułam jednak, że to i tak niewiele zmieni w
moim życiu.
Wyszłam wraz ze Zbyszkiem w mieszkania, wcześniej
zamykając je na klucz. Gdy wyszliśmy z bloku i Zibi skierował się na parking w
celu wyjechania autem, ja zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam szperać w mojej
torebce, ponieważ nie byłam pewna, czy włożyłam do niej telefon. Po chwili
zorientowałam się, że cały czas mam go w kieszeni. Nieogarnięta ja – normalka.
- Orientuj się,
Bartmanówna! – usłyszałam gdzieś z oddali i poczułam na swojej twarzy śnieżkę.
Zacisnęłam usta w cienką linię i przetarłam rękawiczką twarz.
- Nie żyjesz,
Kubiak – warknęłam w stronę przyjmującego, który śmiał się w najlepsze.
Postanowiłam się mu odpłacić pięknym za nadobne. Wykorzystałam moment, że
zwijał się ze śmiechu i wzięłam w garść trochę śniegu. Szybko ulepiłam z niego
jakby kulkę, zamachnęłam się i rzuciłam w siatkarza. Teraz to ja byłam górą, bo
śnieżna wylądowała mu centralnie na środku twarzy. Widziałam, że już się zbiera
żeby mi oddać, ale w tym momencie podjechał Zibi, więc odetchnęłam z ulgą i
szybko wsiadłam do samochodu. Śnieżka wylądowała na szybie. Mój brat spojrzał
na przyjaciela, jak na niedorozwiniętego. Michał usiadł z tyłu.
- Pojebało cię,
czy jak? – zaczął od razu brunet.
- Sorry, to w Zuzę
miało być – wyjaśnił. Po chwili uśmiechnął się łobuzersko i nachylił trochę do
przodu. Nie zdążyłam nawet zareagować, bo wrzucił mi śnieg za kołnierz.
Pisnęłam i aż podskoczyłam w miejscu. Jakie to było zimne!
- Ty debilu –
syknęłam, wyciągając resztki, które nie zdążyły się roztopić.
- Ej, nie róbcie
mi syfu w aucie – upomniał nas mój braciszek.
- Musiałem się
odpłacić – wyszczerzył się szatyn, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
- Jesteś
nienormalny – wywróciłam oczami i przez resztę drogi pod moją szkołę się do
niego nie odezwałam. Jak foch, to foch.
- Młoda, chcesz
jutro siedzieć na trybunach, czy na dole? Bo muszę dla ciebie przepustkę jak
coś załatwić – zapytał Zbyszek, gdy już miałam wychodzić.
- Porobię trochę
zdjęć, więc załatw mi miejsce. Pa – cmoknęłam go w policzek i otworzyłam drzwi.
- A mi buziaka?! –
oburzył się przyjmujący.
- Sam się w nos
całuj – mruknęłam i zamknęłam drzwi. Usłyszałam jeszcze wielki śmiech Bartmana.
I dobrze, niech wie, że mnie się nie wkurza, bo jestem tą samą mieszanką
wybuchową, co mój brat. Gdy zostawiałam kurtkę w szatni przyszła moja
przyjaciółka. W Jastrzębiu mieszkam od wakacji i to ją poznałam tu jako
pierwszą. Od słowa do słowa stwierdziłyśmy, że mamy dużo wspólnego i tak
zaczęła się nasza znajomość. W dodatku okazało się, że chodzimy do tej samej
klasy. Zapisałyśmy się obie na kurs fotografii, bo obie to kochamy.
- Hej, Zuz –
przywitała się ze mną i zaczęła ściągać swoją kurtkę.
- Hej, hej –
uśmiechnęłam się i zawiesiłam sobie torebkę na ramieniu. – Chcesz jutro cykać
ze mną fotki na meczu?
- Tam zaraz przy
boisku? – spytała dla pewności. Kiwnęłam głową. – No jasne, że chcę!
- To już pisze do
Zibiego żeby ci też wejściówkę załatwił – powiedziałam i wyciągnęłam komórkę.
Wystukałam kilka słów i wysłałam do brata. Odpisał niemal od razu, że załatwi
bez problemu. Ten to tam kurde gwiazdorzy. Co chce, to ma. Ale akurat ja na tym
korzystałam, więc niech będzie. Czasem brat siatkarz się przydaje.
Ruszyłyśmy na lekcje. Pierwsza miała być matematyka,
której szczerze nie znosiłam. Po prostu rzygałam już tymi wszystkimi
pierwiastkami, czy logarytmami. Zajęłyśmy z Gabi naszą ławkę, czyli
przedostatnią w rzędzie pod ścianą. Wyjęłam zeszyt i zaczęłam powtarzać
ostatnie lekcje, bo po nieprzewidywalnym Grabarczyku można się spodziewać, że
wyskoczy nagle z jakąś kartkówką zaraz przed przerwą świąteczną.
- A co nasza Zuza
odwala? – zapytał Wojtek, siadając na krześle za nami. – Uczysz się?
- Pewnie kartkówkę
zrobi – wyjaśniłam, nie odrywając wzroku od kartki.
- W sumie…. Fuck,
nie umiem – jęknął.
- Czego tym razem?
– spytał Jarek, zajmując miejsce obok kumpla.
- Matmy.
- Nic nowego
–wzruszył ramionami. – Dziewczynki macie już partnerów na studniówkę? Bo
wiecie, my jesteśmy jeszcze wolni, jak coś.
Blondyn poruszył zabawnie brwiami, a my parsknęłyśmy
śmiechem.
- Jak nie znajdę
nikogo, to się do ciebie zgłoszę – powiedziała Gabryśka.
- A ty, Zuzka? –
spytał Wojnarowski.
- Muszę cię,
Wojtuś rozczarować, ale mam z kim iść – wystawiłam mu język.
- Kurde, to w takim
razie muszę szukać dalej – westchnął teatralnie.
- Izkę zaproś –
zaśmiał się Dębski.
- Wolałbym już iść
z tobą i udawać geja – wzdrygnął się.
- Sorry, jestem
hetero – wykrzywił się blondyn.
Zaśmiałyśmy się ze Starską. Iza była klasowym plastikiem,
bo chyba w każdej takowe się zdarzają. Ona jednak była po prostu taką Barbie
identyczną, jak na wiocha.pl . Białe kozaczki, różowa mini, tapeta na twarzy i
tlenione włosy. Przecież to woła o pomstę do nieba! Naszą rozmowę przerwało
przyjście matematyka do klasy. Wszyscy wrócili na swoje miejsca, a nauczyciel
otworzył dziennik i zaczął uzupełniać te wszystkie rubryczki.
- Idziesz z
bratem? – spytała szeptem Gabi. Pokręciłam przecząco głową.
- Oboje uznaliśmy,
że to nie jest dobry pomysł – zaśmiałam się cicho. – Za to Michał od razu się
zgodził.
- Matko, iść na
studniówkę z samym Michałem Kubiakiem – westchnęła rozmarzona.
- Facet, jak każdy
inny – stwierdziłam, wzruszając ramionami. Rzecz jasna minęłam się ciut z
prawdą, bo dla mnie Michał nie był taki, jak każdy inny. To był naprawdę
wyjątkowy facet. Pomijając już jego świetny wygląd zewnętrzny, to miał naprawdę
genialny charakter. Imponował mi szczególnie swoją walecznością. Jak to
powiedział mój braciszek: Walczak, jakich mało. W dodatku był zabawny, przyjacielski,
ale też uparty i złośliwy. Uwielbialiśmy sobie nawzajem dokuczać i dogryzać.
Pamiętam, jak byłam mała, to strasznie mnie denerwował, bo Zbyszek zamiast
bawić się ze mną, wolał spędzać z nim czas. Ale po śmierci rodziców był dla
mnie tak wielkim wsparciem, jak Zibi i wtedy zaczęła się także nasza przyjaźń.
Z czasem zaczęłam patrzeć na niego inaczej i stało się. Zakochałam się, ale
wiedziałam, że nic z tego nie będzie, więc nawet się nie łudziłam. Było dobrze
tak, jak było. Czasami zastanawiałam się, jak by to było gdybyśmy byli razem,
ale szybko odganiałam te myśli, bo po co się niepotrzebnie dołować? Nie byłam
przecież masochistką.
Niestety sprawdził się mój czarny scenariusz i pisaliśmy
niezapowiedzianą kartkówkę. Wyczuwałam złą ocenę, ale i tak na koniec nie
liczyłam na więcej, niż 3. Zawsze byłam kiepska z matmy. Wolałam przedmioty
humanistyczne, dlatego wybrałam taki właśnie profil. Lubiłam też trochę
biologię, a musiałam zdać z niej rozszerzoną maturę, aby się dostać na
psychologię. Na szczęście Kubi w razie czego mi pomaga, bo akurat z tego jest
dość dobry. Jak dobrze, że mieszka blisko.
Wróciłam do domu i się rozebrałam. Poszłam do kuchni i
otworzyłam lodówkę. Zbyszek miał wrócić z treningu za godzinę i pewnie
przywlecze ze sobą Michała, więc postanowiłam im i oczywiście sobie coś
ugotować. Mistrzem nie byłam, ale nauczyłam się dość sporo przez ostatnie lata.
Wyciągnęłam więc warzywa, z których ugotować miałam sos do spaghetti, a do
garnka nalałam wodę i wsypałam makaron. Godzinę później danie było gotowe.
Ubrałam swoją porcję i z talerzem ruszyłam do salonu. Włączyłam telewizor.
Akurat leciała powtórka ostatniego meczu Jastrzębskiego Węgla z Politechniką
Warszawską. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i jakieś gadanie.
Chłopcy wrócili.
- Coś tu ładnie
pachnie – uśmiechnął się Zibi.
- W kuchni jest.
Weźcie sobie – powiedziałam, nie odrywając nawet wzroku od telewizora.
- Jesteś wspaniała
– ucieszyli się i jak na skrzydłach polecieli po jedzenie. Wywróciłam tylko
oczami i oglądałam dalej. Za chwilę ci dwaj się do mnie przysiedli, miażdżąc
mnie z każdej strony.
- Powiem ci, że
dobre – wyszczerzył się Michał.
- Co nie, że mam
utalentowaną siostrę? – zaśmiał się mój brat i zmierzwił mi włosy, za co
oberwał od razu.
- Powinieneś o
mnie dbać, bo jestem skarbem – stwierdziłam z błyskiem w oku.
- Masz rację, będę
o ciebie dbać. Dlatego zero facetów do trzydziestki.
- Że co proszę? –
zrobiłam mniej więcej taką minę: o.O
Kubiak aż się zaczął krztusić jedzeniem ze
śmiechu.
- Żartowałem –
puścił mi oczko. – 25 lat wystarczy.
- Tu Se jebnij –
pokazałam mu na czoło. – To, że nikt mnie nie chce teraz, to nie znaczy że
niedługo mnie ktoś nie zechce.
- Błagam cię, nie
rozmawiaj ze mną o facetach – skrzywił się.
- I tak wiesz braciszku,
że twoją opinię mam gdzieś – posłałam mu buziaka w powietrzu.
- Ah, uwielbiam
was, Bartmany – stwierdził Dziku, jak go niedawno nazwano.
- Tylko ty tu
Kubiak nie pasujesz – wyszczerzyłam się.
- Więc zabieraj
dupsko z kanapy obcy człowieku! – powiedział Zbyszek.
- Zawijam kiece i
lecę – odparł tylko i jadł dalej. Nie dane mi było na spokojnie oglądnąć tego
meczu, bo chłopaki wciąż komentowali swoje akcje. A to zrobili źle, a tamto. Tu
źle zaserwował jeden, tu drugi. Boże, zwariować można z dwoma siatkarzami.
___________________
No to ruszamy! ;) Rozdziały będą w każdą niedzielę. Długość na razie jest taka jak na poprzednim blogu, ale za bodajże 2 rozdziały będą dłuższe, więc myślę, że będziecie usatysfakcjonowani ;) Czekam na wasze opinie.
Pozdrawiam ;*